tag:blogger.com,1999:blog-74466130758843235562024-03-13T23:46:07.882-07:00Young. Sex. Love.Polecam Goodbookhttp://www.blogger.com/profile/04310776735145570384noreply@blogger.comBlogger28125tag:blogger.com,1999:blog-7446613075884323556.post-87793468108605865712015-07-18T01:48:00.002-07:002015-07-18T01:48:34.448-07:00BossWitajcie! Serdecznie zapraszam na opowiadanie z Louisem. Boss <a href="http://without-you-i-have-nothing.blogspot.com/">http://without-you-i-have-nothing.blogspot.com/</a><br />
Jest całkowicie napisane, więc macie pewność, że będzie dodawane!<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/J-WYSl4a-Dc/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/J-WYSl4a-Dc?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<br />Polecam Goodbookhttp://www.blogger.com/profile/04310776735145570384noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7446613075884323556.post-11118277501216670932015-05-08T10:26:00.001-07:002015-05-08T10:26:11.419-07:00Nowe opowiadanieTym razem nie będzie prowadzone z Olą. Serdecznie zapraszam na <b>365Days</b><br />
<div style="text-align: center;">
<a href="http://see-you-again-365days-fanfiction.blogspot.com/">http://see-you-again-365days-fanfiction.blogspot.com/</a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/e3qm6CFRZss/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/e3qm6CFRZss?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Polecam Goodbookhttp://www.blogger.com/profile/04310776735145570384noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7446613075884323556.post-74309185575423689502015-05-05T08:21:00.002-07:002015-05-05T11:04:27.759-07:00Epilog<div style="text-align: center;">
<b>~Harry~</b></div>
Siedziałem gabinecie z Fabianem na kolanach. Zawsze chciałem mieć dużą rodzinę. No to teraz mam trójkę dzieci, co nie oznacza, że nie mam nic wspólnego z moim ulubionym zajęciem. Tyle, że bardziej zająłem się firmą. Gang był odskokiem.<br />
Było kilka kryzysowych sytuacji, ale po tym, jak zmusiłem Kate, by zabiła swego brata, wszystko się ustabilizowało.<br />
Posłuchała i wyszliśmy na prostą. Zawsze powtarzam, że mam rację. Nieraz mogli się przekonać.<br />
- Tuuu - Fabian mówił coś po swojemu naciskając klawisz klawiatury.<br />
Odciągnąłem mu rączki od komputera. Byłem w trakcie wideorozmowy z Saiką, której nie chciało się ruszyć tyłka ze swojego domu. Prawdziwy z niej leń, a przecież mieszkała naprzeciwko nas.<br />
Rozmawialiśmy o wszystkim, bo co chwila zmieniała temat i nie pozwalała się rozłączyć. Musiałem jej słuchać, aż do momentu, kiedy okno gabinetu pękło a do środka wpadła piłka.<br />
Bez słowa się rozłączyłem i wyjrzałem na zewnątrz. Nie zdziwiłem się, gdy na dole zobaczyłem Louisa.<br />
- Mike, myślę że potrzebna Ci dobra kryjówka - powiedział Louis, widząc moją minę.<br />
- Mamoooo! - Miquel wbiegł do domu.<br />
Wstałem z krzesła i z młodszym synem i wyszedłem z gabinetu.<br />
Na dole stała Kath, do której wtulał się Mike.<br />
- Ja nie chciałem - mruknął z twarzą w materiale jej sukienki.<br />
- Wiem, kochanie, tata też to wie - pogłaskała go po włosach i spojrzała na mnie znacząco.<br />
- Zajmiesz się nimi? - podałem jej Fabiana i pocałowałem w policzek<br />
- Harry, zaczekaj - zatrzymała mnie. - Za jakąś godzinę przygotuj grill. Dobrze?<br />
- Pewnie - rzuciłem na odchodnym, wychodząc na zewnątrz. W drzwiach minąłem się z młodszym Tomlinsonem. Coś za bardzo się ostatnio po naszym domu panoszą...<br />
Thomas wbiegł do środka i podszedł do Miqueala. Zdecydowanie mój syn był mi wdzięczny. Tęsknił za przyjacielem. Dobra, dobra. Tom nie był jak ojciec. Ale ja nic nie mowie. Przecież mamy ugodę.<br />
O wilku mowa. Louis stał przed domem. Podszedłem do niego z beznamiętnym wyrazem twarzy<br />
- Wstawisz nową. Chyba nie jest tak źle -uznał.<br />
- Ty za nią zapłacisz - mruknąłem, idąc w stronę ogrodu.<br />
- Lecę - szedł obok mnie.<br />
Tyły mojej posesji były dziś opustoszałe. Dobrze, że dziewczyny zastosowały się do moich poleceń i zabrały dzieciaki na górę. Mogłem w spokoju wszystko przygotować. No, może nie w takim całkowitym, bo był jeszcze Tomlinson.<br />
- Harry? - odezwał się po kilkuminutowej ciszy. Oparł się o drzewo i na mnie spojrzał. - Chyba nie żałuję, że cię znam.<br />
- Co masz na myśli?- spytałem<br />
- Że jesteś draniem, ale i dobrym znajomym.<br />
Uśmiechnąłem się pod nosem. Och tak, byłem draniem i to wielkim.<br />
Zmieniłem swoje zachowanie. Tak. Tylko i jedynie wobec żony. Z rodziną nie utrzymywałem kontaktów, chociaż raz mnie odwiedziły. Wtedy, gdy mnie nie było. Więcej wizyt nie składały.<br />
I dobrze. Niech nie myślą, że im wybaczyłem. Skierowałem się w stronę altanki. Miałem jeszcze godzinę przed wizytą gości. Mogłem przez chwilę popatrzeć na to, co moje.<br />
Usiadłem na ławce i wbiłem wzrok w dom. Nie wiem jak to nazwać. Rezydencja, willa, a może mały pałac? Mając tyle pieniędzy na koncie, musiałem je gdzieś ulokować.<br />
Po chwili usiadł koło mnie Louis. No jasne. Wyglądało na to, że chciał o czymś ze mną pogadać.<br />
- Czego chcesz? - warknąłem.<br />
- Wyluzuj - wywrócił oczami. - Chciałem cie o coś prosić.<br />
Nabrałem powietrza. - Tak? - spytałem nad wyraz spokojnie<br />
- Jeśli coś by się stało, pomóż Alicji i dzieciom... chociaż przez chwilę. Proszę - wyrzucił z siebie.<br />
- Czemu miałbym to zrobić? Podejrzewasz, że mógłbyś w najbliższym czasie wyzionąć ducha?<br />
- Nie wiem - wzruszył ramionami. - Wszystko może się stać. Po prostu im pomóż.<br />
Nie odpowiedziałem. Zwyczajnie nie chciało mi się składać bezsensownych obietnic. Nadal nie wybaczyłem Alicji za to, że postrzeliła Kath.<br />
Więc czemu miałem jej pomagać? Prawie zabiła "przyjaciółkę". Dziwiłem się, że ona sama tak łatwo o tym zapomniała. Miłosierna...<br />
- Tata! - May biegła do mnie co sił w jej czteroletnich nogach.<br />
- Wrócimy do tej rozmowy później, Styles - mruknął Louis, zanim zszedłem z altanki.<br />
Pokiwałem głową. Nie odpuści. Wziąłem na ręce dziewczynkę. Rozpłakała się głośno.<br />
- Zepsuli mi domek...<br />
- Kto?- spytałem.<br />
- Chłopcy. Połamali...- szepnęła pocierając oczka.<br />
- Nie martw się - pogłaskałem ją po głowie - Zaraz się z nimi rozliczymy.<br />
- Kocham cię, tatuś - powiedziała w moja szyję.<br />
Zostawiliśmy Tomlinsona samego i wróciliśmy do domu. Zapowiadał się ciekawy dzień.<br />
***<br />
-Pomóc ci? - spytałem Kath, gdy podawałem jej śpiącego Fabiana<br />
- Jeśli chcesz - uśmiechnęła się do mnie.<br />
Ułożyła chłopca w wózku i ustawiła go przy kanapie. Po chwili wróciła do mnie. Nie pozwoliła mi iść do kuchni. Oplotła rękoma moją szyję.<br />
Pocałowaliśmy się krótko.<br />
- Louis cię szukał - mruknęła - Sądzę, że Kate z chęcią mi pomoże<br />
- Louis - powtórzyłem. Czy on nie może dać sobie świętego spokoju?<br />
Ostatni raz cmoknęła mnie w usta i poszła na górę.<br />
Wyszedłem z domu. Lou stał przy grillu i go rozpalał. Wyglądał na zamyślonego. Może ja z nim porozmawiam? Raz a dobrze.<br />
- Chodź, przyjacielu - poklepałem go po plecach.<br />
- No dobra.<br />
Ruszył za mną, wpierw jednak skinieniem ręki pokazując Zaynowi, by zajął się rusztem. Mulat nie był z tego powodu zbyt szczęśliwy<br />
Skrzywił się. On nie umiał zrobić jajecznicy, ale liczyłem, że sobie poradzi. Louis dorównał mi tępa. Ogród mieliśmy na tyle duży, że mogliśmy chodzić około godziny.<br />
- Zajmij się moją żoną i dziećmi. W razie jakiegoś wypadku albo coś. Proszę.<br />
- Czemu miałbym to zrobić?<br />
- Zrobiłbym to samo wobec Kath - powiedział. Oj, ja wiem. On już się moją Katheriną zajmował.<br />
- Czemu aż tak ci na tym zależy? -spytałem, gdy zatrzymaliśmy się w znacznej odległości od innych. Nikt nas nie widział.<br />
- Bo wiem, że Ala sobie nie poradzi. Wiesz, nasz zawód nie gwarantuje ci bezpieczeństwa.<br />
- To prawda - mruknąłem - Nie gwarantuje.<br />
- Sam widzisz. Nie chce ich zostawiać samych.<br />
- Nie zostawisz ich samych - uścisnąłem go po przyjacielsku - Będziecie razem już zawsze. Na zawsze.<br />
-Co masz na... -nie dokończył. Nieco trudno mówi się z nożem w szyi, czyż nie?<br />
Odskoczył ode mnie jak oparzony. Zaczął dusić się swoją krwią. Z jego łaknących powietrza ust pociekła strużka czerwonej cieczy. Ostatkiem sił rzucił się w moją stronę, ale uskoczyłem. Wylądował na ziemi.<br />
- Twoja żona też tak skończy - syknąłem.<br />
Spojrzał na mnie wyrzutem. Patrzenie jak umiera było... Satysfakcjonujące.<br />Uśmiechnąłem się jedynie. Koniec. Nikt nie będzie ingerował w moją rodzinę. To koniec.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/10026781111234879395noreply@blogger.com25tag:blogger.com,1999:blog-7446613075884323556.post-36426067845965500782015-04-29T07:50:00.001-07:002015-04-30T08:12:54.419-07:00Rozdział 24<div style="text-align: center;">
<b>~Katherina~</b></div>
Postawiłam na stole sałatkę i pogłaskałam lekko wypukły brzuch. Minęły trzy miesiące. Wszystko jak na razie się ułożyło. Ale byłam przygotowana na rozczarowania. Los lubił robić mi na złość. I to bardzo często. Urodziny Harry’ego i Mike’a były naprawdę świetnym przyjęciem. Zdecydowanie się udały. Tydzień później cały budynek obudził krzyk Saiki. Tak, urodziła. Śliczną, zdrową dziewczynkę. Jack zwariował na jej punkcie, ale przez nieprzespane noce, wyżywa się na Harrym, gdy mają trening. A dzisiaj oficjalnie firma Hazzy podpisała pierwszy kontrakt. Byłam z niego dumna, choć wiedziałam, że ten cały interes jest tylko przykrywką. Wtem usłyszałam pukanie do drzwi. Świetnie, goście już przyszli.<br />
- Mike! Chodź się przywitać – krzyknęłam, idąc otworzyć.<br />
Zaskoczona spojrzałam na dwie kobiety w progu. Kto je tu wpuścił? Kim one są?<br />
- Tak?<br />
- Dobry wieczór - odezwała się dziewczyna. Wysoka brunetka. - Jestem Gemma Styles.<br />
- Katherina Liverblood - powiedziałam zaskoczona.<br />
- Jest Harry? - spytała ta druga.<br />
- Jeszcze nie wrócił- odparłam - Mają panie jakąś sprawę do niego?<br />
- Tak, chciałam zobaczyć się z synem - powiedziała cicho i spokojnie. Jej wzrok powędrował najpierw na mój brzuch, a potem na Mike'a.<br />
- Hej - przywitał się malec, machając rączką.<br />
- Proszę, wejdźcie - wpuściłam kobiety. Wzięłam małego na ręce - Podać coś do picia?<br />
Gemma spojrzała na mnie niepewnie. Czy ja wyglądam na osobę, która ma zrobić im krzywdę? Harry był z nimi w złych stosunkach, więc po co miałby je zapraszać? Nie rozumiałam. No ale skoro jakoś tu weszły...<br />
- Nie, czy nie przeszkadzamy? - spytała jak mniemam siostra.<br />
- Właściwie, to za chwilę powinni przyjść goście. Mamy swego rodzaju przyjęcie - powiedziałam niepewnie. Błagam, niech ktoś przyjdzie. Ktokolwiek! Ich obecność mnie przerażała.<br />
- Rozumiemy. W takim razie może przyjdziemy kiedy indziej - zaproponowała mama mężczyzny. Pogłaskała delikatnie mojego syna po głowie. - Cały Harry.<br />
Mike'owi chyba się to nie spodobało, bo zmrużył oczy i zrobił nadąsaną minkę.<br />
- Miquel, pożegnaj się ładnie - nakazałam mu, lekko klepiąc go w plecy<br />
- Do widzenia - powiedział markotnie i odwrócił się. Podreptał do zabawek.<br />
Kobiety posłały mi jedynie uśmiechy i skierowały z powrotem do drzwi. Co za krępująca sytuacja.<br />
Po zamknięciu za nimi drzwi, usiadłam na kanapie. Błagam, nie chcę kolejnych niezapowiedzianych gości dzisiaj. Spojrzałam na zegar. Zostało jeszcze trochę czasu do przybycia reszty. Praktycznie wszystko było gotowe. Kolacja czekała w piekarniku, aby podać ją na ciepło. Niech ten wieczór odbędzie się bez nerwów. Nie chcę sprzeczek. Wyciągnęłam rękę i sięgnęłam po notes leżący na stoliku. Sprawdziłam czy wpięłam ostatnie paragony i przejrzałam notatki. Niedługo wizyta u lekarza. Zabiorę Harry’ego. W końcu w ciąży z naszym synem nie miał okazji. Jako ojciec powinien ze mną iść.<br />
Po jakimś czasie usłyszałam trzykrotny dzwonek do drzwi. Wstałam entuzjastycznie; poprawiłam sukienkę i włosy.<br />
Miałam na sobie czerwony materiał, do połowy ud, który opinał moje ciało. Prezent od Harry'ego. Ostatnio nawet zasłużyłam na podarunek w postaci naszyjnika. Zrobił się dziwnie rozrzutny...Wzruszyłam ramionami. Nie mogę narzekać. Uśmiechnęłam się do siebie i poszłam otworzyć.<br />
- Zapraszam.<br />
Do środka weszli wszyscy, którzy byli zaproszeni. Bliźniacy prawie że wnieśli Zayna, który warcząc na nich próbował się wyrwać. Za nimi, lekko powstrzymując śmiech pojawił się Jack, wraz z małą Effie na rękach. Mała była taka rozkoszna i z zaciekawieniem rozglądała się dookoła.<br />
- Cześć, tatusiu - pocałowałam jego policzek, a małej rączkę. - Zostawiliście ostatnio smoczek i butelkę.<br />
- Naprawdę? - zdziwił się - Nie zauważyłam. Dzięki, że mówisz.<br />
- Zabiegany jesteś. Mogę? - wystawiłam delikatnie ręce. Taka słodka była..Uwielbiałam mieć ją w ramionach.<br />
Podał mi ją z lekkim oporem. Widać, że był do niej bardzo przywiązany. Nadal pamiętam jak się niecierpliwił, gdy Saika była w ciąży i przy każdej nadarzającej się okazji gadał do jej brzucha.<br />
Kto by pomyślał... Taki groźny, a taki opiekuńczy. Dosyć kochane. Idealna rodzinka. Wszyscy przeszli do salonu. Wzięłam dla Effie smoczek. Włożyłam jej go do ust i usiadłam koło Harry'ego.<br />
- Dobrze wyglądasz - powiedział, głaszcząc maleńką delikatnie po główce.<br />
Pocałowałam go krótko w usta, uśmiechając się szeroko. On też dobrze się prezentował. Wyjątkowo w białej koszuli. Miałam dobry chyba humor, chociaż musiałam mu powiedzieć.<br />
Ale to za chwilkę. Teraz musiałam odpowiednio wszystkich ugościć. Wstałam, wciąż trzymając na rękach Effie. Sugestywnie kaszlnęłam i wszyscy zwrócili się w moją stronę.<br />
- Cieszę się, że przyszliście i razem możemy świętować sukces Harry'ego - posłałam mu uśmiech. - Zapraszam do stołu.<br />
-Mogę?- podeszła do mnie Saika. Kiwnęłam głową i oddałam jej dziecko. Z ulgą je przyjęła. Wyglądała na o wiele szczęśliwszą. Chyba Jack nie chce za często dzielić się swoim oczkiem w głowie.<br />
Zazdrosny facet. Już chodził wzrokiem za narzeczoną i córeczką. Podjechał wózkiem do stołu. Wszyscy usiedli, a ja poszłam do kuchni. Harry przyszedł mi pomóc.<br />
- Weź to - podałam mu gorący talerz z pieczenią.<br />
Syknął, ale nie upuścił naczynia. Zabawne jest to, jak bardzo stara się nie okazywać bólu. Spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek, ale nie skomentował mojego chichotu.<br />
- Jak się poparzysz to ci pomogę. Idź - szturchnęłam go biodrem.<br />
Poszedł do salonu. Ustawił wszystko na stole, kiedy wróciłam. Usiedlismy i od razu rozpoczęły się rozmowy. O kontrakcie. Ale bez szczegółów. Słuchałam, karmiąc syna, który za to co chwila zaczepiał wnerwionego Zayna. Przyjrzałam mu się. W jednej chwili otworzył szeroko usta a na jego twarzy pojawił się grymas drwiny.<br />
- Nie wierzę... - mruknął. O co mu chodziło?<br />
Odwróciłam głowę w stronę mojego mężczyzny. Właśnie wstał, trzymając kieliszek w dłoni. Harry i przemowa?<br />
- Ani słowa, Malik - ostrzegł, piorunując go wzrokiem. - Korzystając z okazji, że jesteście tu wszyscy, będziecie mogli od razu pogratulować - uśmiechnął się krzywo i odsunął krzesło, aby uklęknąć. Żartuje, nie? Nie. Chyba nie żartuje. - Myślę, że to odpowiedni czas na to pytanie, droga Kath. Zgodzisz się zostać moją żoną, tym samym zaczynając pasować do tej rodziny nazwiskiem? - zapytał trzymając pudełeczko w ręce.<br />
Zamrugałam parę razy. Mój Harry właśnie się oświadczył. W tej chwili. Byłam w tak ogromnym szoku, że dopiero ocknęłam się po kilku sekundach.<br />
- Tak... To znaczy, tak, Harry. - wierciłam się na krześle szczęśliwa.<br />
Otrzeźwił mnie grom wiwatów. Harry wstał, po czym nasunal na serdeczny palec mojej lewej dłoni piękny pierścionek.<br />
Oplotłam jego szyję, wtulając się w zagłębienie między nią a ramieniem. Byłam ogromnie szczęśliwa.<br />
- Kocham cię - szepnęłam.<br />
Nie... Byłam zbyt wrażliwa i wzruszyłam się już po chwili.<br />
- Czy wizja małżeństwa ze mną powoduje u ciebie płacz?- spytał, patrząc na mnie z tym swoim wrednym uśmieszkiem<br />
Uderzyłam go ręką w ramię i zaśmiałam się. Och. Może być tragicznie. Ale z nim dobrze ryzykować. Lepiej z nim żyć niż bez niego.<br />
Na tę myśl poczułam subtelne ruchy. Moje dziecko! Już zapomniałam jakie to miłe uczucie. Delikatnie złapałam rękę bruneta i położyłam na swoim brzuchu.<br />
Spojrzał na mnie lekko zdziwiony, gdy poczuł kopnięcie. Chyba mój Harry nie był przyzwyczajony do takich delikatnych zachowań. Z lekkim oporem zaczął głaskać mnie naokoło pępka<br />
- Na pewno dziewczynka - pochyliłam się i pocałowałam go w nos.<br />
Jego dotyk był bardzo przyjemny.<br />
- Polemizowałbym- mruknął, zataczając ręką coraz większe koła - Jeszcze tego nie sprawdziłaś. Ale zważywszy na to, jak ten dzieciak kopie, sądzę, że jest to chłopiec.<br />
Prychnęłam cicho.<br />
- Mike praktycznie wcale nie kopał. A jest chłopcem. - uśmiechnęłam się i wzięłam łyk soku. Wszystkim chyba smakowała kolacja. Miquel tylko marudził. Ale to strasznie. Na Harry'ego patrzył jak na wroga, a gdy ten chciał do niego podejść, pobiegł do pokoju.<br />
- Coś ty mu znowu o mnie nagadała?- spytał brunet, patrząc na mnie wilkiem.<br />
- Nic. - powiedziałam zdziwiona. - przed chwilą nie mógł się doczekać, aż wrócisz. Pójdę z nim z nim pogadać - podniosłam się.<br />
Znalazłam syna w jego pokoju. Siedział naburmuszony na swoim łóżeczku i raz po raz uderzał piętami o podłogę.<br />
- Co się stało, Mike?- spytałam, siadając koło niego.<br />
Założył rączki na klatkę. Coś musiało się dziać. To był synek tatusia.<br />
- Tata woli bobasa w twoim brzuchu - burknął.<br />
Cicho zachichotałam. Rozbawiło mnie to stwierdzenie. Chłopczyk spojrzał na mnie urażony, na co poczochrałam mu włosy.<br />
- To nie prawda, kochanie. Tatuś kocha was oboje tak samo. Mamusia również.<br />
- Będzie się bawił z moim bratem, a nie ze mną - położył główkę na moich kolanach.<br />
Dzieci trudno jest przekonać. Za bardzo sobie coś wmawiają. A Harry zawsze będzie najbardziej wspierał pierworodnego.<br />
-Będziesz musiał podzielić się czasem tatą. A jak mały podrośnie, to będziesz miał fajnego przyjaciela - uścisnęłam go. Mały niechętnie na to pozwolił, ale przynajmniej złagodziłam trochę sytuację.<br />
Zazdrośnik. Pocałowałam go w czoło i jeszcze raz przytuliłam.<br />
- Idź przeproś tatę. Jest mu przykro - poprosiłam.<br />
Sztywno kiwnął głową i prędko opuścił pokoik.<br />
Siedziałam na łóżku składając jego bluzę. Mam nadzieję, że nie będzie dzisiaj już marudził.<br />
Wróciłam do salonu. Mike był w lepszym humorze. Bawił się z Samem.<br />
Naprawdę nie wiem kiedy oni sprezentowali mu aż tyle tych małych samochodzików. W każdym pokoju był co najmniej jeden.<br />
Zresztą, oni co chwila mu coś kupowali. Szaleństwo. Za bardzo go rozpieszczą. Już nie raz dawał scenę na zakupach.<br />
Traktowali go trochę jak swoją małą maskotkę. Jeszcze chwila i nie będę miała nic do powiedzenia w sprawie jego wychowania.<br />
Nie chcę, żeby ubzdurali sobie, że zrobią z niego członka gangu jak dorośnie. Nie ma mowy. Mój syn... po prostu nie.<br />
Oczywiście będę musiała przeprowadzić na ten temat rozmowę z Harrym. Nie obejdzie się bez krzyków, tego byłam pewna. Ale to najwcześniej za rok. Dziecko w moim brzuchu nie powinno się wraz ze mną denerwować.<br />
Na razie musiałam być oazą spokoju. Przy takim narzeczonym zacznę uprawiać jogę.<br />
Podeszłam do stołu, uśmiechając się ciepło do Kate. Zebrałam naczynia.<br />
- Pomóc ci? - spytała, patrząc na mnie uważnie.<br />
- Nie trzeba. Wszystko dobrze? - po sprawie z jej bratem, było już o wiele lepiej. Potem ta szczerość z jej bliznami i...<br />
- Jasne, ostatnio nie ma jakichś większych problemów. Jest tu kilka nieprzyjemnych grup, ale nie są zbyt wielkim dla nas wyzwaniem.<br />
- No tak. Postrach w mieście - powiedziałam idąc do kuchni. Wszyscy mogą się chować.<br />
Kate zgrabnie mnie ominęła i zabrała mi naczynia. Mrugnęła do mnie porozumiewawczo i już jej nie było<br />
Wróciłam do salonu. Harry wziął mnie na kolana i objął. Rozmawiał z chłopakami.<br />
Wpadłam akurat w momencie jak coś ustalali. Jack w swym żelaznym acz troskliwym uścisku trzymał swoją małą córeczkę. Uśmiechnelam się. Saika dziś długo sie nią nie nacieszy.<br />
Jak zwykle. Opiekuńczy i zazdrosny tatuś. Ale przynajmniej świetnie się sprawował. Nic nie można mu zarzucić.<br />
<div style="text-align: center;">
<b>~Harry~</b></div>
Wziąłem na ręce córeczkę. Maybelly wtuliła się w moją szyję. Miała już półtora roku. Miquel stał obok szarpiąc co chwila muszkę którą miał na szyi.<br />
- Muszę? - spytał kolejny raz, ciągnąc za materiał przy szyi.<br />
Spojrzałem na niego krytycznie i kiwnąłem głową.<br />
- Do mamy - May zaczęła wiercić się w moich ramionach.<br />
Co zabawne, narzeczona namówiła mnie, abym zaprosił Alicję. Bez Louisa nie była groźna. Dlaczego bez? No cóż. Przypadkiem... umarł.<br />
Nie mówię, że to moja sprawka. Nogi poza Stany nie postawiłem. Ale to mało prawdopodobne, by przeżył wybuch tej jego "małej" fabryki. A mówiłem mu w pierdlu by dał sobie spokój z narkotykami.<br />
Ale kto by mnie słuchał. Wyszło na moje. I bardzo dobrze. Mam go teraz z głowy. Wszyscy mamy.<br />
- Tato, patrz! Mama...- chłopiec pociągnął mnie za rękę.<br />
Pokazał ma granatowy mercedes za którego kierownicą siedział Adam.<br />
Świetnie. Jak zawsze punktualny. Poglaskalem córkę po głowie. Jednak dobrze zrobiłem, że zrezygnowałem z tej aborcji. Była takim śmiesznym dzieckiem. A jakim cichym.<br />
Moja była lepsza od Jack'a. Ja to wiem. Poza tym córka Jack'a wymuszała wszystko płaczem, co było zabawne. Dlaczego? Bo nie umiał jej odmawiać. Ale za to była urocza.<br />
I Miquel strasznie się do niej przyczepił. Nie zdziwiłbym się, gdyby za kilka lat ją porwał. Ja bym tak zrobił...<br />
Mój syn będzie znał się na rzeczy. Ja już go wyszkolę.<br />
Wtem ktoś zapukał do drzwi.<br />
-Wejść - mruknąłem. Do pokoju wszedł Sam. Było coś zabawnego w tym, że każde z państwa młodych miało zostać przywiezione przez innego bliźniaka. Szatyn uśmiechnął się do mnie i poprawił marynarkę Miquela.<br />
- Świetnie wyglądasz, młody. - zapewnił go. - Harry, jesteś gotowy?<br />
- Ja zawsze byłem gotowy - rzuciłem od niechcenia.<br />
- Oczywiście - wywrócił oczami. - Cześć, księżniczko - chciał mi odebrać córkę, ale ta zaczęła płakać.<br />
- Nie lubi cię. Woli Adama- zaśmiałem się, chociaż to, co mówiłem, było zgodne z prawdą.<br />
- Nadal nie wiem, jak ona jest w stanie nas rozróżnić. Przecież to tylko dziecko.<br />
- Jednak jest to Styles.<br />
- Wredny i złośliwy - podsumował.<br />
Wziął Mike'a, który lubił go nad wyraz i wyszliśmy z pokoju.<br />
Kościół nie był daleko.<br />
Większość gości już była, głównie moi znajomi, jednak pozwoliłem Katherinie zaprosić jej rodziców. Gdy tylko się pojawiłem, zostałem zgromiony nieprzychylnym spojrzeniem mojego przyszłego teścia.<br />
- Wciąż nie wierzę, że moja córka jest tak głupia - skierował swoje słowa do żony.<br />
- Kochanie, powtarzasz to od kilku lat - zbeształa go jego żona, która wyglądała na zmęczoną. Nawet makijaż nie dał rady zamaskować worów pod oczami.<br />
Myślę, że miała dosyć tej sytuacji. Wolała zaakceptować sytuację i być przy córce, niż ciągle traktować mnie jak wroga. I bardzo dobrze. Katherina tez w końcu się do mnie przekonała.<br />
Drogę do ślubnego kobierca zagrodził mi najbardziej irytujący gość. Alicja. Za nią oczywiście przytruchtał ten jej bachor. Jak mu tam było na imię? A zresztą, niezbyt interesuje mnie bękart Tomlinsona.<br />
- Jesteś skurwysynem, Harry i mam nadzieję, że w końcu się doigrasz. Tom, idź do taty - powiedziała do chłopca. Chwila. Do kogo?<br />
-Właśnie się doigrałem - uśmiechnąłem się krzywo - Żenię się z twoją przyjaciółką.<br />
- Och. To jest ta twoja kara, tak? Trzeba było dać jej spokój.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://data3.whicdn.com/images/57727401/original.png" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="145" src="http://data3.whicdn.com/images/57727401/original.png" width="200" /></a></div>
-Radziłbym ci z łaski swojej przestać szczekać na wilka, jamniczku - machnąłem na nią ręką i wszedłem na podwyższenie.<br />
Za mną stał świadek. Czyli Jack. Rozejrzałem się. Rodzina Tomlinsonów w pełni.<br />
Usiedli w drugim rzędzie. Cała trójka. Alicja, bachor i ten pieprzony kryminalista, który powinien być martwy. Ile jeszcze, kurwa, będę musiał na niego składać zleceń?<br />
Niemożliwe aby był nieśmiertelny. Zawsze mu się udaje, ale w końcu polegnie. Przyjdzie taki moment. Z rozmyśleń wyrwał mnie marsz. No i jest moja księżniczka.<br />
W białej sukni było jej do twarzy. Szła w towarzystwie swojej druhny - Kate.<br />
Wyglądała naprawdę ładnie. Patrzyłem na nią, nie zwracając uwagi na nic.<br />
Wreszcie, gdy stanęła naprzeciwko mnie, zwróciłem wzrok w stronę pastora.<br />
Ten posłał nam uśmiech i rozpoczął ceremonię. Stać mnie na to, aby wszystko było idealne. Dopięte na ostatni guzik.<br />
Po odpowiedzeniu na zasadnicze pytanie, pocałowaliśmy się. Wszyscy bili brawo. No, prawie wszyscy. Goście Katheriny byli nieźle wkurwieni, ale przynajmniej nie robili scen.<br />
Inaczej moi koledzy musieliby ich wyprosić. A zgodnie z prośbą żony miało być idealnie.<br />
- Tatuś - usłyszałem od razu, gdy przyjaciele podeszli. Mała już była zazdrosna, bo nie poświęcałem jej uwagi.<br />
Pogłaskałem ją po głowie i poprawilem sukieneczkę. Trzymała się ręki Effie i mocniej zacisnęła piąstkę, gdy nie chciałem jej podnieść.<br />
- Tata, be - skrzywiła się.<br />
No, na najbliższą godzinę będzie foch. Nie myślałem nad, bo podeszli do nas... Oni. Louis pogratulował nam.<br />
Jednak w jego tonie dało się wyczuć nutkę fałszu. Wściekle zmrużyłem oczy. Co on kombinował?<br />
Nie ufałem mu. Nigdy mu nie ufałem. To się nie zmieni. Pochylił się i powiedział Kath coś na ucho, po czym pocałował jej policzek.<br />
- Jeszcze nie minęła godzina od naszego ślubu, a ty mnie już zdradzasz, kochanie - mruknąłem z dozą sarkazmu w głosie. Jednak moja mina pozostała niewzruszona.<br />
- Och, kto by pomyślał, że jesteś taki zazdrosny - odparła wywracając oczami.<br />
- Znasz mnie doskonale, pani Styles - objąłem ją w pasie.<br />
- A przypadkiem nie miałam pozostać przy swoim nazwisku? - zerknęła na mnie, po czym pocałowała. - Kocham cię. Dziękuję.<br />
- Ekhem-odchrząknął Louis - Wasi goście się niecierpliwią.<br />
Jeszcze tego brakowało, by mój nemezis mnie pouczał...<br />
Wziąłem głęboki oddech. Nie stracę cierpliwości. Przysięgam. Nie stracę.<br />
Reszta wieczoru była wyśmienita. Wszyscy świetnie się bawili. Oczywiście nie obyło się bez bójki, ale w naszym towarzystwie to chleb powszedni. Roześmiany wyszedłem na taras hotelu, w którym odbywała się impreza. Sączyłem wino z kieliszka, wpatrując się w panoramę miasta.<br />
- Co tu tak sam stoisz, Styles?- po chwili usłyszałem. Louis.<br />
