niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 13

~Alicja~
Odebrałam Toma z przedszkola. Szedł obok, opowiadając o koleżance, którą polubił. Miał bardzo dobry humor, ale ja zastanawiałam się czemu Luke nie wracał od dwóch dni.
Trochę mnie to martwiło. Zostawiłam mu kilkadziesiąt wiadomości na poczcie ale nadal nic.
- Mamo, mamo piesek - Thomas pociągnął mnie za rękę i pokazał palcem.
- Nie dotykaj go, może cię ugryźć.
- No dobra - ukucnął i wziął jakiś kamyk. Przeszliśmy przez przejście. Może dzisiaj wróci. Może świętował.
W domu zrobiłam ciepłej herbaty i zaniosłam chłopczykowi do salonu gdzie oglądał bajki.
- Niespodzianka - przy kanapie stał Louis.
Kubek wypadł z ręki i rozbił się robiąc przy tym hałas.
- Mami - syn od razu do mnie podbiegł.
Kucnęłam i Owinęłam go jedną ręką podnosząc.
- Musimy porozmawiać - powiedział spokojnie mężczyzna. Patrzył na syna.
- Więc teraz wszystko robisz jak przestępca? Włamujesz się do cudzych domów?
- Nie. Marie mnie wpuściła - wzruszył ramionami i pokazał gazetę. - Od razu mówię, że nie mam nic wspólnego z tym wypadkiem, bo pewnie teraz jestem dla ciebie największym kryminalistą.
- Wiem, że to nie twoja wina - poprawiłam Thomasa na rękach.
- Wiesz? Że twój narzeczony...- zerknął na papier - Luke zginął? Fajnie. A teraz usiądź i daj mi coś wyjaśnić.  A potem porozmawiać z synem.
- Co? O jakim wypadku ty...
- Mama -mały się wiercił. Puściłam go i kazałam iść do swojego pokoju. Podał mi gazetę i usiadł, ciągnąc mnie na swoje kolana.
Szybko z nich wstałam czytając chaotycznie artykuł. Zaczęłam płakać zamazując sobie obraz.
Nie kochałam, ale to mój przyjaciel. Był. Teraz odszedł... Louis delikatnie mnie przytulił.
Łzy leciały nie przestając ani na chwilę. Luke nie żył..
- Cicho skarbie. Cicho. Wpadł w poślizg. Przykro mi, że kolejna osoba cię zostawiła. - szepnął kołysząc mną.
- Wyjdź - odsunęłam się.
- Nie. Musimy pogadać. Chcesz, czy nie, mamy syna. Alicja, wiem co zrobiłem. Nie jestem świetnym gościem, ale o swoją rodzinę dbałem. O ciebie, o syna. I zrobię wszystko, aby to odzyskać.
- Przyjdź jutro. Proszę Louis, jutro...
- Nie - patrzył na mnie uważnie i co chwila ocierał łzy. - Odpocznij. Zajmę się Tomem - położył mnie odsuwając gazetę. Maria zbierała kubek.
- On nie żyje...
Co chwila to powtarzałam. Przykrył mnie. Zamknęłam oczy. Nie wierzyłam. Nie zasłużył.
Przepłakałam całą noc nie umiejąc się uspokoić.
Gdy rano troszkę zasnęłam, obolała obudziłam się dwie godziny później. Thomas w koszulce siedział na dywanie i układał z Louisem klocki. Usiadłam lekko się rozciągając. Musiałam wziąć się w garść i zorganizować wszystko. Jego rodzina, pogrzeb i odwołanie ślubu.
Dużo tego. Naprawdę... Będę o nim pamiętać i dobrze go wspominać. W pewien sposób pomógł mi stanąć na nogi.
- Thomas... - wyciągnęłam rękę, pokazując żeby do mnie podszedł.
- Cześć, mama - uśmiechnął się. Wziął misia i podszedł, a Louis na nas spojrzał.
- Długo nie śpisz? - uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
- Troszkę - pocałował mój policzek. - Tata jest fajny. Mówił, że się źle czujesz. Już nie? - przekrzywił główkę.
- Tata? - popatrzyłam na mężczyznę.
- Zaprzeczysz? - odparł.
- Jesteś niesprawiedliwy. Thomas - zwróciłam się do małego -... musimy porozmawiać.
- Tak?
- Wujek Luke... - głos mi się załamał -... musiał odejść wiesz? Miał wypadek i aniołki go uratowały.
