wtorek, 17 marca 2015

Rozdział 18

~Harry~
Setny raz liczę do 10, żeby się uspokoić, ale kurwa coś nie pomaga.
Ponieważ jechał z nami syn, nie zabiłem jeszcze Malika. Właśnie skończyło się paliwo.
Zatrzymaliśmy się na pobliskiej stacji benzynowej. Mulat wyszedł zatankować. Odwróciłem się do Miquela.
- Pomożesz przygotować prezent dla mamy - powiedziałem w miarę spokojnie.
- Jaki prezent? - zapytał wesoło. Bawił się swoim misiem.
- Duży i fajny - odpowiedziałem i lekko się uśmiechnąłem. Gdzie jest Zayn? Nie mam czasu na jego kłócenie się z ludźmi na stacji.
On miał chyba dzisiaj jeszcze gorszy dzień niż ja.
Nerwowy bardzo.
Po chwili wsiadł do środka, trzaskając drzwiami.
- Ruszaj - powiedziałem zanim zdążył coś powiedzieć. Nie miałem zamiaru wysłuchiwać jego narzekań.
- Ruszam, ruszam - mruknął i pokręcił głową. Odpalił auto odjeżdżając ze stacji paliw.
Jechaliśmy łamiąc przepisy. Wszystko byłoby w porządku, gdyby ten idiota pojechał po to wczoraj. Albo chociażby powiadomił mnie wcześniej o niedogodnościach. Wtedy nie straciłbym dnia na łażeniu po centrach handlowych z Jack'iem. Swoją drogą, blondyn jakoś niespecjalnie zachowuje się jak typowy mafijny boss. Zayn nawet nie wie z kim się kłóci. Powstrzymałem się, by nie wybuchnąć śmiechem.
Jakby chciał to by go zabił w mgnieniu oka. Najwidoczniej długo ćwiczył cierpliwość. Mi to nigdy nie wychodziło. Nie umiem czekać.
Niedługo potem dojechaliśmy na miejsce. Trzeba będzie tym niekompetentnym idiotom wytłumaczyć, że nie będę czekał wieczność, aż łaskawie przyślą do mnie kuriera. Oczywiście będzie musiało obyć się bez mordobicia. Wszak Mike patrzył.
- Idziemy odebrać? - zapytał mój pierworodny.
-Tak, wskakuj mały - odpiąłem go z fotelika i posadziłem sobie na ramionach.
-Zayn - zwróciłem się do mulata - Tylko tym razem bez wpadek.
- Tak, szefuńciu - poszedł za mną.
Weszliśmy do niedużego budynku. Pani w drzwiach zaprowadziła nas do sali, gdzie był towar.
Wszędzie, w każdym możliwym miejscu, stały wieszaki z szytymi na miarę, wyzłacanymi i ozdabianymi klejnotami ubraniami.
- Jaki był problem, że tak renomowana firma nie była w stanie dostarczyć mi zwykłej sukienki i butów do kompletu? - spytałem kobiety.
- Mieliśmy problem. Dużo osób zamawia towar na święta - oznajmiła speszona.
- Dobrze - odparłem zdegustowany jej zachowaniem - Przyjechałem osobiście, przez co nie zapłacę za kuriera. A teraz, jeśli łaska, pokaż mi moje zamówienie.
- Proszę za mną - mruknęła.
Poszliśmy w stronę biurka, gdzie czekał zapakowany prezent.
Wziąłem torbę i spojrzałem do środka. Wszystko tak jak chciałem. Idealnie.
- Żegnam - wyszedłem już na nią nie patrząc. Malik podążał za mną.
Miquel wyciągnął do mnie rączkę i czekał, aż go złapie. I poszliśmy tak do samochodu. Schowałem torby, a małego zapiałem.
- Słuchaj, musimy się stamtąd ulotnić. Skoro im się rodzina tworzy...
- Nie - pokręcił główką. - Nie chcę. Tata, nie - założył ręce. Zupełnie jak matka.
- Nie marudź - powiedziałem. Prawda była taka, że gdy Kath coś przeskrobie, nie mogłem nic zrobić, bo jej bronili.