- Czekam, aż przyjdziesz i wyjaśnisz mi jakim, kurwa cudem żyjesz - odpowiedziałem z uśmiechem. Zabiję go zaraz. Rozluźniłem uścisk na kieliszku.<br />
- To dziecinnie proste. Zwyczajnie wyszedłem z budynku kilka minut przed eksplozją - powiedział, stanąwszy koło mnie.<br />
- Czyli nie mam co próbować - stwierdziłem. A może tak... - Zgoda?<br />
Spojrzał na mnie zszokowany i chwilę mi się przyglądał.<br />
- Czyżbym się przesłyszał? Wielki Harry Styles pragnie pojednania ze mną.<br />
- Chyba tak. Jestem zmęczony wymyślaniem setek sposobów na zabijanie ciebie. Nie mam siły. Mam teraz rodzinę. Żonę, dzieci i chcę trochę spokój. Żyj sobie, rób co chcesz. Nie wchodź mi w drogę.<br />
- Z ostatnim warunkiem nie mogę się zgodzić. Zauważyłem, że Alicja chce odbudować przyjaźń z Kath. Będę tam gdzie moja kobieta, Harry.<br />
Spojrzałem na niego krzywo. Potem zerknąłem za siebie. Rzeczywiście obie dziewczyny rozmawiały, pijąc szampana.<br />
- W porządku. Ale wiesz, że będę wiedział o twoich planach szybciej, niż wszystko ustalisz - ostrzegłem.<br />
- Po co te bezpodstawne podejrzenia - wyciągnął w moją stronę dłoń - Czy właśnie nie nawiązaliśmy tak zwanej "przyjaźni"?<br />
- Być może - uścisnąłem jego dłoń. Nawet zrobiło mi się lżej.<br />
Posłałem mu uśmiech i wróciłem do środka. Dzieciaki biegały po parkiecie. To znaczy mała już spala, ale pozostała trójka miała siłę.<br />
Teraz należało się cieszyć nocą. Spojrzałem ostatni raz na Tomlinsona, a potem, nie myśląc o niczym innym, dałem porwać się zabawie.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/10026781111234879395noreply@blogger.com17tag:blogger.com,1999:blog-7446613075884323556.post-8938140447819941802015-04-18T12:49:00.000-07:002015-04-18T12:49:17.208-07:00Rozdział 23<div style="text-align: center;">
<b>~Katherina~</b></div>
Wyszłam z Saiką z domu. Mały był w przedszkolu. Harry coś tam po treningu w firmie robił.<br />
W okolicy było mnóstwo sklepów. Miałyśmy w czym wybierać. Po małym spacerku weszłyśmy do sklepu dla dzieci. Był ogromny. Kilka pięter zabawek, ubranek i akcesoriów dla maluchów robiło wrażenie.<br />
- Chodźmy. Musimy się pospieszyć. Muszę jeszcze coś załatwić - wyjaśniłam.<br />
- Coś nie tak? - spytała przyglądając się małej, różowej sukience.<br />
- Tak. - stanęłam obok niej.<br />
Była bardzo ładna. Taka maleńka. Wybieranie ubranek to było naprawdę fajne zajęcie.<br />
- Gdzie się tak spieszysz? - Wsadziła kilka bluzeczek do koszyka i przeszła do następnej półki. Pokazała mi śliczne, malutkie buciki.<br />
Uśmiechnęłam się, biorąc je do rąk. Są cudowne. Brak słów. Oczywiście, że zamierzała je kupić.<br />
- Muszę sprawdzić coś - wróciłam do tematu. - U lekarza.<br />
- Jesteś umówiona? - nawet na mnie nie spojrzała. Była zbyt zaabsorbowana otaczającymi ją rzeczami.<br />
- Tak. Adam mi pomógł, bo ktoś mi zabrał znów telefon - westchnęłam i podałam jej małe śpioszki.<br />
- Są urocze - pogłaskała materiał - Chodźmy do zabawek. Ile masz czasu?<br />
- Mam czas do 14. Spotkamy się w przedszkolu. Nie mam ochoty na kłótnie. Zabawki... Miałam tego tyle. Ah. No nie ważne. Chodźmy.<br />
- Czyli jesteś moja przez najbliższe 3 godziny. Świetnie - uśmiechnęła się i pociągnęła mnie za rękę - Chodź, na ostatnim piętrze zawsze są promocje.<br />
Zaśmiałam się i poszłam za nią. Tam był istny raj zabawek. Miquela Harry musiałby wyciągać siłą, a potem uspokajać jego histerię. Więc nie byłoby ciekawie. Rozglądałyśmy się za zabawkami dla maluchów. Przy okazji kupiłam auto synowi.<br />
Nawet nie wiem ile on już ich tam ma. Ruda naprawdę się obłowiła. W połowie zakupów zmusiła nawet kilku pracowników by nosili za nią koszyki.<br />
Byłam rozbawiona i zszokowana. No ale kobiecie w ciąży się nie odmawia. Szukałyśmy jeszcze paru rzeczy, ale zakończyłyśmy zakupy na butach. Oczywiście zbierałam paragony. Przecież Harry na pewno będzie chciał wiedzieć ile wydałam i na co. Nie chciałam go denerwować. Poza tym pierwszy raz powiedział mi, że mnie kocha. Nie chcę psuć relacji między nami, skoro się układa. Chociaż teraz nie wiem, jak będzie…Muszę się upewnić, że nie jestem w ciąży. Inaczej mnie zabije. Byłam tego pewna.<br />
Weszłyśmy z Saiką do lekarza. Nie dziwię się, że była zdziwiona. Nie ona miała wizytę, lecz ja. Spojrzałam na nią i wzruszyłam ramionami.<br />
- Harruś będzie ojcem? – zapytała.<br />
- Nie wiem – odparłam, pukając do drzwi lekarza. – Właśnie zamierzam to sprawdzić. Poczekasz?<br />
Kiwnęła głową i zajęła miejsce na plastikowym krześle. Wzięłam głęboki oddech, gdy usłyszałam „proszę”. Weszłam do środka, czując zdenerwowanie. Mój żołądek ściskał się w niezły supeł. Oby nie, oby nie, oby nie – powtarzałam jak mantrę.<br />
Pani doktor była młodą kobieta. Odetchnęłam z ulga. To mnie pocieszyło. Kazała mi zająć miejsce naprzeciwko siebie i wypytała o wszystko. Najpierw dane, potem już wiedziała wszystko. Elektronika to naprawdę dobre posunięcie w rozwoju. Kazała mi podwinąć bluzkę i pokazać brzuch. Po chwili cały miałam wysmarowany tym dziwnym żelem. Zacisnęłam nerwowo palce, gdy lekarka przykładała mi końcówkę urządzenia do pępka. Denerwowałam się, jak nigdy. Chyba nawet bardziej niż wtedy z Miquelem. To było co innego. Teraz po prostu będę martwa, jeśli przypuszczenia okażą się prawdą.<br />
- Gratuluję - spojrzałam na ekran - Będzie miała pani dziecko.<br />
Spojrzałam na siedzącą koło mnie kobietę. Byłam przerażona. Nie! Nie. O Boże – krzyczałam w duchu. Zaczęłam oddychać szybciej, a moje serce biło nierytmicznie. To był atak paniki. Właśnie to we mnie uderzyło. Nie umiałam się powstrzymać i rozpłakałam. Nie wiem jak Saika to usłyszała, ale po chwili wpadła do gabinetu.<br />
- A jednak? - to było jedyne co powiedziała. Szybko mnie przygarnęła i przytuliła - No i po co ryczysz?- machnęła na lekarkę, by nie interweniowała i wyszłyśmy z gabinetu - Nie płacz, dziecko jest przecież takim małym cudem.<br />
- Cudem, cudem, jasne. - prychnęłam próbując się uspokoić. - On mnie zabije. Nie znasz go? Wybuchł na wieść o studiach, a o tym nie chce słyszeć.<br />
- Przecież on pragnie dziecka - ciągnęła - Jestem pewna, że będzie szczęśliwy.<br />
- Oczywiście - mruknęłam. - Chyba muszę już iść. Odbieramy z Harrym Miquela.<br />
- Podwieźć cię? Chcesz, bym była przy tobie, gdy mu powiesz? - spytała z troską.<br />
- Nie możesz się denerwować - pokręciłam głową, próbując wytrzeć rozmazany makijaż. Inaczej od razu się domyśli, że płakałam. - Jakoś go uspokoję i mu powiem. Jakbyś słyszała krzyki, to będę ja.<br />
- Pamiętaj, że jakby co, to zawsze możesz ze mną porozmawiać. - uśmiechnęła się i zaczęła grzebać w torebce - Zatem widzimy się w domu.<br />
Kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę Wall Street. Troszkę znałam okolicę, ale wciąż Nowy Jork był mi obcy. Czułam się tu samotna. Nie było rodziców, Alicji, Toma... Nie, nie ważne. Odepchnęłam od siebie te myśli i już po chwili byłam pod przedszkolem. Harry akurat parkował auto. Zerknęłam na ekran telefonu. Chyba nic po mnie nie widać.<br />
Podeszłam do niego i klepnęłam go w ramię. Odwrócił się do mnie lekko zdziwiony, lecz po chwili wróciła ta jego spokojna mina.<br />
- Hej, skarbie - pocałował mnie lekko w usta - Jak ci minął dzień?<br />
- Zakupowo - uśmiechnęłam się lekko i wskazałam na dwie torby w ręku. - Jak w firmie? - zmieniłam temat. Zamknął auto, podrzucając kluczyki w ręce. Obróciliśmy się i poszliśmy w stronę wejścia.<br />
- Spokojnie, żadnych trupów. - złapał moją dłoń - A szkoda - mruknął<br />
Przełknęłam ślinę, czując jak żołądek zaciska mi się w supeł. Trafił idealnie po prostu. Kurczę... Wyszłam tak szybko i nie dowiedziałam się nawet, który tydzień. Jak powiem Harry'emu, to wrócę tam, przeproszę i spytam dokładnie o wszystko. No dobra. Jak będę w stanie pójść o własnych nogach. Weszliśmy do sali naszego syna, który... związywał nauczycielkę skakanką. Włosy miała w każdą stronę świata. Wyglądała co najmniej na przerażoną. A to czteroletnie dziecko.<br />
Ujrzał nas i uradowany podbiegł do Harry'ego. Ten wziął go na ręce i kilkakrotnie podrzucił.<br />
- Widzę, że z wujkiem Samem nauczyłeś się kilku sztuczek, co?<br />
Wysłałam kobiecie przepraszające spojrzenie i rozwiązałam ją.<br />
- Przepraszam za niego. Ale to tylko dziecko. - wyjaśniłam. - Chce się bawić. Porozmawiamy z nim - westchnęłam i pomogłam blondynce wstać.<br />
- Katherina, wychodzimy - zawołał Harry i nie czekając na mnie wyszedł z budynku. Pięknie, perspektywa powiedzenia mu o nowym dziecku, gdy jest w takim humorze, sprawiła, że się wzdrygnęłam.<br />
W aucie nie odezwałam się słowem. Jeśli jego nastrój się nie polepszy... nie. Ciągle myślałam nad tym, jak mu to powiedzieć. Może napisać na kartce? Zostawić i wyjść z Mike'iem na spacer? A jak wrócimy to będzie spokojny? Tyle myśli, a jednak żadnego rozwiązania. Zauważyłam, że mężczyzna coś do mnie mówi, ale kompletnie nie wiedziałam o co mu chodzi.<br />
- Możesz powtórzyć? - spytałam, marszcząc brwi.<br />
- Mogę - powiedział, po czym nastała cisza. Czy on mnie chce teraz zdenerwować?<br />
Cudownie. Brakowało mi tego, aby się ze mną drażnił.<br />
- A więc to zrób - warknęłam przez zęby.<br />
- Nie zamierzam - powiedział spokojnie - Nauczy cię to na przyszłość pilnego słuchania.<br />
- Nie mam głowy do tego teraz - wyjaśniłam, opanowując się. Nie mogłam go denerwować i się z nim kłócić. Jeśli ukarał by mnie, nie wiedząc o ciąży, mogłabym stracić dziecko.<br />
- Mike, chcesz pójść na pizzę? - spytał brunet, patrząc w tylne lusterko na naszego syna<br />
- Tak, tak! - mały, aż się wyrywał z fotelika.<br />
- Świetnie - Harry zatrzymał samochód. Pochylił się nade mną i otworzył drzwi z mojej strony auta - Do zobaczenia w domu, Kath.<br />
Czekaj, czekaj, czy on mnie właśnie wyrzucił z samochodu? Zdezorientowana stanęłam na chodniku i popatrzyłam na odjeżdżający pojazd.<br />
O co mu chodziło? Dlaczego był zły? Przed wejściem do przedszkola nie miał najgorszego humoru. Miałam ochotę się ponownie rozpłakać, ale co to da? I tak muszę mu jakoś powiedzieć.<br />
W domu wzięłam prysznic i zajęłam się sprzątaniem. Odkurzacz zagłuszał moje myśli.<br />
Chwilę później, przez hałas wydobywający się z urządzenia, dobiegł mnie odgłos pukania. Wyłączyłam ssanie i podeszłam do drzwi.<br />
Harry by nie pukał, więc to nie on. Może Ruda przyszła zobaczyć jak poszło? Zerknęłam przez judasza.<br />
Moje przypuszczenia okazały się trafne. Na klatce stała Saika, trzymająca pod rękę uśmiechniętego od ucha do ucha Jack'a. Wpuściłam ich do środka.<br />
- Wejdźcie do salonu - poinstruowałam.<br />
Sprzątnęłam z drogi odkurzacz. Chociaż im humor dopisywał.<br />
- Jak pięknie, jak pięknie - powtarzał Jack przechadzając się po mieszkaniu. Spojrzałam zdziwiona na Saikę.<br />
- Nie przejmuj się nim. Był u dentysty i po znieczuleniu trochę mu odbija.<br />
Kiwnęłam głową i poszłam do kuchni. Wręczyłam im po szklance soku. Rzeczywiście blondyn zachowywał się dosyć dziwnie.<br />
- I jak poszła rozmowa ze starszym Stylesem? - spytała ruda przytrzymując blondyna przed odejściem - Powiedziałaś mu?<br />
- Nie. Był dziwny. Najpierw miły, potem mnie ignorował. Chociaż może to nie dziwne, a normalne zachowanie. Co ty? Wyobrażasz to sobie? "Hej, Harry, jestem w ciąży! ".<br />
- Sądzę, że byłby na tyle zszokowany i nie odpowiedział na to od razu. - uśmiechnęła się znad szklanki - Byłoby wystarczająco dużo czasu na ewakuację.<br />
- Może masz rację - również się uśmiechnęłam. Poprawiła mi humor. Zawsze dodawała otuchy. Taka... przyjaciółka.<br />
- Ty też jesteś piękna - nagle odezwał się Jack, który dotychczas zajęty był sączeniem napoju i cichym komplementowaniem jego koloru.<br />
- Chyba powinieneś mówić jej to częściej - stwierdziłam śmiejąc się. Boże. Patrzyłam na niego i miałam lepszy humor. A to był największy gangster w tym mieście.<br />
Spojrzał na mnie zezując, jakby zastanawiał się, kim jestem.<br />
- Ach, Kathuś, to ty. - oparł się o dzielący nas blat i starając się zrobić nonszalancką minę, spytał: - Sama tu jesteś ze mną?<br />
- Samiutka. Skazana na siebie - pokiwałam głową i lekko poklepałam go po policzku.<br />
- To źle - pokręcił głową. Z trudem hamowałam chichot - Bardzo źle. Nie pięknie.<br />
- Dobrze, że chociaż wy jesteście. Zjecie coś? - spytałam kobietę. Ona była przytomna.<br />
Kiwnęła głową. Odwróciłam się do nich tyłem, by przygotować jedzenie.<br />
Rozmawiali po cichu, nie przysłuchiwałam się. Gdy tylko zjedliśmy obiad, rudowłosa poszła do pokoju Mike'a. Zdziwiona patrzyłam na nią, jak szuka kredek i kartek. Gdy wróciła, kazała mi usiąść na dywanie. Spojrzałam na nią pytająco, na co się uśmiechnęła. Ona chyba chciała obrazkowo mu to przedstawić. W końcu to facet. Do niego trzeba najprościej. Rozrysowała cały plan, oznaczając wszystkie rysunki jakimiś dziwnymi znaczkami. Zapewne japońskimi. Blondyn kiwnął głową na znak, że zrozumiał.<br />
- To teraz ja poproszę translację - powiedziałam, chowając odkurzacz z widoku.<br />
- Ach, to proste - wskazała palcem na jakiś napis na kartce - To jesteś ty, Kath.<br />
Spojrzałam na zamieszczony obok rysunek mojej osoby i się uśmiechnęłam.<br />
- To jestem ja - powtórzyłam śmiejąc się. - I co ja mam robić?<br />
- Żyć szczęśliwie - spojrzała na mnie poważnie.<br />
-A to Harruś - zaczął wyjaśniać Jack - I Mikuś i - wskazał na ostatni rysunek.<br />
- I baby... - mruknęłam ciszej.<br />
Co jak co, ale Saika umiała rysować.<br />
- Musisz mu powiedzieć - powiedziała cicho - Chciałabym być obok, gdy to zrobisz.<br />
- Chciałabym, aby wrócił - oparłam głowę na jej ramieniu. Zamknęłam oczy. Nie chciałam, żeby był na mnie zły. To męczące.<br />
- Wróci - spojrzała na wracającego do zmysłów Jack'a - Oni zawsze wracają.<br />
Ciszę przerywał jedynie telewizor. Żadne z nas specjalnie się nie odzywało. Nie było sensu i powodu.<br />
Czekaliśmy w ciszy na powrót Styles'a. Miałam tylko nadzieję, że wróci w lepszym humorze.<br />
Wrócili dwie godziny później. Miquel byl padnięty.<br />
- A co to? Interwencja? - spytał, zatrzymawszy się na chwilę w salonie, po czym poszedł do pokoju małego, by go tam położyć.<br />
- Powiem - szepnęłam do rudej, która już patrzyła na mnie wyczekująco. Zaczęłam się ponownie denerwować.<br />
Po chwili Harry wrócił do pokoju. Stanęłam przed nim, natomiast Jack i Saika siedzieli za mną na kanapie. Nabrałam powietrza w płuca. Trzeba było to zrobić.<br />
Najpierw subtelnie podałam mu kartkę z rysunkiem. Założyłam ręce na klatkę, patrząc na niego niepewnie. Zmarszczył brwi, nie wiedząc o co mi chodzi.<br />
- Będziesz ojcem - wydukałam.<br />
Spojrzał na mnie zdziwiony.<br />
- Doprawdy? - spytał, wracając wzrokiem na kartkę.<br />
- To naprawdę niechcący - tłumaczyłam się jak dziecko.<br />
- Zatem dla swojego dobra powinnaś się postarać, by był to syn. Innego nie zaakceptuję.<br />
- Masz już syna. Czas na córkę - powiedziałam uparcie. - Poza tym do tego trzeba dwojga.<br />
- Oh nie, albo syn, albo aborcja. Koniec dyskusji. - warknął - Saika, nie wtrącaj się.<br />
Spojrzałam na kobietę, która najwidoczniej chciała coś powiedzieć.<br />
Jego chyba Bóg opuścił. Albo zrobił już to dawno. Nie zamierzałam zabić własnego dziecka. Bez względu na płeć. Popatrzyłam na niego z dystansem i niedowierzaniem. Co za człowiek. Nie chciałam na niego już dziś patrzeć. Poszłam do Mike'a.<br />
Pogłaskałam śpiącego malucha. Czy Harry by go zabił, jeśli urodził się jako dziewczynka? Nie mogłam o tym myśleć. Z salonu dało się słyszeć podniesione głosy. To był Jack. Pierwszy raz słyszałam jego krzyk. Na ogół był przecież bardzo spokojny i taki trochę nieszkodliwy.<br />
Zaskoczyła mnie jego reakcja. Z tego co słyszałam wyraźnie, właśnie był zły na Harry'ego.<br />
- Każ jej usunąć, a ja wyciągnę konsekwencje - ostrzegł go. Stuprocentowo znieczulenie przestało działać. - Nie igraj ze mną, Styles. Różnica między moim poziomem, a twoim jest znacząca. Będziesz miał kolejne dziecko, czy tego chcesz, czy nie. Jak coś ci nie pasuje, to trzeba było się zabezpieczać.<br />
- Nie mieszaj się do mojego życia, dobrze? Jesteś moim szefem, a nie teściem - warknął Harry.<br />
- Zrozum to, parszywy ignorancie!- wrzask Jacka'a był nieco zagłuszony. Coś się właśnie rozbiło - Jeśli w końcu nie zmienisz swojego postępowania, to ją stracisz. Na zawsze.<br />
Słowa Jacka były słowami, które chciałam powiedzieć, a których się bałam. Ale on mógł. Miał odwagę i był jego szefem. Miał prawo. Chciałam, aby Harry zrozumiał, że robi źle.<br />
- Mamo - usłyszałam cichy, przestraszony głos. Mike otworzył oczy, nie wiedząc co się stało.<br />
Pogłaskałam go pocieszająco po głowie. Nie chciałam, by ten cały stres się na nim odbił. Przyłożyłam palec do ust, nakazując mu milczenie. Chciałam wiedzieć jak się potoczy cała ta kłótnia. Malec wtulił się we mnie i ponownie zasnął.<br />
- Ona jest ode mnie zależna, nic nie może zrobić beze mnie. Jak sobie wyobrażasz to, że odejdzie? – Harry już nie krzyczał. Starał się być spokojny, bo wiedział, że Jack ma racje.<br />
- Ona stąd nie odejdzie - powiedział blondyn, również się nieco uspokajając - Jeśli nie przestaniesz być wobec niej takim skurwielem, to będę zmuszony wywalić cię na zbity pysk. I wtedy musiałbyś uciekać. Jak sądzisz, jak to jest być zabitym przez starego przyjaciela?<br />
- Kurwa, kocham ją, ale są pewne rzeczy, których trzeba przestrzegać. A ty wiesz o tym najlepiej. Może w pewnych kwestiach przesadzam - dodał Styles. Wyrzuty sumienia? Nietypowe.<br />
- Więc idź i ją przeproś. Za dziesięć minut widzę cię na dole. - powiedział Jack - Chodź, Saikuniu. Kate z pewnością już wróciła.<br />
- Zrób co ci mówi, z ciężarnymi nie warto zadzierać - pogroziła mu jeszcze i wtedy wyszli. Opadłam na poduszki, nie słysząc już żadnego słowa. Przetarłam rękoma twarz. Co za chora sytuacja.<br />
- Słyszałaś? - w drzwiach stanął brunet. Nie patrzyłam na niego. Niech sam zacznie gadać.<br />
Dalej byłam zła. To zabolało. Usuń dziecko. To dziecko jest nasze. Nie ważne jakiej płci. NASZE. Z miłości. To znaczy… ja go kocham, ale czy on tak naprawdę czuje to samo?<br />
- Słuchaj - poczułam, że usiadł koło mnie - Nie jestem w tym najlepszy. Znaczy, nie okazuję skruchy i... Kurwa no, przepraszam. Po prostu nie chcę mieć córki, bo... to za duży stres. Nie chcę myśleć, że w przyszłości ktoś mógłby ją skrzywdzić<br />
- Jak ty mnie? - powiedziałam, nie za bardzo nad tym myśląc. Dopiero po chwili się zorientowałam. Otworzyłam oczy i na niego spojrzałam.<br />
- Tak, jak ja ciebie. To ja jestem ten zły i podstępny. - uśmiechnął się krzywo - Czy możemy zapomnieć o tej awanturze? Dziecko nie powinno się niepotrzebnie denerwować.<br />
- Harry - usiadłam powoli. - Chcę chociaż po części żyć normalnie. W porządku, masz swoje mroczne zajęcie. Ale proszę, bądź dla nas dobry. Bo tego potrzebujemy. Ja, Miquel i baby. Jak będzie dziewczynka to pomyśl, że będzie najpiękniejsza na świecie, będziesz mógł ją rozpieszczać. No i przytul mnie. Nie gryzę.<br />
Mężczyzna objął mnie ramieniem i pocałował w skroń, zgodnie z prośbą.<br />
- Muszę już iść – powiedział po chwili. – Shiro chce mnie pobić w odwecie za ciebie.<br />
- Mogłabym iść i mu kibicować – rzuciłam, uśmiechając się krzywo.<br />
Wstałam, aby poprawić kołdrę Miquelowi.<br />
- Nie – zamyślił się. – Jack nie lubi publiczności. Wezwij Zayna. Zostanie z małym, a ty odwiedzisz Kate. Tylko jej brakuje do klubu ciężarnych.<br />
Złapałam go za rękę. Już wiedziałam, że będzie potrzebna apteczka.<br />
- Uważaj, proszę – spojrzałam mu w oczy.<br />
- Dobrze – wstał i podszedł do drzwi. Ostatni raz na mnie spojrzał, po czym wyszedł.<br />
Zrobiło mi się przykro i smutno. Mimo wszystko cholernie się o niego bałam. Był uparty, groźny oraz często doprowadzał mnie do białej gorączki i zawodził. Owszem, miał swoje urojenia. Może nie był do końca normalny, ale to Harry. Kochałam go i mu ufałam. Nie zrobi krzywdy maleństwu. Nie ważne czy będzie dziewczynką. Pokocha je. Wiem to.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/10026781111234879395noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-7446613075884323556.post-26816831444115734332015-04-13T11:42:00.001-07:002015-04-13T11:42:13.111-07:00Rozdział 22<div style="text-align: center;">
<b>~Harry~</b></div>
- Harry! - krzyknęła histerycznie Katherina.<br />
Słyszałem ją z pokoju Miquela. Zawróciłem tam i wbiegłem do środka.<br />
- Nie ma go... - odwróciła się do mnie z przerażeniem w oczach. - Jego butów, misia i tego małego plecaka.<br />
- Uspokój się - starałem się zachować spokój, choć w pierwszej chwili chciałem zacząć krzyczeć - Musimy go znaleźć.<br />
- Miquel...O Boże...- zakołysała się i po chwili łapałem ją nieprzytomną. Położyłem ją na ziemi i rozejrzałem się po pokoju. Okno nie było otwarte, zresztą na zewnątrz są kamery. No właśnie...<br />
Nikt go nie porwał. Wystarczyło sprawdzić monitoring. Ale to dziecko. Ma trzy lata. Prawie cztery. Wyszedł sam?<br />
-Adam, idź do każdego wyjścia i sprawdź czy nie było włamania. Ja sprawdzę resztę<br />
Odwrócił się i bez słowa wyszedł. Kath ocknęła się po chwili. Posadziłem ją na łóżku, patrząc w oczy.<br />
- Nie ma go - powtarzała. - Znajdź go! Znajdź mojego syna!<br />
-Przeszukaj nasze piętro, ja idę po Saikę. Jeśli ktoś stąd wyszedł, to ona będzie o tym wiedzieć.-pogłaskałem ją po głowie i wybiegłem z mieszkania.<br />
Spotkałem się z Rudą w drzwiach. Musiałem mieć wszystko wymalowane na twarzy. Wziąłem ją za rękę i pociągnąłem do pokoju.<br />
- Sprawdź czy Mike nie wyszedł stąd - powiedziałem.<br />
- O co ci chodzi? Sam z nim wyszedł do parku, bo Adam nie miał czasu. Nie mówił ci?<br />
- Nie! - usiadłem. Wody. Boże. Ciemno mi się przed oczami zrobiło.<br />
Czyli Katherina nie zauważyła przechodzącego Sama, bo pomyliła go z Adamem. A kiedy on przyszedł ją ćwiczyć, nadal myśleli, że mały śpi. Spojrzałem na stojącą nade mną Saikatsu i chichoczącego za jej plecami Jack'a.<br />
- Nie śmiej się. Będziesz miał córkę, to zobaczysz jak to jest. Jasne? - wstałem. - Tylko wtedy zbuduj jej zamek i kup smoka, bo będą się obok niej kręcić. Ja mam do pilnowania jednego ptaszka. Ty będziesz miał całe stado.<br />
- Sądzę, że będę rozpoznawalny jako "ten straszny tatuś" a ty będziesz "tym strasznym wujkiem" - uśmiechnął się.<br />
- Pójdę uspokoić Kath - zaproponowała Saika i poszła do windy.<br />
- Ulżyło mi - przyznałem.<br />
Po ostatnich przejściach to normalne, że bałem się o rodzinę. Wszystko się mogło stać.<br />
- Gotowy? - spytał Jack. No tak, zapomniałem - trening.<br />
- Jasne - kiwnąłem głową, choć serce wciąż biło mi niespokojnie.<br />
- Czy jesteś pewien, że chcesz zwiedzić piętro <i>-4</i>?<br />
- Chyba tak - bałem się, że tak mnie wykończony i nie wrócę. On lubił do bólu.<br />
Zeszliśmy po schodach w milczeniu, choć widziałem, że Jack'a aż nosi z ekscytacji. Na piętrach od -2 i niżej jeszcze nigdy nie byłem. Było to terytorium blondyna, więc rozumiałem, że zaszczytem jest to, iż mnie na nie wpuszcza. Przesiadywał tam prawie bez przerwy, jeśli tylko był w domu i nie zajmował się Saiką. Oczywiście jako mafijny boss miał masę spotkań, lecz akceptował tylko te na terenie miasta i jego okolicach. Tereny w Anglii oddał w tak zwany depozyt swojemu dalekiemu kuzynowi, który po naszym wyjeździe rozpoczął powolną eksterminację grupy Tomlinsona. A przynajmniej tak słyszałem.<br />
Jedno było wiadome. Nikt nie mógł go zabić. Jeśli już to ja. Moja satysfakcja.<br />
Rozejrzałem się po miejscu, w którym byliśmy. Sala treningowa oraz po części gabinet. Ale bardziej to pierwsze. Mam wymienić co tu było? Lepiej powiedzieć, czego nie.<br />
- Rozciągnij się - nakazał blondyn, rzucając notes na ziemię - Zacznij od pompek. Myślę, że 100 jak na razie wystarczy.<br />
- To będzie świetny dzień - mruknąłem pod nosem. Zmienię się. Będę trenował i kurwa będę trzymał krótko Kath. Zdjąłem koszulkę i zacząłem ćwiczyć.<br />
Po wykonanej serii, spojrzałem na Jack'a. Kiwnął głową na wiszący nieopodal drążek.<br />
- Świetnie, więc zaczynamy od rąk? - spytałem, podchodząc do sprzętu.<br />
- Nie - pokręcił głową - Zawiśniesz na nogach i zrobisz sto brzuszków. Proste jak na początek.<br />
- Sto na nogach? - wypuściłem powietrze z ust.<br />
On nie miał sumienia. Dupek. Jak mu odmówię to zacznie gadać.<br />
Z wielkim trudem wykonałem polecenie. Shiro miał rację, strasznie mi spadła kondycja. Ciężko dysząc wylądowałem na ziemi.<br />
- Gotowy? - spytał, podając mi butelkę z wodą. Wyłamał palce i czekał aż się napiję<br />
Pustą butelkę rzuciłem przed siebie. Oparłem się o ścianę. Nie. Dam. Rady. Spojrzałem na niego i jedynie kiwnąłem głową. Zaczął mękę. Wpierw ćwiczylismy te ruchy, które już znałem. Jednak po tej "rozgrzewce" brakowało mi sił. Zwyczajnie nie nadążałem za nim. Po którymś razie, gdy niebezpiecznie wykrecil mi rękę, ogłosił koniec dzisiejszych ćwiczeń.<br />
Bogu dzięki. Ledwo idąc poszedłem pod prysznic. Miły poranek. Najpierw dwójka na dywanie, potem syn mi zaginął, a teraz nie czułem żadnej kości.<br />
Darowałem sobie długiego stania pod strumieniem wody. To nie była moja łazienka, a jestem pewien, że Jack stał pod drzwiami. Wytarłem się rzecznikiem i przebrałem w świeże ubranie. Dobrze, że pomyślałem wcześniej by je wziąć.<br />
Przeczesałem jedynie mokre włosy i wyszedłem.<br />
- Dzięki - poklepałem go po ramieniu.<br />
- Harry - głos blondyna zatrzymał mnie przed wejściem po schodach - Musimy pogadać.<br />
- Co jest? - odwrocilem się do niego. Naprawdę chciałem wrócić juz do rodziny.<br />
- Chciałbym... - złapał się za tył głowy - Po prostu chcę cię prosić, byś chronił również Saikę i moją córeczkę.<br />
Popatrzylem na niego zdziwiony.<br />
-Po prostu wygraj z Tomlinsonem. On powinien umrzeć. Nie chcę też, by Saikatsu ponownie cierpiała przez nich.<br />
- Rozumiem. Nie musisz się obawiać - zapewniłem go. - Obiecuję.<br />
- Idź już do nich - machnął na mnie ręką - Widzimy się jutro o szóstej przed głównym wejściem. Nie spóźnij się.<br />
- Jasne. - poszedłem do windy. Wystukalem kod i pojechałem na górę. Rzuciłem torbę pod ścianę. Mój syn siedział przy wyspie kuchennej rysując i śpiewając. Katherina w niebieskiej sukience gotowała tyłem do mnie. Na chwile zawiesiłem się patrząc bezczelnie na jej tyłek.<br />
- Tata - chłopiec zauważył mnie i pomachał rączką - Gdzie byłeś?<br />
- Na treningu - pocałowałem go w czoło. Zerknąłem na rysunek. Świetne auto. - Ale nas dzisiaj wystraszyłeś.<br />
- Czemu? - mały spojrzał na mnie zdziwiony - Byłem z wujkiem Samem na placu zabaw. To źle?<br />
- Dobrze, ale musisz nam mówić gdzie idziesz. Nie wolno tak. - upomniałem go.<br />
- Hej, mięśniaku - dziewczyna mnie pocałowała kilkakrotnie.<br />
Odwzajemniłem pocałunki. Uśmiechnęła się do mnie i wróciła do gotowania.<br />
- Na kiedy umówiłaś się z Adamem? - spytałem siadając koło syna.<br />
- Na wtorek. Jak Miquel będzie w przedszkolu. - odpowiedziała patrząc na mnie z za ramienia. Wyglądała jakby chciała coś jeszcze dodać, ale zrezygnowała. Bez słowa wróciła do obiadu.<br />
