piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 7

~Louis~
Wszedłem do domu na prawdę zmęczony. Katherina spała w szpitalu pilnowana przez Troya i Sama. Była bezpieczna.
Nie miałem siły fizycznie, ale i psychicznie. Jakbym tylko wiedział jak nazywa się ten... ten skurwysyn. W więzieniu by go wykończyli.
Do salonu weszła moja dziewczyna. Musiała nie usłyszeć jak przyszedłem.
- Jezu - wystraszyła się widząc moją sylwetkę. - Czemu tak późno? - oplotła rękami mój pas.
- Jest w ciąży, byłem z nią w szpitalu, miała krwotok, ale już w porządku. Jest bezpieczna, słowo.
Odchyliła się i spojrzała na mnie zaskoczona. Od razu opuściła ręce.
- Myślę... - zawahałem się i przetarłem twarz dłonią -... myślę, że powinna z nami zamieszkać.
- Tak... Tak będzie lepiej. Masz rację - zgodziła się ze mną.
- Ona jest na prawdę w złym stanie - pocałowałem jej czoło.
- Szkoda mi jej - no i  szklane oczy, a warga drżała.
- Nie becz mi tu. Już mi się to znudziło. Musisz być silna żeby jej pomóc.
I tak się rozpłakała. Westchnąłem głośno. Kath nie zasługiwała na to wszystko, ale wierzyłem, że maluch da jej radość.
- Idziemy spać - wziąłem małą na ręce i ruszyłem do sypialni.
- Dlaczego ty jesteś w stanie być idealnym mężczyzną, gotowym wskoczyć w ogień, a inni to takie skurwysyny? - jęknęła w moją szyję. - Kocham cię.
- Wiem, ja ciebie też. - położyłem ją i przykryłem. - Muszę wziąć prysznic. Pewnie kurwa tak długi, że zbankrutuje na rachunku za wodę. Śpij dobrze?
- Funt - mruknęła w poduszkę i zamknęła oczy.
- Możesz pomarzyć. - cmoknąłem ją w usta i poszedłem pod prysznic.
Stałem pod ciepłym strumieniem wody, odchylając głowę do tylu. Dwie ciężarne, jeden facet.
Położyłem się późno i od razu zasnąłem. Obudziłem się, gdy ktoś się mocno wtulał we mnie plecami. Moja dłoń automatycznie powędrowała na brzuch. Uśmiechnąłem się sennie. Moje maleństwo. Wiedziałem, że są najważniejsi na świecie. Są wszystkim.
Nigdy nie zamierzałem pozwolić, aby coś im się stało. To była moja rodzina.
Pocałowałem dziewczynę w szyję i mruczałem jej do ucha. Nie wiedziałem, czy robi to celowo, czy nie, ale dosłownie napierała na moje krocze.
- Kochanie... - to stawało się powoli problemem.
Odwróciła się do mnie. Poczułem usta na szyi.
- No cześć - owinąłem ręce wokół jej talii.
Usiadła mi na torsie. Przystąpiła do całowania. Uśmiechnąłem się oddając pocałunki. Zjechała niżej...Zsunęła moje bokserki całując brzuch.
Poprawiłem poduszkę pod głową i zamknąłem oczy. Zdecydowanie było mi bardzo dobrze.
Była zajebista we wszystkim co robiła. Nigdy nie narzekałem. Alicja była świetna w łóżku i liczyłem, że odczuwa taką rozkosz jak ja.
Powoli sprawiała mi przyjemność, chcąc żeby było mi lepiej. Gdy czułem, że jestem coraz bliżej, pociągnąłem ją go góry i pocałowałem wchodząc w nią.
Jęknęła głośno, wbijając palce w moje ramiona.
- Powiedz, że mnie kochasz - składałem pocałunki na całej jej szyi.
- Kocham cię... Bardzo Cię kocham.
- Pamiętaj, że też cię kocham.
Złożyłem na jej ustach pocałunek. Doszliśmy razem i położyłem się obok.
Oddychałem niespokojnie. Lubiłem takie poranki.
- Może zawiozę cie do Katheriny? Muszę wyjść, a jej pewnie przyda się rozmowa. Zwłaszcza z tobą. - zaproponowałem. Miałem naprawdę dosyć ważne sprawy.
 Nie chciałem, aby siedziała sama. Ani jedna ani druga.
- Tak, tak. Ale miałam zamiar się przejść - podniosła się i poszła do łazienki.
- Zawiozę cie.
- Przejdę się!
- Nie!
- Ja i mój syn potrzebujemy świeżego powietrza!
- Ty i mój syn pójdziecie wieczorem na spacer.
Już mi nie odpowiedziała. Leniwie wstałem i założyłem ubrania. Musiałem dzisiaj zebrać chłopaków i wyjaśnić sprawę tego faceta.
Odwiozłem małą do szpitala i wróciłem do domu bo zapomniałem telefonu. Wychodząc zderzyłem się z... policjantem. Bardzo miła wpadka. Chyba zbladłem.
- Pan Tomlinson? - spojrzał na mnie. - Szukamy Katheriny Liverblood. Wczoraj nie było jej w domu, ojciec prosił o interwencje. Jest tutaj?
- Katherina jest w szpitalu - kurwa, co za ulga. - Miała krwotok.
Naprawdę serce biło w mojej klatce, tak szybko, jak nigdy. Gdyby się okazało, że przyszedł po mnie...Nie byłoby kolorowo, a argumentów na obronę bym nie miał. Każdy grzeszy...
Policjant pokiwał głową i zadzwonił gdzieś. Zrozumiałem, że mogę już jechać.Zamknąłem dom i ruszyłem do samochodu. Cały czas coś cholera. Mogę mieć przez dwa dni spokój? Jak nie wypadek, to co innego. Rozumiem, każdy ma problemy, ale ja nie chcę się denerwować wszystkim na raz.
Oparłem głowę o zagłówek, gdy zatrzymałem się na czerwonych światłach. Lou bez nerwów, bo ci żyłka pęknie.
- Dzięki. Nieźle się bawisz tam na górze, nie? - jakiś facet we mnie wjechał.
Uderzyłem rękoma w kierownicę. Jak nie pójdę dzisiaj na siłownię i się nie wyżyję, to popełnię morderstwo z okrucieństwem. W lusterku zobaczyłem Nialla.