Musiałem poinformować Saikatsu o naszej przeprowadzce. Wiem, że będzie wkurwiona, ale w końcu się ugnie. Zostanie jeszcze kwestia zadośćuczynienia. Kurwa, zawsze jak ją wykorzystam, ona chce coś w zamian.
Kupię jej śpioszki. Dziecko będzie miała w co ubrać. No. Albo łóżeczko.
Wracaliśmy w ciszy do posiadłości. Czas zacząć przedstawienie.
Poszliśmy do mojego pokoju. Syn pomógł mi spakować prezent w coś ładnego. W całym domu ładnie pachniało.
- Nadal będziesz milczał? - w drzwiach stanęła Chang - Raz w roku mógłbyś być miły. I uśmiechnij się, bo kociej mordy dostaniesz - Uszczypnęła mnie w policzek. Obiecuję, kiedyś ją zadźgam za to traktowanie mnie jak młodszego brata.
Wywróciłem oczami i odwróciłem się w stronę łóżka. Podałem jej zapakowany dla niej prezent. Nie wiem co powie jak go otworzy i zobaczy kolczatkę, ale to był dobry czas na ujarzmienie jej. Jack będzie miał większe pole do popisu.
-Trochę na to za wcześnie - oddała mi nierozpakowany prezent - Cała przyjemność polega na szukaniu podarków pod świątecznym drzewkiem.
- Weź i włóż pod choinkę. To też - podałem jej prezenty dla Katheriny i Miquela.
- Nie powinieneś tak wykorzystywać ciężarnej kobiety - nadęła policzki.
- Oj, przepraszam kochanie. Idź, dasz rade. Silna jesteś.
- Pff - prychnęła i wyszła. Przynajmniej wróciła stara Chang. Po tej tragedii z przed kilku lat, gdyby nie Jack, wciąż by umartwiała się nad sobą i wpieprzała bez przerwy leki.
Więc za to każdy był mu wdzięczny. Lubiłem tę dziewczynę i chciałem, żeby jej się ułożyło.
Dobra, teraz trzeba było zainteresować się tym przepysznym zapachem. Przez ten cały incydent z prezentem dla Katheriny, zapomniałem o jedzeniu.
A byłem naprawdę głodny dzisiaj. Wziąłem malucha na ręce i zeszliśmy na dół. W kuchni Jack i brunetka robili ciasta oraz pudding.
- Mama! - wykrzyknął uradowany Miquel i wyciągnął ku niej rączki.
Odwróciła się do niego i uśmiechnęła. Od razu wytarła ręce brudne od mąki.
- Jak było na wycieczce, kochanie? - spytała.
 -Fajnie - powiedział - Dostanę ciastko?
- Dopiero wieczorem - pocałowała go w policzek.
- O, cześć Harruś - ożywił się Jack. Jego też kiedyś zadźgam. - Jak zakupy?
- Udane - posadziłem syna na krześle i poczochrałem mu włosy. - Daj coś do jedzenia.
- Hai, hai - postawił przede mną miskę ryżu i wędzoną rybę - Smacznego.
Coś mi nie pasowało w tym jego krzywym spojrzeniu, którym mnie obdarzył.
- Masz z czymś problem? - zapytałem prosto z mostu.
Ten dzień nie zaczął się dobrze.
- Ja? - spytał, teatralnie dotykając dłonią serca- Czemuż bym miał?
Kath zachichotała. Chyba za bardzo się spoufalili ostatnio.
Zacząłem jeść, nie komentując tego. Nawet dobre. Zresztą, byłem głodny. Zjadłbym wszystko.
Katherina i Jack powrócili do robienia deserów.
- A właśnie - zaczął Jack, gdy włożyłem talerz do zlewu - Wielka czwórka na ciebie czeka w bibliotece.
- Lecę - mruknąłem.
Wszedłem do pomieszczenia. Nic się w nim nie zmieniło od ostatniego razu.
- Witaj Harry - przywitali się ze mną wszyscy.
- Co to za zamieszanie? - spytałem. Rzadko kiedy spotykali się w jednym miejscu.