- Czegoś mi nie mówisz - Przyjrzałem jej się krytycznie - Radziłbym ci niczego przede mną nie ukrywać, złotko. Chyba nie chcesz uczęszczać również do mnie na lekcje.<br />
Odwróciła się i z talerzami podeszła do nas. Podała nam obiad. Sama usiadła naprzeciwko, podsuwając mi widelec dla Mike'a.<br />
- Ja sam - powiedział chłopiec wyrywając mi sztuciec z dłoni - Umiem już kroić.<br />
- Więc? - spojrzałem na Kath - Coś chciałabyś jeszcze dodać?<br />
- Chciałam jutro wyjść z Saiką na zakupy. Pomóc jej z ubrankami - kręciła się na krześle, patrząc na mnie niepewnie. - Mogę Hazz?<br />
- To zależy - mruknąłem - Od tego jak się będziesz dziś wieczorem spisywać.<br />
- To znaczy? - położyła swoją dłoń na mojej. Opuszkami palców głaskała moją skórę.<br />
- Nie udawaj głupszej niż jesteś - zaśmiałem się w duchu widząc jej zdezorientowanie - Nie będę cię wiecznie traktować jak księżniczkę. Chcę rozrywki. Takiej, jaką mi zapewniłaś przy naszym pierwszym spotkaniu.<br />
Zamknęła na chwilę oczy. Potem je otworzyła i posłała uśmiech.<br />
- Zrobię wszystko, co będziesz chciał kochanie. Chcę, żebyś był zadowolony.<br />
- Świetnie - byłem zadowolony. Była już taka uległa - Smakuje ci, Miquel?<br />
Chłopiec pokiwał głową. Jadł ręką i widelcem. Jasne. Po co komu nóż. Właśnie zdałem sobie sprawę, że nawet nie wiedziałem, kiedy są jego urodziny.<br />
- Kath - zwróciłem się do dziewczyny, gdy zabierała mój pusty talerz - Tak z innej beczki, kiedy on się urodził?<br />
Spojrzała na mnie jakbym się spytał ją o jakąś głupotę.<br />
- Pierwszego lutego, Harry. Powinieneś to wiedzieć. Nawet ze swoimi dojściami. - powiedziała będąc plecami do mnie i wstawiając naczynia do zmywarki.<br />
Pierwszego lutego... Czyli, że jakoś niedługo. Cholera, jaki dziś był dzień? W tym miejscu traciłem poczucie czasu. Spojrzałem na wiszący na ścianie kalendarz. Chwila...Pierwszy luty? Przecież to moja data urodzin.<br />
No. Wiedziałem. Wrodził się we mnie. Trzeba będzie go zabrać do jakiegoś disneylandu. Będzie się świetnie bawił.<br />
- No i to też jest powód dla moich zakupów - dodała brunetka.<br />
Nie odpowiedziałem. Niech nie myśli, że z tego powodu odpuszczę jej dzisiejszą rozrywkę. Wstałem i bez słowa wyszedłem z naszego mieszkania. Musiałem załatwić potrzebny sprzęt.<br />
Zszedłem do garażu. Wzrokiem szukałem auta. Już nie mogłem się doczekać.<br />
Wsiadłem do środka i ruszyłem. Brama automatycznie się przede mną otworzyła.<br />
W tym mieście sex shopów było od groma. Po krótkiej przejażdżce zatrzymałem się przed niewielkim budynkiem. W oczy rzucał się wielki baner "Niebo Andy'ego". Wszedłem do środka. Panowała tam dość specyficzna atmosfera. Kilku klientów, głównie mężczyzn, zastanawiało się przed kupnem, krzątając się po całym sklepie. Stanąłem pewnie przed nieco zdenerwowanym sprzedawcą.<br />
- Co podać? - spytał przerażony moją srogą miną.<br />
- Wszystko do BDSM; liny, haki... - uśmiechnąłem się do niego krzywo. To nie była praca dla niego.<br />
Wyszedł zza lady. Niepewnie zaczął wszystko zbierać. Kajdanki, kulki, pejcze klamerki.<br />
Wszystko schludnie zapakował. Wcisnął kilka przycisków na kasie i drżącym głosem powiedział<br />
- Trzysta pięćdziesiąt osiem dolarów, siedemdziesiąt dwa centy.<br />
Podałem mu banknoty i nie czekając na resztę wyszedłem na zewnątrz.<br />
To będzie świetna noc. Wróciłem do domu, aby wszystko przygotować. Mały będzie spał. Nie będzie nic słyszał.<br />
Zamknąłem się w sypialni. Chciałem by Katherina miała niespodziankę. Przywierciłem kilka haków do sufitu, zamocowałem do nich liny. Resztę przyborów ułożyłem na stoliku koło łóżka.<br />
I ja i ona będziemy się świetnie bawić. A ja się nieco wyżyję. Będę w swoim żywiole.<br />
Usiadłem zadowolony na łóżku. Teraz miałem tylko chwilę poczekać.<br />
Musiałem.<br />
Zeszło mi nieco z przygotowaniem tego. Zapewne Kath kąpała teraz syna.<br />
Dziewczyna weszła do pokoju, oznajmiając,że mały śpi. Rozejrzała się po nieco nowym wyglądzie sypialni.<br />
- Rozbierz się - powiedziałem, sam ściągając koszulę. Odwiesiłem ją na krzesło. Cierpliwie czekałem, aż stanęła przy mnie naga.<br />
Przyciągnąłem ją do siebie. Powoli przesunąłem rękoma po jej ciele. Plecy, biodra, pośladki. Na figurę nie mogła narzekać. Pocałowałem jej podbródek, a potem usta. Miałem ochotę, aby później zrobiła mi dobrze. Pociągnąłem za włosy brunetki a ta westchnęła. Podeszliśmy do ściany. Tam też znajdowały się haki. Rozstawiłem jej nogi i przykułem do dwóch bolców przy jej kostkach. Potem przymocowałem ręce.<br />
W oczach ukochanej widziałem strach, ale też podniecenie. Uśmiechnąłem się, sięgając po pejcz.<br />
- Wiesz za co teraz dostaniesz, kochanie? - głaskałem przedmiotem jej uda. - Za wczorajszą kłótnię. Za twój ton. Za to, że kiedy do mnie mówisz, jesteś odwrócona plecami. - uderzyłem najpierw w jej brzuch. Pisnęła. Potem niżej. Jęknęła. Podszedłem do szafki po klamerki. Obie założyłem na jej piersi. Zagryzła wargę. To bolało, ale potęgowało przyjemność.<br />
- Harry...- szepnęła prosząco.<br />
Uderzyłem ja po dekolcie. Miała delikatne szramy. Znikną.<br />
Wziąłem wibrator z szafki. Ona go ostatnio bardzo polubiła.<br />
- Przecież jest ci dobrze, mała, prawda? - wsadziłem w nią zabawkę. Wiła się na ścianie, a ruchy miała ograniczone.<br />
Na nadgarstkach i kostkach powstały mocne, czerwone ślady. Metal wbijał się w jej skórę. Zaczęła jęczeć głośniej a ja złośliwie ciągnąłem za klamerki<br />
Bolało, a doszła. Jaka zdolna. Odpiąłem ją. Opadła na podłogę przy moich nogach, opierając się na rękach. Pociągnąłem za jej włosy, aby na mnie spojrzała.<br />
- Czego pragniesz, Harry...?- spytała cicho.<br />
Uśmiechnąłem się wskazując na pasek. Jeszcze nigdy tego nie robiła. No to zobaczymy jak sobie poradzi. Dziewczyna rozpięła mi spodnie i je ściągnęła. Bokserki były już bardzo ciasne.<br />
Na początku nie wiedziała jak. Później jakoś jej poszło. Powoli, ale dała mi ulgę.<br />
Później dobrze ją przeleciałem. Bez szczegółów. Wystarczyło, że krzyczała tak, że słyszał ją Nowy Jork. Dwie godziny później obejmowałem Kath i całowałem po włosach. Dzielna dziewczynka.<br />
- Możesz iść na te zakupy - pogłaskałem jej dłoń - Dobrze się spisałaś.<br />
- Kocham cię - pocałowała mój tors.<br />
- Ja ciebie też, mała - pogłaskałem ją po plecach. Oboje byliśmy wyczerpani. Kath chwilę później usnęła. Wsłuchany w jej równomierny oddech zamknąłem oczy.<br />
Mi też było dobrze. Mimo zasad słuchała się. Nie uciekła. Była grzeczna. I dobrze. Będziemy się dogadywać.<br />
<div>
<div style="text-align: center;">
<b>~*~</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>Jak obiecałyśmy, tak wstawiamy rozdział. Pamiętajcie o komentarzach<i> ;) </i>To one motywują do aktualizowania rozdziałów //</b><b>Oru</b></div>
</div>
Polecam Goodbookhttp://www.blogger.com/profile/04310776735145570384noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-7446613075884323556.post-72017187142740352432015-04-09T11:00:00.001-07:002015-04-09T11:00:26.737-07:00Rozdział 21<div style="text-align: center;">
<img src="http://data1.whicdn.com/images/172617156/large.jpg" height="320" width="320" /><br />
<b>~Katherina~</b></div>
Po wybuchu pojechaliśmy do motelu. Nie pytałam w jaki sposób udostępnili nam cały budynek, ale to nie było istotne. Mieliśmy gdzie spać, zjeść i wziąć prysznic. Mały musiał czuć bezpieczeństwo. Planem był wyjazd. Sam, Adam i Kate mieli już wieczorem jechać na lotnisko i lecieć do Nowego Jorku. Następnego dnia Saika i Jack. Potem nasza trójka.<br />
Pożegnawszy się z wszystkimi, weszłam wraz z Harrym i śpiącym Miquelem do naszego pokoju. Mężczyzna położył naszego syna na łożu małżeńskim i odwrócił się w moją stronę. Pocałował mnie delikatnie w kącik ust i bez słowa wszedł do łazienki.<br />
Uśmiechnęłam się, patrząc jak zamyka za sobą drzwi. W schronie Saika dała mi za dużą koszulę i nie musiałam chodzić półnaga. Teraz ją zdjęłam i zasunęłam zasłony. To był bardzo ciężki dzień. Nie myślałam, że tak się skończy.<br />
Wszystko co tam mieliśmy spłonęło. Wychodząc ze schronu dało się czuć duszący dym, a byliśmy tak daleko od miejsca wybuchu. Całą rezydencję strawił pożar. Ciekawe ile ludzi w niej zginęło? Nikt mi nie chciał niczego powiedzieć.<br />
Jak zawsze. Mogłabym się już przyzwyczaić. Katherina ignorowana. Uważali mnie za głupią? Westchnęłam i rozpięłam spodnie, zsuwając je z nóg. Ciekawe jak wytłumaczę małemu, czemu nie wracamy do domu. Kolejny raz. Przebrałam się w luźną bluzkę i spodnie, które dała mi Chang. Zrezygnowałam z kąpieli, wszak skorzystałam z prysznica jeszcze w schronie. Weszłam pod kołdrę. Nie mogłam usnąć. Postanowiłam poczekać na Harry'ego. Nie lubiłam spać bez niego. Gdy mnie obejmował, czułam spokój i bezpieczeństwo. Tak mi było najlepiej. Oparłam się na ręce, odgarniając Mike’owi włosy z czoła.<br />
Po chwili usłyszałam jak brunet wchodzi do pokoju. Chwilę się po nim kręcił, po czym położył się za mną i lekko mnie objął.<br />
Przytuliłam policzek do poduszki, a rękę ułożyłam na jego ciele. Teraz było dobrze.<br />
- Mogę ci coś powiedzieć? - szepnęłam, patrząc w ścianę.<br />
- Mhm - przytaknął sennie.<br />
- Jak byłeś dzisiaj na górze i robiliście, to co robiliście, to bałam się, że nie wrócisz.<br />
- Głupia - mruknął w moje włosy - Nie zapominaj kim jestem. Kiedyś ci powiedziałem, że zawsze do ciebie wrócę.<br />
- Tak - pogłaskałam jego dłoń i zamknęłam oczy. - Ale ja nigdy nie mówiłam, że cię kocham.<br />
- A nie kochasz? - spytał<br />
- Kocham i właśnie to ci chciałam powiedzieć.<br />
- Też cię kocham - na powrót stał się senny - Śpij-pocałował tył mojej głowy.<br />
Usatysfakcjonowana uśmiechnęłam się do siebie i rzeczywiście po chwili odpłynęłam. Kopanie w łóżku obudziło mnie w środku nocy. Mruknęłam coś, przecierając oczy.<br />
- Mama, sikuuu.<br />
- Zajmę się tym - mruknął Harry i zaprowadził Miquela do łazienki. Po chwili obaj wrócili i rzucili się na łóżko obok mnie.Mike wylądował pomiędzy mną a Harrym i był wielce uradowany z tego powodu.<br />
Uśmiechnął się i pocałował nas w policzki, a potem zamknął oczy.<br />
- Kocham was - szepnął sennie i odpłynął.<br />
Wymieniliśmy z brunetem zadowolone spojrzenia i chwilę później wszyscy troje spaliśmy.<br />
<div style="text-align: center;">
<b>~~*~~</b></div>
Wylądowaliśmy spokojnie, bez problemów. W Nowym Jorku był środek dnia, kiedy stanęliśmy na lotnisku. Pamiętam, że Mike był bardzo podekscytowany tą podróżą. Cały czas wszystko oglądał, opowiadał, pokazywał. Był szczęśliwy. Po dwóch tygodniach oboje wpoiliśmy mu, że już tutaj będziemy mieszkać. Że teraz to jest jego dom.<br />
Siedziałam właśnie na herbacie u Kate wraz z Saiką, której ciąża była już widoczna. Cieszyłam się, że mam tu kogoś, z kim mogę pogadać o błahych, kobiecych sprawach. Wcześniej, przed poznaniem tych ludzi, wyobrażałam sobie członków mafii jako wielkich, bezwzględnych morderców. Samych mężczyzn ma się rozumieć.<br />
Dziewczyny zachowywały się normalnie. Rozmawiały ze mną o wszystkim.<br />
- To ile jeszcze zostało? - zapytałam rudej.<br />
Wpierw nie zrozumiała o co mi chodzi. Mrugnęła zdekoncentrowana, lecz po chwili rozpogodziła się.<br />
- Mała ma pojawić się na świecie za około półtora miesiąca.<br />
- To cudownie - uśmiechnęłam się szeroko. - Nie jestem najlepszą matką, ale jakieś doświadczenie mam, więc możesz na mnie liczyć - zapewniłam ją.<br />
- A ty Kate? - spytała Saika brunetkę - Masz na oku jakąś ładną dziewczynę?<br />
- Nie miałam czasu, aby się rozejrzeć - zaśmiała się i wzięła łyk kawy.<br />
Czekaj,czekaj. Co one miały na myśli? Czyżby Kate była... Spojrzałam na kobietę lekko zdziwiona<br />
Chyba lubiła dziewczyny. Z tego co zrozumiałam. No cóż... To dziwne, ale nie przeszkadza mi.<br />
- Coś taka zdziwiona, Kath? - zaśmiała się ruda - Zresztą, ostatnio Jack przysłał mi to gołębiem.<br />
<a href="http://data1.whicdn.com/images/172499960/large.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://data1.whicdn.com/images/172499960/large.jpg" height="200" width="200" /></a>Wyjęła kopertę ze swojej brązowej listonoszki i otworzyła ją.<br />
- Co masz? - spytała ta druga, zanim ja się odezwałam.<br />
- Ten głupek wykupił nam wszystkie dostępne atrakcje w tym wielkim, podmiejskim SPA.-podała każdej z nas bilet - A byście pękły ze śmiechu widząc jego próby wysłania mi tego gołębia. Siedział wtedy na łóżku, gdy ja pracowałam przy biurku po drugiej stronie pokoju. Wielokrotnie próbował przekonać to ptaszysko, by do mnie poleciało, ale jak na złość gołąb nie chciał się ruszyć. Miałam z niego nie lada ubaw, choć starałam się zachować pozory, że niczego nie widzę.<br />
Obie wybuchnęłyśmy śmiechem. Jack był zawsze oryginalny. Ale i słodki w swój sposób. Ona miała z nim zabawnie na codziennie. Właśnie teraz podobno uczył mojego Mike'a pływać.<br />
Dopiłyśmy w spokoju swoje napoje. Ustaliłyśmy, że chyba czas dać chłopcom znak o naszym istnieniu. Zresztą bardzo chciałam zobaczyć tę lekcję pływania, którą blondyn prowadził na basenie na dachu.<br />
Wstałyśmy z wygodnej kanapy i pojechaliśmy windą na górę. Już po otwarciu drzwi słyszałam śmiech mojego syna. Dach był teraz zamknięty. Była zima, wiec było chłodno.<br />
Podeszłyśmy na sam brzeg basenu. Do lekcji pływania dołączyli również bliźniacy, stale starając się przytopić Jack'a, który bezustannie im się opierał. Miquelem natomiast zajmował się nie kto inny jak Harry. Stawał się takim przykładnym ojcem. Chociaż nie wiem, czy wspólne chlapanie na resztę mężczyzn było dobrym, ojcowskim przykładem.<br />
- Hej! - zawołałam. - Uczysz go rywalizacji? - podeszłam do brzegu i ukucnęłam.<br />
- Raczej zespołowego natarcie na słabszą jednostkę - powiedziała Kate, kucając koło mnie - Przebierzemy się? Sądzę, że ładnie byś wyglądała w tym kostiumie ode mnie. Chang, idziesz?<br />
- Ja i moje maleństwo będziemy patrzeć jak sobie radzicie - odparła siadając na leżaku.<br />
Pogłaskała swój brzuch, uśmiechając się.<br />
Brunetka wzruszyła ramionami i pociągnęła mnie za nadgarstek w stronę przebieralni. W tym budynku było absolutnie wszystko.<br />
Przebrałam się w kostium, który mi podarowała. Byłam pewna, że teraz każdy zobaczy moje blizny.<br />
Spojrzałam na Kate, która wyszła ze swojej kabiny. Byłam w szoku. Cały jej tors był ciężko poparzony.<br />
- Co ci się stało? - podeszłam do niej powoli. - Kto ci to zrobił?<br />
- To - widocznie posmutniała - To była kara za nieudzielanie odpowiedzi na temat Jack'a. Powinnam się zakryć?<br />
- Nikt nie jest idealny. - zaprzeczyłam. Byłam w szoku. Jack był jak Harry?<br />
- Ci ludzie - zaczęła ponownie - Oni chcieli wiedzieć wszystko o synu ówczesnego szefa, a ja... Ja byłam młoda i niedoświadczona. Tak łatwo dałam się podejść.<br />
Pokiwałam głową i pocałowałam jej policzek. To wszystko... Rozumiałam.<br />
- I tak jesteś piękna.<br />
- Dobra, koniec tego dobrego. Czas utopić Adama. Pożałuje, że wdarł się w nocy na moje piętro. - zaśmiała się i wyszłyśmy do reszty.<br />
Usiadłam na brzegu basenu i zanurzyłam nogi w letniej wodzie. Powoli zsuwałam się, stopniowo przyzwyczajając.<br />
Chłopcy jak na razie nie zwracali na nas uwagi, zajęci swoimi wodnymi ekscesami. Ruda natomiast usnęła na leżaku. Nie dziwiłam jej się. Połowę ciąży z Miquelem przespałam. Niespiesznie starałam się podkraść do rozbawionej zgrai.<br />
Nie chciałam być od razu ochlapana. No i oczywiście, żeby nie zaczęli mnie od razu topić. Spojrzałam na Mike'a, który trzymamy przez Harry'ego, w rękawkach ruszał rączkami aby nacierać na Sama. Śmiał się, co było dla mnie cudownym dźwiękiem. Nie może być nic lepszego, niż twoje radosne dziecko.<br />
siebie dziwny odgłos. Chyba się mnie nie spodziewał o tej porze.<br />
- Hej skarbie - powiedziałam mu do ucha. - Więcej tatuaży nie mogłeś sobie zrobić, co?<br />Wzruszył ramionami i przysunął do mnie Miquela. Pogłaskałam go czule po głowie.<br />- Chyba już starczy na dzisiaj tego pluskania, co? - spytałam.<br />
- Nie - będzie płacz. Skrzywił się, oplatując moją szyję. Zgadłam. Zaczął szlochać.<br />
- Daj mu jeszcze trochę czasu - zagadnął Jack, chowając się za Harrym przed bliźniakami - Niech się dzieciak bawi.<br />
- Zaraz będzie chory i tyle z tego. Nie płacz. Styles jesteś - spojrzałam na blondyna. Adam z Samem nie dawali za wygraną. Otoczyli Jack'a z dwóch stron i wciągnęli pod powierzchnię. Wzięłam syna na ręce i wyszliśmy z basenu. Trochę się uspokoił. Owinęłam go ręcznikiem i wytarłam. Uderzał tymi niewieloma zębami o siebie. Za sobą słyszałam krzyki oraz śmiechy. Jednak nie zbudziło to narzeczonej Jack'a. Spała spokojnie jak nigdy. Nawet Harry z Kate przyłączyli się do ich pojedynku. Może też powinnam się z nimi trochę zrelaksować. Ale to za chwilę. Trzeba ułożyć Mike’a do snu. Przyda mu się popołudniowa drzemka.<br />
- Chodź, skarbie – wzięłam go na ręce i udałam się do windy.<br />
Niedługo później byliśmy na naszym wielkim piętrze. Miquel miał swój duży kolorowy pokój, w którym znajdowało się multum zabawek. Był w raju. Ułożyłam go na łóżku w kształcie auta. Wystarczyło przeczytać kawałek bajki, a już spał. Poszłam jeszcze napić się soku i zamierzałam iść na górę, ale poczułam mokre ręce na tali.<br />
- Zimne! – krzyknęłam, prawie opuszczając szklankę.<br />
- Nie drzyj się tak – mruknął Harry i pocałował mnie w szyję. – Wracamy? Potrzebuję ciebie jako towarzysza broni.<br />
- Idę, idę. Tylko nigdy nie zachodź mnie od tylu – odepchnęłam go, a on uśmiechnął się w ten głupi sposób.<br />
Wywróciłam oczami i złapałam go za rękę. Poszliśmy na basen, stanąć w „pojedynku”. Pierwszy dopłynął do nas Jack.<br />
- Gotowi? – spytał, skacząc na jednej nodze, by pozbyć się wody z ucha.<br />
A więc to on będzie w naszej drużynie. Z pewnością wygramy to starcie. Kiwnęliśmy głowami, przygotowani do ataku bliźniaków i Kate. Złapałam Harry’ego za ręke.<br />
- Znasz zasady? – spytał, patrząc na mnie czule.<br />
- Liczę, że szybko mnie z nimi zapoznasz Hazz – dałam mu lekkiego całusa, nie mogąc się powstrzymać.<br />
Ależ się słodko zrobiło. Normalnie jak nie my.<br />
- Gramy w piłkę wodną – wtrącił Jack, zanim Styles zdążył się odezwać.<br />
Uśmiechnęłam się. Nic trudnego. Akurat w to umiem grać. Zaczęliśmy zabawę i świetnie się bawiliśmy, mimo rywalizacji. Adam z Samem i Kate prawie wygrali. Saika obudziła się i wiernie kibicowała naszej drużynie. Popołudnie spędziliśmy w miłej atmosferze. O nauce walki miałam zamiar jutro porozmawiać z jednym z bliźniaków.<br />
Na razie robiłam kolację. Harry, pijąc wino przeglądał dokumenty. Pewnie moje rachunki. Mały wykąpany, oglądał bajkę. On już jadł.<br />
- Wiesz – zaczęłam stawiając talerze na szklanym stole. – może pójdę na studia.<br />
- Nie – brunet odpowiedział niemal od razu. Spojrzał na mnie krytycznie i wrócił do papierów.<br />
- Ale ja chcę – upierałam się. – Mam prawo do rozwoju. Nudzę się, kiedy Mike jest w przedszkolu. Będziesz miał firmę i zajęcie, a ja będę chodzić na studia – położyłam sztućce obok talerzy.<br />
- Nie będę z tobą o tym dyskutował – ścisnął palce na trzymanej kartce. – Po cholerę ci te studia? Co byś chciała robić? Zresztą z twoimi wynikami z matury nigdzie cię nie przejmą.<br />
Oparłam ręce o stół.<br />
- Matura poszła mi bardzo dobrze, wiesz? Chyba, że ktoś postarałby się o fałszywe wyniki. Chcę umieć więcej, a potem będę mogła pracować. Nie jako kelnerka, do diabła! – strąciłam dłonią kieliszek.<br />
Szkło roztrzaskało się na jasnej podłodze.<br />
- Coś ci upadło - powiedział Harry i zanotował coś w notesie.<br />
- To posprzątaj. Masz ręce - warknęłam. - i zaręczam, że pójdę na studia. Mam takie prawo.<br />
- A masz na to wszystko pieniądze? - zmienił strategię - Zresztą, proszę cię bardzo, idź. Idź w cholerę. Tylko sama za wszystko zapłać, dobrze?<br />
- Uważasz, że grasz fair? - dalej się nad nim pochylałam. - Wszystkie pieniądze, i te moje, masz ty. Poza tym jako mój partner nie powinieneś widzieć w tym problemu. Stać cię.<br />
- Stać mnie na te wydatki, które mam ochotę opłacać - odparł spokojnie, lustrując mnie spod przymrużonych powiek.<br />
- Chyba możesz spełnić moją prośbę. O co ci chodzi, Harry? Boisz się, że jak wyjdę do ludzi to zmienię zdanie? Zacznę uważać cię za wroga? - spytałam zirytowana i kucnęłam, zbierając szkło. Nie chciałam, aby Mike się skaleczył.<br />
- Nie mam teraz czasu na bezsensowne rozmowy z tobą - wstał i wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami. Pięknie, po prostu pięknie. Czy on zawsze musi taki być?<br />
Zawsze nie pozwala mi dojść do głosu. Nie było tak jak on chciał, więc to ignorował. Nienawidziłam tego uczucia. Czułam się odepchnięta.<br />
Wyrzuciłam stłuczone szkło do śmietnika umyłam ręce. Będę musiała z nim ponownie porozmawiać jak wróci. Muszę jeszcze tylko obmyślić plan jakby go tu podejść.<br />
Seksem? Zmydlić mu oczy tym co uwielbia? Nie wiem czy potrafię. Stukałam palcami o stół, jedząc kolację.<br />
Miałam już dość tego ciągłego leżenia w domu i przysłowiowego pachnienia. Po skończonym posiłku wstawiłam talerz do zlewu i poszłam do łazienki. Po szybkim prysznicu zajrzałam do Miquela. Zasnął, więc przeniosłam go do jego łóżeczka.<br />
Mruknął coś, przytulając swojego misia. Pogłaskałam go po włosach i wróciłam do sypialni. Chodziłam po pokoju nerwowo zastanawiając się jakie mam warianty. Trudno mi z nim dyskutować.<br />
Usiadłam na łóżku. Postanowiłam na niego zaczekać. Może rozmowa na spokojnie, gdy nie jest zajęty papierami coś da? Jednak jak na złość brunet wciąż nie wracał. Zrezygnowana stwierdziłam, że muszę przełożyć moje plany na następny dzień. Było już dość późno; chciałam już iść spać.<br />
Weszłam pod kołdrę i zgasiłam lampkę stojącą na szafce. Miałam dosyć tego dnia. Naprawdę dosyć. Zamknęłam oczy i spróbowałam zasnąć.<br />
<div style="text-align: center;">
<b>~Harry~</b></div>
Naprawdę, ledwie powstrzymałem się od przywalenia Katherinie. Gdyby nie to, że Miquel był w pobliżu, Kath już dawno wiła by się u moich stóp błagając o litość. Kurwa mać, czy ona musi zaczynać te swoje wywody zawsze gdy jestem zajęty? Wyszedłem z mieszkania, trzaskając drzwiami. Musiałem ochłonąć. Zdenerwowała mnie. Naprawdę. Myślałem, że już będzie słuchać, a ona wciąż próbowała się stawiać. Ale z jednym miała rację. Właśnie tego się bałem, nie chcąc posyłać ją na studia.<br />
- Szluga? - spytał Jack, na którego natrafiłem wychodząc z budynku. Podał mi paczkę, sam zapalając papierosa .<br />
- Dzięki - mruknąłem zaskoczony. zaciągnąłem się dymem i oparłem o drzwi wejściowe<br />
- Coś taki spięty? Nie dała ci po tak udanym dniu? - w jego głosie słyszałem rozbawienie.<br />
Patrzył na mnie, przekrzywiając głową i wypuszczając dym z ust.<br />
- Nie wkurwiaj mnie, dobrze? - warknąłem - Studia jej się wymarzyły. Myśli, że jak czegoś zażąda błagalnym głosem, to ja się na wszystko zgodzę.<br />
- Kobieta ciekawa świata - stwierdził, siadając na murku i spojrzał na mnie, uśmiechając się głupio. - Myślałem, że lepiej się dogadujecie.<br />
- Po prostu ostatnio miała za dużo swobody - zrezygnowany usiadłem koło niego. Rzuciłem niedopałek na ziemię i sięgnąłem po kolejnego papierosa.<br />
- Lepiej żyć z kobietą w zgodzie. Ale pocieszę cię. Ty masz w tym przypadku lepiej. Wystarczy parę zasad, a będzie chodzić jak w zegarku. U mnie tak nie można.<br />
-No tak, ruda małpa- pogromczyni mafii - zaśmiałem się. Przypomniały mi się nasze początki kiedy mieliśmy 19 lat. Chang w końcu wróciły zmysły po tym porwaniu i była jedną, wielką kulą destrukcji.<br />
Teraz była naprawdę mocna. Nie pozwalała sobą rządzić. W zasadzie to ceniłem. Nawet bardzo.<br />
- Dobra, dobra, mam pieprzniętą narzeczoną - blondyn klepnął mnie w plecy - Wróćmy jednak do ciebie. Masz problem z Katheriną, jednak czy wiesz, jak go rozwiązać?<br />
Zaprzeczyłem.<br />
-To proste. Odpowiedzią jest ślub. Oczywiście nie mówię, że masz z nią teraz lecieć do kobierca. Skombinuj skądś pierścionek, ona będzie wniebowzięta i od razu odechce jej się studiów.<br />
Zakrztusiłem się powietrzem. Spojrzałem na niego zaskoczony. On mówił poważnie. Całkowicie. Zaręczyny? Zamknąłem oczy i potarłem czoło. Może…Wtedy będę ją miał przy sobie.<br />
- I wypróbowany - mrugnął porozumiewawczo i wrócił do papierosa - Zresztą, z babami to tak jest, jak nie mają czegoś świecącego i drogiego, to im odbija.<br />
- To prawda - zgodziłem się.<br />
Dawno nic nie kupowałem Katherinie. Mogło coś w tym być. Musiałem się z nią pogodzić, dać coś, a ona o wszystkim zapomni. Ah i delikatnie przypomnieć kto tutaj rządzi.<br />
- To gdzie będziesz dziś spał? Och, nie rób takiej zdziwionej miny, nie możesz teraz tam wrócić. Jestem pewien, że będzie się upierała przy swoim, dopóki, dla świętego, spokoju się z nią nie zgodzisz, Harruś.-wyrzucił kolejny niedopałek i zeskoczył z muru.<br />
- Liczę na twą gościnność - uśmiechnąłem się złośliwie i spojrzałem na niego. - Sam zaproponowałeś. Albo pójdę na piwo z Malikiem. Też dobry pomysł - zamyśliłem się.<br />
- Możesz i jedno i drugie - skoczyłem koło niego - Tylko wróć przed pierwszą. Chciałbym jeszcze z tobą porozmawiać o twoim treningu.<br />
Kiwnąłem głową i ruszyłem do baru, gdzie zadzwoniłem po mulata. Tam przesiedziałem z nim trzy godziny. Więcej piliśmy niż rozmawialiśmy. Nie chciało mi się żalić. Nie ten typ faceta. Ale na czas u Jack'a byłem.<br />
Gdyby to nie był on, zapewne zignorowałbym prośbę o przybycie na czas. Jenak bądź co bądź bossowi się nie odmawia. Kilkukrotnie zapukałem. Drzwi otworzyła mi Saika.<br />
- Cześć, nie śpisz? - zdziwiłem się.<br />
Wiedziałem, że lubi późne pory, ale przez ciążę chodziła spać wcześniej.<br />
- Nie tykaj - syknął Jack i złapał rudą za ramiona. Delikatnie popchnął ją do sypialni. Po chwili wrócił i spojrzał na mnie przepraszająco.<br />
-Wybacz, ostatnio zdarza jej się lunatykować. Chodź, rozgość się.<br />
Wszedłem do środka trochę zdziwiony. Przeszliśmy do salonu. Wygląd wszystkich pięter był podobny, więc nie podziwiałem wnętrz. Oczywiście, każdy urządzał je jak chciał. Według swoich upodobań.<br />
Ich wyglądał dość... dziecinnie. Usiadłem w fotelu naprzeciwko blondyna.<br />
- Zacznijmy od kilku prostych pytań - wziął ze stolika notes w króliki i ołówek z głową kaczki. Doprawdy, czasem nie rozumiem na jakim etapie rozwoju zatrzymał się ten koleś.<br />
- Ponętny, naprawdę. Gdzie kupiłeś? Też sobie załatwię - powiedziałem z udaną powagą i pokręciłem głową. - No dajesz, bo mi się spać chcę. Jakie?<br />
-Kiedy ostatnio trenowałeś? Mam na myśli poważny trening, a nie dwukrotne walnięcie w worek - spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek, jakby analizował, czy to co powiem będzie prawdą.<br />
- Dawno - przyznałem szczerze. - Nawet bardzo.<br />
- To źle - zanotował coś - Jak wygląda twój plan tygodnia? W których dniach i godzinach jesteś wolny?<br />