Na jego twarzy mieszkała się złość i rozbawienie.
Zabiję go. Zjechaliśmy na pobocze. Pomachał mi jakimiś dokumentami.
- Co to?
Podszedł do mnie z tym swoim głupim uśmieszkiem. Miałem wbity zderzak. Czeka mnie wizyta u mechanika.
Podał mi dokumenty skazujący Harry'ego Stylesa.
- Przynajmniej tyle. - zacząłem to przeglądać.
Wszystko się zgadzało. Za co siedział, na ile i kogo skrzywdził. Miał 5 lat wyroku. No nieźle.
- No i pięknie.
Blondyn wzruszył ramionami i przeczesał włosy.
- Kupujesz mi za to auto - powiedział.
- Nie zaczynaj, dobrze radzę.
- Trochę się napracowałem - odkaszlnął i stuknął nogą w mój zderzak.
Potem ruszył do auta, żeby odjechać. Rzuciłem teczkę na tył samochodu i ruszyłem. Jeszcze do załatwienia spotkanie z chłopakami oraz zakupy. Duże zakupy. Będę musiał poprosić ich o pomoc. Przygotujemy sypialnię Kath oraz pokój dla mojego syna. Dlaczego chcę to zrobić wcześniej? Mam proste wytłumaczenie. Nigdy nie wiem co będzie jutro. Wolę być przygotowanym. Może to dziecinne, ale chcę żebyśmy byli szczęśliwi i zrobię wszystko by tak było.
Zawsze chciałem mieć rodzinę. Miałem prawie trzydzieści lat. Byłem dużo starszy od Alicji i zdawałem sobie sprawę, że nie będzie chciała ciągle siedzieć w domu. Jednak oboje cieszyliśmy się z tego dziecka i to nie była tragedia. A to, że Katherina urodzi trochę później to lepiej. Będą wychowywać się razem.
Z Troyem podjechałem pod centrum i weszliśmy do środka. Od czego ja mam zacząć? Chyba najpierw farby, potem mebelki. Pokój musiał być gotowy na wieczór. Taka niespodzianka. Ala jutro miała urodziny.
Weszliśmy w dział kolorowych kubełków i stanąłem jak głupi. Więcej kolorów to nie było? W końcu padło na liliowy. Dekoratorem wnętrz nie byłem, ale obraz białych mebli na tym kolorze jakoś przypadł mi do gustu.
- Louis, jak ty to zaczniesz malować to może nie wyjść stary - przyznał Tom, gdy kupowałem meble. - Wiesz, będzie się budziło w nocy, widzi takie ściany i już nie zaśnie.
- Zamknij się. Nie znasz się.
Pokiwał tylko głową, niosąc ze mną pudła.
- Jasne, pewnie, oczywiście.
- Szybciej - ponagliłem go.
Wywrócił oczami, a ja zakończyłem zakupy. To, to, to...Okay wszystko mam.
Cały dzień spędziłem w tamtym pomieszczeniu. Odłączyłem się od świata.
Byłem cały brudny. Nie przeszkadzało mi to. Słyszałem, że Ala już wróciła.
- Chwila prawdy... - mruknąłem do siebie. Zszedłem na dół i bez słowa wziąłem ją na ręce nie słuchając sprzeciwów.
Zaniosłem ją do pokoju i postawiłem na dywanie. Jeszcze idealnie było, ale zmierzaliśmy ku końcowi.
- Mów. - założyłem ręce na klatce czekając.
Rozejrzała się i powoli do mnie odwróciła.
- Obrzydliwy - patrzyła na mnie.
Kucnąłem i schowałem głowę między kolana.
- Zatrudnię dekoratorkę...
Zaczęła się śmiać i usiadła przede mną, głaszcząc mało widoczny brzuch.
- Cudowny kochanie. Jemu też się spodoba.
- Małpa.
Wyciągnęła do mnie obie ręce, uśmiechając się.
Przygarnąłem ją siadając z nią na kolanach. Rozglądała się i uśmiechała. Mi się podobało i widać, że dziewczynie też. A mój syn nie będzie wybrzydzał.
- Kocham cie słoneczko.
- O tak, ja wiem. Inaczej byś się w ogóle nie starał - poklepała mój policzek i dała buziaka. - Będziesz śpiewał naszemu synkowi?
- Zobaczymy.
- Żadne zobaczymy - zagroziła. - Zrobię jeść, a ty... a ty idź się wykąp.
- Ale ja wolę zostać z tobą.
- Dobra - powiedziała zadowolona.

sobota, 17 stycznia 2015

Rozdział 6

~Katherina~
Poprawiłam płaszcz, stojąc przed wysokim ogrodzeniem. Denerwowałam się przed spotkaniem z przyjaciółmi. Naprawdę długo nie miałam odwagi przyjść tutaj. Rzadko kiedy gdzieś wychodziłam. Tata nie nalegał, abym mu opowiadała co się stało. Przynosił mi zakupy. Ostatni raz, kiedy wyszłam, to na tę rozprawę. Zeznawałam. Skazali go. Jednak ja nie umiałam powiedzieć całej prawdy. Wtrąciłam tylko o porwaniu.
A teraz przyszła chwila i musiałam wszystko wytłumaczyć Louisowi i Ali. Zadzwoniłam domofonem i zaraz zobaczyłam w drzwiach bruneta, który mi otwierał. Posłał mi krzepliwy uśmiech i wpuścił bez słowa. Wiedział, że to jest dla mnie lepsze, niż zwykłe cześć. Naprawdę byli wsparciem. W każdej sytuacji.
Pomógł mi zdjąć okrycie i je odwiesił. Poprawiłam błękitny sweter i poszłam z Lou do salonu. Ostatnio w ogóle nie przywiązałam wagi do urody. W przeciwieństwie do Ali. Ona zawsze wyglądała dobrze.
Przyjaciółka wprost rzuciła się na mnie, gdy stanęłam w zasięgu jej wzroku.
- Jak się czujesz? - spytała w moją szyję.
Również ją objęłam. Miałam nadzieję, że nie dotknie pleców. Rany nie były już świeże, ale jednak bolały.
- Jest w porządku. - mruknęłam.