Spojrzał na mnie smutno i przetarł oczka.
- Będziemy musieli się z nim pożegnać, zanim pójdzie tam do góry.
- Dobrze mamusiu. Narysuję mu kwiatuszki - pokiwał główką.
- Na pewno się ucieszy - przytuliłam go.
- Przyjdę wieczorem - Louis podniósł się i wyszedł z domu.
Wzięłam syna na kolana i długo opowiadałam mu różne rzeczy. Sama się przy tym uspokoiłam. On jako maluch nie dużo rozumiał.
Po prostu potrzebowałam spokoju i bliskości syna.
- Kocham cię, mama.
- Ja ciebie też maluszku.
- Będziesz się uśmiechać? - popatrzył na mnie tym wzrokiem.
- Dla ciebie zawsze.
- Am? - pokazał w stronę stołu.
- Już coś robimy.
- Już jest. Chodźmy...- podeszliśmy do stołu. Naleśniki.
Cały dzień załatwiałam formalności związane ze śmiercią Luke'a. Musiałam sobie z tym poradzić.
Bo nie wiem jak szybko się z tym pogodzę. W końcu to do mnie dotrze. Na pewno. Wieczorem wróciłam. Thomasem zajmowała się Marie za co byłam jej niezmiernie wdzięczna. Po pogrzebie planowałam się wyprowadzić.
Nie mogłam tu mieszkać. To nie był nasz dom. I wszystko tu by mi go przypominało. Po kolacji, ktoś zadzwonił do drzwi. No tak. Louis.
Nie było sensu go nie wpuszczać. Wszedłby oknem, albo jeszcze inną drogą.
Wszedł do środka, podając mi różę. Potem podniósł moją lewą rękę. Nie czułam tego.
- Powiedz mi co się stało.
- Nie czytasz gazet? - prychnęłam.
- Nie. Nie czytam gazet. - przyparł mnie do ściany. - Posłuchaj. Mam do Toma takie same prawa jak ty. Zamierzam zajmować się swoim synem. Zamierzam was chronić. Kocham Cię i to się nigdy nie zmieniło, mała. Rozumiesz? Jeżeli ty już nic do mnie nie czujesz, dobrze, ale on nie jest winny. Pozwól mi tu być. Nie będę nalegał. Może sama znajdziesz zaufanie.
- To że mówi do ciebie tato nic nie znaczy. Jest mały, a ty jesteś dla niego obcą osobą.
- Nie jestem - warknął. - A jeżeli masz z tym problem to go rozwiąż. Sama dziecka nie zrobiłaś. Co? Źle ci było? Skrzywdziłem was? To teraz nie unoś się honorem.
- Zostawiłeś nas, a to najgorsze co mogłeś zrobić. - wyminęłam go i poszłam do salonu.
Złapał mnie za rękę przyciągając.
 - Gdzie? Nie skończyłem. Nic nie wiesz. Nie wiesz jak się czułem. Nie wiesz, że każdego dnia myślałem czy wam włos z głowy nie spadł. Myślisz, że chciałem? Nie. Ale ktoś miał idealny plan, aby znów... kurwa. rozmawiałaś z Katheriną? Wczoraj, dzisiaj?
- Mówiła, że wszystko w porządku. Mały był chwilę chory, ale już jest dobrze.
Louis mnie puścił i lekko się cofnął. - On wyszedł.
- Ale ona jest bezpieczna, prawda? - zmroziło mnie.
- Nie wiem...
- Louis! - Uderzyłam go pięścią w tors.
Spojrzał na mnie przepraszająco. Podszedł do Toma i wziął go na ręce.
- Patrz.- chłopczyk pokazał mu autko którym właśnie się bawił.
- Świetny. Masz ich dużo? - łaskotał go.
- Dużo - wiercił się u niego na rękach chcąc mu wszystkie pokazać.
- To idziemy na górę? - zaproponował mu.
- Przyniosę - pobiegł prawie zabijając się na schodach.
- To co ci się stało w rękę? - Lou mnie przyciągnął.
- Zachowujesz się jakby nic się nie stało...
- Stało. Nie ukrywam. Ale to ty zachowujesz się, jakbyś kiedyś była przy mnie nieszczęśliwa. Wróciłem i zagwarantuję wam bezpieczeństwo. Powiedz co ci się stało i zadzwoń do Katheriny - powiedział spokojnie, patrząc głęboko w moje oczy.
Odwróciłam się bez słowa i szukałam telefonu.