- W soboty i w niedziele. Teraz będę miał firmę - przypomniałem mu. Nie będzie łatwo wszystko pogodzić. Przecież musiałem podzielić ten czas na trzy rzeczy. Praca, rodzina, trening.<br />
- Mhm - nie odrywał ołówka od kartki - Świetnie, świetnie. Chcesz wiedzieć wszystko, czy mam ci oszczędzić rzezi?<br />
- Może połowę chcę wiedzieć - zaśmiałem się.<br />
Wziąłem pilota i włączyłem telewizor. Cicho, ale przynajmniej nie było ciszy przerywanej tykającym zegarem<br />
- Połowę - powtórzył, nie odrywając wzroku od notatek - Punkty witalne... Nie. - mruczał już raczej bardziej do siebie niż do mnie - Tortury... To się wyćwiczy... Walka wręcz, myślenie, siła woli... Skończyłem, zaczynamy od jutra - nagle się ożywił - A może raczej powinienem powiedzieć, że od dzisiaj.<br />
- Tak szefie. Jutro będę funkcjonował. Teraz jestem zalany i zmęczony. - położyłem się na jego kanapie. Zamknąłem oczy. Wiedziałem, że wystarczy kilka minut i zasnę. Tak też było. Rano musiałem się pojawić w domu.<br />
Wyszedłem zanim gospodarze się obudzili. Stanąłem w holu ściągając buty. Z salonu usłyszałem głos Adama.<br />
- Nie, ta pozycja jest zła.<br />
Zajrzałem do pokoju. Dziewczyna siedziała na jego klatce piersiowej, a on leżał na dywanie.<br />
- Co tu się, kurwa, wyprawia?-spytałem kulturalnie. Katherina spojrzała na mnie przerażona, jednak Adam nie wyglądał na wzruszonego.<br />
Wstała szybko poprawiła koszulkę. Miała na sobie dresy, a długie włosy splotła w warkocz.<br />
- Cześć, kochanie - podeszła do mnie speszona. - martwiłam się. Mogłeś zadzwonić, że nie wracasz.<br />
Spojrzałem na nią z ukosa. Zadrżała i odsunęła ode mnie na krok.<br />
- Adam, tłumacz się - szatyn leniwie podniósł się z ziemi i otrzepał spodnie - Chyba, że chcesz mieć podobną bliznę co twój brat.<br />
- Pokazywałem małej podstawową pozycję do obrony. Nie rób dramatu - uniósł ręce. - Nic się nie stało.<br />
- Doprawdy? - spojrzałem na Kath, na co pokiwała głową - Czemu mi nic nie powiedziałaś? Ile to już trwa?<br />
- Nic nie trwa. Adam przyszedł pobawić się z Mikiem. Miał go zabrać do parku. Mały zaraz się obudzi. Więc w tym czasie pokazał mi jeden ruch.<br />
- Och, czyżby? - wpadłem na pewien pomysł - Czyli mówisz, że chciałabyś się uczyć samoobrony z Adamem, tak? To może postawię ci pewne ultimatum?<br />
- Jakie? - spojrzała na mnie niepewnie.<br />
- Pozwolę ci na ten mały trening, lecz w zamian już nigdy chociażby nie pomyślisz o tym, o czym rozmawialiśmy wczoraj - uśmiechnąłem się z przekąsem. Złapie haczyk, czy nie?<br />
- To trochę niesprawiedliwe - zarzuciła mi.<br />
Założyła ręce na klatkę i bujała się na stopach. Adam patrzył na mnie, ale ja wbiłem w nią wzrok. Była niezdecydowana.<br />
- Wybieraj - ponagliłem. Adamowi mogłem zaufać, nie próbowałby odbić mojej kobiety, ale małą scenę mogłem zrobić. Chciałem dopiąć swego.<br />
- Dobrze - powiedziała po chwili i ruszyła w moją stronę. - Przepraszam Harry. Nie chciałam cię zdenerwować.<br />
- Porozmawiamy później - musiałem dalej grać - Wychodzę.<br />
Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z salonu. Doszedłem do drzwi. Po chwili usłyszałem krzyk, który zmroził krew w moich żyłach...<br />
<div>
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div style="text-align: center;">
I oto kolejny rozdział. Stęskniliście się za nami? Spokojnie, w najbliższym czasie zamierzamy szybciej aktualizować rozdziały.</div>
</div>
Polecam Goodbookhttp://www.blogger.com/profile/04310776735145570384noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-7446613075884323556.post-28834680506313940052015-03-26T07:14:00.001-07:002015-03-26T07:14:38.095-07:00Rozdział 20<div style="text-align: center;">
<b>~Katherina~</b><br />
<img alt="•" src="http://data1.whicdn.com/images/170098213/large.jpg" height="232" width="320" /></div>
Dwa dni po świętach każdy był czymś zajęty. Planowali, sprawdzali, przygotowywali się do natarcia. Wiedziałam, że Louis jest uparty i nie odpuści tak łatwo. Walczył o mnie, a ja tego nie potrzebowałam. Kazałam mu przestać. Czemu nie słuchał? Miał swoją rodzinę. My swoją. Było mi dobrze z Harrym, chociaż musiałam przestrzegać tych wszystkich zasad. Byłam przygotowana na stałą kontrolę z jego strony. Wychodzę – po co i gdzie. Wracam z zakupami – ile wydawałam i co kupiłam. Zadzwonię do kogoś – muszę najpierw poprosić o telefon. Trudno. Miłość wymagała poświęceń, a ja go kochałam. Szaleństwo, prawda? Porwał mnie, lecz darzyłam go uczuciami.<br />
Przekręciłam się w jego ramionach, gdy leżeliśmy na łóżku i oglądaliśmy film. Żaden romans. Kino akcji. Do tego też musiałam się przyzwyczaić. Każde z nas miało inne gusta. Chciałam czasem, żeby był romantyczny, ale nie mogłam mu tego powiedzieć. Tak samo nie mogłam mu powiedzieć o swoich uczuciach.<br />
Pocałowałam Harry’ego w kącik ust i uśmiechnęłam się.<br />
- Jestem dla ciebie ważna? – spytałam, przenosząc wzrok i patrząc w jego oczy.<br />
- Jak myślisz? - spytał, po czym pogładził mnie po plecach.<br />
- Nie okazujesz - szepnęłam smutno.<br />
Przytuliłam się do niego. Nic nie ugram. To nie był Romeo. To był Styles. Otworzyłam oczy, słysząc strzały. Szyby pękły.<br />
- Na ziemię! - Harry zrzucił mnie na podłogę i zasłonił własnym ciałem.<br />
Nie wiedziałam do końca, co się dzieje. Leżeliśmy przy łóżku, a strzały wciąż padały. Miquel... Odepchnęłam gwałtownie mężczyznę i na czworaka podeszłam do drzwi.<br />
Mały siedział z bliźniakami w ich pokoju, który był naprzeciwko naszego. Szybko weszłam do środka, gdzie zakrwawiony Adam obejmował Mike'a. Sam natomiast przyciskał kawałek bluzy do barku swego brata.<br />
- O Boże... - szepnęłam, klękając obok nich. Spojrzeli na mnie, a ja wiedziałam, że to już. Że to dzisiaj. Tylko nie znałam planu. Zdjęłam bluzkę i zwinęłam ją tak, aby zawiązać na ramieniu Adama. To zatamowało krwawienie, ale nie wiedziałam jak mocno dostał, więc nie mogłam być pewna, czy w zupełności pomoże.<br />
- Co mam zrobić? - zapytałam drżącym głosem, każąc Miquelowi przysunąć się do mnie.<br />
- Nisko przy ziemi. Na dół - mężczyźni odpowiedzieli jednocześnie -W kuchni; druga szafka od lodówki. Wejdziecie do schronu.<br />
- A wy? Saika, Harry? O resztę chyba nie muszę się bać? - dodałam cofając się do drzwi razem z synem Kolejne strzały. Chłopiec nie wiedział co się dzieje. Co chwila wybuchał głośniejszym płaczem.<br />
- Damy radę - Sam uśmiechnął się smutno - Pospiesz się. Chcemy oszczędzić wam tego widoku. - Szatyn wytarł zakrwawione ręce o spodnie i wraz z bliźniakiem wbiegli do sąsiadującego pokoju.<br />
Z synem ostrożnie zeszłam na dół. Tam był istny chaos. Ponieważ salon był przeszklony, widziałam większą część ogrodu, zajętą przez ludzi Louisa. Sam brunet właśnie wparował do środka, wyważając drzwi za którąś próbą. Spojrzałam na niego przerażona i pociągnęłam chłopca za rękę. Znów padały strzały. Szafka, szafka, która to szafka?!<br />
Wparowałam na oślep do kuchni i otworzyłam kolejno wszystkie małe drzwiczki. Znalazłam! Jakim cudem nie zorientowałam się wcześniej, że było tu coś takiego? Przecież wielokrotnie korzystałam z tego pomieszczenia wraz z Jack'iem. Miałam nadzieję, że blondynowi nic się nie stanie. Spojrzałam w dół dziury. Nie widziałam dna. Jak głęboko znajdował się ten schron? Nie miałam czasu na namysły, posadziłam syna na ramionach i po zamknięciu szafki od środka, zaczęłam powoli schodzić po drabince.<br />
- Dlaczego uciekamy przed wujkiem Lou? - wyszlochał, trzymając się mocno, aby nie spaść.<br />
Cudownie, czyli go zobaczył. Dobrze, że Louis nie trzymał karabinu maszynowego. Na pewno wymówka "chciał się pobawić z tobą, Mike", by nie zadziałała.<br />
Nie odpowiedziałam na jego pytanie. Musiałam się skupić na utrzymaniu równowagi, a z marudzącym dzieckiem na ramionach było to niezwykle trudne.<br />
Stanęłam na ziemi i zmrużyłam oczy. Ciemno, cholernie ciemno. Nie widziałam nic, ale mogłam przypuszczać, że była to piwnica z tunelem. Wsunęłam rękę do kieszeni spodni, szukając telefonu. Miałam w nim latarkę, mogło pomóc.<br />
Postawiłam Miquela na ziemi i złapałam go za rączkę. Włączyłam latarkę i ruszyliśmy przed siebie. Szliśmy pospiesznie, jednak dotarcie do końca tunelu zajęło nam kilka minut.<br />
Obawiałam się tego, gdzie możemy wyjść. Sama nie wiem dlaczego. Nie było przy nas Harry'ego, nie miałam broni. Czułam się mało pewnie. Tutaj w okolicy nie było nikogo i nic, gdzie mogliśmy się udać. Byłam jednak przekonana, że opuściliśmy granicę rezydencji. Przed nami ukazały się wielkie, żelazne drzwi. Obmacałam je dokładnie, lecz nie znalazłam niczego, czym mogłabym je otworzyć. Nic, nawet cholernej klamki.<br />
- Gdzie tata? Tata by je otworzył! - krzyknął malec i przytulił się do mojej nogi.<br />
Jasne, tatuś zabija wszystkich po kolei. Czułam chłód panujący tutaj, a miałam na sobie stanik i spodnie. Jednak nie starałam się teraz o tym myśleć. Jak mam otworzyć azyl? Przejechałam ręką po ścianie z lewej strony i tak samo z prawej strony.<br />
- Mamo! Ktoś idzie - pisnął głośno pokazując za moimi plecami punkt, który się zbliżał i świecił. O kurwa.<br />
- Kath? - usłyszałam dobrze mi znany głos. Jednak była nadzieja. Po chwili przede mną pojawiła się Saika.<br />
Odetchnęłam z ulgą i po prostu ją przytuliłam. Miałam Saikę, a to oznaczało, że wszystko się uda. Nie jestem taka samodzielna,<br />
- Otworzysz to? - spytałam, odsuwając się.<br />
- Jasne - stanęła przed drzwiami i zastukała siedem razy. Po chwili ze ściany obok wysunął się czytnik. Przycisnęła do niego kciuk i wpisała hasło. Wrota otworzyły się. Weszliśmy do środka. Chwilę później przejście zamknęło się za nami.<br />
- Co dalej? - spojrzałam na nią, biorąc syna na ręce. - Wiesz co tam się dzieje, słyszysz? - ona nigdy nie rozstawała się z cudami techniki.<br />
Kiwnęła głową i wcisnęła słuchawkę w swoim uchu.<br />
-Jack, Jack, kochanie, słyszysz mnie? - spytała i odsunęła się ode mnie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Kilka szafek, zapewne z zapasami jedzenia, obok dwie kanapy i stolik, na którym stał oczywiście komputer, przy którym usiadła Azjatka. Małą część bunkru oddzielała zasłona, za którą znajdowała się prowizoryczna łazienka. Po przeciwległej stronie pokoju znajdowały się jednakowe wrota, jak te przez które przeszliśmy.<br />
Azyl wręcz idealny. Na wszystko byli przygotowani. Nie dziwiłam się. Wiele akcji już przeżyli, znali dużo ruchów przeciwnika. Nie pozwalali wziąć się z zaskoczenia. Nie pochwalałam tego, co robił Harry i moi nowi przyjaciele, lecz nie miałam na to wpływu. Usiadłam na kanapie, biorąc zapłakanego syna na kolana. Przytulałam go i całowałam po włosach. My byliśmy bezpieczni. A oni?<br />
<div style="text-align: center;">
<b>~Harry~</b></div>
- Powiedziałem strzelaj! - krzyknąłem do Kate, która wahała się przy oddaniu strzału w stronę całej grupy ludzi Louisa.<br />
Mężczyzna nie wystawił Horana, który panował pewnie nad systemem, a Payne działał niewidocznie dla mnie.<br />
-Zamknij się - warknęła, powstrzymując łzy. W tłumie, do którego celowała, był jej brat. Ta pieprzona kanalia nas zdradziła. - Nie jestem w stanie go zabić. On ma żonę i dzieci.<br />
Podszedłem do niej i szarpnąłem za ramię.<br />
- A ja mam kurwa to w dupie. To nie jest zabawa. Nie odbiorą mojej rodziny. Nie pozwolę na to - syknąłem. - Idź do Malika, pomóż mu! - krzyknąłem.<br />
<i>Sam postanowiłem znaleźć Louisa. Terrym zajmę się później</i> - pomyślałem i wbiegłem na piętro. Asekurując się bronią, przeglądałem pokoje w poszukiwaniach.<br />
- Gdzie jest Katherina i Miquel, skurwysynie? - usłyszałem przy uchu, a na plecach poczułem jego broń.<br />
- Chuj cię to obchodzi - warknąłem. Wtem usłyszałem głos Saiki: - Odwróć się. On ma pusty magazynek i jeszcze nie przeładował.<br />
Powoli to zrobiłem. Wtedy uderzył kolanem w moje krocze, a łokciem w klatkę piersiową i popchnął na ścianę.<br />
- Posłuchaj, szczeniaku – przydusił mnie. – Tutaj masz za dużo kolegów i różnych gadżetów. Zróbmy to jak mężczyźni. Na równi. Ty, ja i pięści. Tchórzysz?<br />
- Myślisz, że bym ci zaufał? - splunąłem na niego - Zgodziłbym się, a ty byś wyciągnął nóż, śmieciu. Na przykład w ten sposób - wbiłem mu ostrze w udo.<br />
Syknął z bólu i pochylił się do przodu.<br />
- Zagraj choć raz czysto, Styles. Nawet nie chcę cię zabijać. Chcę tylko, żebyś pozwolił mi zabrać Katherinę - spojrzał na mnie wściekle.<br />
Stanęliśmy naprzeciw siebie. Wyciągnąłem drugi nóż; pierwszy cały czas był w udzie Tomlinsona.<br />
- W życiu ci na to nie pozwolę - warknąłem - Więc radzę ci spierdalać z mojego terytorium. Chyba, że wolisz, bym po zabiciu ciebie zajął się twoją rodziną.<br />
Wiedziałem, że uderzyłem w jego czuły punkt.<br />
Prychnął i zmroził mnie wzrokiem. Próbowałem się nie uśmiechnąć. Wygrałem kolejny raz. Cofnął się do tyłu, a potem zaprzestał i podbiegł do mnie, wykręcając moją rękę z nożem.<br />
- Chętnie zrobił bym ci taki sam napis, jaki ma ona, tyle że z moim nazwiskiem - wysyczał, przytrzymując mnie przy ścianie. - Trzymaj się od mojej rodziny z daleka, Styles. Rozumiesz? Wtedy dopiero rozpocznę III wojną - dodał i odsunął się, a potem zszedł na dół.<br />
- Jak reszta? - spytałem Saiki, wciskając słuchawkę w uchu.<br />
- Jack wykończył trzech, Zayn jest ranny, ale daje radę. Payne ugodził Sama... Ostatecznie - dodała cicho. Ledwo to usłyszałem.<br />
- Pierdolisz! - warknąłem zbiegając po schodach - Gdzie oni teraz są?<br />
- Poczekaj, niech się wycofają. Na razie tam nie idź. Adam wpadł w furię, a Kate próbowała przekonać Terry'ego...<br />
- Nie będę siedział w miejscu - warknąłem - Jesteś pewna, że on nie żyje?<br />
- Nie rusza się po tym ciosie, lecz nie mam stu procentowej pewności, bo...<br />
- Co jest?! - wrzasnąłem, gdy rudowłosa umilkła.<br />
- Ruszył nogą, Harry, on się ruszył! Jest w ogrodzie, pomóż mu. Oprócz niego jest ich jeszcze trzech.<br />
Wbiegłem do salonu, gdzie po podłodze walało się szkło oraz ciało wroga. Splunąłem na faceta i wybiegłem do ogrodu. Wiedziałem, że Louis, któremu postawiłem ultimatum zabierał swój gang.<br />
Rzuciłem się do poturbowanego Sama. Krwawił. I to cholernie.<br />
- Znowu to zrobiłeś, durniu - powiedziałem, opatrując jego ranę - Chang zawsze nabiera się na te twoje sztuczki ze śmiercią. Kiedyś ją przyprawisz o zawał. Nic nie mów - upomniałem go, gdy zauważyłem, że najwidoczniej chce coś powiedzieć - Zaraz cię ktoś zszyje.<br />
Sytuacja była opanowana. Nikogo nie straciliśmy. Gdzie był Adam? Skoro oni już się wycofali? Rozejrzałem się, wiedząc że Saika wezwała pomoc, w postaci zaufanych dwóch lekarzy. Nie mogliśmy sobie pozwolić, aby przyjechała karetka. Wezwali by policję. Zmrużyłem oczy, dostrzegając Adama i Zayna, którzy też ranni, ale katowali chyba Troya.<br />
- Saika - powiedziałem, zostawiając szatyna lekarzom - Mamy jakichś jeńców?<br />
- Pytasz oto czy mają naszych, czy my mamy ich?<br />
- Czy my mamy ich - powiedziałem, patrząc na pokiereszowanego Troya.<br />
- Tylko jednego, patrzysz w jego kierunku - odparła.<br />
Przetarłem twarz dłonią i pochyliłem się, związując włosy, które mi dzisiaj przeszkadzały. Ruszyłem w jego stronę i odsunąłem Adama. Mogłem się domyśleć, że to Troy tak wykończył jego brata.<br />
-Spokojnie, stary - zwróciłem się do zapłakanego szatyna - Idź do niego, on cię teraz potrzebuje. Ja się zajmę tym śmieciem.<br />
Adam spojrzał na mnie zszokowany.<br />
-Czyli, że on...<br />
- Żyje, idź już.<br />
Wstał i prawie tam pobiegł. Troy jęknął, patrząc na mnie. Jeszcze się uśmiechnął.<br />
- Co za zaszczyt mnie spotkał – wydyszał. – Sam pan Styles.<br />
Nastąpiłem na jego krocze. Mężczyzna wrzasnął z bólu.<br />
-Na twoim miejscu bym się tak nie szczerzył. Mamy tu pokoik dla takich gości jak ty.<br />
- To ruina - syknął, kuląc się.<br />
Malik kopnął go w brzuch i spojrzał na mnie. Chyba miał chęć rozerwania go na strzępy.<br />
- Payne mu pomógł, a ja nie wiem gdzie jest ten skurwysyn.<br />
- Pewnie wrócił z podkulonym ogonem do swojego pana - warknąłem, podnosząc Troya za włosy - Zaraz się przekonasz co cię może spotkać w tej ruinie.<br />
Malik pomógł mi go zawlec do środka. Nie miałem sumienia, do tego byłem wkurwiony. Miałem nadzieję, że Tomlinson da mi święty spokój, a my wszyscy wyjedziemy. A teraz miała nastąpić kara. Ciekawe, czemu zostawili go samego na pastwę..<br />
- Gdzie Terry? - spytałem mulata, gdy ten przywiązywał wijącego się mężczyznę do łóżka, które przeznaczyłem do tortur.<br />
- Spierdolił - odsunął się kończąc czynność i zapalił papierosa.<br />
Wtyczka. A ja się nie domyśliłem...<br />
- Ile czasu to trwało?-spytałem, sięgając po sekator. Przerażony mężczyzna zaczął krzyczeć.<br />
- Nie wiem - próbował szarpać się na łóżku.<br />
Nie miał siły i był mocno przywiązany. Nie widziałem sensu w jego działaniu.<br />
- Łżesz - odłożyłem sekator i sięgnąłem po pęsetę. Złapałem za jego lewą rękę i wyrwałem paznokieć z kciuka. Troy wrzasnął.<br />
- Mów - powiedziałem spokojnie, przymierzając się do wyrwania kolejnego paznokcia.<br />
- Od kiedy odebrałeś Miquela – zamknął mocno oczy.<br />
Widziałem ból na jego twarzy, co bardziej mnie cieszyło, niż przejmowało. – Ten dom… tu jest bomba – wyjęczał, kiedy Zayn nie powstrzymał się i uderzył pięścią w jego brzuch, gdzie miał ranę.<br />
- Gdzie? - warknąłem. nie odpowiedział. Wyrwałem mu kolejny paznokieć, by go zachęcić do odpowiedzi.<br />
- Kurwa - znów głośno jęknął. - Garaż, dziesięć minut od podejścia do Sama. Czyli... - spojrzał na mnie.<br />
- Pięć minut - szepnąłem przerażony - Pierdolony skurwiel! Chang, słyszałaś to? - wydarłem się do słuchawki.<br />
- Słyszałam, Harry – ona starała się zachować spokój. – Tego nie zauważyłam. Dobra, zostaw go. Więcej się nie dowiesz. Zbierajcie tyłki i złaźcie na dół. Wyjdziemy tunelem. Tylko szybko!<br />
- A co ze mną?! - desperacko spytał nasz więzień, gdy wychodziliśmy.<br />
- Cóż, nie mamy już jeńców - zaśmiałem się i zamknąłem za sobą drzwi, zostawiając mężczyznę samego.<br />
Zebrałem cały gang i weszliśmy do schronu. Tutaj liczył się czas. Z tego co mówił Troy, ale mógł kłamać, zostało nam już trzy minuty.<br />
Po wpisaniu szybko kodu i zeskanowaniu linii papilarnych z mojego kciuka, wszyscy znaleźliśmy się w schronie. W progu przywitała mnie Katherina. Miquel spał na kanapie. Teraz musieliśmy tu przeczekać. Nie wiadomo było przecież, za ile bomba wybuchnie.<br />
- Nic ci nie jest? – zapytała cicho i złapała moje dłonie w swoje. – Louis nic ci nie zrobił?<br />
- Nic mi nie jest - odparłem i lekko ścisnąłem jej palce - Następnym razem trzeba będzie definitywnie to zakończyć.<br />
Puściłem ją i podszedłem do stołu, na którym położyli ciężko dyszącego Sama. Dwóch lekarzy pochylało się nad nim, robiąc co w swojej mocy. Wyjdzie z tego. To silny facet. Lubi igrać z ogniem i nas wszystkich straszyć.<br />
Rozejrzałem się, spoglądając na wszystkich, którym się dostało.<br />
- Siedemnastu - powiedział Jack, pojawiając się nagle przede mną.<br />
- Siedemnastu, co? Zabiłeś? - spytałem, chcąc się upewnić.<br />
Blondyn kiwnął uradowany głową. Cholerny psychol, przed wszystkimi zgrywa dobrodusznego przyszłego męża, a tak naprawdę drzemie w nim demon.<br />
Był jeszcze gorszy ode mnie. Poważnie mówiłem. On ... nauczył mnie tylu rzeczy, a i tak większość zostawił w tajemnicy dla siebie. Obróciłem głowę do drzwi, słysząc po kolei wybuchy. Bomb musiało być więcej.<br />
A Horan teraz każdą po chwili włączał. Spojrzałem na Saikę. Jakoś nie wyglądała, jakby ubolewała nad stratą dobytku.<br />
Chyba było jej to obojętne. Dom jak dom. Mogła kupić nowy.<br />
- Co teraz? - spytała Kate. Wszyscy obecni zamilkli. No właśnie. Mamy jakiś plan awaryjny?<br />
Nowy Jork. Ale to miało poczekać. Nie wiadomo, czy remont jest już skończony. Nie tak wyobrażałem sobie walkę z wrogami.<br />
Zresztą nie miałbym jak stamtąd zabić Tomlinsona. On jest mój i wszyscy doskonale wiedzieli, że do mnie ma należeć zadany mu śmiertelny cios.<br />
- Kate, usiądź - powiedziała Chang, nie odrywając wzrok od trzymanego na kolanach laptopa.<br />
Dziewczyna posłuchała, jednak dalej była zdenerwowana. Wziąłem butelkę wody i wypiłem połowę. Chyba, że odpuszczę. Nie pozwolę mieć mojej rodzinie nic wspólnego z nim, skoro wiem, że on boi się o tę swoją i syna. A gdyby próbował coś, to o wszystkim się dowiemy i wtedy osobiście go wykończę.<br />
- Własny brat - szeptała Kate -Własny brat. Zabiję, zabiję jak psa.<br />
- Miałaś okazję - odepchnąłem się od ściany i podszedłem do niej. - A o ile wiem, powinnaś robić to co ci każę. Nie zrobiłaś tego Kate - warknąłem.<br />
Brunetka spojrzała na mnie z obrazą w oczach.<br />
- O ile pamiętam, to Jack jest naszym bossem. - warknęła - Zresztą, co ty wiesz o przywiązaniu do rodzeństwa, swoją siostrę bez słowa byś zastrzelił i pewnie zatańczył nad jej zwłokami.<br />
Popchnąłem ją na ścianę i przydusiłem. Nie obchodziło mnie to, co dziwka mówiła, ale mnie zdenerwowała. A tego nie lubiłem.<br />
- On miał inne zadania na głowie. Jako nasz szef zabił 17. A ty? Bałaś się strzelić do oszusta! - krzyknąłem i chyba obudziłem Miquela. - Od mojej siostry się odpierdol - dodałem ciszej, odwracając się do syna.<br />
Maluch przetarł zaspane oczy i zaskoczony rozejrzał się dookoła.<br />
-Tata? - spytał i znacznie się ożywił.<br />
Kucnąłem i uśmiechnąłem się do niego. Zawsze mnie uspokajał. On nie był tutaj niczemu winny. Przybiegł do mnie z misiem, przytulając się mocno. Pocałowałem chłopca w czoło, wstając z nim na rękach.<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- Byłeś grzeczny?<br />
Kiwnął głową.<br />
-Idziemy na górę? - spytał - Zostawiłem w pokoju auto.<br />
Zacisnąłem zęby i na chwilę odwróciłem wzrok.<br />
- Wiesz, co? Kupię ci nowe - pocałowałem go w skroń.<br />
- Hmpfh - naburmuszył się, ale nic nie powiedział. Świetnie, teraz nawet mój syn jest na mnie wkurwiony.<br />
- Saikatsu, będziemy tu siedzieć wieczność?! - warknąłem zły.<br />
- Uspokój się. - upomniała mnie wzrokiem. - Jeszcze chwila. Chcę się upewnić, czy jak wyjdziemy to coś nie wybuchnie.<br />
No nic, trzeba było czekać. Zatem byłem zmuszony zająć się czymś przez ten czas.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://data2.whicdn.com/images/169863968/large.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img alt="Untitled" border="0" src="http://data2.whicdn.com/images/169863968/large.jpg" height="192" width="200" /></a></div>
Podszedłem do Jack'a. Na razie postanowiłem darować sobie rozmowę z Katheriną. W przypływie gniewu mógłbym ją uderzyć przy wszystkich, a tego nie chciałem. Usiadłem pod ścianą koło blondyna, no co ten uraczył mnie swoim lisim uśmiechem.<br />
- Gratuluję - rzuciłem, opierając głowę o ścianę. - Mógłbyś mnie nauczyć, tego czego nie umiem, a mogłoby pomóc.<br />
- Czyli chcesz, bym został twoim <i>sensei'em </i>- rozpromienił się Jack. Uwielbiał wplątywać w normalną rozmowę japońskie słowa - Zatem czeka nas sporo nauki. Możemy zacząć od myślenia.<br />
Spojrzałem na niego wkurzony. Czyżby on mi ubliżał?<br />
- Och, zrozumiałeś mnie źle, Harruś. Chodziło mi raczej o sposób postrzegania przeciwnika.<br />
- Nie mów do mnie Harruś... błagam - przetarłem twarz rękoma. - Rozumiem. Czyli patrzysz i przewidujesz jego kolejny ruch, tak? O to ci chodzi? Zawsze mam z tym problem, dlatego od razu robię wszystko, aby nie miał żądnego ruchu.<br />
- I na tym polega twój problem, Harruś - kompletnie zignorował moją prośbę - Nie każdy da się tak od razu unieruchomić.<br />
Godzinę, którą tu spędziliśmy przed wyjściem, słuchałem go i zapamiętywałem. Rady blondyna były cenne. Wiele już przeszedł i znał się na rzeczy. Miałem dobrego przyjaciela.<br />
<div>
<br /></div>
Polecam Goodbookhttp://www.blogger.com/profile/04310776735145570384noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-7446613075884323556.post-52247126375261992482015-03-23T09:47:00.001-07:002015-03-26T06:59:17.558-07:00Rozdział 19<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;"><b>~Louis~</b></span></span></div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Siedziałem na korytarzu, trzymając Thomasa na kolanie. Rysował na kartkach papieru, które dała mu pielęgniarka. W tym samym czasie Alicja miała zabieg. Miałem nadzieję, że w końcu odzyska czucie w ręce. </span></span><span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 18.3999996185303px; text-indent: 35.4pt;">Nerwowo ścisnąłem dzieciaka, aż syknął z bólu.</span><br />