Nie wiedziałam co jeszcze powiedzieć. Zapewne będzie pytać. Poprowadziła mnie na kanapę. Louis zniknął w kuchni pewnie robiąc coś do picia.
- Dobrze, że przyszłaś. Martwiłam się i tęskniłam - trzymała mnie za rękę.
- Wiem. Przepraszam, ale wcześniej... nie byłam w stanie.
Pokiwała głową.
- Rozumiem. Pewnie nie chcesz o tym rozmawiać. Nie musimy - posłała mi ciepły uśmiech. Myślałam, że naprawdę więcej ich nie zobaczę.
Znowu się przytuliłam. Okropnie mi jej brakowało.Chyba dzisiaj długo stąd nie wyjdę. Będziemy siedzieć i się przytulać - pomyślałam. Alicja wzięła moją dłoń i wsunęła do niej zdjęcie.
Moje oczy dwukrotnie się powiększyły.
- Gratuluję - powiedziałam. Założą szczęśliwą rodzinę. Wiedziałam to.
Louis świata poza nią nie widział, a ona poza nim. Wiedziała co robi, kiedy pakowała się i jechała z nim do Londynu. Teraz to ona się do mnie przytuliła.
- Będziesz mamą chrzestną.
- Jasne, że tak. Najlepszą. Louis musi wariować.
- Liczy, ze to będzie chłopiec - pokiwała głową.
Mężczyzna przyniósł nam herbaty. Malinowa! Nie no, od razu mój humor był lepszy.
- Zostawić was? - spytał.
- Myślę, że rozmowa o ubrankach, butach, sukienkach nie będzie cię interesować kochanie - odpowiedziała brunetka i uśmiechnęła się do niego.
Skupiłam swój wzrok na kominku, w którym tlił się ogień.
- Chcecie po prostu mnie obgadywać.
- Dokładnie - powiedziałyśmy równo.
- Musi być chłopiec... - westchnął wychodząc.
Piłam herbatę i rozmawiałam z przyjaciółką.  Czas wrócić do rzeczywistości. Stało się i trudno. Idziemy dalej. Nawet nie zorientowałam się kiedy, a był już wieczór. Razem robiłyśmy placki na kolację. Wszystko było w mące. Louis też, gdy przeszedł przez drzwi. Prawie jak bałwan. Uroczo. Zaśmiałam się, a dziewczyna zawtórowała.
- Muszę wyjść. Może zostaniesz na noc? - zapytał obejmując moją przyjaciółkę.
Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się. Byłam pewna, że Alicja i tak mnie nie wypuści. Za długo się nie widziałyśmy.
- Więc wrócę jutro. - chłopakowi wyraźnie ulżyło.
Brunetka spojrzała na niego zaskoczona.
- Jutro? Dlaczego jutro? - zapytała ostro.
- Wrócę jutro, nie musisz się martwić.
- Gdzie idziesz? - nie odpuściła mu.
- Bawcie się dobrze - pocałował jej policzek i wyszedł z kuchni otrzepując się.
- O i to tyle. Mogę mówić jak do ściany - mruknęła, wyciągając dla nas talerze.
- Pewnie musi coś załatwić - pomogłam jej.
Wywróciła tylko oczami. Też byłam ciekawa gdzie Louis pracuje. Znaczy wiadomo, że biznes ale jaki...Łatwo odchodził od tego tematu. Był mistrzem zmieniania wątków. Pytasz go o coś, on ci zaczyna tak odpowiadać, że zapominasz o co chodziło najpierw. Trochę dziwiłam się mojej przyjaciółce, że nie zmusi go do powiedzenia. Nie oskarżam o nic Louisa, ale to nie w porządku moim zdaniem. Ja bym chciała, aby mój chłopak był zupełnie szczery. On wie wszystko o mnie, a ja o nim.
- Nowe auto - zobaczyłam przez okno jak wyjeżdża. - Ładne.
- Przynajmniej czyste w środku - podała mi sztućce.
Poszłyśmy do salonu. Miałam herbatę z winem, a koleżanka piła mięte. Jadłyśmy oglądając jeden z ulubionych filmów. Komedia to było coś, co pozwoliło zapomnieć o wszystkim. Ten wieczór był spokojny. Mogłam się odizolować od problemów. Nikt niczego ode mnie nie oczekiwał. Siedziałam, śmiałam się i piłam, komentując kolejne sceny. Po dwóch miesiącach wracałam do siebie. Będę nową Katheriną. Tak myślę. Może dam radę unieść głowę i iść przed siebie, nie patrząc pod nogi. Było minęło. Nie zmienię tego. Musiałam zapomnieć, odciąć się.
Zaczęłam teraz myśleć o przyszłości. Będę musiała znaleźć pracę. Średnio pięć dni w tygodniu jestem u przyjaciół, ale wiem,że oni mają własne życie, więc staram się to ograniczać.
Louis właśnie odwiózł mnie do domu. Nie pozwolił mi wrócić o tak późnej godzinie.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się, wysiadając z auta.
Szłam w kierunku kamienicy, kiedy poczułam ukłucie brzucha. Zgięłam się w pół.
- Chodź. Pojedziemy do lekarza. To może być coś poważnego.
- Jeśli tak, to nie chcę wiedzieć - kucnęłam biorąc głęboki oddech.
Dlaczego to tak bolało? Wypiłam trochę wina, ale jaki to ma wpływ?
- No chodź - pomógł mi wstać i po chwili znalazłam się w jego ramionach.
Niósł mnie w stronę auta. Zamknęłam oczy i tak siedziałam w fotelu przez całą drogę.
- Cicho mała, jeszcze trochę. - jechał bardzo szybko.
Pisnęłam głośno, kiedy poczułam jak moje spodnie przesiąkają. O mój Boże...To była krew. Patrzyłam, nie wierząc że...dlaczego krwawiłam? Wzrok Louisa również powędrował na siedzenie między moimi nogami. Praktycznie wbiegł ze mną do szpitala gdzie lekarza przywlókł do sali za fraki.
- Co się dzieje? - podbiegł do mnie. - Wypadek? Nerwy? Zabieramy panią na USG. Teraz. - zawołał pielęgniarkę.
Odszukałam wzrokiem Louisa.
- Proszę, nie zostawiaj mnie.
- Poczekam na korytarzu. - obiecał.