- Święta są - odparł Adam - Poza tym przyjechaliśmy w ofensywie. Podobno chcesz zemsty.
- Dokładnie - dodał Sam - Nie zostawimy naszego członka stada w potrzebie. Wilki takie jak my trzymają się razem.
- Dzięki - mruknąłem pod nosem. Będzie trudno. Louis już się przygotowywał.
W końcu też miał sporą liczbę ludzi. Trzeba to było zakończyć już dawno temu, a teraz trzeba będzie się użerać z całą jego zgrają.
- Pogadamy o tym jutro. Po świętach - powiedział Adam.
- Teraz powinieneś pogodzić się z Kath - mruknęła Saikatsu odrywając wzrok od laptopa - Nie możesz zachowywać się jak małe dziecko, głupku. Twój syn jest dojrzalszy.
- To ona się do mnie nie odzywa - wzruszyłem ramionami.
Chwilę później stwierdziłem, że był to tekst na poziomie szkoły podstawowej.
- Zatem to ty powinieneś pierwszy przeprosić - fuknęła - To twoja wina. Znowu zniszczyłeś jej własność. Mam cię nauczyć dobrych manier?
No dobra. Miała rację. Kiwnąłem głową i wyszedłem, aby się przygotować.
Koniec końców były święta. Raz na jakiś czas mogę odpuścić i pierwszy wyciągnąć dłoń. Zajrzałem do szafy.
Miałem nowe koszule oraz garnitur. Dobra. Ale rurki zakładam.
Byłem już gotowy. I co ja teraz miałem zrobić z pozostałym czasem?
- Mike? - do środka weszła Katherina. - Przepraszam - cofnęła się.
- Nie, zostań - machnąłem na nią ręką - Musimy porozmawiać.
- Szukam syna - odpowiedziała.
- Ktoś się nim zajmie. - mruknąłem - Zostań...Proszę - czy ja właśnie o coś poprosiłem? Nie, mam omamy.
- Dobrze - weszła do środka i zamknęła drzwi. - Co się stało?
- Ja - złapałem się za tył głowy - Nie wiem od czego zacząć. Ech, ja nie mogę tak po prostu patrzeć z boku. Rozumiem, że może ci się tu nie podobać, ale... Przepraszam
Zrobiła wielkie oczy. No cóż. Też byłem zaskoczony. W końcu przeprosiłem. No a robiłem to rzadko.
- Podoba mi się.
- C...Co?-spytałem zaskoczony.
- Są mili - wyjaśniła bawiąc się palcami.
Stawała z nogi na nogę, zdecydowanie zdenerwowana.
- Zatem, nie jesteś już zła?-spytałem znacznie pewniej. Nie pozwolę na kolejna oznakę słabości.
- Nie wiem. Znów zaczniesz na mnie krzyczeć przy najbliższej okazji. - wzruszyła ramionami.
- Nie przesadzaj - zmniejszyłem między nami odległość - Są święta, będzie dobrze - Wręcz, kurwa, wyśmienicie...
- Lubię święta. Mogłyby trwać dłużej. - pokiwała głową - Popraw sobie kołnierzyk.
- Jasne - pocałowałem ją w czoło i lekko się uśmiechnąłem poprawiając koszulę. Zaskakująco łatwo mi z nią poszło.
Może to przez ten dzień. Uspokoiła się, robiła coś w kuchni i jej przeszło. Dziewczyna zrobiła dzióbek.
- Jeszcze tu – mruknęła cicho.
- Z rozkoszą - pocałowałem ją. Dziewczyna z chęcią odwzajemniła pocałunek - Zejdziemy razem na dół? Chyba nas tam oczekują.
- W porządku - uśmiechnęła się do mnie.
Ufa mi. Znowu. To dobrze.
Złapała mnie pod ramię i razem zeszliśmy po schodach. Jak przewidziałem, wszyscy już na nas czekali w jadalni. Na stole pięknie prezentowały się potrawy przygotowane przez Jack'a i Katherinę. Miquel za to zajadał się już ciastkiem, uważnie przysłuchując się opowieściom blondyna.