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 18.3999996185303px; text-indent: 35.4pt;">- Tata, to boli- jęknął.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Przepraszam - puściłem go.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Dobrze - uśmiechnął się smutno. - Tata, czy zobaczę Miquela?</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">No tak, opowiedziałem mu ogólnikowo całą tę sprawę, jednak Thomas wciąż tęsknił za swoim przyjacielem. Jak Kath mogła się tak omamić i zniszczyć swoje życie, jak i swojego syna? Nie rozumiałem tego. Przecież to był złodziej i psychopata. Zniszczy jej psychikę. Zrobi wodę z mózgu. Chcieliśmy jej jedynie pomóc, a ona stała się naszym wrogiem.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Najgorsze było to, że dzieci brały w tym udział.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Teraz nie. Miquel mieszka daleko, Tom. – odpowiedziałem krótko i pocałowałem go w czoło.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Może dla Katheriny było już za późno, ale dla Mike'a była jeszcze nadzieja. Trzeba będzie ponownie go uprowadzić. Moi ludzie, porozsiewani po całym kraju, już się zbierają, by pomóc swemu szefowi. Jak grzeczne kundle do właściciela.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Nie uważałem się za mafiosa. Nie zabijałem jak Styles. No może, kiedy naprawdę ktoś zasłużył, ale to rzadko się zdarzało. </span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Też nie byłem święty. To prawda. Ale dla swojej rodziny chciałem jak najlepiej. A Katherina była naszą przyjaciółką i chciałem pomóc chociaż temu niewinnemu chłopakowi.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Od rozmyślań odciągnął mnie głos lekarza, który instruował Alicję odnośnie jej ręki.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- I jak? - spytałem, gdy chirurg odszedł.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Chyba lepiej – odparła cicho. – Będę potrzebowała małej rehabilitacji i nie mogę nic dźwigać na tę rękę przez najbliższe pół roku – wyjaśniła.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Tata będzie dźwigał - uśmiechnął się Tom.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Ty już tu innymi nie rozporządzaj, młody - poczochrałem mu włosy - To jak, możemy wracać?</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Dopiero jutro. Wracajcie do domu. Dam radę - powiedziała i uśmiechnęła się do mnie.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Może w końcu miedzy nami będzie dobrze. Może mi wybaczy.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Na pewno niczego ci nie trzeba? - spytałem, biorąc Thomasa na ręce.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Pokręciła głową. Chłopczyk pocałował ją jeszcze, zanim wyszliśmy. Byłem spokojniejszy, wiedząc, że z ręką jest lepiej. Teraz zostawała cała reszta. W domu czekali na mnie Horan i Payne. Mieliśmy wszystko dokładnie ustalić. Czekała nas przecież wojna z psami Styles'a.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Tom, idź się pobaw - uśmiechnąłem się do syna. Odwzajemnił to i zabrał autko, a potem pobiegł do gosposi.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Niall rozłożył jakieś plany na stoliku.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Nie korzystam z komputera, bo za łatwo się do niego włamać. - też był dobrym informatykiem. - Troy dzwonił, że cały czas ich obserwuje. Nic się tam szczególnego nie dzieje.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Chcę dostać raport z każdego, nawet najmniejszego ich ruchu - syknąłem do blondyna. - Oni na pewno coś knują. Nie mogliby siedzieć tak bezczynnie. Jakieś wieści od Terry'ego?</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Spokojnie, Louis. Na razie napisał nam, że planują przeprowadzkę. Chcą się znowu rozdzielić, ale i zaatakować. - usiadł obok mnie. - Posłuchaj. Wiesz, że on może działać dla nich, a komunikować się z nami?</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Nie odważyłby się - mruknąłem. - Jest w szachu. Mamy w końcu jego żonę i córeczki.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Będzie łatwiej jak Mike zacznie znów chodzić do przedszkola. – powiedział Liam, opierając ręce o kanapę. Spojrzał na mnie porozumiewawczo. – Wtedy nie będzie problemu z odebraniem go i wywiezieniem. </span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Tak, masz rację - kiwnąłem głową. - Teraz trzeba będzie ustalić datę naszego ataku. Będziemy musieli działać zgodnie i według planu.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Eh, szkoda ich, naprawdę. Katherina nie wydawała się głupia. A to co ona robi to idiotyzm – westchnął Horan, otwierając butelkę piwa.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">-To wina tego Styles'a - warknąłem, biorąc butelkę od blondyna - Gdy siedziałem w pierdlu, nieco się z nim zapoznałem.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Wyobraź sobie, że my też tam byliśmy - spojrzał na mnie krytycznie. - Tylko nie raczyłeś się do nas odezwać, obwiniając się o to, że tam jesteśmy.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Nie rozdrapuj starych ran. Zresztą od kiedy to nie możemy sobie poradzić z jednym gówniarzem i jego kilkorgiem ludzi? Chyba, że coś mnie ominęło i Styles nagle został szefem <i>Kodokuna Ookami.</i> (Samotne Wilki)</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Nie. Dalej nim jest Jack - pocieszył mnie cholernie.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Wziąłem łyk piwa i spojrzałem na telewizor. Nawet głupi mecz był dla mnie irytujący.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Jednakże w tej chwili nie pozostało mi nic innego, niż czekanie na resztę mojej grupy.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Tato! - usłyszałem płacz z kuchni.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Wstałem szybko z fotela i rzuciłem się w stronę syna</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Co się dzieje?!- wykrzyknąłem</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Płakał siedząc na podłodze. Obok był rozbity kubek, który gosposia zbierała. Mały chyba spadł z krzesła.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Czemu jesteś taka niekompetentna?! - wykrzyknąłem w gniewie.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Kobieta spojrzała na mnie z urazą.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Robiłam mu jedzenie, przychylił się na krześle i upadł.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Wpierw pomyślałabyś o dziecku, nie o naczyniu! Zejdź mi z oczu!</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Tata - mały rozpłakał się głośniej. Wyciągnął do mnie ręce. - Tam ktoś był w ogrodzie...</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Gdzie? - spojrzałem przez szybę - Horan! Payne! Gońcie go - wskazałem na postać, która próbowała uciec, depcząc kwiaty Alicji.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Obaj mężczyźni wybiegł przez taras. Przytuliłem syna i podniosłem go. Miał lekko rozciętą dłoń.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Kss - syknąłem i posadziłem go na blacie stołu - Nie ruszaj się, opatrzę ci to.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Kręciłem się po kuchni, starając się znaleźć apteczkę. W końcu zakleiłem dziecku plaster</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Machinalnie głaszcząc chłopca, czekałem na powrót Niall'a i Liam'a</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Schowali broń przed przyjściem tu. Pokręcili tylko głowami.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Uciekł, ale wsiadł do srebrnego audi - oznajmił Niall.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">-Cholera - starałem się nie przeklinać za bardzo przy synu - Podejrzewacie kto to mógł być?</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Popatrzyli na siebie, a później na mnie. Mina mówiła wszystko. Malik.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Czyli wysłali tego idiotę na przeszpiegi? Świetnie, nie pozostaniemy im dłużni</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Spokojnie, Louis. Mamy Dowella. Niech on się tym zajmie. Chodź młody. Fifa czeka - podniósł małego.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Dobrze, skontaktujcie się z nim. Ja muszę odpocząć.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Jasne. Zajmiemy się nim. Powiedz jeszcze c</span></span><span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 18.3999996185303px; text-indent: 47.2000007629395px;">o z Alicją</span><span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 18.3999996185303px; text-indent: 35.4pt;">.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Żyje, jutro po nią jadę</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- To fajnie.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Mama wróci!</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">-Tak, tak, dobranoc - mruknąłem i wyszedłem z kuchni.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Wziąłem prysznic i położyłem się do łóżka.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;"><b>~Harry~</b></span></span></div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;"> Obudziłem się rano wielce zadowolony. Katherina po wczorajszej zabawie, leżała padnięta, wtulona we mnie. Świetnie.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 18.3999996185303px; text-indent: 35.4pt;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Uśmiechnąłem</span></span><span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;"> się i ziewnąłem. Fajne święta.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Niestety, trzeba było to zakończyć. Wstałem tak, by nie obudzić Kath i wyszedłem z pokoju</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Zapinałem koszulę zaglądając do małego. Nie spał. Bawił się nowymi zabawkami.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Postanowiłem mu nie przeszkadzać i zszedłem do kuchni. Trzeba zjeść śniadanie.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Cześć - powiedział Zayn, widząc mnie.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Siema - rzuciłem i otworzyłem lodówkę.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Jadę do Liverpoolu - oznajmił.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Po jaką cholerę? - warknąłem, wyciągając resztki wczorajszego indyka.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Zobaczyć co u naszych przyjaciół - wziął kluczyki i tyle go widziałem. Następny na dole był Adam. Przyniósł oferty domów w Nowym Jorku.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Jakieś dobre? - mruknąłem, wsadzając mięso do mikrofali.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Popatrz - odpowiedział.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Boże, jaki ten seks musiał być ostry, że byłem taki głodny. No dobra. Był wycieńczający. Ale nie mogłem narzekać. Podobało mi się. Przynajmniej te wszystkie problemy, które wciąż mieliśmy, aż tak bardzo mnie nie denerwowały.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Pokazał mi jakiś nowy budynek na obrzeżach miasta</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Jest na sprzedaż. Cały. Kilka poprawek i 4 apartamenty będą jak strzelił. - uśmiechnął się.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Aż cztery? - uniosłem brew, opierając dłonie o blat. Przyjrzałem się zdjęciom i projektowi. Musiałby mieć naprawdę mocne zabezpieczenia.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Jasne, chyba nie sądzisz, że taką zdobycz zostawisz dla siebie. - zmrużył oczy. Widać było, że nazwa naszej małej organizacji, pasuje do jej członków.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Nie mam nic przeciwko tego, abyście mieszkali obok, ale niestety nie pozwolę, aby ktoś wtrącił się w nasze życie. Muszę przypomnieć Katherinie, że nie jestem i nie będę jej kolegą, bo ostatnio czuje się bardzo luźno. Myśli, że jak jest w waszym towarzystwie to nie mogę nic zrobić. Owszem, przy Saice nie mogę. Dlatego trzeba to zmienić, aby wprowadzić zasady. Więc zastanów się, czy chcesz mieszkać obok - skończyłem i odwróciłem się do mikrofali, wyciągając moje śniadanie.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Oh, mój drogi - zaśmiał się Adam - przecież mi absolutnie nie przeszkadzają twoje upodobania i stosunek do Katheriny. Jednak tego budynku ci nie oddam. Zresztą, kto jak nie ja dopilnuje, by nasza droga gospodyni nie założyła ci podsłuchu? - zaśmiał się - parter będzie Chang i Shiro, 1 piętro moje i Sam'a, 2 dla Kate i 3, to największe, będzie dla was.-wydusił na jednym tchu.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Dobrze. - pokiwałem głową. Podobał mi się ten pomysł.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Niby osobno, ale zawsze wokół ludzi, którzy ci nie zagrażają.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Lepsze to niż wprowadzić się koło potencjalnych szpiegów.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- A co z Terry`m? - spytałem wgryzając się w indyka -O nim nie wspomniałeś.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- On ma dzieci i żonę. Wiesz o tym, że nie łatwo zmieniać szkołę nagle - wzruszył ramionami.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Podszedł do blatu i zaczął robić herbatę, a dla mnie mocną kawę.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Podał mi napój i oparł się o blat.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- No to opowiadaj - uśmiechnął się wrednie. A jakżeby inaczej. Musiał wiedzieć o wszystkich zboczonych rzeczach w okolicy. Psychodeliczni bliźniacy byli znali ze swoich perwersyjnych sposobów wyciąganie informacji.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Nie chcę mi się ust otwierać - mruknąłem.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Jak zwykle sztywny - jęknął niezadowolony</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Spojrzałem na niego chłodno i skończyłem jeść. Serio. Nie miałem ochoty się spowiadać. Nie wszystko musi wiedzieć.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Do kuchni weszła Katherina w czarnej spódnicy i wsuniętej w nią czerwonej koszuli. Trzymała na rękach ubranego Miquela. </span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Dzień dobry - powiedziała. - Mike chciałby wyjść dzisiaj na bitwę śnieżną. Ktoś chce z nim konkurować?</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Z pewnością nasz śmieszek się z nim pobawi - powiedział Adam, wstawiając kubek do zlewu.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Tata - chłopiec spojrzał na mnie wzrokiem matki. - Ja i ty.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- No nie wiem, synu - mruknąłem, biorąc chłopca na ręce - Jesteś pewien?</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Dzieciak kiwnął pewnie głową. Cóż, nie mogłem mu odmówić. Szykowała się śnieżna wojna.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;"><b>~Katherina~</b></span></span></div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Ubrana w kurtkę siedziałam z Kate na ławce w parku, kiedy Mike atakował mężczyzn. Nie miałyśmy za bardzo wspólnych tematów. Ale lubiłam ją.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Masz może telefon? - zapytałam.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Pewnie - szepnęła i podała mi urządzenie - Ale nie działa. Tu nie działa nic, co nie należy do Saikatsu.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Zaraz wracam. Zrób wszystko, żeby nie zauważyli mojej nieobecności - mruknęłam i wróciłam do domu. </span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Weszłam po cichu, nie chcąc zwracać na siebie uwagi. Nie wiedziałam, czy są tu kamery. Może. Wzięłam kluczyki od auta i ruszyłam. Moim celem była stacja dokładnie 3 kilometry stad. Tam jest budka telefoniczna. </span></span><span style="font-family: Times New Roman, serif; text-indent: 35.4pt;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Jechałam z zapartym tchem. Musiałam zadzwonić. Po prostu musiałam i nikt nie mógł mi tego zabronić. </span></span><span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 18.3999996185303px; text-indent: 35.4pt;">Stanęłam na miejscu. Moim celem była Alicja. Ostatni raz. Wybrałam jej numer i czekałam, aż odbierze.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Halo?-spytała zaspanym głosem. Pewnie dopiero co wstała.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Posłuchaj. Nie ważne co było, ważne co jest. Nie chcę już więcej kłótni z Harrym. Więc muszę go słuchać, dlatego nie szukajcie mnie. Odpuście w końcu tę dziecinną zabawę. Jesteśmy z nim szczęśliwi - powiedziałam na jednym tchu.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Czekaj, Kath, musisz ochłonąć i na spokojnie ze mną... Nie, z nami porozmawiać. Powiedz gdzie jesteś?</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Nie! - krzyknęłam. Ona nic nie rozumie. - Nie słuchasz mnie. Nie potrzebuję żadnej pomocy. Kocham go. - zamknęłam oczy, jakby ta prawda bolała.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Rozłączyłam się. Nie mogłam z nią dłużej rozmawiać. To był błąd. Wsiadłam do auta i wróciłam do domu. Na szczęście nikt nie zauważył mojej nieobecności. W holu przywitała mnie Chang.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Idę do parku - oznajmiłam. - Idziesz ze mną? - posłałam jej słaby uśmiech.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Z chęcią - uśmiechnęła się. Usiadłyśmy na ławce - Jack już cię pytał o imię dla niej? -pogłaskała się po lekko zaokrąglonym brzuchu.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Tak - kiwnęłam głową i nagle zrobiło mi się przykro.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Jack był dla niej czuły, romantyczny, delikatny. Okazywał jakiekolwiek uczucia.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- I? - spytała, widząc moją minę - Masz jakiś pomysł?</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Yy - spojrzałam na nią wyrwana z myśli. - Może Maybelly? Nie wiem. Lubisz tradycję, więc może Aileen? To celtyckie imię.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Aileen. Aileen Shiro. Może to być to - mruknęła - Mam nadzieję, że Miquel się nią zaopiekuje. W końcu będziemy sąsiadami.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- O czym nie wiem? - spojrzałam na nią.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Świetnie. Zawsze tak jest. Głupiutka Kath nie musi o niczym wiedzieć.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- To nikt ci nie mówił? - zdziwiła się - Za pół roku będziemy mieć ładny apartamentowiec w Stanach. W końcu każdy z nas chce uciec od złej przeszłości. Związanej z tym krajem.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Ciekawie. Wiem, rozumiem. Każdy nie chce pamiętać o błędach - przyznałam i oplotłam się ramionami. No, Kath, co będziesz płakać? Potem będzie się śmiał, że przejmuję się głupotami. A ja bym chciała, żeby on czasem był... jak mój chłopak. Nie jak szef.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Hej - ruda klepnęła mnie w ramię - Co cię znowu gryzie? Pamiętaj, mi możesz wszystko powiedzieć. W końcu i tak się dowiem</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Masz szczęście - stwierdziłam. </span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Nie chciałam o tym rozmawiać. Jak ona się dowie, to dowie się Harry. Znów zacznie traktować mnie jak dziecko.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- No nie wstydź się -zaśmiała się- Możemy to nazwać kobiecą solidarnością. Nic, co teraz powiemy, nie wyjdzie poza nas.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Czy ona zawsze stawiała na swoim? Była bardzo uparta. Chciała wiedzieć wszystko. Czasem to była dobra cecha.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Możesz mi to obiecać? - spytałam .</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Kobieta kiwnęła głową. </span></span><span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 18.3999996185303px; text-indent: 35.4pt;">Popatrzyłam na Harry ego, który otrzepywał się ze śniegu. Wygląda uroczo i seksownie. Jak zawsze. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Mógłby być czulszy - szepnęłam. - Mógłby raz zabrać mnie na randkę...</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Tacy są chłopcy. Jak im czegoś nie podsuniesz, to nigdy sami nie zrobią.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Popatrzyłam na nią zdziwiona. Ona chyba nie mówi, że...</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Zmusiłaś do tego Jack'a? - zapytałam zaskoczona.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- A jak - potwierdziła.- Co prawda wcześniej próbował uchodzić za cwaniaka przede mną, wszak tak go wychowano, ale jak pozwoliłam mu wyrazić siebie, to stał się taki.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Fajnie. Tylko ja dostanę karę jeśli będę czegoś wymagała - pokiwałam głową.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Powinnaś postawić ultimatum - wskazała na bawiącego się Harry'ego - Jakie, to akurat powinnaś przemyśleć. </span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- To nie łatwe. Może mnie zmusić do wszystkiego - założyłam kaptur, bo zaczął padać śnieg.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Ech, nie wiem co mam ci powiedzieć - jęknęła. - Mamy teraz tyle problemów. Wilki są zagrożone.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Jak to? Wydajecie się niepokonani.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Mamy niełatwego przeciwnika, którego doskonale znasz, Katherino - spojrzała mi w oczy i wtedy zrozumiałam.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Louis. Louis i jego ludzie. Może po tym telefonie odpuszczą ? Chciałabym.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Nazywają siebie dzikimi wężami - potarła ręką o rękę - Oni nam nie odpuszczą. To będzie ostateczna walka o dominację. My albo oni.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Nie. Nie możecie zabić. Ani oni was, ani wy ich - zaprotestowałam wstając.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Chyba jednak nie sprawiamy wrażenia dobrej, podręcznikowej mafii, czyż nie?-spojrzała na mnie wzrokiem, który zmusił mnie do zajęcia ponownie miejsca.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Niezbyt.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Zatem powinnam cię spytać: Czy wiesz czym zajmują się ludzie naszego pokroju?</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Zabijają, kradną - wzruszyłam ramionami.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Dokładnie. - powiedziała zdenerwowana, kecz szybko ochłonęła. - U Tomlinsona jest tak samo, a nawet gorzej, bo oni bawią się jeszcze w handel narkotykami. U mnie jest to niedozwolone z wiadomych nam przyczyn. Może kiedyś się o nich dowiesz. Prosiłabym cię więc, byś nie uważała tego konfliktu za błahy, bo to będzie po prostu rzeź. Rzeź, bez której ani my, ani nasze dzieci nie zaznają spokoju.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- A co robi Harry? - zapytałam zszokowana wszystkimi informacjami.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Cóż, on jest, jakby to powiedzieć, specem od wszystkiego i niczego zarazem. - mruknęła bawiąc się włosami.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Zaczęłam się śmiać. Sama nie wiem dlaczego. To co powiedziała mnie rozbawiło.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Poczekaj chwilę - wstała i odeszła kawałek by odebrać telefon.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Obaj chłopcy podeszli do nas. Otrzepali się ze śniegu. Spojrzałam na synka, który trzymał za rękę Harry'ego. Usiedli obok.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Tato? - wszedł mu na kolana.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Słucham - odrzekł, patrząc na mnie</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Odwróciłam głowę i tylko słuchałam, o czym rozmawiają. Wzrok Harry'ego peszył.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Jak się robi dzieci?</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Spytaj wujka Jack'a - odparł brunet -Wszak ostatnio jedno zrobił.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- No powiedz mi. On powiedział, że tata się na tym najlepiej zna - zaśmiał się.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Harry chwilę się zastanawiał. </span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Cóż, to zależy-zaczął - Jeśli pani i pan mocno się kochają, to dziecko po pewnym czasie się pojawi. Jednak czasem pani nie kocha pana, ale pan kocha panią i jak on ją tak bardzo kocha, to pojawia się dziecko.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Albo to pan nie kocha pani, a pani kocha pana - dodałam.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Polemizowałbym - wysłał mi tajemnicze spojrzenie i podrzucił Mike'a do góry - Zadowolony?</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Nie rozumiem. - pokiwał główką i uśmiechnął się do niego.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Wracajmy do domu - Harry podał mi dłoń - Nie chcę byś się przeziębiła</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Czyżby się o mnie martwił?</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Dziwne. Niepodobne do niego... Podałam mu rękę i wstałam. Ruszyliśmy do willi.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Weszliśmy do środka. Zapach przyszykowywanego przez Jack'a obiadu sprawił, że zaburczało mi w brzuchu. Zostawiłam chłopaków samych i weszłam do kuchni</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Cześć - powiedziałam, uśmiechając się. Ależ ja byłam głodna.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Por, gdzie ja go wrzuciłem? - mruknął. Najwidoczniej mnie nie zauważył będąc w swoim kulinarnym szale.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Podeszłam do lodówki i wyjęłam warzywo. Podałam blondynowi, który na jego widok odetchnął z ulgą. Najwidoczniej był ważną częścią dania.</span></span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjwquBeKlKdxtNfzrZomXm-0q-gzn-EapRqHtGh-ybBE-CV7NUJudSxlgDtqKWsrNW0ctPuqGqxgh0kMlA-7S-VkDy44LS3-3RNyH-iCPFeqJ3-qo8VI3K2PD_x0kbSxV6PQMPZzX5nJzg/s1600/kagamine_len_pre_cosplay_test_by_uselessdevice-d3nho7g.png" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjwquBeKlKdxtNfzrZomXm-0q-gzn-EapRqHtGh-ybBE-CV7NUJudSxlgDtqKWsrNW0ctPuqGqxgh0kMlA-7S-VkDy44LS3-3RNyH-iCPFeqJ3-qo8VI3K2PD_x0kbSxV6PQMPZzX5nJzg/s1600/kagamine_len_pre_cosplay_test_by_uselessdevice-d3nho7g.png" height="320" width="212" /></a></span></span></div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Dzięki - mruknął - Bez tego byłbym trupem</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Pewnie - zaśmiałam się.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Chcesz mi pomóc?- dziwne. Sprawiał wrażenie przybitego.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Tak. Coś się stało?</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Nie, wszystko w porządku - uśmiechnął się smutno - Umyj go - wskazał na warzywo.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- No powiedz - nie chciałam nalegać, ale może mogłam mu pomóc.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;"> -Nie chcę cię niepotrzebnie denerwować. Takie zwykłe problemy czwartego szefa. Uporamy się z tym już po nowym roku.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- To prawda, że Tomlinson nie odpuszcza? - zapytałam spokojnie.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Niestety. Chyba ktoś cię już o wszystkim poinformował, prawda?</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Saika - odparłam i zajęłam się przygotowaniem obiadów.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Wszyscy byli zajęci sobą i myślami. W domu dzisiaj było naprawdę cicho.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- A co sądzisz o apartamentowcu? - blondyn próbował zmienić temat - Widziałaś już plany?</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Pokręciłam głową. Nikt mi nie pokazywał. Kate jedynie wspomniała. Chłopak podszedł do wyspy kuchennej i pokazał mi to wszystko w czerwonej teczce. Ale wtedy ktoś prawie wyrwał mi to z ręki. Wściekłe spojrzenie Harry'ego.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Co ty wyprawiasz, Shiro?! - warknął, wściekle mierząc wzrokiem Jack'a.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Nie dramatyzuj - blondyn nie pozostawał mu dłużny. - Ona już o wszystkim wie. Nie będę przed nią niczego cenzurować. Ty również nie będziesz.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Więcej nie musi wiedzieć. Będzie niespodzianka - dodał, próbując się opanować. </span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Zamknął teczkę i wyszedł z pomieszczenia. Wypuściłam powietrze z ust. Boże, jaki on był nerwowy.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Jack warknął coś po japońsku. Zapewne zaklął. Pierwszy raz widziałam go tak złego. Dotknęłam jego ramię. Nieco się rozluźnił.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Spokojnie - szepnęłam. - Nie muszę wszystkiego wiedzieć. Kontynuujmy - wskazałam podbródkiem na obiad.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- <i>Hai, hai</i>-przytaknął i wrócił do krojenia. Później z nim porozmawiam. Powinien ochłonąć</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Usiedliśmy do stołu ze wszystkim. Panowała grobowa cisza. Nawet Miquel nie chciał się odezwać, aby nikogo nie wkurzyć. Zayna nie było.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Jadłam, obserwując moich współbiesiadników. Bliźniaki co chwila wykreślali na obrusie różne znaki. Zapewne tak się komunikowali. Używali jakiegoś specyficznego kodu.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Ciekawie. Nie musieli rozmawiać i nikt nie rozumiał o co im chodzi.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Dalej Kate wysyłała swojemu bratu gromiące spojrzenia, gdy nie patrzył. Czyżby się pokłócili?</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Naprawdę było dziwnie. Zdenerwowany na mnie Harry, smutny Jack, przygnębiona Saika, zła Kate i roztargniony Terry.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">Adam nagle westchnął</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Niemożliwe - szepnął -To za szybko.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Co jest za szybko? - Harry od razu to wyłapał i zapytał.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Sam dowiedział się o zmianie terminu - zaczął Adam.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Chcieli zacząć wcześniej, by nas podejść - zawtórował mu Sam</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Ale im się nie uda - zakończyli razem</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Sprytne. - mruknął Harry i wyjął telefon. Odczytał jakąś wiadomość.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Zatem ten idiota wpierw powiadomił was? - spytał patrząc na bliźniaków. Ci tylko wzruszyli ramionami.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Będziemy uzbrojeni kiedy będą chcieli uderzyć - oświadczył Terry.</span></span><span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 18.3999996185303px; text-indent: 35.4pt;">- Wybaczcie - wstał od stołu i wyszedł z jadalni. Kate prychnęła.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- O co tu chodzi? – spytałam.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- O nic - mruknęła Kate i potarła swoje skronie.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Dziwnie się zachowujecie...</span></span></div>