Pokręciłam głową i złapałam go za rękę. Nie chciałam być sama. Strasznie się bałam. W efekcie Louis cały czas stał obok mnie. Po godzinie leżałam na szpitalnym łóżku, przyczepiona do kroplówki. Czułam się zmęczona oraz senna.
- Państwa dziecko zostało uratowane -oznajmiła pielęgniarka.
Louis od razu pokazał mi, że mam się nie odzywać, tylko leżeć spokojnie. Podziękował kobiecie i ta wyszła.
- Ja zaraz zemdleję...- natłok informacji na dzisiaj był masakryczny. A ojcem tego dziecka był sam Harry Styles.
- Będzie dobrze. Pomogę ci, wam. Nie zostaniesz sama, słyszysz? Będziesz mamą Katherina. - mówił
- To dziecko z gwałtu. Rozumiesz? - wyszeptałam nieobecnym wzrokiem patrząc w ścianę.
- Nie możesz go zabić. Obiecaj mi. W tej chwili masz mi to obiecać. To trudne i na pewno boli, ale ono nie jest niczemu winne.
- Ale Louis - zaczęłam przecierać oczy. Czułam łzy, które chciały wypłynąć. - On będzie mi o tym przypominać. Poza tym...ten człowiek obiecał, że wróci. Nie jestem bezpieczna.
- Nie. Zrobi. Ci. Więcej. Krzywdy. - powiedział przez zęby. - Sukinsyn nie tknie żadnego z was. Błagam cię, nie denerwuj się. - zawisł nade mną. - Rozumiemy się? Zrobię im taką piaskownice, że kurwa się tam zgubią i będzie spokój.
Szlochając kiwnęłam głową. Oplotłam jego szyję i przytuliłam się.
- Jesteś piękna, nie możesz płakać - otarł moje łzy i odgarnął włosy. - Nie lubię gdy to robisz, bobas na pewno też nie.
- Jedź do nich...- szepnęłam. - Martwi się. Miałeś mnie tylko odwieźć. Dam radę.
- Przywiozę ci rzeczy. Masz nie zasnąć do tego czasu. Pogadamy, przytulona do mnie zaśniesz i dopiero wtedy pójdę.
Zgodziłam się na to. Po prostu bardzo mu ufałam. Gdy wyszedł, skuliłam się i rozpłakałam. Był już tam dwa miesiące. I mogłam je stracić. Nie wiem czego chciałam.

sobota, 10 stycznia 2015

Rozdział 5

~Alicja~
Dźwięk telefonu wybudził mnie z miłego snu. Mruknęłam coś niewyraźnie, przekręcając się na prawą stronę. Komórka leżała na szafce Louisa, więc musiałam przeciągnąć się przez niego. Udało mi się go nie obudzić. Wróciłam na swoje miejsce i odebrałam.
- Halo?
Przecierałam ręką twarz i ziewnęłam.
- Dzień dobry Alicjo. Przepraszam, że cię budzę. Chciałaś wiedzieć jeśli będziemy coś wiedzieć. Katherina skontaktowała się z nami przez maila - tłumaczył mi jej ojciec. - Prosiła o pomoc. Prawdopodobnie została porwana. Gdy dotarliśmy na miejsce nikogo już nie było. Szukamy dalej.
Byłam w wielkim szoku. To była tragedia. Nie zasłużyła sobie na to. Nawet nie odpowiedziałam. Rozłączyłam się i siedziałam, patrząc tępo w ścianę. Ale...dlaczego? Kiedy? Jak?
Muszą ją znaleźć, pomóc jej.
Na pewno teraz cierpiała. Nie wiem jak bardzo, ale potrzebowała przyjaciół. Od czego ja mam zacząć? Starałam się nie rozpłakać, tylko trzeźwo myśleć. Podskoczyłam przestraszona gdy Louis dotknął moich pleców.
Odwróciłam się w jego stronę. Nie wiedziałam od czego zacząć. Musiał mi pomóc.
- Kto dzwonił?
- Tata Katheriny - mruknęłam.
- I co? - usiadł przecierając twarz.
- Porwali ją.
Widziałam po jego twarzy, że był bardzo zaskoczony. Nie wiedziałam co powiedzieć. Przytuliłam się do niego i zaczęłam płakać. Chaotycznie przekazałam Lou, to co mi jej tata.
- Spokojnie...- kołysał moim ciałem w swoich ramionach.
Nie umiałam być spokojna. Katherina od zawsze była dla mnie jak siostra. Byłyśmy w tym samym wieku, ale to ona była tą dojrzalszą. Poza tym dla mnie przeprowadziła się do Londynu. Chciałyśmy być blisko.
- Znajdą ją. Zobaczysz - zapewniał mnie.
Pokręciłam głową. Louis miał rację, ale musieliśmy sami jej pomóc.
- Zrobię śniadanie - pocałował mnie krótko i wstał.
Powoli wygrzebałam się z kołdry. Z moim ramieniem było znacznie lepiej. Nie mogłam narzekać. Wygoiło się. Nikt nie wniósł sprawy na policję, czyli Lou naprawdę się tym bardzo dobrze zajął.
Podeszłam do szafy i wyciągnęłam pierwszą lepszą sukienkę, w którą po chwili się ubrałam. Na dole jedzenie było już gotowe. Ślicznie pachniało. Do czasu, kiedy postawił przede mną kawę. Mój żołądek zaprotestował.
W jednym momencie znalazłam się w łazience wymiotując.
Zwróciłam kolację z obiadem. Zawsze musiałam się zmuszać, a tu proszę. Po paru minutach wyczerpana nie wiedziałam czy widzę podwójnie czy potrójnie. Louis pomógł mi wstać i przytrzymał gdy płukałam usta. Zerknęłam w lustro i zobaczyłam siebie, ale strasznie bladą. Byłam pewna, że to przez poranne nerwy. W końcu niemały szok przeżyłam.
Kouis. | via Tumblr- Może się z powrotem położysz? - usłyszałam Lou.
- Chyba tak zrobię - powoli szłam do sypialni, ale nogi się pode mną ugięły.
Na moment straciłam przytomność. To trwało kilka sekund.Gdy otworzyłam oczy byłam już w łóżku, a Louis siedział obok.
- Pojedziemy do lekarza.
- Nie - powiedziałam. - Po prostu musisz pomóc Kath.