Zwrócił mnie w swoją stronę. - No słucham, niemowo. Tylko nie odstawiaj mi przedstawienia obrażonej księżniczki.
- Dzwonię do Katheriny, odczep się. - wybrałam numer który znałam na pamięć.
Nie odebrała. Od razu mnie odrzuciło. Spróbowałam jeszcze raz.
Kolejny raz to samo. Gdy znów spróbowałam, telefon był już wyłączony.
- O Boże... - oparłam się o ścianę. Musiałam sprawdzić co się dzieje.
Jedynie mogłam się domyślać. Wszystko mnie dzisiaj przybijało.
Zadzwoniłam do ojca dziewczyny roztrzęsiona.
- Tak, Ala? - odebrał po którymś sygnale. Louis przeczesał moje włosy palcami i zabrał mi telefon. Włączył głośnomówiący.
- Rozmawiał pan z Katheriną? Nie mogę się do niej dodzwonić i trochę się martwię.
- Byłem sprawdzić co u niej. Po prostu jest chora i nie ma ładowarki do telefonu - uspokoił mnie.
- Mógłby pan do niej pojechać. Proszę...
- Ale naprawdę dzisiaj byłem.
- Dobrze. - Rozłączyłam się. Nie przekonał mnie.
- Pewnie nie wpuściła go do środka - powiedział mężczyzna kucając aby złapać Toma.
- Thomas, zostaniesz z ciocią? - zapytałam szukając w szafie kurtki.
- Gdzie ty się wybierasz? - Louis na mnie spojrzał.
- Nie twój zakichany interes. Synku..
- Nie jedziesz sama - warknął i wstał. Tom został z Marie. Brunet wyprowadził mnie z domu.
Zignorowałam go i po prostu wsiadłam do auta.
On prowadził, bo ja nie miałam jak. Jechał szybko, chociaż było ciemno. Bardzo się denerwowałam i bałam. On nie mógł znów jej skrzywdzić. Wiedziałam, że był zdolny do dosłownie wszystkiego. Louis mi czegoś na ten temat nie powiedział, bo to było widać.
Znowu miał tajemnice, wiedziałam, że nigdy nie będzie już tak jak kiedyś.
Ale w jednym miał rację. Był ojcem Toma i bez względu na moje uczucia, to się nie zmieni.
Całą drogę pokonaliśmy w ciszy. Na miejscu od razu ruszyłam do drzwi. Zaczęłam pukać i dzwonić.
Dosłownie bolała mnie ręka. Byłam zmęczona fizycznie i psychicznie. Za dużo ode mnie wszyscy wymagali. W progu pojawiła się Kath. Spojrzała na mnie zaskoczona.
- Cześć... Cześć Louis.
Rzuciłam się na nią i mocno przytuliłam prawie się rozpłakując.
Objęła mnie. Stałyśmy na klatce. Brunet nas ominął i wparował do mieszkania.
- Martwiłam się...
- Nic mi nie jest - odparła i szybko poszła za chłopakiem.
Zamknęłam drzwi i również ruszyłam do środka mieszkania. Gdzie ten mój maluch?
Louis szukał go w całym domu. Trzy pokoje to nie dużo.
- Jego tu nie ma, jest u dziadków - szepnęła w końcu brunetka.
- Twój ojciec mi nie powiedział. - zmarszczyłam brwi.
- Musicie iść, jestem cho...- Lou przyparł ją do ściany i złapał za podbródek.
- Gdzie jest Miquel? - syknął.
- U dziadków, powiedziałam.
- Nie kłam. Skoro nie wychodziłaś z domu, to nie mogłaś go zawieźć. Znowu chcesz przez to przechodzić? Chcemy ci pomóc - mówił ostro potrząsając ją za ramiona.
- Katherina, proszę.. - powiedziałam.
- Jest u dziadków. Muszę się położyć. Idźcie już - pokazała ręką na korytarz. - Nie rozumiem twojego wybuchu.
- Możesz wyjść? - zwróciłam się do mężczyzny.
- Ty też. Oboje wyjdźcie - powiedziała do mnie i zamknęła się w sypialni.
- Katherina - nie wiedziałam o co jej chodzi. - Dzwonię do twojego ojca.
- Spróbuj, a poderżnę jej gardło, a nasz syn będzie na to patrzył - usłyszałam za plecami lodowaty głos. - A może najpierw tobie? Louis, twoja broń jest zbędna. Doprawdy.