<div style="text-align: left; text-indent: 47.2000007629395px;">
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
Możemy z dumą ogłosić, iż zakończyłyśmy już tę serię i pozostałe rozdziały czekają na poprawę. Pamiętajcie, że większa liczba komentarzy motywuje do szybszej korekty tekstu ;)</div>
</div>
Polecam Goodbookhttp://www.blogger.com/profile/04310776735145570384noreply@blogger.com17tag:blogger.com,1999:blog-7446613075884323556.post-39058682167426166222015-03-17T13:29:00.000-07:002015-03-26T06:59:11.587-07:00Rozdział 18<div style="text-align: center;">
<b>~Harry~</b></div>
Setny raz liczę do 10, żeby się uspokoić, ale kurwa coś nie pomaga.<br />
Ponieważ jechał z nami syn, nie zabiłem jeszcze Malika. Właśnie skończyło się paliwo.<br />
Zatrzymaliśmy się na pobliskiej stacji benzynowej. Mulat wyszedł zatankować. Odwróciłem się do Miquela.<br />
- Pomożesz przygotować prezent dla mamy - powiedziałem w miarę spokojnie.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-w7goZDTxTjU/VQmkWyCNi9I/AAAAAAAAGC0/ZeugG-3Zrj8/s1600/13.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-w7goZDTxTjU/VQmkWyCNi9I/AAAAAAAAGC0/ZeugG-3Zrj8/s1600/13.jpg" height="200" width="200" /></a></div>
- Jaki prezent? - zapytał wesoło. Bawił się swoim misiem.<br />
- Duży i fajny - odpowiedziałem i lekko się uśmiechnąłem. Gdzie jest Zayn? Nie mam czasu na jego kłócenie się z ludźmi na stacji.<br />
On miał chyba dzisiaj jeszcze gorszy dzień niż ja.<br />
Nerwowy bardzo.<br />
Po chwili wsiadł do środka, trzaskając drzwiami.<br />
- Ruszaj - powiedziałem zanim zdążył coś powiedzieć. Nie miałem zamiaru wysłuchiwać jego narzekań.<br />
- Ruszam, ruszam - mruknął i pokręcił głową. Odpalił auto odjeżdżając ze stacji paliw.<br />
Jechaliśmy łamiąc przepisy. Wszystko byłoby w porządku, gdyby ten idiota pojechał po to wczoraj. Albo chociażby powiadomił mnie wcześniej o niedogodnościach. Wtedy nie straciłbym dnia na łażeniu po centrach handlowych z Jack'iem. Swoją drogą, blondyn jakoś niespecjalnie zachowuje się jak typowy mafijny boss. Zayn nawet nie wie z kim się kłóci. Powstrzymałem się, by nie wybuchnąć śmiechem.<br />
Jakby chciał to by go zabił w mgnieniu oka. Najwidoczniej długo ćwiczył cierpliwość. Mi to nigdy nie wychodziło. Nie umiem czekać.<br />
Niedługo potem dojechaliśmy na miejsce. Trzeba będzie tym niekompetentnym idiotom wytłumaczyć, że nie będę czekał wieczność, aż łaskawie przyślą do mnie kuriera. Oczywiście będzie musiało obyć się bez mordobicia. Wszak Mike patrzył.<br />
- Idziemy odebrać? - zapytał mój pierworodny.<br />
-Tak, wskakuj mały - odpiąłem go z fotelika i posadziłem sobie na ramionach.<br />
-Zayn - zwróciłem się do mulata - Tylko tym razem bez wpadek.<br />
- Tak, szefuńciu - poszedł za mną.<br />
Weszliśmy do niedużego budynku. Pani w drzwiach zaprowadziła nas do sali, gdzie był towar.<br />
Wszędzie, w każdym możliwym miejscu, stały wieszaki z szytymi na miarę, wyzłacanymi i ozdabianymi klejnotami ubraniami.<br />
- Jaki był problem, że tak renomowana firma nie była w stanie dostarczyć mi zwykłej sukienki i butów do kompletu? - spytałem kobiety.<br />
- Mieliśmy problem. Dużo osób zamawia towar na święta - oznajmiła speszona.<br />
- Dobrze - odparłem zdegustowany jej zachowaniem - Przyjechałem osobiście, przez co nie zapłacę za kuriera. A teraz, jeśli łaska, pokaż mi moje zamówienie.<br />
- Proszę za mną - mruknęła.<br />
Poszliśmy w stronę biurka, gdzie czekał zapakowany prezent.<br />
Wziąłem torbę i spojrzałem do środka. Wszystko tak jak chciałem. Idealnie.<br />
- Żegnam - wyszedłem już na nią nie patrząc. Malik podążał za mną.<br />
Miquel wyciągnął do mnie rączkę i czekał, aż go złapie. I poszliśmy tak do samochodu. Schowałem torby, a małego zapiałem.<br />
- Słuchaj, musimy się stamtąd ulotnić. Skoro im się rodzina tworzy...<br />
- Nie - pokręcił główką. - Nie chcę. Tata, nie - założył ręce. Zupełnie jak matka.<br />
- Nie marudź - powiedziałem. Prawda była taka, że gdy Kath coś przeskrobie, nie mogłem nic zrobić, bo jej bronili.<br />
Musiałem poinformować Saikatsu o naszej przeprowadzce. Wiem, że będzie wkurwiona, ale w końcu się ugnie. Zostanie jeszcze kwestia zadośćuczynienia. Kurwa, zawsze jak ją wykorzystam, ona chce coś w zamian.<br />
Kupię jej śpioszki. Dziecko będzie miała w co ubrać. No. Albo łóżeczko.<br />
Wracaliśmy w ciszy do posiadłości. Czas zacząć przedstawienie.<br />
Poszliśmy do mojego pokoju. Syn pomógł mi spakować prezent w coś ładnego. W całym domu ładnie pachniało.<br />
- Nadal będziesz milczał? - w drzwiach stanęła Chang - Raz w roku mógłbyś być miły. I uśmiechnij się, bo kociej mordy dostaniesz - Uszczypnęła mnie w policzek. Obiecuję, kiedyś ją zadźgam za to traktowanie mnie jak młodszego brata.<br />
Wywróciłem oczami i odwróciłem się w stronę łóżka. Podałem jej zapakowany dla niej prezent. Nie wiem co powie jak go otworzy i zobaczy kolczatkę, ale to był dobry czas na ujarzmienie jej. Jack będzie miał większe pole do popisu.<br />
-Trochę na to za wcześnie - oddała mi nierozpakowany prezent - Cała przyjemność polega na szukaniu podarków pod świątecznym drzewkiem.<br />
- Weź i włóż pod choinkę. To też - podałem jej prezenty dla Katheriny i Miquela.<br />
- Nie powinieneś tak wykorzystywać ciężarnej kobiety - nadęła policzki.<br />
- Oj, przepraszam kochanie. Idź, dasz rade. Silna jesteś.<br />
- Pff - prychnęła i wyszła. Przynajmniej wróciła stara Chang. Po tej tragedii z przed kilku lat, gdyby nie Jack, wciąż by umartwiała się nad sobą i wpieprzała bez przerwy leki.<br />
Więc za to każdy był mu wdzięczny. Lubiłem tę dziewczynę i chciałem, żeby jej się ułożyło.<br />
Dobra, teraz trzeba było zainteresować się tym przepysznym zapachem. Przez ten cały incydent z prezentem dla Katheriny, zapomniałem o jedzeniu.<br />
A byłem naprawdę głodny dzisiaj. Wziąłem malucha na ręce i zeszliśmy na dół. W kuchni Jack i brunetka robili ciasta oraz pudding.<br />
- Mama! - wykrzyknął uradowany Miquel i wyciągnął ku niej rączki.<br />
Odwróciła się do niego i uśmiechnęła. Od razu wytarła ręce brudne od mąki.<br />
- Jak było na wycieczce, kochanie? - spytała.<br />
-Fajnie - powiedział - Dostanę ciastko?<br />
- Dopiero wieczorem - pocałowała go w policzek.<br />
- O, cześć Harruś - ożywił się Jack. Jego też kiedyś zadźgam. - Jak zakupy?<br />
- Udane - posadziłem syna na krześle i poczochrałem mu włosy. - Daj coś do jedzenia.<br />
- <i>Hai, hai </i>- postawił przede mną miskę ryżu i wędzoną rybę - Smacznego.<br />
Coś mi nie pasowało w tym jego krzywym spojrzeniu, którym mnie obdarzył.<br />
- Masz z czymś problem? - zapytałem prosto z mostu.<br />
Ten dzień nie zaczął się dobrze.<br />
- Ja? - spytał, teatralnie dotykając dłonią serca- Czemuż bym miał?<br />
Kath zachichotała. Chyba za bardzo się spoufalili ostatnio.<br />
Zacząłem jeść, nie komentując tego. Nawet dobre. Zresztą, byłem głodny. Zjadłbym wszystko.<br />
Katherina i Jack powrócili do robienia deserów.<br />
- A właśnie - zaczął Jack, gdy włożyłem talerz do zlewu - Wielka czwórka na ciebie czeka w bibliotece.<br />
- Lecę - mruknąłem.<br />
Wszedłem do pomieszczenia. Nic się w nim nie zmieniło od ostatniego razu.<br />
- Witaj Harry - przywitali się ze mną wszyscy.<br />
- Co to za zamieszanie? - spytałem. Rzadko kiedy spotykali się w jednym miejscu.<br />
- Święta są - odparł Adam - Poza tym przyjechaliśmy w ofensywie. Podobno chcesz zemsty.<br />
- Dokładnie - dodał Sam - Nie zostawimy naszego członka stada w potrzebie. Wilki takie jak my trzymają się razem.<br />
- Dzięki - mruknąłem pod nosem. Będzie trudno. Louis już się przygotowywał.<br />
W końcu też miał sporą liczbę ludzi. Trzeba to było zakończyć już dawno temu, a teraz trzeba będzie się użerać z całą jego zgrają.<br />
- Pogadamy o tym jutro. Po świętach - powiedział Adam.<br />
- Teraz powinieneś pogodzić się z Kath - mruknęła Saikatsu odrywając wzrok od laptopa - Nie możesz zachowywać się jak małe dziecko, głupku. Twój syn jest dojrzalszy.<br />
- To ona się do mnie nie odzywa - wzruszyłem ramionami.<br />
Chwilę później stwierdziłem, że był to tekst na poziomie szkoły podstawowej.<br />
- Zatem to ty powinieneś pierwszy przeprosić - fuknęła - To twoja wina. Znowu zniszczyłeś jej własność. Mam cię nauczyć dobrych manier?<br />
No dobra. Miała rację. Kiwnąłem głową i wyszedłem, aby się przygotować.<br />
Koniec końców były święta. Raz na jakiś czas mogę odpuścić i pierwszy wyciągnąć dłoń. Zajrzałem do szafy.<br />
Miałem nowe koszule oraz garnitur. Dobra. Ale rurki zakładam.<br />
Byłem już gotowy. I co ja teraz miałem zrobić z pozostałym czasem?<br />
- Mike? - do środka weszła Katherina. - Przepraszam - cofnęła się.<br />
- Nie, zostań - machnąłem na nią ręką - Musimy porozmawiać.<br />
- Szukam syna - odpowiedziała.<br />
- Ktoś się nim zajmie. - mruknąłem - Zostań...Proszę - czy ja właśnie o coś poprosiłem? Nie, mam omamy.<br />
- Dobrze - weszła do środka i zamknęła drzwi. - Co się stało?<br />
- Ja - złapałem się za tył głowy - Nie wiem od czego zacząć. Ech, ja nie mogę tak po prostu patrzeć z boku. Rozumiem, że może ci się tu nie podobać, ale... Przepraszam<br />
Zrobiła wielkie oczy. No cóż. Też byłem zaskoczony. W końcu przeprosiłem. No a robiłem to rzadko.<br />
- Podoba mi się.<br />
- C...Co?-spytałem zaskoczony.<br />
- Są mili - wyjaśniła bawiąc się palcami.<br />
Stawała z nogi na nogę, zdecydowanie zdenerwowana.<br />
- Zatem, nie jesteś już zła?-spytałem znacznie pewniej. Nie pozwolę na kolejna oznakę słabości.<br />
- Nie wiem. Znów zaczniesz na mnie krzyczeć przy najbliższej okazji. - wzruszyła ramionami.<br />
- Nie przesadzaj - zmniejszyłem między nami odległość - Są święta, będzie dobrze - Wręcz, kurwa, wyśmienicie...<br />
- Lubię święta. Mogłyby trwać dłużej. - pokiwała głową - Popraw sobie kołnierzyk.<br />
- Jasne - pocałowałem ją w czoło i lekko się uśmiechnąłem poprawiając koszulę. Zaskakująco łatwo mi z nią poszło.<br />
Może to przez ten dzień. Uspokoiła się, robiła coś w kuchni i jej przeszło. Dziewczyna zrobiła dzióbek.<br />
- Jeszcze tu – mruknęła cicho.<br />
- Z rozkoszą - pocałowałem ją. Dziewczyna z chęcią odwzajemniła pocałunek - Zejdziemy razem na dół? Chyba nas tam oczekują.<br />
- W porządku - uśmiechnęła się do mnie.<br />
Ufa mi. Znowu. To dobrze.<br />
Złapała mnie pod ramię i razem zeszliśmy po schodach. Jak przewidziałem, wszyscy już na nas czekali w jadalni. Na stole pięknie prezentowały się potrawy przygotowane przez Jack'a i Katherinę. Miquel za to zajadał się już ciastkiem, uważnie przysłuchując się opowieściom blondyna.<br />
- Koniecznie chciałem mieć córkę. Córki są księżniczkami ojców. Będę ją rozpieszczał. Jeszcze nie teraz. Mówiłem, wszystko po kolei. Musimy mieć bezpieczny dom, jakoś to wszystko ustawić do pionu.<br />
- No chyba się oplułem - powiedział Malik widząc nas obok siebie.<br />
- Zamilcz - warknąłem na mulata. Nie będzie mi niszczył atmosfery. W końcu wybaczyłem mu ten problem z prezentem dla Kath.<br />
- Posłuchałaś mnie? - spojrzał na nią znacząco.<br />
Stanęła bardziej za mną i schowała czerwoną twarz w moim ramieniu.<br />
-N...Nie - jąknęła.<br />
- Cudnie, wszyscy już są - rozpogodziła się Saika, która dotychczas opowiadała znużonej Kate o jakiś nowinkach technicznych. Cóż, brunetka nigdy nie przepadała za elektroniką i odetchnęła z ulgą, gdy Chang skierowała swoją uwagę na nas.<br />
Poprawiła się na krześle i uśmiechnęła życzliwie do nas.<br />
Usiedliśmy do stołu. Ja zaraz obok mojego syna. Katherina po mojej lewej stronie.<br />
- Tradycja wymaga, by gospodarze wznieśli toast - powiedział Terry.<br />
- No, skoro trzeba - Jack podniósł się z kieliszkiem wina.<br />
- Chcielibyśmy wraz z Saikatsu podziękować wam za odwiedzenie nas w tym roku - zaczął.<br />
Stanął za jej krzesłem. Spojrzał na nią z uczuciem i położył dłoń na jej ramieniu.<br />
- Zatem interesami zajmiemy się jutro. Teraz zjedzmy. Wesołych świąt - uniósł wysoko kieliszek. Wszyscy powstali.<br />
Również unieśliśmy kieliszki, a potem każdy wziął łyk alkoholu. No, prócz rudej i Miquela.<br />
Przy stole panowała przyjemna atmosfera. Każdy zachwycał się daniami, które przygotowali Jack wraz z Kath. Swoją drogą, matka mojego dziecka nie puszczała mojej dłoni, co przykuło uwagę Saiki.<br />
Zmrużyła oczy i zlustrowała nas wzrokiem. Już wiedziałem, że zaraz się odezwie i zacznie pytać, czy już ją przeprosiłem, jak, co, po co. Ciekawska była. Lubiła być poinformowana o tym co się działo naokoło. Zwłaszcza, jeśli chodziło o jej przyjaciół.<br />
- A ja mam dla pań prezent. Nie leży pod choinką, więc dam go teraz - odezwał się Jack i każdej z dziewczyn wręczył koperty. Katherina rozplotła nasze palce i zajrzała do środka jak pozostałe dwie dziewczyny.<br />
- Czy ty chcesz powiedzieć, że ja potrzebuję chodzić do salonu piękności? - spytała podchwytliwie Saika, chociaż kryła uśmiech.<br />
- Ależ skąd, Saikuniu, ale tak myślałem, że... No i w ogóle - zaczął się tłumaczyć blondyn. Rudowłosa roześmiała się i pocałowała swego narzeczonego.<br />
- Dziękuję. Wybiorę się tam z Kate i Kath - popatrzyła na mnie, jakby oczekiwała mojej akceptacji. Kiwnąłem porozumiewawczo głową. A niech idą razem w cholerę, byleby nie na długo.<br />
- Dziękuję Jack – odpowiedziała dziewczyna siedząca obok mnie i odłożyła kopertę, kładąc rękę na moim kolanie.<br />
Miquel uśmiechnął się do nas i skończył jeść ciastko, tym samym odsuwając od siebie talerzyk. Wyciągnął rączki w stronę soku, co znaczyło „piciu”. Zabrałem rękę z pleców Katheriny i podniosłem się, uważając na marynarkę. Wziąłem szklankę chłopca i nalałem mu soku.<br />
- Dzięki tata – mruknął i przyssał się do szklanki, jakby nie pił tydzień.<br />
- Czas na prezenty - wykrzyknęli bliźniacy jednocześnie. Z tego co pamiętam, zawsze tak robili. Jakby byli zsynchronizowani.<br />
Na ten przykład: Harry Potter. Tak, byli podobni do tych rudych braci. Mike pierwszy podbiegł do choinki.<br />
Trzy czwarte leżących tam prezentów było dla niego. Rozerwał pierwszy papier. W środku był zabawkowy karabin. Czy to była jakaś aluzja?<br />
Nie ja kupowałem ten prezent. Ode mnie miał coś normalnego. No, auto nie budziło podejrzeń. Synek uśmiechnięty rozpakowywał kolejne prezenty, aż mi przyniósł podpisaną, zapakowaną paczkę.<br />
Popatrzyłem na niego zdziwiony, ale podarek przyjąłem. Otworzyłem go niespiesznie. W środku była piękna, czarna, motocyklowa kurtka. Przymierzyłem ją. Pasowała idealnie. Spojrzałem na Chang. Tylko ona znała moje dokładne wymiary. Już chciałem jej podziękować, lecz ona niezauważalnie pokręciła głową.<br />
To znaczyło, że nie jest to od niej. Posłała mi delikatny uśmiech i zajęła się otwieraniem swojego prezentu. Musiała mieszać w tym palce. Może wybrała się na zakupy z Kath?<br />
Spojrzałem na brunetkę. Niezbyt jej wyszło udawanie, że nie wie o co chodzi. Uśmiechnąłem się pod nosem. Dobrze, wręcz wyśmienicie. Wszystko tak jak zaplanowałem.<br />
Idealna rodzinka. Idealne święta. Idealna gra, aby osiągnąć cel. Ale sielanka się skończy. Dzisiaj niech jeszcze trwa.<br />
- Podoba ci się? - zapytała, układając dłonie na kolanach.<br />
- Bardzo - pocałowałem ją lekko. Rozejrzałem się po sali. Mały, uradowany roznosił wszystkim prezenty.<br />
Każdy swój dostał. Dziewczyna też. Nawet dwa i przypuszczam, że ten drugi był od pewnego, wkurwiającego Mulata. Wywróciłem oczami.<br />
- Mama, jeszcze ja - chłopiec wyciągnął do niej rączki z małym, białym misiem ozdobionym wstążką, którą sam wiązałem.<br />
- Dziękuję - pogłaskała go po policzku i upiła trochę wina. Hmm, może lekkie upojenie alkoholowe zachęci ją trochę do późniejszych zabaw?<br />
To byłby dobry pomysł. Mam ochotę się rozerwać. Ja naprawdę też potrzebuję trochę seksu. Zwłaszcza, że od naszych krótkich wakacji, było miedzy nami ciężko.<br />
Wieczór minął dość przyjemnie. Kate, jak zawsze nieobecna duchem, nie odstępowała fortepianu, umilając nam tym czas. Adam i Sam żywo dyskutowali między sobą o interesach. Ja natomiast wraz z Katheriną konwersowaliśmy z gospodarzami o błahych rzeczach, między innymi właśnie o ciąży Saiki. Tylko Terry siedział sam, z nikim nie zamieniwszy chociażby słowa. Było to swoją drogą nieco podejrzane.<br />
<a href="http://data3.whicdn.com/images/161028408/large.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img alt="Emily for Calzedonia feb 2015" border="0" height="200" src="http://data3.whicdn.com/images/161028408/large.jpg" width="145" /></a>Zawsze był duszą towarzystwa. Uwielbiał dyskutować i wypowiadać swoje zdanie. Coś odmiennego. Myślę, że nad czymś się zastanawiał, pijąc w spokoju białe wino.<br />
Dziewczyna obok mnie zaczęła się podnosić, ale złapałem jej nadgarstek i ściągnąłem na krzesło.<br />
- Przepraszam - powiedziała. Oderwałem wzrok od Terry'ego i spojrzałem na nią. - Mogę do toalety?<br />
- Idź - mruknąłem, puszczając jej rękę. Wróciłem myślami do Dowell'a. Mężczyzna w tajemnicy przed innymi nieustannie stukał palcami w ekran telefonu, schowanego pod stołem. Nagle oderwał wzrok od komórki i nasze spojrzenia się skrzyżowały.<br />
Brunet nie mógł wytrzymać mojego świdrującego spojrzenia i szybko spojrzał na swoją siostrę, udając, że ciągle słuchał jej gry.<br />
- Terry, co u ciebie słychać? - odkaszlnąłem i rzuciłem w jego stronę, opierając rękę o krzesło nieobecnej Kath.<br />
- Wszystko jest w należytym porządku - mruknął, nie patrząc mi w oczy. Jakby obawiał się, że coś z nich wyczytam.<br />
- Nie wydaję mi się - odpowiedziałem spokojnie. - Co jest stary, że jesteś dzisiaj taki nieobecny? Hm?<br />
- Och, chyba zbytnie przebywanie przy Kate mi się tak udziela - uśmiechnął się niemrawo.<br />
- Mów - pochyliłem się lekko do przodu, czekając na szczerą odpowiedź. Nie lubiłem owijania w bawełnę. Zerknąłem na Zayna, który wstał od stołu i opuścił salon, a potem wróciłem wzrokiem do Terry'ego.<br />
- To naprawdę nic takiego - wycedził przez zęby - Wolałbym, by pozostało to jak na razie... Niespodzianką. Tak, to dobre określenie. - podniósł kieliszek z winem do góry i spojrzał na mnie - Zdrowie młodych -Wypił do dna.<br />
Pokręciłem głową i również skończyłem pić swój alkohol. Katherina długo nie wracała. Wszyscy byli czymś zajęci, a Miquel zasnął na miękkim dywanie z zabawkami wokół. Podniosłem się i wziąłem syna, niosąc go do sypialni jego oraz dziewczyny. Ułożyłem malucha w łóżku, zdejmując mu spodnie i koszulkę. Spokojnie spał, kiedy zamykałem drzwi. Odwróciłem się i ktoś na mnie wpadł. Katherina w krótkim, jedwabnym szlafroku, czerwona na policzkach.<br />
- Co się stało?-spytałem lekko zaskoczony<br />
- Nic - złapała obie moje dłonie i pociągnęła w stronę sypialni, w której to ja spałem.<br />
- Proszę, proszę - mruknąłem zadowolony, gdy rzuciła mnie na moje łóżko - Cóż byś chciała uczynić, zacna damo?<br />
- A co byś chciał, abym uczyniła? – zapytała, rozsuwając połowy szlafroka, pod którym miała dosyć skąpą bieliznę.<br />
- Wpierw obiecaj, że jutro nie będziesz mi tego miała za złe - powiedziałem, całując jej obojczyk<br />
- Jeżeli to nie będzie tak bardzo boleć i dam radę to znieść - mruknęła cicho.<br />
- Obiecaj - zarządzałem, zsuwając z niej szlafrok<br />
- Obiecaj, że nie przekroczysz granic - spojrzała mi w oczy.<br />
- Och, ależ ty i tak nie będziesz jutro pamiętać - zaśmiałem się i przyszpiliłem ją do łózka. - Ładnie to tak kusić wilka?<br />
- Lubię ryzyko, życie z tobą nim jest. Więc… Rób co chcesz – westchnęła i odwróciła głowę, wtulając policzek w poduszkę.<br />
- Pysznie - szepnąłem. Jak to dobrze, że byłem przygotowany na takie sytuacje. Z szafki stojącej koło łózka wyjąłem policyjne kajdanki, którymi skułem dziewczynę.<br />
Oblizałem wargi i uśmiechnąłem się. Nareszcie w swoim żywiole. Mogło być lepiej? Nie sądzę. Powoli rozpiąłem Kath stanik, ukazując jej krągłe piersi. Ugryzłem płatek jej ucha i schodziłem coraz niżej z pocałunkami, zostawiając na jej ciele różowe ślady. Przejechałem językiem nad krawędzią jej skąpych majtek. Pociągnąłem zębami za ich brzeg i powoli zsunąłem. Trochę się zabawimy.<br />
Mruknęła coś, kiedy nosem wodziłem po jej udzie, zjeżdżając niżej. Palcami ściągnąłem całkowicie bieliznę i rzuciłem ją w kąt sypialni. Poruszyła się delikatnie, ciągnąc rękoma tak że kajdanki uderzyły o framugę łóżka.<br />
Wyjąłem ze spodni pasek. Sam rozebrałem się do bokserek. Teraz miałem pole do popisu. Przejechałem skórzanym zastępstwem pejcza, po jej brzuchu, a potem go podniosłem i uderzyłem w złączenie ud. Pisnęła głośno i spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami. Takie zabawy sprawiały ból, ale i przyjemność. Zaraz miała się o tym przekonać.<br />
- Och, Katherina – mruknąłem i pocałowałem ją bardzo zachłannie. Mój język wdarł się do jej ust, plącząc z jej językiem. Gdy się odsunąłem, oboje ciężko dyszeliśmy.<br />
Sięgnąłem do szuflady. Wyjąłem z niej mały wibrator. Zawsze trzeba być przygotowanym. Wsunąłem go do jej słodkich ust, aby nawilżyła to zacne urządzenie. Zrobiła to trochę nieporadnie. Potem włożyłem go tam, gdzie było jego miejsce i włączyłem dosyć mocną opcję. Zajęczała głośno. Odpiąłem dziewczynie ręce, aby odwrócić ją tyłem do siebie. Oparła się na rękach, wypinając się w moją stronę seksownym tyłeczkiem.<br />
Wziąłem pasek i teraz uderzyłem w nią trochę mocniej. Krzyknęła, ale nikt nie mógł jej usłyszeć, co było plusem. Uderzyłem znów. Potem kolejny raz. Naliczyła 10 uderzeń, a jej pośladki były czerwone.<br />
- To za karę – szepnąłem do jej ucha. – Uczymy się posłuszeństwa, kochanie, a każdemu wyjdzie to na dobre.<br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhK6yn187wkhLeJKSP3LA-CgK_p4VoZLxBu8-cObM_l3oTHEf7Zw8xW3heaf3M37ewdYWVMbyF-JuhUgOEkkJMkCBFwbsSgyv1IXNZE1tIVp_dkTS2R3N0Hdp5-4LtuIXucwU9EwmaPZ_ff/s1600/10.gif" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhK6yn187wkhLeJKSP3LA-CgK_p4VoZLxBu8-cObM_l3oTHEf7Zw8xW3heaf3M37ewdYWVMbyF-JuhUgOEkkJMkCBFwbsSgyv1IXNZE1tIVp_dkTS2R3N0Hdp5-4LtuIXucwU9EwmaPZ_ff/s1600/10.gif" height="87" width="200" /></a>Przejechałem dłonią po jej tyłku i uśmiechnąłem się pod nosem. Ależ ona była podniecona. Niby piszczała z bólu, a po jej udach spływały widoczne ślady emocji budzących się w jej podbrzuszu.<br />
Zsunąłem bokserki. Wspomagając się lubrykantem, naparłem na nią od drugiej strony. Dobrze wiedziałem, że będzie ją to na początku boleć. Ale przyjemność jest naprawdę świetna.<br />
- Harry – jęknęła przez zęby.<br />
- Poboli i przestanie – wypchnąłem biodra i wszedłem w nią bardziej.<br />
Odchyliła głowę, ciężko dysząc. W sobie ciągle miała magiczne urządzenie.<br />
- Jeśli dojdziesz, to znów ci wleję – ostrzegłem.<br />
Była na skraju, ale musiała posłuchać. Poruszałem się w niej powoli. Już niedługo później po pokoju rozchodziły się jęki rozkoszy, a potem moje imię, które było czymś cudownym, gdy to krzyczała.<br />
Doszła. Ja też. Tylko nie umiem zliczyć ile razy...<br />
<div>
~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~~~~<br />
<div style="text-align: center;">
Hej :) Pamiętajcie o MadHouse i zostawiajcie komentarze!<br /><a href="http://madhouse-fanfiction-hs.blogspot.com/">http://madhouse-fanfiction-hs.blogspot.com/</a></div>
</div>
Polecam Goodbookhttp://www.blogger.com/profile/04310776735145570384noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-7446613075884323556.post-34838079651602175752015-03-14T11:13:00.002-07:002015-03-26T06:59:05.323-07:00Rozdział 17<div style="text-align: center;">
<b>~Katherina~</b></div>
Trzymałam Miquela na kolanach i puszczałam mu bajkę na laptopie pani domu. Pożyczyła go nam, więc chyba nie miała z tym problemu. Zerknęłam na dzisiejszą datę i oprzytomniałam. Jutro święta. Już jutro.<br />
<a href="http://data1.whicdn.com/images/167355982/large.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img alt=":)" border="0" src="http://data1.whicdn.com/images/167355982/large.jpg" height="200" width="145" /></a>Wtem ktoś zapukał do drzwi. Nie, błagam, jeszcze jego mi tu brakuje. Lecz ku mojemu zdziwieniu, do środka weszła Chang<br />
- Musimy pogadać - zaczęła, wysyłając mi pokrzepiający uśmiech.<br />
- Słucham - odpowiedziałam, opierając podbródek na głowie syna. Grzecznie oglądał.<br />
-Wiem, że irytuje cię cała ta sytuacja. To nieustanne zmienianie miejsca. Czujesz się kontrolowana przez Styles'a, ale on chce dla was jak najlepiej. Chciałabym, byś jemu i po części również mi zaufała. Tu będziecie bezpieczni. Nie będziesz musiała się niczym martwić...<br />
- Ja chcę tylko dobrze dla mojego syna. Naprawdę niczego więcej. Nie chcę jego prezentów, jego pieniędzy. Chcę normalnej rodziny - rzuciłam ze wzrokiem wbitym w ekran.<br />