- Kochanie...
Wzięłam go za rękę i spojrzałam na niego prosząco. Tylko on mógł coś zdziałać. Ja niewiele. Nie wiedziałabym nawet gdzie szukać. Louis miał wiele kontaktów. Mógł się dowiedzieć chociaż czegoś.
- Proszę...Na pewno poczuję się lepiej, kiedy będę wiedzieć cokolwiek - wytłumaczyłam.
- Postaram się... - powiedział zrezygnowany po dłuższej chwili.
- Ona ma tylko nas teraz - położyłam obie dłonie na jego policzkach i patrzyłam mu w oczy. - I tylko na nas może liczyć. Nie wiadomo co jej tam robią albo robi. Boję się. To zawsze mogłam być ja. Gdybym ją odprowadziła...Pozwoliłam jej wyjść.
- Przestań - powiedział surowo. - Natychmiast masz przestać, zrozumiano?
Pokiwałam jedynie głową, a moja grzywka wpadła do oczu. Louis oddychał spokojnie, próbując się rozluźnić. Nie chciałam go denerwować. Nie taki był mój cel.
Przeczesał włosy palcami i poprawił mi poduszkę. Zrozumiałam, że mam odpocząć i po prostu iść spać. Pocałował jeszcze mój policzek i wyszedł, a ja odpłynęłam chwilę później.
Przebudził mnie ból brzucha. Nie był mocny, ale nie dawał dalej spać. Potarłam ręką czoło i rozejrzałam się po pokoju. Zegar wskazywał piętnastą dwadzieścia. Na dworze padało i wiało. Nieprzyjemna pogoda. Wzdrygnęłam się, podnosząc spod ciepłej kołdry. Od razu zaczęłam szukać czegoś na zastępstwo.
Louis wpadł do pokoju zdyszany.
- Co jest?
- Nic, ja tylko nie mogę już spać - odpowiedziałam spokojna, ale trochę zdziwiona jego szybką reakcją.
- Na pewno wszystko w porządku? Wolałbym żebyś leżała.
Kiwnęłam głową i podeszłam do niego, zakładając na ramiona swój sweter. Nosem sięgałam mu do barku. Może Lou nie był bardzo wysoki, ale ja byłam jeszcze niższa. Ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej i stałam tak z rękoma opuszczonym wzdłuż ciała, ściskając w palcach materiał rękawów. Od razu objął mnie i pocałowałam w czubek głowy. Był taki troskliwy. Wręcz kochany. Uśmiechnęłam się pod nosem, a potem przypomniałam sobie o Kath. Nie chciałabym, aby był zły za to, że się tak przejmuję.
- Lepiej ci?
- Boli mnie brzuch, ale to z nerwów.
- Proszę cię, nie denerwuj się tak bardzo. Wiem, to dla ciebie ważne, ale szkodzisz sobie.
- Tak, masz rację, ale ja po prostu wiem, że ona tez by mnie szukała.
- Obiecuje ci, że do ciebie wróci - patrzył mi w oczy.
- Och Louis. Nie zostawiaj mnie nigdzie - wtuliłam się w jego szyję, stając na palcach.
- Nigdy mała - energicznie pocierał moje plecy chcąc mnie zapewne ogrzać.
Usłyszałam dzwoniący telefon. Biegiem ruszyłam do stolika przy łóżku i odebrałam. - Odwiozłem ją właśnie do domu, ale nie chce z nikim rozmawiać. Przykro mi - to był tata Katheriny.
Rozłączył się po tych słowach. Albo ja to zrobiłam, sama nie wiem. Znalazła się i to było najważniejsze.
- Louis! Udało się! - krzyknęłam, ale zakręciło mi się w głowie. Wzięłam głęboki oddech. - Jest już w domu...
- Kto? - zmarszczył brwi. - Och... świetnie - uśmiechnął się.
- Nie chce na razie rozmawiać z nikim, ale to chyba normalne, prawda? - zerknęłam na niego.
- Chyba tak - wzruszył ramionami.
- Jestem głodna Lou. Zrobisz coś do jedzenia?
- A na co masz ochotę?
- Nie wiem, zjadłabym kurczaka - zamyśliłam się. - I pomidory. Dużo pomidorów...Albo nie...Coś takiego, co nie będę żałować modląc się do toalety.
- Kurczak w sosie pomidorowym? - zaproponował.
Uśmiechnęłam się wygładzając mu kołnierzyk koszuli.  Potem pogłaskałam jego policzek i odwróciłam się idąc po rzeczy do prasowania. Louis nie gotował często, ale jak już to robił, to wychodziło naprawdę dobre. Dlatego korzystałam, że chciał to robić. Lubiłam jeść jego potrawy.
Prasowałam właśnie swoją spódnicę kiedy usłyszałam donośne "kurwa" z dołu.
- Co zrobiłeś, skarbie?!-krzyknęłam. Albo się sparzył albo mu coś spadło.
- Jebana jego mać była. Pomidorów jej się zachciało... - ledwo powstrzymując śmiech kontynuowałam swoje zajęcie.
Będę miała kolejną koszulę do prania. Pokręciłam głową biorąc następną rzecz. Jeśli zdjął tę koszulę, to tam w kuchni było gorąco.
- Co ja z tym mogę zrobić? - pojawił się w progu z wielką plamą na kroczu. - Zacznij się śmiać, a przysięgam, że będziesz jadła na golasa - ostrzegł naprawdę wkurzony.
Odstawiłam żelazko i usiadłam na podłodze. Zaczęłam się śmiać. Nie no, nie umiałam się powstrzymać. Co patrzyłam na niego i chciałam uspokoić, to znów salwa śmiechu.
- Sama chciałaś - wskazał na mnie palcem i poszedł do łazienki.
- Włóż to do miski. Namoczę - rzuciłam za nim.
- O nie - zobaczyłam jego głowę - Teraz to ja zamoczę kochanie.
Znowu zaczęłam się śmiać, przechylając do tylu. Z kim ja mieszkałam. Wyszedł w samych bokserkach szukając czegoś po pokoju.
Zakryłam oczy. Dobrze wiedziałam jakie uczucie zaraz nastąpi, gdy będzie tak chodził przy mnie.
- Gdzie są do chuja te dresy? Wiesz gdzie są te dresy? - popatrzył na mnie przez ramię.