Zamarłam, powoli odwróciłam się do mężczyzny. Katherina z małym byli w sypialni, bezpieczni.
- Daj im spokój.
- A kim ty jesteś, żeby mi mówić co mam robić? - syknął i przejechał płaską częścią noża po moim policzku.
 - Styles, zostaw ją. Szukaj rywali na swoim poziomie - Louis pociągnął mnie do tylu i schował za plecami.
Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer policji dzwoniąc.
- Na pewno? - mężczyzna zmroził mnie wzrokiem i popchnął drzwi od sypialni. - Kath, kochanie, twoja koleżanka chyba cię nie lubi.
- Katherina...- dlaczego Louis nie strzelał?
- Proszę Cię, nie rób nic - usłyszałam przyjaciółkę.
- Daj mi go.. .- wyciągnęłam rękę po małego.
- Wyjdź stad - Louis popchnął mnie i zamknął drzwi mieszkania.
Wszystko było nie tak. Gorzej być nie mogło.
Zaczęłam płakać w przypływie paniki. On nie cofnie się przed niczym. Robił to na oczach syna. Małego dziecka.
Znów wybierałam numer na policję, gdy drzwi się otworzyły i wybiegł Louis z Miquelem na rękach.
- Do auta - pociągnął mnie za rękę. - Szybko!
- A ona? - nie mogłam jej zostawić. - Katherina!
- Kurwa biegiem powiedziałem - przerzucił moje ciało przez ramię i wyniósł nas oboje.
- Louis, nie idę bez niej! Błagam cię..
Postawił przed przy samochodzie. Małego wpiął do fotelika Thomasa. Chłopiec płakał, nie wiedząc co się dzieje.
Brunet złapał moją twarz w swoje dłonie.
- Pomogę jej. Ale nie teraz. Ten mały jest teraz ważniejszy. Ona da radę. Wsiądź do auta. Dla mnie, dla Toma. Proszę kochanie.
- On ją zabije... - mówiłam przez łzy.
- Nie zabije. Przysięgam, że nie zabije - otworzył drzwi. - Proszę, wsiądź.
Zrobiłam co chciał, jednak zajmując miejsce obok małego.
Musiałam go teraz uspokoić. Boże, co się działo.
- Chodź - wzięłam go na kolana i przytuliłam. - Thomas na ciebie czeka, wiesz?
- Gdzie mama? - zaszlochał.
- Mama też tam przyjedzie, tylko troszkę później.
Przecierał oczka, przytulając się. Louis włączył radio. Leciały płyty Toma. Mały zasypiał w moich ramionach uspokajając się. Skarb kochany.
Nie zasługiwali na to. Naprawdę tak nie powinno być.
Dojechaliśmy do domu.
- Thomas będzie się teraz bawił z małym więc... Zresztą, masz coś do załatwienia - mówiłam, biorąc kluczyki od Louisa.
- Tak, porozmawiać z tobą - pociągnął mnie za ramię ku sobie, kiedy chłopcy się witali. - Po pierwsze masz odpocząć, nie spałaś całą noc i nie będziesz opiekować się dwójką dzieci. Po drugie nigdy w takich sytuacjach nie rób nic na własną rękę, rozumiesz? To było głupie. Mógł zrobić coś tobie, małemu albo Kath.
- Trzy lata jakoś sobie radziłam.
- Sama? Wątpię.
- Jesteś ojcem, masz rację. Tyle.
Oparł ręce po obu stronach mojego ciała i spojrzał mi w oczy.
- Powiedz, że mnie nie kochasz. Powiedz, że mnie nienawidzisz. Powiedz, że nie myślałaś o mnie przez trzy lata. Patrz w oczy i kłam.
- Nie potrafię tego robić tak dobrze jak ty. Puść mnie -powiedziałam twardo.
- Nie kłamałem. Po prostu musiałem was chronić. - złapał mój podbródek. - I wciąż cię kocham.
Zagryzłam wargę patrząc na niego.
- Chcę iść do chłopców. Puść, proszę...
- Spać, kobieto - wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka. - Wyśpisz się, wstaniesz, wtedy wyjdę.
- Oni potrzebują teraz mnie, nie zrozumiesz tego.
- Zrozumiem. Miłości matki, bla,bla bla, spać. - przykrył mnie kocem i wyszedł
Mimo wszystko po chwili po prostu odpłynęłam.