- Jednak powinnaś mieć na uwadze to, że gang Tomlinson'a będzie chciał cię dorwać. Spotkałam się kiedyś z jego ludźmi i muszę przyznać, że łatwo wam nie odpuszczą. Zwłaszcza, że wciąż żyjesz po tym postrzale. Pomyśl też o Miquelu. Co on by zrobił bez matki?<br />
Akurat tu miała rację. Nie wyobrażam sobie tego, że mogłabym go zostawić. Z Harrym. To byłaby ostateczność.<br />
Pokiwałam głową.<br />
- Chcę spędzić normalne święta. Powiedz mu to. - poprosiłam.<br />
- O, to też chciałam z tobą przedyskutować - kobieta wyraźnie się ożywiła - Co powiesz na przedświąteczną wyprawę po prezenty? Tylko ty, ja i mały. - tu wskazała na Miquela - Rozpogodziłabyś się trochę i przy okazji byśmy się lepiej poznały.<br />
- Nie mam pieniędzy, wszystkie on trzyma - powiedziałam, spuszczając głowę.<br />
Tak naprawdę najbardziej chciałam te święta spędzić z rodzicami i małym.<br />
- Hej, nie rozklejaj mi się tu. Możemy mu trochę podwędzić. W końcu mam dostęp do wszystkich jego kont. I od razu mówię, że nic ci za to nie zrobi. Zwalimy wszystko na Zayna. - rudowłosa roześmiała się promiennie - Nie daj się prosić.<br />
- Daj mi dziesięć minut - poprosiłam, patrząc na nią. Jak zwykle idealny makijaż i dopasowany strój. Czemu Harry mnie trzymał? On sam ubierał się nienagannie, a ja? Byle związać włosy i coś na siebie założyć.<br />
- Jasne - widać było, że była zadowolona - Zatem ja jeszcze opierniczę Styles'a i będziemy jechać. Jak będziesz gotowa, to zejdź do holu.<br />
- Za co znowu? - zaśmiałam się. Jej ton głosu był taki... Harry nie lubił jak mu rozkazywała.<br />
- Powód się znajdzie - powiedziała, zamykając drzwi.<br />
Chyba właśnie zyskałam sojuszniczkę.<br />
Może to lepiej. Nie chciałam być tu całkiem skazana na siebie. Ja go nie mogłam opieprzać, to chociaż ona to robiła. Podeszłam do szafy i wyjęłam nową, czarną sukienkę, której jeszcze nie zakładałam, a była ładna. Mały w zasadzie był gotowy.<br />
Gdy zeszłam na dół, Chang już tam na mnie czekała.<br />
- Jedziemy? Mam całą masę rzeczy do kupienia dla tych marginesów społecznych. Pomożesz mi w wyborze.<br />
Tylko kiwnęłam głową i poszłyśmy do garażu.<br />
- Jedziemy! - krzyknął za mnie Miquel. - A pojedziemy do cioci Ali? Chcę do Toma - pociągnął za moją rękę i podskoczył.<br />
Nie wiedziałam co mu powiedzieć. Jak wytłumaczyć dziecku, że ciocia chciała zabić mamę?<br />
- Teraz nie. Ciocia będzie miała operację, bo nie czuje ręki - skłamałam.<br />
Saika spojrzała na mnie sceptycznie, ale nic nie powiedziała. Wsiedliśmy do samochodu. Wyglądał na drogi. Zapięłam Miquela we wcześniej przygotowanym przez kogoś foteliku. Jechałyśmy w ciszy, która była strasznie przytłaczająca.<br />
- Czy Harry ma rodzinę? - wypaliłam.<br />
Byłam bardzo ciekawa. Nigdy nie wspominał o bliskich. Na pewno ktoś go wspierał. Może nie był normalny, ale ktoś go kochał.<br />
- Z tego co mi mówił, za rodzinę uważa ciebie i Mike'a. Wszak ma jeszcze matkę i siostrę, ale po ostatnim incydencie nie mają ze sobą kontaktu. To już chyba trwa od naszego skończenia liceum.- powiedziała<br />
- Jakim incydencie? - zastukałam palcami w szybę. Co oni mają z tymi starodawnymi słowami, których nikt nie używa? To nie ta epoka.<br />
-Wybacz, ale nie mogę ci o tym opowiedzieć. Obowiązuje mnie złożona przysięga - i znów to starodawne słownictwo<br />
- Och, wybacz mi o pani, zapomnijmy o tejże rozmowie. - odpowiedziałam.<br />
Saika zachichotała.<br />
-Możemy zmienić temat. I nie musisz niepotrzebnie używać tych formalizmów. Saika w zupełności wystarczy. Chyba, że wolisz używać mego pełnego imienia.<br />
- Może podziękuję - zaoponowałam od razu. - Jestem zła na Harry'ego, ale po tygodniu nierozmawiania ze sobą, chyba czas się pogodzić. I dobrze wiem, że on pierwszy nie wyciągnie ręki. Niestety ten typ tak ma. Coś proponujesz? - spojrzałam na nią kątem oka, w duchu modląc się aby mi doradziła. Gdy zapytałam Zayna, kazał mi kupić seksowną bieliznę. Wepchnęłam mu jabłko do buzi, jednocześnie kończąc temat.<br />
- Hmm, może konfrontacja pod świątecznym drzewkiem dobrze wam zrobi? Mielibyście chwilę dla siebie, gdy wszyscy byliby zajęci otwieraniem prezentów? Jeśli chcesz, mogę skłonić tego nicponia do przeprosin.<br />
- Zmuszony to nie to samo - westchnęłam. - Jak mogę skontaktować się z rodzicami? Nic złego mi nie zrobili, a są święta.<br />
- Masz - podała mi przez ramię telefon - zadzwoń ode mnie. Tylko się streszczaj, za chwilę będziemy na miejscu.<br />
Uśmiechnęłam się w podzięce i wybrałam numer. Musiałam im szybko wszystko wyjaśnić.<br />
- Halo? -usłyszałam głos ojca - kto mówi?<br />
Rozpromieniłam się. W końcu mogę się z nimi skontaktować. Zaczęłam ojcu wszystko tłumaczyć, gdzie jestem, co robię. Gdy nabrałam ponownie powietrza, by kontynuować historię, coś zatrzeszczało.<br />
-To nie jest zabawne - burknął tata - jeśli masz zamiar tak milczeć, to w ogóle nie dzwoń, dowcipnisiu.<br />
I się rozłączył.<br />
- Dlaczego... dlaczego mnie nie słyszał? - zapytałam patrząc na kierowcę.<br />
- A bo ja wiem - mruknęła Chang. - Jesteśmy na zadupiu, tu rzadko jest zasięg.<br />
- Oczywiście - oddałam jej telefon.<br />
Spojrzałam przez szybę. Wjeżdżaliśmy do jakiegoś miasteczka.<br />
Za chwilę zaparkowała pod galerią handlową. Wysiedliśmy i ruszyliśmy na zakupy.<br />
- Zatem, co chcesz kupić Styles'owi?-spytała Saika wybierając krawat<br />
- Bat - powiedziałam z przekąsem.<br />
- Już ma - odpowiedziała, nawet na mnie nie patrząc. Czy ona wiedziała o nim dosłownie wszystko?<br />
- Tak - westchnęłam. - Co mogę mu kupić? Pomóż mi.<br />
- Kup mu scyzoryk - odparła po chwili namysłu. - Ostatni stracił u Tomlinsona.<br />
- I będę ryzykować tym, że zacznie mnie podpisywać? - wzięłam na ręce Miquela, który rozrabiał.<br />
– No to może krawat? - pokazała mi jeden trzymany. – Będzie mu pasował do tych jego loków. Kolorystycznie, ma się rozumieć.<br />
- Czy ten człowiek ma jakieś pasje? - zapytałam. - Mike poczekaj jeszcze. Wybieramy tacie prezent.<br />
- Lubi się bić. Nieraz trenowaliśmy w moim rodzinnym <i>dojo</i>. Lubi też szybki sprzęt. Wiesz: samochody, motocykle...<br />
- To może kupię mu kurtkę na motor? On lubi czarny - zasugerowałam wzruszając ramionami.<br />
- Tata! - krzyknął chłopiec do kogoś przy sklepie. O nie. A ten co tu robi? Prezent wybiera? Mam nadzieję, że samotnie.<br />
- Zniszczy nam niespodziankę - mruknęła Saika, również zauważywszy Harry'ego - A mówiłam mu, by został w domu. Pieprzony gówniarz - złapała mnie za rękę, a drugą podniosła Miquela. Skąd ona miała tyle siły? Wyszliśmy ze sklepu z odzieżą męską drugim wyjściem.<br />
Odetchnęłam z ulgą. Mój syn nie wiedział za bardzo o co chodzi, ale ucieczki miał po ojcu i bardzo mu się podobało.<br />
- Wiesz, instynkt kontrolny mu się obudził - powiedziałam.<br />
- Typowy tatuś - kobieta postawiła malca na ziemi - W przyszłości będzie równie przystojny.<br />
- To trzeba przyznać. - pokiwałam głową. - Chodźmy dalej - dodałam.<br />
Ruszyliśmy do kolejnych sklepów i zrobiliśmy zakupy. Bieliznę też kupiłam. Może będę tego żałować, a może długo nie zapomnę.<br />
To były udane zakupy. Chang kupiła kilka prezentów dla Miquela i jeden dla mnie. Oczywiście jeszcze nam ich nie pokazała, tylko kazała uzbroić się w cierpliwość. Dla Harry'ego też już znalazłam prezent. Miły sprzedawca doradził nam, którą kurtkę powinniśmy wybrać.<br />
Będzie na niego dobra. No i... może mu się spodoba. W drodze powrotnej zastanawiałam się, czy zadzwonić jeszcze raz do rodziców. Co miałam zrobić?<br />
To są święta. Mam je spędzać z gangiem i niby ojcem mego dziecka? Po części chciałam, po części bałam się, że coś się spieprzy.<br />
- Wracamy? - spytała rudowłosa - Chyba mam już prezent dla wszystkich.<br />
Spojrzałam na niesione przez nią torby. Nawet nie zarejestrowałam kiedy to wszystko kupiła. I ilu ludzi będzie jutro przy stole, że niosła kilkanaście siatek?<br />
- Chyba zakupy się udały - stwierdziłam i uśmiechnęłam się do niej szeroko.<br />
-Widzisz? Mówiłam, że taki mały wypad poprawi ci humor. I niczym się już nie martw. Harry często się na wszystkich obraża, ale potem wraca do normy - mrugnęła do mnie i zapakowała torby do bagażnika.<br />
- Dzięki za pocieszenie - zaśmiałam się. Wsiadłyśmy do auta. Wcześniej zapięłam młodego.<br />
- Może po drodze zahaczymy o jakąś restaurację? - spytała, przyglądając mi się w tylnym lusterku. -Kiepska ze mnie kucharka, a w domu pewnie i tak nic nie ma. Jack ma dopiero jutro coś upichcić.<br />
- Hm, dobrze. Chociaż Harry bardzo dobrze gotuje, naprawdę. Eh, chciałabym żeby to wszystko już się uspokoiło. Żebyśmy wrócili już do domu. Nawet z nim... - spuściłam głowę.<br />
Saikatsu nic już nie powiedziała. Po zjedzeniu obiado-kolacji, wróciliśmy do jej posiadłości. Teraz czekało mnie pakowanie prezentów. Miałam tylko nadzieję, że Harry'ego jeszcze nie było w domu. Nie chciałam z nim gadać. Jeszcze nie.<br />
Na to przyjdzie czas. Syn pobiegł do salonu, a ja do sypialni. Zaczęłam pakować to wszystko w specjalny papier prezentowy. Szarym pilotem włączyłam muzykę.<br />
Obudziłam się o 9 następnego dnia. Nawet nie pamiętam kiedy usnęłam. Miquel! Rozejrzałam się za synem. Nie było go w pokoju. Wybiegłam na korytarz<br />
- Mike! - krzyknęłam rozglądając się. O Boże. Jak mogłam nie dopilnować syna?<br />
Zbiegłam na dół po schodach. Gdzie on zniknął? Wparowałam przerażona do kuchni.<br />
- Hej, mama- przywitał się Mike. Siedział na wysepce kuchennej i bawił się kalkulatorem. Koło niego Zayn rozmawiał przez telefon.<br />
Przytuliłam go i pocałowałam w czoło.<br />
- Mój skarb. Jadłeś śniadanie? - zapytałam, biorąc wodę. - Gdzie tata?<br />
- Nie ma- powiedział i wrócił do zabawy urządzeniem.<br />
- Ma to dojechać przed 12, rozumiesz?! - wykrzyknął Zayn do swego rozmówcy. Pierwszy raz widziałam go tak wkurzonego.<br />
Mocno zaciskał rękę na blacie. Widać, że coś go zdenerwowało. Podeszłam spokojnie do lodówki, żeby zrobić śniadanie. Wesołych Świąt Katherina.<br />
- Witam serdecznie - do kuchni weszła Saika - Wesołych świąt.<br />
Kobieta rozejrzała się po kuchni<br />
- A gdzie Jack? Zayn - zabrała mulatowi telefon i wyłączyła go - Gdzie Jack?<br />
- Żebym ja kurna wiedział, gdzie jest Jack! Nie wiem gdzie jest Jack, nie wiem gdzie jest Styles! Dajcie mi wszyscy święty spokój! - syknął.<br />
Wtem niespodziewanie dostał w twarz.<br />
- Nie podnoś na mnie głosu .- powiedziała spokojnie Chang pocierając ręką o spodnie - A teraz wyjdź i znajdź Jack'a.<br />
- Przysięgam. Że. Zabiję. Cię. We śnie - wycedził i rzucając telefon na blat wyszedł.<br />
Postawiłam talerz kanapek obok syna i zaczęłam robić herbatę.<br />
Kobieta mruknęła coś w niezrozumianym języku i uśmiechnęła się do mnie.<br />
- Chyba nasz Zayn jest dziś za bardzo nerwowy. Później go ukarzę. Wszak mamy święta, radujmy się.- podeszła do Miquela i dała mu cukierki, które malec chętnie przyjął.<br />
- Gdzie jest jego, pożal się Boże, ojciec? - nie miałam do niego siły. - Zresztą, nie ważne. Co mam robić?<br />
- Och, chciałabym, byś pomogła nieco w kuchni. Jeśli to oczywiście nie problem.<br />
- Nie, jasne że nie. Lubię gotować - odparłam, słodząc kubek herbaty.<br />
- Zatem Jack ci wyjaśni co i jak. Ja tu nic nie wskóram. - zaśmiała się - Jakby co, Jack ci we wszystkim pomoże. Jeśli jednak byś mnie potrzebowała, jestem u siebie.<br />
- Chodź tu wywłoko - usłyszeliśmy donośny głos Zayna. Dobrze, że hamował się i nie przeklinał przy małym. - Do garów a nie łazisz nie wiadomo gdzie. Boże jak oni mnie wszyscy drażnią - mruknął wpychając szczupłego blondyna do kuchni.<br />
-<i>Ohayo</i>- zawołał wpychany mężczyzna - Jesteś Katherina, tak? - podbiegł do mnie i uścisnął mi dłoń- Miło mi cię poznać. - powiedział z lekkim akcentem.<br />
- Cześć, Jack - uśmiechnęłam się nieśmiało, a policzki zasłoniłam włosami. - To... co robimy? Miguel je, więc nie będzie przeszkadzał… pójdzie się później bawić. Albo jego łaskawy ojciec wróci i się nim zajmie.<br />
- Hmm, właściwie to nie wiem co się je na tym waszym święcie - blondyn uśmiechnął się zakłopotany i złapał się za tył głowy - Jakieś pomysły?<br />
- Indyk i pudding płonący. To musimy przygotować. Damy radę?<br />
- Ja chcę budyń! Teraz zrób mi budyń - poprosił go Miquel. Chociaż nie. On rozkazał tonem jak Harry.<br />
- Spoko - odparł i skocznym krokiem podszedł do lodówki. Co za lekkoduch. Właściwe ciekawe kim jest dla Saiki. Wczoraj co chwila o nim wspominała.<br />
Może to był jej brat? Oboje... no nie wiem, chyba pochodzili z Japonii. Przynajmniej tak wyglądali.<br />
- Możesz obrać warzywa?-spytał i wcisnął mi paczkę jarzyn. Dość sporą i ciężką. Ugięłam się nieco pod jej ciężarem. - Dzięki.<br />
Zajął się przygotowywaniem puddingu, gdy w spokoju zajęłam się marchewkami.<br />
Musiałam skontaktować się z rodzicami. Jeśli Harry nie chciał, aby mnie szukali, to powinien pozwolić mi powiedzieć, że wszystko jest dobrze i nic więcej.<br />
Tak nad tym myślałam, że po prostu zajechałam palca nożem.<br />
- Kathuś - Jack użył dziwnego zdrobnienia mojego imienia- Uważaj. - zajrzał do jednej z szafek i podał mi paczkę plastrów.-Harry będzie zły, jeśli coś ci się stanie.<br />
- Kochany Jack'u - wzięłam jeden opatrunek - Harry jest zły przez czas nieokreślony, cały czas - zaśmiałam się. - Ten typ tak ma.<br />
-Więcej radości z życia - blondyn pogroził mi chochlą - To tyczy się też ciebie.<br />
- Jestem taka radosna - zanuciłam i zaczęłam się śmiać. Dostał kuksańca w bok.<br />
-Mniej gadania, więcej krojenia - powiedział Jack - Tylko tym razem bez palców.<br />
- Dobra, dobra - przytaknęłam.<br />
W spokoju wróciliśmy do gotowania. Miquel, który dotąd spokojnie badał otrzymany kalkulator, postanowił mi pomóc i podawał mi kolejne warzywa do obrania. Straszny miał przy tym ubaw.<br />
- To takie fajne? - spojrzałam na niego z góry, pocierając podbródek o ramię, ponieważ ręce miałam brudne.<br />
- Mhm- przytaknął i uśmiechnął się do Jack'a. Coś mi si zdaje, że w nocy lepiej się poznali.<br />
Jack był fajny, wiec nie miałam obaw. Dziwne, znałam go krótko, a ufałam.<br />
Wzięłam ostatnie warzywo i pokroiłam. Później wyrzuciłam wszystko.<br />
- Super, nieźle się spisałaś- mruknął blondyn, wycierając ręce w szmatkę. –To co, faszerujemy? Mikuś, też pomożesz?<br />
- Tak - zaśmiał się mój syn. Chyba spodobało mu się zdrobnienie.<br />
Szybko uwinęliśmy się z farszem i po chwili indyk był w piekarniku.<br />
- Zatem to mamy z głowy.– ucieszył się Jack – Powinniśmy pochwalić się Saikuni.<br />
- No to idź jej powiedz. Pójdę się wykąpać. Przypilnujesz małego? - spytałam blondyna idąc w stronę wyjścia.<br />
- <i>Hai </i>- zawołał uradowany i podrzucił Miquela - Chodź, Mikuś, pośmiejemy się z leniwej Saikuni.<br />
Oplótł szyję chłopaka rękoma i wyszli, a ja udałam się na górę. Zdjęłam ubrania które miałam ma sobie i z przyjemnością weszłam pod ciepły strumień wody.<br />
Tego było mi trzeba. Wyszłam z łazienki i przebrałam się w nową, granatową sukienkę. Spięłam włosy w kok i zeszłam na dół.<br />
- Nadal nie doszło?-usłyszałam głos Zayna - Przecież on mnie zabije, jak tego nie dostanie!... Dobrze, przyjadę osobiście.<br />
Zakończył rozmowę i wpadł na mnie nieświadomy.<br />
- Czemu jesteś taki nerwowy? - zapytałam, przyglądając mu się. Przeczesał palcami brązowe, postawione na żel włosy i wypuścił z ust powietrze. Przyjrzałam się paru tatuażom na jego rękach. Co oni w tym widzieli? - Co takiego nie doszło jeszcze?<br />
- Nie twój interes- warknął, po czym chyba zrozumiał, że źle robi i dodał - Proszę, nie węsz. Styles chce dobrze.<br />
I zostawił mnie samą<br />
Em...Okay. Trochę zaskoczona zeszłam na dol. Nie wiedziałam o co chodzi, ale po prostu dziwiło mnie jego nerwowo zachowanie.<br />
Zatem Harry coś kombinuje. Dobrze. Dam mu spokój. Na razie. Teraz powinnam znaleźć Miquela<br />
Odnalazłam syna na dworze. Stanęłam na schodkach tarasu i potarłam ramiona. Właśnie spadł pierwszy śnieg i chłopaki robili śnieżki.<br />
- Mikuś, nie poddawaj się - krzyczał blondyn - Trafimy w końcu w jej okno. Niech wyjdzie na zewnątrz. Jeszcze jeden rzut i... niewiele brakowało. Rzucaj dalej.<br />
- Saika was ignoruje? - zaśmiałam się i pokazała chłopczykowi aby podszedł. Poprawiłam mu kurtkę i szalik. Nie chciałam, żeby był chory.<br />
W końcu były święta.<br />
- Nie ładnie ignorować tak swojego narzeczonego - jęknął Jack, tupiąc nogą z irytacji.<br />
- To może spróbuj jak Romeo? - zapytałam przyjemnie zaskoczona.<br />
- Powinienem się zabić, gdy zobaczę ją nieprzytomną?-spytał, śmiesznie przekrzywiając głowę<br />
- Nie no bardziej miałam na myśli, <i> Julio wyjdź do mnie</i> - powiedziałam teatralnie udając niski głos.<br />
- Saikatsu nie wyjdzie, jest za leniwa.-pokręcił głową. - Aż cud, że wczoraj gdzieś z tobą pojechała. Zwykle nie wystawia nosa spoza komputera.<br />
- Boże. Naprawdę prowadzi tak nudne życie? - skrzywiłam się.<br />
W końcu musiała mieć czas, aby zdobywać te wszystkie informacje. Była świetna w tym co robiła. No, ona przynajmniej była dobra w czymkolwiek. Ale teraz miałam pewność, że nie jest zagrożeniem między mną a Harrym... czy ja właśnie pomyślałam to, co pomyślałam?<br />
- Saikusia jest grubaskiem - zawołał Miquel<br />
Zamrugałam zdziwiona. Co mały miał na myśli?<br />
Przecież nie wyglądała...Ona była szczupła i piękna. Chyba, że...<br />
- Mike, czemu tak mówisz? - kucnęłam. Nie wysiedzę tu dłużej w samej sukience. Weszłam do domu zrezygnowana i oparłam się o framugę drzwi, czekając na odpowiedź.<br />
- Bo Saikusia będzie miała dzidziusia - zawołał Miquel wbiegając do środka. Był bardzo uradowany, że mógł mi przekazać te wieści<br />
- Gratulacje - powiedziałam znów zaskoczona. Posłałam blondynowi uśmiech i usiadłam na fotelu. Tworzy się kolejna rodzina.<br />
- Jak powinienem nazwać córkę?- spytał Jack, otrząsając się ze śniegu. Saikusia upiera się przy takich staromodnych imionach, co zrobić, Kathuś?-złapał mnie za rękę i spojrzał błagalnie w oczy.<br />
- Ginewra - spojrzałam na niego, mówiąc poważnym tonem. Nie mogłam się powstrzymać.<br />
Chwilę lustrował mnie wzrokiem, po czym wybuchnął śmiechem. - Lepiej spytam Harrusia, on mi doradzi- Zrzucił z siebie kurtkę- A tak właściwie, to poznałaś naszych dzisiejszych gości?<br />
- Nie mów na niego Harruś, bo oszaleje. Beznadziejnie to brzmi. Już chyba lepiej... Nie wiem, Hazza. Nie poznałam. Kto przyszedł? Przyjechał.<br />
- Harruś to Harruś - oburzył się Jack - Chodź, przedstawię ci pozostałych. Siedzą z Saikusią w bibliotece i coś omawiają.<br />
- Co ty masz z tymi skrótami człowieku? Za chwilę na Zayna będziesz mówić Zaynie - zaczęłam się śmiać i wstałam.<br />
- Niech spróbuje, to wyląduje w pierwszej lepszej zaspie. GDZIE SĄ KURWAA...- nie skończył, bo rzuciłam w ubranego i gotowego do wyjścia mulata szpilką rudej.<br />
- Zaynie, czy nie miało cię tu nie być? - zmrużył oczy Jack - Chodźmy Kathuś. Pa pa, Zaynie- pociągnął mnie za rękę w stronę holu.<br />
- Nie żyjesz ty farbowany kochasiu - trzasnął jakąś szufladą i wziął klucze od auta.<br />
- Mamo, mogę jechać z wujkiem? - usłyszałam za sobą.<br />
- Nie wiem czy to dobry pomysł - wtrącił Jack, wrednie się uśmiechając - Wujek ma okres.<br />
- Doigrasz się dzisiaj! - Zayn poszedł do niego i szturchnął. - Chodź Styles, idziemy.<br />
Na schodach pojawił się Harry.<br />
-Tak idźmy, idźmy-mruknął, schodząc na dół. Rozejrzał się dookoła. Nasze spojrzenia się spotkały. Mimowolnie się zarumieniłam.<br />
- Dzień dobry- powiedział ledwo otwierając usta<br />
- Cześć - mruknęłam.<br />
Właśnie zakładał kurtkę. Dorobił się spodni bez dziur na kolanach. Nowość. Miał też koszulę w kratę.<br />
- Wiesz, mówiłem do twojego syna, ale chodź jak chcesz - wyjaśnił Zayn. - A i tak na marginesie. Jak nie jesteś już zainteresowany naszą perełką, to ja chętnie wezmę sprawy w swoje ręce - podniósł Miquela.<br />
Wtem Harry walnął pięścią w ścianę koło mulata.<br />
- Jeszcze słowo, a wyrwę ci płuca - warknął i wyszedł na zewnątrz.<br />
- Zostawmy ich - szepnął Jack. - Saikatsu nas oczekuje.<br />
No proszę, w kryzysowych sytuacjach daruje sobie zdrobnienia. Ruszyłam za nim.<br />
Weszliśmy na piętro i długim korytarzem dotarliśmy do biblioteki. Otworzył przede mną drzwi, a ja z obawą weszłam do środka. Od razu się rozejrzałam. Pomieszczenie było duże i wyposażone w wiele regałów.<br />
W środku było już kilka osób, w tym Saika, która znudzona wysłuchiwała ich kłótni.<br />
- Witajcie - odezwał się Jack, zwracając na siebie uwagę. Nerwowo przejechałam rękoma po granatowej sukience i spojrzałam na gości.<br />
- Hej, Jack - powiedziała Chang. Blondyn podszedł do niej i delikatnie ją pocałował. Jak słodko. Uwaga wszystkich obecnych skupiła się na mnie.<br />
- Dzień dobry - powiedziałam speszona.<br />
Nie lubiłam być w obecności tylu osób. Obcych osób. Byłam raczej nieśmiała.<br />
- Cześć - powiedzieli jednocześnie dwaj identyczni mężczyźni. Czyżby bliźniacy? Podeszli do mnie i jednocześnie wyciągnęli dłonie do uściśnięcia.<br />
Podałam im swoją i przywitałam się.<br />
- Jestem Katherina. - dodałam.<br />
- Sam - odparł ten z nieco ciemniejszą karnacją.<br />
- Adam - dodał ten drugi.<br />
- Miło mi. - uśmiechnęłam się do obydwóch.<br />
- Ekhem - za nimi pojawił się kolejny mężczyzna - Nie napastujcie jej.<br />
Również wyciągnął dłoń w moją stronę.<br />
- Terry. A tam siedzi moja młodsza siostra Kate- wskazał na kobietę siedzącą koło Chang - Miło nam cię poznać, Katherino.<br />
- Mi również - kiwnęłam głową i zrobiłam krok do tylu. Kim oni wszyscy byli dla Saiki?<br />
- Kath, może usiądziesz?-spytała Chang, nieodrywający wzroku od ekranu laptopa. Ile ona ich miała?<br />
Chyba w każdym pokoju jeden. Uzależnienie od swojej pracy.<br />
- W zasadzie to chciałam iść do kuchni - wyjaśniłam.<br />
- Indyk-poruszył się Jack i szybkim krokiem opuścił bibliotekę. Bliźniacy tylko pokręcili głowami, rozbawieni całą tą sytuacją.<br />
Byli bardzo przystojni. Bardzo... Odwróciłam od nich wzrok i grzecznie przeprosiłam. Poszłam za chłopakiem przypilnować świątecznej kolacji.<br />
Znałam blondyna dłubiącego w indyku.<br />
- Zdążyłem - odetchnął z ulgą.<br />
Uśmiechnęłam się i usiadłam na krześle. Przede mną stał laptop. Włączyłam pocztę. Wiadomość email. To jest to. Napisałam krótki mail do rodziców.<br />
"Wesołych Świąt. Oby były takie jak moje i Miquela. Kochamy was."<br />
Nie miałam już potrzeby stąd uciekać. Czułam się tu zaskakująco dobrze.<br />
<div>
<br /></div>
Polecam Goodbookhttp://www.blogger.com/profile/04310776735145570384noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-7446613075884323556.post-19671161959312755752015-03-09T12:37:00.001-07:002015-03-10T09:13:30.283-07:00Rozdział 16<div style="text-align: center;">
<b>~Harry~</b></div>
- Nie - szepnęła, stojąc na bosaka na drewnianej podłodze naszej willi. Był wieczór, a mały już spał. Cały dzień szalał na plaży, która na dobrą sprawę nas otacza. Tu było naprawdę ładnie, a ja miałem dobry humor. Wróciłem wzrokiem do brunetki, która pokręciła głową. - Byłam zdenerwowana i dlatego się tak do ciebie odnosiłam.<br />
- Czyli twierdzisz, że twoje kaprysy dobiegły końca?-spytałem uważnie lustrując jej ubiór. Nieźle wyglądała w tej zwiewnej, rubinowej sukience.<br />
- Niedoczekanie - mruknęła pod nosem. - Tak - dodała głośniej.<br />
Ogólnie ładnie wyglądała w rzeczach, które ja jej kupiłem i wybierałem. Cóż, miałem lepszy gust najwidoczniej.<br />
<a href="http://data3.whicdn.com/images/167381863/large.png" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img alt="Untitled" border="0" height="200" src="http://data3.whicdn.com/images/167381863/large.png" width="133" /></a>Kolejna rzecz, na którą miałem wpływ. Zabawne, niedługo będzie mnie pytać o pozwolenie na skorzystanie z łazienki.<br />
- To dobrze, że się rozumiemy- podszedłem do niej bliżej- Zatem co powiesz, byśmy urozmaicili nasz wieczór? Mały już śpi...<br />
Cofnęła się o krok i spojrzała na mnie. Doskonale wiedziała, co miałem na myśli. W tej kwestii byłem przewidywalny.<br />
- Nie mogę – odparła szybko.<br />
- Oh, skarbie-nie dawałem za wygraną -będę delikatny. Przecież każdy ma swoje potrzeby. Obiecuję, że obejdę się bez sadyzmu.<br />
<i>Ale tylko ten jeden raz </i>- dodałem w myślach.<br />
Objęła się ramionami, dalej patrząc na mnie nieufnie. Ona na pewno z nikim nie spała po mnie. Za dużego doświadczenia nie miała. Niewinna niewiasta po prostu.<br />
- Lubisz jak mnie boli – stwierdziła. – Teraz też będzie, nie powstrzymasz się, bo cię nie słuchałam, prawda? – zapytała ciszej.<br />
- Nie. Tym razem będzie inaczej. Będę delikatny... I po wszystkim zrobię co zechcesz-dodałem, widząc jej wahanie.<br />
- Nie wiem co mam robić – szepnęła, opuszczając ręce wzdłuż ciała. Nerwowo mięła w palcach materiał czerwonej sukienki.<br />
- Pozwól, że będę twoim przewodnikiem-chwyciłem jej dłoń i musnąłem ją wargami- Mogę panią prosić, do tańca?<br />
Jednak dobrze, że Miquel nie wyłączył radia. W tle rozchodziły się spokojne, egzotyczne rytmy. Piosenka idealna do kołysania się. Przyciągnąłem dziewczynę zdecydowanie do siebie. Położyła rękę na moim ramieniu, a ja swoją ulokowałem na jej talii.<br />
Kręcąc się powolnie wkoło, prowadziłem ją-nieświadomą, do sypialni. Usadowiłem ją spokojnie na łóżku i złożyłem na jej ustach pocałunek.<br />
No Harry, musisz wcielić się w cudownie delikatnego kochanka. Da się zrobić. W końcu, kto umie lepiej grać ode mnie? A skorzystam tej nocy, jeśli będę dla niej miły - pomyślałem, kiedy oddawała pocałunek.<br />
Delikatnie zsunąłem ramiączka jej sukienki, nie odrywając się od jej ust. Gdy całkowicie pozbawiłem ją odzieży, dziewczyna z niepewnością spojrzała mi w oczy.<br />
- Jesteś gotowa?-spytałem najbardziej pociągającym głosem, na jaki było mnie stać. Już dawno temu go wyćwiczyłem.<br />
- Uważaj – poprosiła.<br />
Delikatnie przesunąłem palcami po ranie na biodrze. Blizna będzie. Eh, suka. Zemszczę się. Zniszczyła mi kobietę.<br />
- Będę-ponownie ją pocałowałem, jednocześnie rozpinając koszulę. Wszystko szło idealnie, choć muszę przyznać, że brakowało mi tortur.<br />
Może ją jakoś łagodnie podejmę i przekonam do takiego typu zabaw. Lubiłem to. Mieć wszystko w rękach. Tylko ja decydowałem.<br />
Zsunęła z moich ramion biały materiał. Opadł na podłogę obok jej rzeczy. Nieśmiało pociągnęła palcami za mój pasek.<br />
Chwilę później oboje byliśmy nadzy. Była gotowa. Widziałem to w jej oczach. No cóż, dziś sobie daruję sadyzm.<br />
Przesunąłem ją na środek łóżka. Położyła głowę na miękkich poduszkach, a brązowe włosy ułożyły się falami na poszewce. Pocałowałem jej obojczyk, rozsuwając dziewczynie nogi. Ufała mi. Inaczej nie zgodziłaby się, abym robił to co robiłem teraz. I to znaczyło dla mnie dużo. Wygrałem.<br />