- Nie przeklinaj. Są w praniu-wytłumaczyłam.
- Przecież nie były brudne.-jęknął.-Kurwa...
- Louis!-spojrzałam na niego.
- Nie marudź. Jestem duży, ty też. I nie mam moich dresów-znów przeszedł do łazienki.
- Nie masz innych? A za każde przekleństwo funt. Będę mieć na sukienki.
- Czy ja ci kiedyś odmówiłem czegoś?!
- To za karę!-wróciłam do prasowania.
Mój humor był o wiele lepszy.
- Małpa-klepnął mnie w tyłek wychodząc z pokoju ubrany w końcu w inne dresy.
- Idź gotuj człowieku. Tylko uważaj na pomidory. Czasem tryskają.
- To ty zawsze piszczysz jak tryska!-pół godziny później zostałam zawołana na obiad. Pachniało obłędnie.
Skonam. Jest lepszym kucharzem ode mnie. Usiadłam przy stole uśmiechając się.
Oparł się o framugę patrząc na mnie.
- Ty pierwsza.
- Dobra, a co? Tak ładnie przygotowana trucizna?
- Rozbieraj się - zignorował mnie.
- Nie ma mowy. Potem znów będę chora.
- Kurczak jest gorący. Znaj moją dobroć. Wystarczy do bielizny.
Ściągnęłam sweter, ale pod spodem miałam tylko koszulkę nocną wiec można to była traktować jak bieliznę.
- To nie przejdzie - usłyszałam.
- Mówiłeś do bielizny to jest do bielizny.
- Ściągaj. To za dużo.
- Nie będę jeść nago.
- Kurczak ci stygnie.
- I właśnie nim się zajmę-zaczęłam jeść ignorując go.
- Ostatnia szansa mała.
- Nie będę jeść nago.-powtórzyłam.
- To trzeba było ubrać się normalnie-zadowolony zmierzał w moim kierunku.
- Jak? Spałam.
- Nie mój problem. Miałaś czas żeby się ze mnie śmiać.
- Bo jesteś głupi to się śmiałam-wzięłam talerz i uciekłam do salonu.
Słyszałam szybkie kroki za sobą i już po chwili byłam uwięziona w jego ramionach.
- Lou no..puś...-mówiłam niewyraźnie z widelcem w buzi.
- Strasznie cie kocham, wiesz?-pocałował mnie w szyję i zabrał talerz, drugą ręką wciąż mnie trzymając.
- Chyba kochasz mnie drażnić-dodałam naburmuszona.
- Oj tam...-odwrócił mnie do siebie i uśmiechnął się.
Ja nie wiem co było takiego zabawnego. Ale nigdy nie umiałam być długo zła. Pociągnęłam za sznurki od dresów.
Sprawnym ruchem przeciągnął mi przez głowę materiał.
No i już nic pod spodem nie miałam.
- Moje słoneczko - pocałował mnie i nawet nie wiem kiedy znalazłam się pod nim na kanapie.
Oddawałam zachłanne pocałunki, kiedy jego ubranie było już na podłodze.
Został w samych bokserkach kiedy się odsunął.
- Odgrzewane będzie niedobre.
- Nie zjem.
- Co? - zaśmiał się.
- Nie jestem głodna.
- Jesteś - zaniósł mnie do stołu i dał koc
Zjadłam połowę. Było świetne naprawdę, ale jak zaczęło mi podchodzić do gardła to naprawdę zrezygnowałam.
- Mało zjadłaś.
- Chyba już nie mogę...
- Wymioty nie przeszły?-martwił się.
Pokiwałam głową i wypiłam kubek wody. Pomasowałam ręką brzuch. Ten dzień naprawdę był nerwowy.
- Pójdziemy do lekarza. Jeśli to nerwy, to dobrze, przejdzie, ale jeśli nie to trze... Mała, a jak twój okres? - zapytał przerywając sam sobie.
Kubek trzymany w rękach upadł na podłogę i roztrzaskał się na malutkie kawałeczki. Mój okres...Wzięłam głęboki oddech. Okres był dawno. Nawet bardzo. Nie zwróciłam na to uwagi. Louis podszedł do mnie ostrożnie i przeniósł na kanapę sam wracając do narobionego przeze mnie bałaganu. A gdybym była w ciąży, to chyba nie jest tragedia? Przecież się kochaliśmy. Chcieliśmy być razem już zawsze. Przynajmniej ja miałam takie plany.
- Pij - podał mi szklankę i ponownie kucnął przy szkle.
Zbierał to, a potem wyrzucił i wrócił do mnie. Chciałam wiedzieć co myśli.
- Czemu nie powiedziałaś?
- Bo się teraz zorientowałam.
- Trzeba to sprawdzić - opatulił mnie bardziej kocem.
Spojrzałam na niego.
- A jeśli tak?
- A moje?
- Louis!
- Ty pierwsza zaczęłaś serię głupich pytań.
- Po prostu nigdy nie mówiłeś mi nic o dzieciach. Nie rozmawialiśmy o przyszłości. Nie wiem czego chcesz - odpowiedziałam.
- Teraz chcę żeby to był chłopiec.
- A ja chcę dziewczynkę.
- No to masz pecha.
~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~
Trochę słodkości od Alicji i Louisa :)

wtorek, 6 stycznia 2015

Rozdział 4

~Katherina~
add a captionSiedziałam zgarbiona przy stole w kuchni i piłam herbatę. Piąty dzień. Piąty dzień musiałam tu siedzieć. Przez ten czas nie byłam w stanie spojrzeć na swoje plecy. Mężczyzna prowizorycznie je opatrzył, lecz wiadome było, iż do końca życia pozostanę z tymi bliznami. Dopiłam resztkę gorącego napoju i odstawiłam kubek do zlewu. Szatyna znów nie było w domu, rano wyszedł bez słowa, wpierw upewniwszy się, że nie ucieknę. To jak więzienie. Stąd się nie dało uciec. Milion zabezpieczeń i alarmów. Zero szans...Mogłam oglądać, czytać. Po prostu raj. Chciałam jedynie zadzwonić. Przygryzłam wargę i zastanowiłam się. Może poszukam telefonu? Nadal zastanawiało mnie, czemu nikogo prócz niego tu nie było. Kiedy przetrząsałam willę, znalazłam dużo śladów na obecność innych ludzi. Jedynym pomieszczeniem, którego dotychczas nie sprawdziłam, był pokój, w którym od kilku dni przesiadywał mój oprawca.