- Koniecznie chciałem mieć córkę. Córki są księżniczkami ojców. Będę ją rozpieszczał. Jeszcze nie teraz. Mówiłem, wszystko po kolei. Musimy mieć bezpieczny dom, jakoś to wszystko ustawić do pionu.
- No chyba się oplułem - powiedział Malik widząc nas obok siebie.
- Zamilcz - warknąłem na mulata. Nie będzie mi niszczył atmosfery. W końcu wybaczyłem mu ten problem z prezentem dla Kath.
- Posłuchałaś mnie? - spojrzał na nią znacząco.
Stanęła bardziej za mną i schowała czerwoną twarz w moim ramieniu.
 -N...Nie - jąknęła.
- Cudnie, wszyscy już są - rozpogodziła się Saika, która dotychczas opowiadała znużonej Kate o jakiś nowinkach technicznych. Cóż, brunetka nigdy nie przepadała za elektroniką i odetchnęła z ulgą, gdy Chang skierowała swoją uwagę na nas.
Poprawiła się na krześle i uśmiechnęła życzliwie do nas.
Usiedliśmy do stołu. Ja zaraz obok mojego syna. Katherina po mojej lewej stronie.
- Tradycja wymaga, by gospodarze wznieśli toast - powiedział Terry.
- No, skoro trzeba - Jack podniósł się z kieliszkiem wina.
- Chcielibyśmy wraz z Saikatsu podziękować wam za odwiedzenie nas w tym roku - zaczął.
Stanął za jej krzesłem. Spojrzał na nią z uczuciem i położył dłoń na jej ramieniu.
- Zatem interesami zajmiemy się jutro. Teraz zjedzmy. Wesołych świąt - uniósł wysoko kieliszek. Wszyscy powstali.
Również unieśliśmy kieliszki, a potem każdy wziął łyk alkoholu. No, prócz rudej i Miquela.
Przy stole panowała przyjemna atmosfera. Każdy zachwycał się daniami, które przygotowali Jack wraz z Kath. Swoją drogą, matka mojego dziecka nie puszczała mojej dłoni, co przykuło uwagę Saiki.
Zmrużyła oczy i zlustrowała nas wzrokiem. Już wiedziałem, że zaraz się odezwie i zacznie pytać, czy już ją przeprosiłem, jak, co, po co. Ciekawska była. Lubiła być poinformowana o tym co się działo naokoło. Zwłaszcza, jeśli chodziło o jej przyjaciół.
- A ja mam dla pań prezent. Nie leży pod choinką, więc dam go teraz - odezwał się Jack i każdej z dziewczyn wręczył koperty. Katherina rozplotła nasze palce i zajrzała do środka jak pozostałe dwie dziewczyny.
- Czy ty chcesz powiedzieć, że ja potrzebuję chodzić do salonu piękności? - spytała podchwytliwie Saika, chociaż kryła uśmiech.
- Ależ skąd, Saikuniu, ale tak myślałem, że... No i w ogóle - zaczął się tłumaczyć blondyn. Rudowłosa roześmiała się i pocałowała swego narzeczonego.
- Dziękuję. Wybiorę się tam z Kate i Kath - popatrzyła na mnie, jakby oczekiwała mojej akceptacji. Kiwnąłem porozumiewawczo głową. A niech idą razem w cholerę, byleby nie na długo.
- Dziękuję Jack – odpowiedziała dziewczyna siedząca obok mnie i odłożyła kopertę, kładąc rękę na moim kolanie.
Miquel uśmiechnął się do nas i skończył jeść ciastko, tym samym odsuwając od siebie talerzyk. Wyciągnął rączki w stronę soku, co znaczyło „piciu”. Zabrałem rękę z pleców Katheriny i podniosłem się, uważając na marynarkę. Wziąłem szklankę chłopca i nalałem mu soku.
- Dzięki tata – mruknął i przyssał się do szklanki, jakby nie pił tydzień.
- Czas na prezenty - wykrzyknęli bliźniacy jednocześnie. Z tego co pamiętam, zawsze tak robili. Jakby byli zsynchronizowani.