14 komentarzy:

  1. Się porobiło...

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj dzieje się dzieje ^^ Czekam z niecierpliwością na nexta xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj dzieje się dzieje ^^ Czekam z niecierpliwością na nexta xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajebisty!. Mam nadzieje, że Harry nic nie zrobi Kath <3 Kocham i dobrze, że Louis wrócił. :* Mam nadzieje, że Alicja Mu wybaczy. Czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak to opowiadanie skończy się tak jak wszystkie czyli będą żyli długo i szczęśliwie to masakra. Harry to psychopata.

    OdpowiedzUsuń
  6. Będę powtarzać to w kółko...
    Harry zmień się!
    Dominacja jest fajna owszem ale w łóżku ^^
    Niech on jej nie robi krzywdy :(
    Ta historia wzbudza we mnie takie emocje że przeżywam to wszystko razem z Kath i Alicją...
    Cierpią one cierpię ja
    Rozdział ops ops daje dużo wrażeń <3
    Ściskam i życzę weny
    You Belong With Me

    OdpowiedzUsuń
  7. Lou taki superman. Oby Harry nic nie zrobił Kat;-) się dzieje

    OdpowiedzUsuń
  8. O jejku super ale na miejscu Kat obrazila bym sie mimo co. Xx

    OdpowiedzUsuń
  9. Super rozdział :)
    W końcu Lou wrócił, mam nadzieje ze Alicja mu wybaczy i będzie tak jak dawniej :)
    Harry powinien się zmienić, miał nie pokazywać swojej innej strony przy Micaelu , mam nadzieje ze nie zrobi nic Kath, boje się o nią :(
    Louis musisz im pomoc,teraz wszystko w twoich rękach
    Życze weny i do następnego :*
    Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  10. No nieee...Harry miał być już dobry dla małego.. :(

    OdpowiedzUsuń