Chciałam tam wejść. Ciekawość była większa. Przecież by się nie dowiedział. Nie było go. Weszłam do środka. To był strzał w dziesiątkę. W środku był komputer. Trzeba było się pośpieszyć. Włączyłam urządzenie. Na monitorze ukazało się polecenie, by podać hasło. Co nim mogło być? Po chwili namysłu, pomyślałam, że nie zaszkodzi mi strzelić. Z zapartym tchem wpisałam: Katherina.
Zaciskałam palce prawej ręki, modląc się abym trafiła. Tak, tak, tak...Pisnęłam cicho, gdy Windows zaczął się otwierać.
Tylko co miałam teraz zrobić. Wiedziałam, że na policję można było zadzwonić, lecz jak się skontaktować z nimi przez komputer? Bramka SMS...Nie, to bezsensu. Powinnam napisać do taty. On zadzwoni na policje. Albo do Louisa. Nie wiedziałam ile mam jeszcze czasu. W każdej chwili mógł wrócić. Wiedziałam. Musiałam napisać maila do ojca. Wiecznie miał włączoną pocztę, więc była szansa, że niezwłocznie zareaguje. Wybrałam szybko adres strony.
Co chwila patrzyłam na drzwi. Serce w mojej klatce biło tak szybko jak nigdy. Wiedziałem, że za nieposłuszeństwo czekała kara. Naprawdę liczyłam, że on o niczym się  nie dowie, a ja stad ucieknę. Zaczęłam pisać wiadomość.
"Nie pytaj. Wszystko ci wyjaśnię jak przyjdzie czas. POMÓŻ. Zadzwoń na policje. Obrzeża Londynu. Wielka willa. Numer 7 na budynku. Więcej nie wiem. Katherina" wysłane. Wyłączyłam to wszystko i wymknęłam się z pokoju.
W chwili, gdy wróciłam do kuchni, by zmyć naczynia, drzwi wejściowe otworzyły się.
- Tęskniłaś?-spytał szatyn.- Jak pięknie, sprzątasz. Wręcz perfekcyjna pani domu.-uśmiechnął się po czym pocałował mnie w czoło. Co się właśnie stało? Czyżby to kolejna z jego dziwacznych osobowości?
Zmarszczyłam brwi. Skąd ta delikatność? To znaczy, wolałam to od brutalności. Jednak naprawdę mnie zaskakiwał.
- Dzień dobry – wydukałam
- Dzień dobry, kto?- spytał. -Nie zapominaj do kogo mówisz.
- Proszę pana – poprawiłam się.
 - Kath,Kath, Kath-pokręcił głową- Czyżbyś poczuła się zbyt pewnie? To, że dałem ci kilka dni luzu nie oznacza, że będzie tak zawsze. Jestem mężczyzną, mam swoje potrzeby. Wygórowane, acz możliwe do spełnienia.
- Wiem, proszę pana - kiwnęłam głową.
Dalej nie wiedziałam jak ma na imię. To była zagadka. Byłam ciekawa, ale nie miałam odwagi spytać.
- Tym razem ci odpuszczę. Muszę teraz coś załatwić, więc zajmij się sobą. Nie wiem, popłacz w kąciku, czy co tam dziewczyny lubią robić.-powiedział wychodząc z kuchni.
Rzuciłam ścierkę na blat, o który zaraz oparłam ręce. Brałam głębokie oddechy, aby się uspokoić. Był tak nieobliczalny, że nie wiedziałam, kiedy może wybuchnąć.
Poszłam do łazienki, by ponownie się umyć. Po tym, co zdarzyło się kilka dni temu, czułam się brudna. Rozebrałam się  i weszłam pod prysznic. Gdy woda zaczęła po mnie spływać, pomyślałam o ojcu. Na pewno się denerwował, a teraz przynajmniej wie, że żyję. Z rozmyślań oderwał mnie krzyk mojego porywacza:
- Kath! Gdzie jesteś ty mała dziwko?!
O nie. Zaczęło się. Szybko wyszłam spod ciepłego strumienia i owinęłam się ręcznikiem. Jedyne co zdążyłam założyć to moja bielizna i jego koszula, wisząca na kaloryferze.
Wybiegłam z pomieszczenia.
To był błąd. Gdy mężczyzna tylko mnie zauważył, zarobiłam pięścią w brzuch. Upadłam na podłogę.
- Myślałaś, że nie dowiem się o tym? Bezkarnie korzystasz z mojego komputera, by pogadać z tatusiem? Byłaś na tyle głupia i nie wpadłaś na to, że mam dostęp do wszystkich twoich kont? Koniec tego dobrego, nie będzie taryfy ulgowej.
- Nie ja...Przepraszam - zaczęłam płakać.
On mnie osaczał. Był wszędzie. Musiał kontrolować wszystko.
- Błagam, nie rób mi krzywdy...Panie. przepraszam.
- Wstawaj, idiotko. Będzie trzeba zmienić lokum, tu nas zaraz znajdą. Cholerny twój ojciec i jego posada naczelnika policji... No nie leż tak!
Pociągnął mnie za włosy i zmusił do wstania. Moja warga drżała. Opanowałam się i pobiegłam do pokoju. Kupił mi ubrania. Miałam w czym chodzić. Szybko się przebrałam i wróciłam do przedpokoju. On już tam czekał, w dłoni trzymając jedynie kluczyki od auta. Wyszliśmy na zewnątrz. Mężczyzna złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę samochodu.
Szłam za nim posłusznie. Nie mogli się pospieszyć? Dlaczego? Dlawilam się łzami wsiadając do pojazdu. Kolejna ucieczka. Ale koszmar się nie kończył.
Brunet raptownie zajął miejsce obok i wyjechał z garażu. Jechał szybko, chociaż deszcz zalewał ulice.
Nie zwracając uwagi na znaki, czy chociażby sygnalizację, gnał przed siebie. 