Na ten przykład: Harry Potter. Tak, byli podobni do tych rudych braci. Mike pierwszy podbiegł do choinki.
Trzy czwarte leżących tam prezentów było dla niego. Rozerwał pierwszy papier. W środku był zabawkowy karabin. Czy to była jakaś aluzja?
Nie ja kupowałem ten prezent. Ode mnie miał coś normalnego. No, auto nie budziło podejrzeń. Synek uśmiechnięty rozpakowywał kolejne prezenty, aż mi przyniósł podpisaną, zapakowaną paczkę.
Popatrzyłem na niego zdziwiony, ale podarek przyjąłem. Otworzyłem go niespiesznie. W środku była piękna, czarna, motocyklowa kurtka. Przymierzyłem ją. Pasowała idealnie. Spojrzałem na Chang. Tylko ona znała moje dokładne wymiary. Już chciałem jej podziękować, lecz ona niezauważalnie pokręciła głową.
To znaczyło, że nie jest to od niej. Posłała mi delikatny uśmiech i zajęła się otwieraniem swojego prezentu. Musiała mieszać w tym palce. Może wybrała się na zakupy z Kath?
Spojrzałem na brunetkę. Niezbyt jej wyszło udawanie, że nie wie o co chodzi. Uśmiechnąłem się pod nosem. Dobrze, wręcz wyśmienicie. Wszystko tak jak zaplanowałem.
Idealna rodzinka. Idealne święta. Idealna gra, aby osiągnąć cel. Ale sielanka się skończy. Dzisiaj niech jeszcze trwa.
- Podoba ci się? - zapytała, układając dłonie na kolanach.
- Bardzo - pocałowałem ją lekko. Rozejrzałem się po sali. Mały, uradowany roznosił wszystkim prezenty.
Każdy swój dostał. Dziewczyna też. Nawet dwa i przypuszczam, że ten drugi był od pewnego, wkurwiającego Mulata. Wywróciłem oczami.
- Mama, jeszcze ja - chłopiec wyciągnął do niej rączki z małym, białym misiem ozdobionym wstążką, którą sam wiązałem.
- Dziękuję - pogłaskała go po policzku i upiła trochę wina. Hmm, może lekkie upojenie alkoholowe zachęci ją trochę do późniejszych zabaw?
To byłby dobry pomysł. Mam ochotę się rozerwać. Ja naprawdę też potrzebuję trochę seksu. Zwłaszcza, że od naszych krótkich wakacji, było miedzy nami ciężko.
Wieczór minął dość przyjemnie. Kate, jak zawsze nieobecna duchem, nie odstępowała fortepianu, umilając nam tym czas. Adam i Sam żywo dyskutowali między sobą o interesach. Ja natomiast wraz z Katheriną konwersowaliśmy z gospodarzami o błahych rzeczach, między innymi właśnie o ciąży Saiki. Tylko Terry siedział sam, z nikim nie zamieniwszy chociażby słowa. Było to swoją drogą nieco podejrzane.
Emily for Calzedonia feb 2015Zawsze był duszą towarzystwa. Uwielbiał dyskutować i wypowiadać swoje zdanie. Coś odmiennego. Myślę, że nad czymś się zastanawiał, pijąc w spokoju białe wino.
Dziewczyna obok mnie zaczęła się podnosić, ale złapałem jej nadgarstek i ściągnąłem na krzesło.
- Przepraszam - powiedziała. Oderwałem wzrok od Terry'ego i spojrzałem na nią. - Mogę do toalety?
- Idź - mruknąłem, puszczając jej rękę. Wróciłem myślami do Dowell'a. Mężczyzna w tajemnicy przed innymi nieustannie stukał palcami w ekran telefonu, schowanego pod stołem. Nagle oderwał wzrok od komórki i nasze spojrzenia się skrzyżowały.
Brunet nie mógł wytrzymać mojego świdrującego spojrzenia i szybko spojrzał na swoją siostrę, udając, że ciągle słuchał jej gry.
- Terry, co u ciebie słychać? - odkaszlnąłem i rzuciłem w jego stronę, opierając rękę o krzesło nieobecnej Kath.
- Wszystko jest w należytym porządku - mruknął, nie patrząc mi w oczy. Jakby obawiał się, że coś z nich wyczytam.
- Nie wydaję mi się - odpowiedziałem spokojnie. - Co jest stary, że jesteś dzisiaj taki nieobecny? Hm?
- Och, chyba zbytnie przebywanie przy Kate mi się tak udziela - uśmiechnął się niemrawo.
- Mów - pochyliłem się lekko do przodu, czekając na szczerą odpowiedź. Nie lubiłem owijania w bawełnę. Zerknąłem na Zayna, który wstał od stołu i opuścił salon, a potem wróciłem wzrokiem do Terry'ego.
- To naprawdę nic takiego - wycedził przez zęby - Wolałbym, by pozostało to jak na razie... Niespodzianką. Tak, to dobre określenie. - podniósł kieliszek z winem do góry i spojrzał na mnie - Zdrowie młodych -Wypił do dna.
Pokręciłem głową i również skończyłem pić swój alkohol. Katherina długo nie wracała. Wszyscy byli czymś zajęci, a Miquel zasnął na miękkim dywanie z zabawkami wokół. Podniosłem się i wziąłem syna, niosąc go do sypialni jego oraz dziewczyny. Ułożyłem malucha w łóżku, zdejmując mu spodnie i koszulkę. Spokojnie spał, kiedy zamykałem drzwi. Odwróciłem się i ktoś na mnie wpadł. Katherina w krótkim, jedwabnym szlafroku, czerwona na policzkach.
- Co się stało?-spytałem lekko zaskoczony
- Nic - złapała obie moje dłonie i pociągnęła w stronę sypialni, w której to ja spałem.
- Proszę, proszę - mruknąłem zadowolony, gdy rzuciła mnie na moje łóżko - Cóż byś chciała uczynić, zacna damo?
- A co byś chciał, abym uczyniła? – zapytała, rozsuwając połowy szlafroka, pod którym miała dosyć skąpą bieliznę.
- Wpierw obiecaj, że jutro nie będziesz mi tego miała za złe - powiedziałem, całując jej obojczyk
- Jeżeli to nie będzie tak bardzo boleć i dam radę to znieść - mruknęła cicho.
- Obiecaj - zarządzałem, zsuwając z niej szlafrok
- Obiecaj, że nie przekroczysz granic - spojrzała mi w oczy.
- Och, ależ ty i tak nie będziesz jutro pamiętać - zaśmiałem się i przyszpiliłem ją do łózka. - Ładnie to tak kusić wilka?
- Lubię ryzyko, życie z tobą nim jest. Więc… Rób co chcesz – westchnęła i odwróciła głowę, wtulając policzek w poduszkę.
- Pysznie - szepnąłem. Jak to dobrze, że byłem przygotowany na takie sytuacje. Z szafki stojącej koło łózka wyjąłem policyjne kajdanki, którymi skułem dziewczynę.
Oblizałem wargi i uśmiechnąłem się. Nareszcie w swoim żywiole. Mogło być lepiej? Nie sądzę. Powoli rozpiąłem Kath stanik, ukazując jej krągłe piersi. Ugryzłem płatek jej ucha i schodziłem coraz niżej z pocałunkami, zostawiając na jej ciele różowe ślady. Przejechałem językiem nad krawędzią jej skąpych majtek. Pociągnąłem zębami za ich brzeg i powoli zsunąłem. Trochę się zabawimy.
Mruknęła coś, kiedy nosem wodziłem po jej udzie, zjeżdżając niżej. Palcami ściągnąłem całkowicie bieliznę i rzuciłem ją w kąt sypialni. Poruszyła się delikatnie, ciągnąc rękoma tak że kajdanki uderzyły o framugę łóżka.
Wyjąłem ze spodni pasek. Sam rozebrałem się do bokserek. Teraz miałem pole do popisu. Przejechałem skórzanym zastępstwem pejcza, po jej brzuchu, a potem go podniosłem i uderzyłem w złączenie ud. Pisnęła głośno i spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami. Takie zabawy sprawiały ból, ale i przyjemność. Zaraz miała się o tym przekonać.