- Widzisz co narobiłaś?!-wykrzyknął, gdy zauważył podążający za nami radiowóz-Ale nie myśl, że to koniec. Kiedyś wypuszczą mnie z pierdla, a wtedy cię znajdę. Nie ważne gdzie się ukryjesz. Dopadnę cię i już nigdy mi nie uciekniesz.-zakończywszy swój monolog, zatrzymał pojazd. Chyba zdał sobie sprawę, że dalsza ucieczka będzie bezcelowa. 
Zaciskał palce na kierownicy jakby chciał ją złamać. Jednak nie miał, aż tyle siły. 
Radiowóz zatrzymał się przed nami. Kolejny za.
Któryś z policjantów zapukał w szybę. Brunet niespiesznie otworzył drzwi.
- Dokumenty i dowód rejestracyjny auta, proszę.-mruknął funkcjonariusz. Spojrzał na otrzymane papiery-Zatem panie Styles, wie pan czemuż pana zatrzymaliśmy?
- Domyślam się-mężczyzna odparł niechętnie.
- Panno Liverblood, proszę wysiąść z auta - rzekł jeden z policjantów. Zapewne kolega mojego ojca.
Odpięłam pas, chcąc go posłuchać, ale brunet złapał mnie za rękę.
- Do zobaczenia, panno Katherino Liverblood- pocałował wierzch mej dłoni-Już nie mogę się doczekać naszego następnego spotkania.
Zszokowana wysiadłam z auta. Siedząc już w radiowozie, widziałam jak zamykają na jego rękach metalowe kajdanki. Nie wyglądał na zdołowanego. Może już siedział? Może miał jakiś plan? Co to za człowiek...
- Przepraszam - postukałam w ramię sierżanta, siedzącego za kierownicą. - Jak on ma na imię?
- Z tego co widzę, to właśnie złapaliśmy Harry'ego Styles'a.- policjant wysłał mi pokrzepiający uśmiech. - Proszę nam wybaczyć, że nie znaleźliśmy pani wcześniej. Pani ojciec już na panią czeka na komendzie. Możemy ruszać?
- Tak - powiedziałam, oddychając z ulgą.
Koniec koszmaru. Wracamy do rzeczywistości. Oparłam głowę o szybę i przymknęłam oczy. Nie wiedziałem, że można tak wiele przejść. Nie myślałam, że może mnie coś takiego spotkać. 
I nawet nie chciałam wracać do tego co robił. To było okropne. Wspomnienia zostaną.
Ocknęłam się dopiero, gdy dojechaliśmy na miejsce.
- Katherina!-wykrzyknął uradowany ojciec, gdy zobaczył, że wychodzę z radiowozu-Córeczko- jego oczy zaszkliły się. Podbiegł do mnie i mocno mnie przytulił. Syknęłam z bólu. Jego niedźwiedzi uścisk ponownie otworzył rany na moich plecach.
- Zostaw - wyjąkałam. 
Z bólu nogi się pode mną ugięły. Tata spojrzał na mnie przerażony. Przytrzymał mnie.
- Lekarza!-krzyknął, widząc przesiąkającą krew. Wziął mnie sobie na ręce i szybko ruszył do przejścia. No tak, szpital był po drugiej stronie ulicy.
Bałam się tego jak zareagują. Bałam się, że ktoś mnie będzie chciał skrzywdzić. To lekarze, ale po tym co zrobił Harry, nie byłam już normalna. Lęk i strach będzie mi towarzyszył.
~*~
Minął tydzień, odkąd trafiłam do szpitala. Dziś był ten dzień, w którym zdjęli mi bandaże. Bardzo się bałam. Wiedziałam, że ten psychopata pozostawił po sobie znak. Niepewnie podeszłam do lustra, które do mojego szpitalnego pokoju przyniósł ojciec. Powoli zdjęłam koszulę nocną i odwróciłam głowę, by zobaczyć swoje plecy. Na nich, stworzony z wielu gojących się już ran, widniał wielki napis: "STYLES".
Zamknęłam oczy. Nie miałam siły na to patrzeć. Po policzkach spłynęły łzy. To zawsze będzie mi o nim przypominać. Wiedziałam, że wróci. Był... Był zawzięty w czynach.
- Kath-do pokoju wszedł tata- Nie patrz na to. Przebierz się, matka właśnie cię wypisuje.
- Jasne - mruknęłam pod nosem.
Wzięłam rzeczy i udałam się do łazienki. Ubrałam to co miałam przygotowane. Rodzice odwieźli mnie do mieszkania. Nie chciałam z nimi zostać.
Miałam już dość ich zbytniego podekscytowania się moją osobą. Zamknęłam drzwi na wszystkie możliwe zamki i obeszłam kilkukrotnie całe mieszkanie, by się upewnić, że żadne okno nie jest chociażby uchylone. "Pięknie"-pomyślałam-"Zaczynam popadać w paranoję".
Nie wiedziałam, czy wyjdę do sklepu. Sprawił, że bałam się cienia. Siedziałam na dywanie w salonie i patrzyłam tępo w ścianę. Nie odbierałam telefonów. Zastanawiałam się, co ze mną nie tak.
Przypomniałam sobie, co powiedział Harry, zanim wyjechaliśmy z jego domu. Coś o tym, że on doskonale wiedział o wszystkich moich wiadomościach. Tylko skąd? Czyżby włamał mi się na konta? Kiedy? Ile czasu już mnie stalkował? Przygotował to wszystko. Prawie plan idealny. Niech teraz siedzi. Niech go nie wypuszczają. Błagam.
Pokręciłam głową. Po co o tym myślę? Dołuje się bardziej. Może lepiej jak znajdę sobie zajęcie? Na przykład przemebluję salon.
Tak, to była dobra myśl. Zadzwonię do Alicji i razem coś wymyślimy. Pewnie umiera z niepokoju o mnie. Jest taką dobrą przyjaciółką. Chwyciłam za torbę w poszukiwaniu telefonu, jednak, gdy ją rozpięłam, przypomniałam sobie o tamtym dniu. No tak, będę musiała kupić nową komórkę.
To nie teraz - pomyślałam. Jeszcze nie miałam odwagi wychodzić. Nie. Będę musiała poczekać z zakupami.
~~*~~
W dalszych rozdziałach Katherina i Harry będą pojawiać się częściej niż Alicja i Louis.
Taka krótka informacja dla tych, którym bardziej do gustu przypadła ta niezwykle kontrowersyjna para :)