- Och, Katherina – mruknąłem i pocałowałem ją bardzo zachłannie. Mój język wdarł się do jej ust, plącząc z jej językiem. Gdy się odsunąłem, oboje ciężko dyszeliśmy.
Sięgnąłem do szuflady. Wyjąłem z niej mały wibrator. Zawsze trzeba być przygotowanym. Wsunąłem go do jej słodkich ust, aby nawilżyła to zacne urządzenie. Zrobiła to trochę nieporadnie. Potem włożyłem go tam, gdzie było jego miejsce i włączyłem dosyć mocną opcję. Zajęczała głośno. Odpiąłem dziewczynie ręce, aby odwrócić ją tyłem do siebie. Oparła się na rękach, wypinając się w moją stronę seksownym tyłeczkiem.
Wziąłem pasek i teraz uderzyłem w nią trochę mocniej. Krzyknęła, ale nikt nie mógł jej usłyszeć, co było plusem. Uderzyłem znów. Potem kolejny raz. Naliczyła 10 uderzeń, a jej pośladki były czerwone.
- To za karę – szepnąłem do jej ucha. – Uczymy się posłuszeństwa, kochanie, a każdemu wyjdzie to na dobre.
Przejechałem dłonią po jej tyłku i uśmiechnąłem się pod nosem. Ależ ona była podniecona. Niby piszczała z bólu, a po jej udach spływały widoczne ślady emocji budzących się w jej podbrzuszu.
Zsunąłem bokserki. Wspomagając się lubrykantem, naparłem na nią od drugiej strony. Dobrze wiedziałem, że będzie ją to na początku boleć. Ale przyjemność jest naprawdę świetna.
- Harry – jęknęła przez zęby.
- Poboli i przestanie – wypchnąłem biodra i wszedłem w nią bardziej.
Odchyliła głowę, ciężko dysząc. W sobie ciągle miała magiczne urządzenie.
- Jeśli dojdziesz, to znów ci wleję – ostrzegłem.
Była na skraju, ale musiała posłuchać. Poruszałem się w niej powoli. Już niedługo później po pokoju rozchodziły się jęki rozkoszy, a potem moje imię, które było czymś cudownym, gdy to krzyczała.
Doszła. Ja też. Tylko nie umiem zliczyć ile razy...
~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~~~~
Hej :) Pamiętajcie o MadHouse i zostawiajcie komentarze!
http://madhouse-fanfiction-hs.blogspot.com/

13 komentarzy:

  1. Jejku super rozdzial nie moge doczekac sie nastepnego. Xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział :)
    Az brakuje mi słow xD
    Cieszę się ze się pogodzili :)
    Życze weń i do następnego :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow to jest lepsze niż lektura Grey'a ❤
    Ten koniec był taki mmmm... ❤
    Przynajmniej na chwilę była taka mega rodzinna atmosfera ❤
    Ściskam
    You Belong With Me

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG :_:
    PO 1 )JA JUŻ SAMA NIE WIEM CZY TO BĘDZIE DO KOŃCA, ŻE ON SIĘ NIĄ BAWI :3
    PO 2 ) JPRDL. JAK MNIE WKURZA HARRY <3<3 HAHA
    PO 3 ) NIE POTRAFIĘ GO ZROZUMIEĆ O.o MÓGŁBY SOBIE ZNALEŹĆ INNĄ I WGL, ALE OKEE <33
    PO 4 ) IRYTUJE MNIE MEGAA JEGO ZACHOWANIE <33 KUWA '' UCZYMY SIĘ POSŁUSZEŃSTWA'' - WTF !? HAHA <3
    PO 5 ) ROZDZIAŁ ZAJEBISTY. KOCHAM. KOCHAM. CZEKAM NA KOLEJNY. DZIĘKUJĘ <3
    + ŻYCZĘ WENY :3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Harry jest straszny, ale i tak go uwielbiam. Mam jakiś postęp, bo ją przeprosił. <3
    ~Paula~

    OdpowiedzUsuń
  6. Boskie czytam na bezdechu ufffff

    OdpowiedzUsuń