Powoli w nią wszedłem, wcześniej pamiętając o zabezpieczeniu. Zostawmy produkcje potomków na kiedy indziej. Jeden jak na razie wystarczy. Powoli, by nie zrobić jej krzywdy, posuwałem się. Wbiła mi paznokcie w plecy, gdy pozwoliłem sobie nieco przyspieszyć.<br />
Kazałem jej opleść mnie nogami w pasie. Tak było o wiele łatwiej. W końcu miałem umiarkowane tempo, nie sprawiałem jej bólu. Nie, żeby mi to przeszkadzało… No, ale w końcu dzisiaj miało być idealnie, więc niech będzie.<br />
Poruszałem się w niej zdecydowanie, kiedy zaczęła jęczeć wprost do mojego ucha. Było jej dobrze, mnie też. Trzy lata, trzeba będzie to nadrobić.<br />
Po chwili poczułem jak jej wnętrze się na mnie zaciska. Jeszcze kilka pchnięć i również doszedłem. Wysunąłem się z niej i pocałowałem ją w czubek nosa. Widać było, że również była zadowolona.<br />
Zamruczała cicho, kiedy położyłem się obok niej. Wsunęła nogę między moje uda, a ręką objęła mnie w pasie. Oparłem podbródek na jej czole, patrząc przez szklaną ścianę na ocean, który łagodnymi falami zalewał piasek. Księżyc wydawał się tonąć w tej wodzie.<br />
Mogło być już tak zawsze. Niestety, wiedziałem, że będziemy musieli tam wrócić. Trzeba jeszcze zakończyć sprawę z Tomlinsonem i jego świtą.<br />
Ponieważ oni nie chcą odpuścić, ja muszę odseparować moją rodzinę. Zanim znów jej zrobią wodę z mózgu. Tylko ja mam do tego prawo.<br />
Ale teraz nie powinienem sobie tym zaprzątać głowy. W końcu miałem to, czego chciałem i już nic nie mogło się spierdolić.<br />
Rano obudziły mnie pocałunki na klatce. Mruknąłem coś i otworzyłem oczy całkiem wypoczęty. Na mnie siedziała Kath w bieliźnie i narzuconej na ramiona mojej niedopiętej koszuli.<br />
No proszę, proszę, jaka miła niespodzianka. Czyżby już całkowicie się do mnie przekonała? A może przypomniała sobie o mojej wczorajszej obietnicy?<br />
Boże, jakie to naiwne. Ale pobudka mi się podobała. Położyłem ręce na jej biodra.<br />
- Zrobiłam śniadanie - uśmiechnęła się.<br />
- Wybornie- rozejrzałem się po pokoju.- Mały już wstał?<br />
- Tak. Ogląda bajkę - odparła i zmarszczyła brwi. Nad czymś się zastanawiała.<br />
- Coś cię gryzie?- spytałem, przesuwając ją na brzeg łóżka, by móc wstać.<br />
- Jesteś czasem zazdrosny? – odezwała się, gdy już byłem ubrany.<br />
-Nie ma tu nikogo, kogo mógłbym podejrzewać o chęć odebrania mi ciebie... no może z wyjątkiem Miquela.<br />
- Pytałam ogólnie - wzruszyła ramionami i zsunęła się z łóżka. Wyszła z pokoju, już nic nie mówiąc.<br />
Ach te baby. Ruszyłem za nią. Na miejscu przywitał mnie uratowany Mike. Przytuliłem go. Cóż, muszę przyznać, syn trafił mi się wyborny.<br />
- Nauczysz mnie pływać? – zapytał, trzymając się mojej szyi. – Thomas umie pływać.<br />
- Sprawię, że będziesz o wiele lepszy niż ten cały Thomas. We wszystkim - mruknąłem - Ale wpierw daj mi zjeść śniadanie. - przysunąłem usta do ucha dziecka - Jak się pospieszymy, to wrzucimy mamę do wody, chcesz?<br />
- Tak - uśmiechnął się szeroko i zaczął jeść kanapkę z dżemem.<br />
- Moja krew - zaśmiałem się. Posłałem Katherinie łobuzerski uśmiech. Chyba zaczynała podejrzewać co się święci.<br />
- Ani się waż coś kombinować - pogroziła mi palcem i podała talerz z naleśnikami. Obok postawiła kubek z kawą.<br />
- Jestem grzeczny niczym anioł - powiedziałem i mrugnąłem do chichoczącego Miquela.<br />
- Do anioła to ci daleko - oblizała palce z czekolady i pocałowała mnie w usta. Sama miała świetny humor, co mogłem wyczuć od pobudki.<br />
- Tata, jedz- zawołał Mike, wysypując mi trochę swojej kolorowej posypki na talerz<br />
<a href="http://data1.whicdn.com/images/162766033/large.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img alt="Untitled | via Tumblr" border="0" height="200" src="http://data1.whicdn.com/images/162766033/large.jpg" width="133" /></a>- Mhm - mruknąłem, oddając pocałunek, a nawet go przedłużając.<br />
Odsunęła się, abym mógł w spokoju zjeść słodkie śniadanie jakie zrobiła.<br />
Szybko je spałaszowałem. wziąłem syna na ręce, który zaczynał się już niecierpliwić i w trójkę wyszliśmy z domu. Nie musieliśmy go nawet zamykać, nikogo w okolicy nie powinno być. Byliśmy na kompletnym zadupiu. Fakt, na egzotycznej wyspie, ale zadupie to zadupie.<br />
Przeszliśmy kawałek po gorącym piasku, aż stanęliśmy na brzegu. Woda od razu obmyła nasze stopy. Była ciepła, a słońce nie oszczędzało.<br />
Miquel aż pałał się do psot. Zaszliśmy Kath, gdy podziwiała horyzont i na mój rozkaz wepchnęliśmy ją do wody.<br />
- Nie! - pisnęła głośno upadając tyłem do oceanu.<br />
- Ups! - Mike wybuchnął śmiechem.<br />
Kath spojrzała na nas z wyrzutem. Jednak za bardzo rozbawiła mnie ta sytuacja, gdyż nie zauważyłem, kiedy Katerina zdążyła do mnie dotrzeć i również wylądowałem w wodzie.<br />
- Ups - powtórzyła to co mówił nasz syn i ochlapała mnie jeszcze bardziej.<br />
Miquel nie mógł się powstrzymać i śmiał się do rozpuku, ochlapując nas wodą. Nie pozostaliśmy mu dłużni. Po chwili wszyscy troje siedzieliśmy na plaży, przemoczeni do suchej nitki.<br />
Chłopiec robił zamek, zbierał kamyki i muszelki, aby go ozdobić. Fascynujące. Dzieci to mają upodobania. No ale przynajmniej nie marudził, że mu się nudziło.<br />
- Za kilka dni będziemy musieli wracać - powiedziałem smutno - Nie możemy tak zostawić tej sprawy. Ona próbowała cię zabić. Sądzę, że od dłuższego czasu przymierzała się do tego i właśnie tamtego dnia nadarzyła jej się taka okazja.<br />
Oczywiście to było kłamstwo. Dobrze wiedziałem, że ta dziewczyna zrobiła to odruchowo, ale wykorzystałem słaby punkt.<br />
- Tak myślisz? Ufałam jej - spojrzała na mnie i westchnęła. - Nie wiem jak mogła to zrobić. To nie była zwykła kłótnia, strzeliła. Boże, z kim ja się zadawałam?<br />
- Na szczęście przybyłem ja- twój rycerz na białym koniu - zaśmiałem się, za co dostałem od niej kuksańca-No co? Nie mów mi, że to nieprawda.<br />
- Ani rycerz, ani na białym koniu – założyła ręce na klatkę. – Drań w porwanych spodniach na kolanach, w czerwonym lamborghini.<br />
- Jedno i to samo-zaśmiałem się- Ważne, że cię uratowałem. Nie wiem co bym zrobił, gdybym cię stracił.<br />
<i>Zapewne zamordował wszystkich w okolicy 5 mil</i>-dodałem w myślach.<br />
Usiadła na mnie okrakiem i założyła ręce na mój kark.<br />
- Zostaw ich w spokoju. Żyjmy w swoim świecie. Nie wracajmy do tego - poprosiła.<br />
- Nie mogę tego tak zostawić - rzekłem hardo - Oni mogą wrócić w najmniej oczekiwanym momencie, Kath. Nie pozwolę, by wam się coś stało.<br />
Katherina jedynie kiwnęła głową. Obmyślę plan i zemszczę się za wszystko. Ale to później, wszak byłem na wakacjach.<br />
<div style="text-align: center;">
<b>~Katherina~</b></div>
Sprzątnęłam ostatni stolik i poszłam odłożyć ścierkę. Za bardzo nie chciałam wracać sama tak późno. Było ciemno, a ja miałam złe wspomnienia.<br />
Poszłam się przebrać z mojego uniformu. W czerwonych rurkach i koszuli oraz marynarce opuściłam zaplecze. Garderobę miałam wymienioną przez Stylesa. Wszystko jak on chciał. On tak powie, tak ma być.<br />
Wyciągnęłam telefon oraz klucze. Zamykałam kawiarnię, odczytując wiadomość od Alicji...<br />
<i>"Wybacz. Nie chciałam. przysięgam nie chciałam. Proszę... Daj sobie pomóc. On chce cię wykorzystać. Manipuluje wami. Zadzwoń kiedy będziesz mogła. "</i><br />
Zagryzłam wargę i schowałam klucze. Może... może miała rację? Harry mnie przekonywał, że oni są źli; skrzywdziła mnie, to prawda, ale manipulacja była niewykluczona.<br />
Odpisałam na wiadomość.<br />
<i>"Nie wybaczę ci tego. Ale możesz mieć rację. Znów mogę wpakować się w gówno"</i><br />
Wysłałam SMS'a i ruszyłam w stronę nowego domu. Nowa kawiarnia. Nowe miasto. Zapewne przeprowadzimy się jeszcze nieraz.<br />
Nie mam pojęcia skąd Harry brał na to wszystko pieniądze. Wiem tylko, że dom, w którym obecnie mieszkamy, również należy do Chang. Swoją drogą, nurtowało mnie to, kim ona tak naprawdę jest i czemu nam to wszystko funduje. Wróciłam do domu. W progu powitał mnie Miquel. Styles w tym czasie coś pichcił w kuchni.<br />
- Cześć synku - podniosłam go.<br />
Odstawiłam torebkę na szafkę, jednocześnie wychodząc z wysokich szpilek. Telefon wsunęłam do tylnej kieszeni spodni i poszłam do kuchni.<br />
- Hej, mała - przywitał się mężczyzna, wycierając dłonie w szmatkę - Jak ci minął dzień?<br />
- Dobrze - odpowiedziałam krótko, sadzając Miquela na wyspie kuchennej. Powinnam uważać, na to co mówił Harry. Zaczęłam mieć wątpliwości. Ja faktycznie we wszystkim go słuchałam.<br />
- Jednak coś cię trapi - Harry złapał mój podbródek - Powiedz co.<br />
- Jestem strasznie głodna - przyznałam.<br />
Zagryzłam wargę. Niech odpuści. Nie chciałam mu się spowiadać, a na pewno nie chciałam mu powiedzieć o rozmowie z Alicją.<br />
- Co ugotowałeś? - zmieniłam temat zaglądając mu za ramię.<br />
- Schab - odparł beznamiętnie, pustym wzrokiem patrząc w ścianę. - Nałóż sobie.<br />
Ominęłam go i wzięłam talerz. Może ciche dni nastąpią? Najwidoczniej tak jak ja nie miał humoru.<br />
Nałożyłam obiad i wstawiłam wodę na herbatę.<br />
Odwróciłam się do chłopca.<br />
- Patrz, mama - pokazał palcem na lodówkę.<br />
Wisiał tam rysunek.<br />
- Śliczny, nie?-spytał, ciągnąc mnie za rękaw. Przytaknęłam. Powoli wgryzłam się w mięso. Dobre było. Jednak mój spokój przerwał rumor dochodzący z przedpokoju. Wbiegłam do pomieszczenia. Na środku podłogi, wbity w ziemię nożem, leżał mój telefon.<br />
- Zabiłem robaka - mruknął Harry, omijając mnie - Nie dziękuj.<br />
- Czemu to zrobiłeś?! - syknęłam zła.<br />
Szturchnęłam go w bark, żeby się odwrócił.<br />
- Bo mnie zdenerwował ten paskudny, łaknący uwagi robak-warknął.<br />
- To nie jest twoje! Nie masz prawa zabierać i niszczyć moich rzeczy! - uderzyłam go w twarz w przypływie złości.<br />
Złapał za mój nadgarstek - Pakuj się. Wyjeżdżamy - puścił mnie, po czym wyszedł bez słowa. Usłyszałam jak w kuchni zaczął rozmawiać z Miquelem. Jakby nic się nie zdarzyło.<br />
Stałam w miejscu, nic nie robiąc. Zniszczył mój kolejny telefon, znów każe nam wyjeżdżać. Nie rozumiałam tego. Był taki skomplikowany. Zmieniał się co chwila.<br />
Weszłam do sypialni. Nawet nie zdążyłam się rozpakować, a już miałam się przeprowadzać. Może Alicja ma rację? Może on chce mnie tylko w pełni kontrolować? I nic poza tym? Wrzuciłam ubrania do wielkiego, kartonowego pudła.<br />
Zabrał nas stad. Bez słowa wyjaśnienia. Jechał... nie wiem gdzie. Był wieczór, nie widziałam znaków. Na pewno wyjechał z Bristol. Mijaliśmy lasy, dziwne budynki. Miquel zasnął. Wtedy się zatrzymał przy jakiejś stacji paliw. Nie wiedziałam co chciał zrobić. Może zatankować, ale otworzył drzwi i wyciągnął mnie z samochodu mocno przypierając do auta.<br />
- Chyba nie zrozumiałaś, kiedy powiedziałem, byś nie zadawał się z paskudnymi robakami -warknął.- Czyżbyś już zapomniała o naszej wakacyjnej umowie? Było tak pięknie, ale ty musiałaś to spierdolić. Tym razem zrobimy po mojemu!-krzyknął i... i nic. Po prostu wrócił do auta i ponaglił mnie ruchem ręki, bym wsiadła.<br />
Tym razem już wystraszona tym co powiedział, szybko zajęłam miejsce obok syna. Skuliłam się na fotelu, opierając głowę o szybę.<br />
- Co chcesz zrobić Harry? Uspokój się. Przecież nic się nie stało. To tylko SMS. - szepnęłam.<br />
- Ale na niego odpowiedziałaś - warknął, nie odrywając wzroku od jezdni - Co gorsze, ta suka z pomocą Tomlinsona mogła cię namierzyć. Nie pomyślałaś o tym? Co byś zrobiła, gdyby akurat nie byłoby mnie w domu? Otworzyłabyś drzwi i zarobiła kulkę. Tym razem śmiertelną.<br />
- Harry - jęknęłam. Przechyliłam się do przodu, dotykając jego ramion. To była jedna wielka ucieczka.<br />
Cały czas nie mieliśmy domu. Spojrzałam na Mike'a. To on najbardziej cierpiał.<br />
- Gdzie jedziemy?<br />
- Może postąpiłem niewłaściwie, trzymając was pod kloszem. Rozumiem, że potrzebujesz towarzystwa. Zatem zamieszkamy z Saiką i jeszcze kilkoma jej ludźmi. Sądzę, że się zaprzyjaźnicie-powiedział już spokojniej.<br />
- Harry, źle robisz. Nie możemy tak. Zatrzymaj się. Porozmawiajmy. - poprosiłam. Zacisnęłam lekko dłoń na jego ramieniu. - Zatrzymaj samochód.<br />
- Nie denerwuj mnie - znów zrobił się agresywny - Doskonale wiesz do czego jestem zdolny. Jeśli się teraz zatrzymam, nie ręczę za siebie<br />
- Proszę... Posłuchaj. znów zmieniamy mu środowisko. To jest dziecko. Nie możemy tak robić. Jest dla ciebie ważny? - zapytałam. - To nie mieszaj mu tak w życiu. Pozwól wychowywać się z kolegami. A nie zmieniaj mu co chwila domu. To nie jest dobre. Harry, zawróć. Zrobię co zechcesz. – dodałam.<br />
Brunet nie odpowiedział. Nieważne ile razy podczas naszej jazdy go prosiłam, błagałam, on uparcie milczał, nie zmieniając kursu. Chyba stwierdził, że ignorowanie mnie będzie najlepszym rozwiązaniem.<br />
- Harry - jęknęłam. - Przeleć mnie na masce auta.<br />
- Jeśli bym tego chciał, już dawno bym to zrobił - burknął - Nie przekonasz mnie do zmiany zdania.<br />
- Robisz mu krzywdę. Tego chcesz? Żeby miał do ciebie żal? Tam ma przyjaciół. Jednych już mu odebrałeś, teraz chcesz następnych. - oparłam się w fotelu. Zaczęłam kopać w jego. Musiał zawrócić. To było złe wyjście. - Proszę...<br />
– Zamilcz – warknął zrezygnowany. – Po prostu się zamknij. Widzisz jaki wpływ ma na całe nasze życie ten jeden, pierdolony SMS?<br />
- Ona nic nie zrobi. Jest głupia. Gdyby chciała już dawno by mnie namierzyła. Ma mój numer, wiesz? Wystarczyło go namierzyć i już. Ale nie zrobiła tego, bo nie ma pojęcia. Więc nie widzę powodu dla którego znów mamy uciekać jak tchórze.<br />
- Tak będzie lepiej - mruknął - Zwłaszcza, że za chwilę będziemy na miejscu.<br />
- Zawsze myślisz tylko o sobie - odwróciłam głowę do szyby.<br />
Po chwili jednak zmieniłam pozycję. Przytuliłam mojego synka.<br />
Co miałam zrobić. Nie miałam jak tam wrócić. Zwłaszcza, że to nie był mój dom. Miquel mruknął coś przez sen. Przez tę naszą kłótnię ma koszmary.<br />
Zaczął się lekko wiercić. Pogłaskałam go po głowie. Nie chciałam nawet patrzeć na jego ojca. Byłam zła i nie zamierzałam się do niego odzywać.<br />
Po chwili samochód stanął. Zatem dojechaliśmy. Harry wysiadł pierwszy i otworzył przed nami drzwi. Nie czekając na moją reakcję, podszedł do bagażnika. Wyciągnął jeden z kartonów i bez słowa ruszył do drzwi wejściowych<br />
Odpięłam z fotelika chłopca. Rozbudził się i spojrzał na mnie rozkojarzony.<br />
- Chodź do mamy - wyciągnęłam go, ale się zatrzymałam... Harry był już w środku. Wtedy mnie olśniło. Przechyliłam się do przodu i znalazłam w schowku kluczyk zapasowy. Jezu. Mam szczęście. Spojrzałam jeszcze raz na drzwi i przeskoczyłam na miejsce kierowcy. Teraz albo nigdy. Odpaliłam silnik i wycofałam auto.<br />
Jechałam prędko drogą. Gdzie ja teraz pojadę? Wszak mam swoje rzeczy i trochę gotówki, ale niewystarczająco by chociażby zatankować. Wtem usłyszałam dzwonek telefonu. To nie mógł być mój, przecież był zniszczony. Zatem czyj? Spojrzałam w kierunku dochodzącego dźwięku. To telefon Harry'ego. zatrzymałam się na poboczu i spojrzałam na wyświetlacz.<br />
<i>"Ruda małpa"</i> - czyli dzwoniła ta cała Chang. Niewiele myśląc odebrałam.<br />
- Jeśli nie wrócisz w przeciągu pół godziny, Zayn przyprowadzi cię tu siłą-usłyszałam tak dobrze mi znany głos.<br />
- Daj mi święty spokój. Ty się mnie nie słuchałeś jak cię prosiłam. O tak dużo? - zapytałam, odwracając się w kierunku Miquela.<br />
- Gdzie jesteśmy? - spytał zaspany.<br />
Złapałam go za rączkę i posłałam uśmiech.<br />
- Jedziemy na wycieczkę skarbie.<br />
- Ostrzegam cię, srogo za to zapłacisz. Masz jeszcze szansę to wszystko naprawić. Musisz tylko pojechać za tym... Tak, żółtym samochodem, który jedzie naprzeciwko ciebie.-Nie dawał za wygraną. Rzeczywiście, chwilę potem, przede mną zatrzymał się cytrynowy pojazd. Z miejsca kierowcy pomachał mi Malik.<br />
Co to było? Miałam wrażenie, że kontrolował mnie jak chciał. Byłam w pułapce. On tam czekał. A ja wcale nie chciałam tam wracać.<br />
Jednak nie miałam wyboru. On wiedział o każdym moim ruchu. Włączyłam ponownie silnik i ruszyłam za samochodem mulata.<br />
Łzy zaczęły płynąć po moich policzkach. Czułam się fatalnie. Jakbym znów coś przegrała. Miałam jedynie nadzieję, że koszmar nie wróci.<br />
Gdy dojechaliśmy na miejsce, Harry już na nas czekał. Widziałam, że jeszcze chwila a eksploduje. Wysiadłam z auta.<br />
- Ty mała, wredna...-zaczął Styles<br />
- Harry, przestań - przeszkodził mu kobiecy głos - Bo jeszcze zrobisz coś nieodpowiedniego.<br />
Trzymałam na rękach Miquela. Zasypiał opierając głowę o moje ramię. Spojrzałam na kobietę, która tak wiernie mu pomagała.<br />
- Nie dotykaj mnie - odsunęłam się, kiedy chciała wziąć mojego syna. Poszłam za Zaynem. Ja nie wiem komu miałam ufać.<br />
-Pff - prychnęła rudowłosa i wróciła do swojego pokoju. Weszłam za mulatem do salonu. Mężczyzna niespodziewanie odwrócił się i złapał mnie za ramiona<br />
- Nie powinnaś denerwować Chang. W końcu to dzięki niej masz nadal wszystkie zęby .<br />
- Dzięki. Lubię swoje zęby - mruknęłam i wyrwałam mu się.<br />
- Lepiej zamknij się w swoim pokoju. To ten na 2 piętrze z czarnymi drzwiami. Ja zajmę się Stylesem- dodał na odchodne.<br />
O dziwo grzecznie go posłuchałam. Weszłam do niedużej, granatowej sypialni i położyłam syna na łóżku. Westchnęłam cicho, zasłaniając rolety. Byłam bardzo zmęczona dzisiejszym dniem. Wszystko mnie denerwowało. Ale tak jak sobie obiecałam nie zamienię z nim słowa.Polecam Goodbookhttp://www.blogger.com/profile/04310776735145570384noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-7446613075884323556.post-12152793256503942932015-03-06T06:35:00.000-08:002015-03-10T09:13:24.160-07:00Rozdział 15<div style="text-align: center;">
<b>~Alicja~</b></div>
Siedziałam z Louisem i dziećmi w salonie. Chłopcy obudzili się po strzałach i teraz ciężko ich czymś zająć. Katherinę zabrała karetka. Nie wiedziałam w co bardziej nie wierzyłam. W jej zachowanie czy w mój ruch. Nie mogłam dojść do siebie. Cały czas miałam ją przed oczami.W zasadzie, dlaczego to zrobiłam? Chciałam odwrócić uwagę... Udało się, ale miałam nadzieję, że ona z tego wyjdzie.<br />
Louis usiadł obok mnie z kubkiem. Tam było coś ciepłego na uspokojenie. Podał mi i kazał pić.<br />
- To moja wina. Strzeliłam, rozumiesz?<br />
- Nie ma tutaj żadnej twojej winy - odparł cicho. Przygarnął mnie do swojego ciała. Chłopcy bawili się z Niallem. Przynajmniej tyle. - Katherina już nie potrzebuje pomocy.<br />
- Jak to nie? Znowu ją skrzywdzi. Louis, musimy coś zrobić.<br />
- Co ja mogę zrobić? Ona ewidentnie widzi w nas wrogów. Sama widziałaś. Wiem, że ją skrzywdzi. To jest pewne. On nie jest normalny. Najgorsze jest to, że wszystko może odbić się na nim - pokazał na Mike'a.<br />
- Dlatego musimy zabrać od tego psychopaty Katherine.<br />
- Jak? - spojrzał na mnie zmęczony. - Powiedz mi jak, to to zrobię - puścił mnie i wstał. - Nie wiem, rozumiesz? Nie wiem. On też ma ludzi. Też może się bronić. Poza tym wiesz kto jest dla mnie najważniejszy? Wy. I póki wy nie będziecie bezpieczni, nie zrobię nic innego.<br />
- Louis, musisz! - zaczynam płakać.<br />
Wziął mnie w ramiona i przytulił. Nie byłam spokojna. Wszystko było przeciwko nas.<br />
- Mamusiu - usłyszałam Toma.<br />
Oderwałam się i wzięłam syna na kolana.<br />
- Czemu płaczesz? - położył mi rączki na policzkach.<br />
- Jestem po prostu trochę zmęczona, wiesz?<br />
Miquel do nas podszedł i przytulił się do Louisa. Było mi go szkoda.<br />
- Jak mama płacze, to tatuś daje jej buziaka - powiedział.<br />
- To nie zawsze tak działa, wiesz? - powiedziałam do niego cicho. Oni dwaj tyle musieli przejść.<br />
Thomas wtulił się we mnie. Objęłam go jedną ręką. Siedzieliśmy w ciszy. W tle leciała bajka.<br />
Moje biedactwo.<br />
- Chcecie deser? - zapytałam.<br />
- Budyń - zgodzili się jednocześnie.<br />
Louis kazał mi siedzieć. Zostawił Miquela i z Liamem poszli do kuchni. Boże. Co teraz, co teraz miało się stać? Na pewno będą chcieli odebrać Mike'a. Tylko tym razem jak?<br />
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<b><span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">~Harry~<o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Oparłem
ręce o ścianę, patrząc w szklaną szybę. Na szpitalnym łóżku, zlewając się z
białą pościelą, leżała Katherina, którą cudem odratowali po postrzale. Nie
mogłem pozwolić, aby moja zabawka straciła życie. Nie mogłem pozwolić, aby
Miquel został z tymi... Kurwa, no. Wszystko się skomplikowało.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Jednym
plusem było to, że Kath już do nich nie wróci. O nie, teraz będzie miała
oparcie tylko i wyłącznie we mnie i Miquelu, jak już go odbijemy. No i będzie
się przyjaźnić tylko z tymi osobami, które zaakceptuję. Sądzę, że Chang powinna
się nią zająć. W końcu jest dziewczyną, a przynajmniej tak jej wpisali w
papierach.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Fizycznie
tego nie sprawdzałem i nie mam zamiaru. Podszedł do mnie Zayn kończąc rozmowę
przez telefon.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Na razie nigdzie się nie ruszyli. Dalej tam są - powiedział.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Jak to rozegrać?-zastanawiałem się na głos.- Jak zmusić ich do oddania mi
dziecka? Kath już się nie posłużymy, zatem co powinniśmy zrobić?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Wzruszył
ramionami i pokazał na broń.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Są dwie opcje. Dzwonimy na policje i mówimy, że przetrzymują waszego syna. Albo
działamy na własną rękę i atakujemy jutro w nocy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Jest tylko jeden problem, Zayn-warknąłem.-ojciec Kath jak tylko mnie zobaczy,
zabije na miejscu. Pieprzony pan policjant. Z drugiej jednak strony atak jest
ryzykowny. Nie chcę, by mój potomek został spaczony w tak młodym wieku. Nawet
ja miałem te swoje 9 lat kiedy... Nieważne, ty mi doradź.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Jesteśmy w Liverpoolu – przypomniał mi. – Tutaj kto inny sprawuje władze. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Jednakże nie lekceważyłbym zasięgu jego policyjnych znajomości-spojrzałem na
mulata.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Zajmę się tym. Idź do niej – pokazał na dziewczynę, która zaczęła się budzić.
Poprawił skórzaną kurtkę i wyszedł.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Wziąłem
rzeczy z krzesełka obok. Wszedłem do sali. Kath niemrawo mruczała moje imię.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Jestem, złotko- złapałem jej dłoń.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Gdzie jest Miquel? – spojrzała na mnie.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Dalej
była osłabiona po narkozie. Operacja trwała trzy godziny. Na pamiątkę zostawili
mi kulę. Przysięgam, że jej użyję.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Zayn po niego jedzie. Mały jest bezpieczny – skłamałem. Nie mogłem jej jeszcze
niepotrzebnie stresować. To by było... niewskazane.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Wszystko
w swoim czasie. Uśmiechnęła się lekko, oddychając z ulgą. Posłałem jej uśmiech,
żeby zapewnić, że wszystko jest dobrze. Nie było. Było cholernie źle. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Usiadłem
obok niej i przetarłem twarz dłońmi. Zabiorę syna, wprowadzę zasady do życia i
kurwa, wreszcie wszystko poukładam. Ale w tej chwili nic nie mogłem zrobić. Po
prostu musiałem uzbroić się w cierpliwość i w spokoju poczekać. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Nad czym myślisz? – zapytała cicho. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Przerwała
moją walkę z samym sobą. Może to lepiej, jeszcze bym się zdenerwował.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
A takie tam męskie myśli, nie zrozumiesz-uśmiechnąłem się pokrzepiająco-
Powinnaś coś zjeść. Wezwę salową.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Pokręciła
głową i mocniej ścisnęła moją dłoń.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Zostań – szepnęła i zamknęła oczy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Czas
mijał bardzo wolno. Za wolno. W Katherinie gasła nadzieja, że jeszcze dzisiaj
zobaczy syna. Patrzyła na mnie niepewnie, kiedy do sali wszedł Zayn. Sam. To było
do przewidzenia. Planował akcję na jutro, ale ona o tym nie wiedziała.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Ty draniu… - nie dokończyła.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Ona
chyba uznała, że ją oszukałem. Nacisnęła przycisk, wzywający lekarzy i zaczęła
krzyczeć.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Pomocy! Pomocy! Zabierzcie go! <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;"><i>Nosz
kurwa mać</i>-zakląłem w myślach, jednocześnie zachowując względny spokój. Nie mogę
wyjść z roli.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Skarbie, coś nie tak?-spytałem najbardziej przesłodzonym głosem na jaki było
mnie stać. - Zayn, stary druhu, gdzie Miquel?- wysłałem mu porozumiewawcze
spojrzenie, które szybko zrozumiał.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
W bezpiecznym miejscu – wyjaśnił, podchodząc do łóżka dziewczyny. – Nie mogłem
go tu przywieźć. Co byś mu powiedziała, kochana? Ciocia strzelała i dlatego tu
leżę? Sama rozumiesz.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Wymyślił
dobrą wymówkę, ale do sali wpadła eskorta pielęgniarek i lekarz. Nie wiedzieli
co się dzieje. Nie widzieli sytuacji zagrażającej życiu.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Miała atak paniki-szybko wyjaśniłem.- Coś jej się przewidziało i się przestraszyła.
Taki powypadkowy wstrząs. Ale już wszystko w porządku, prawda kochanie?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Spojrzała
na mnie zaciskając zęby. Pokiwała tylko głową. A było tak dobrze. Siedziała
cicho i słuchała. To nie. Teraz będę miał bunt – pomyślałem ze złością. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Lekarz
sprawdził, czy wszystko w porządku na tych ekranach i opuścili salę. Zayn
również wyszedł, czekając na korytarzu.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Widzisz? Niepotrzebnie się ekscytujesz.- powiedziałem, ponownie siadając koło
niej.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Zamknij się - warknęła i odwróciła głowę w drugą stronę. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Zaciskałem
i rozluźniałem pieści, aby nie rzucić krzesłem w ścianę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Jak sobie życzysz- wstałem i podszedłem do drzwi. Nie miałem zamiaru się teraz
z nią kłócić. - Wrócę, jak ochłoniesz.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
W ogóle nie wracaj. Chcę tylko mojego syna i świętego spokoju - usłyszałem za
plecami.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Srogo
za to zapłaci, gdy już będziemy sami-pomyślałem, trzaskając drzwiami. Na
zewnątrz już czekał na mnie Zayn.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Wyciągnął
do mnie rękę z papierosami. Wziąłem jednego szluga i zapaliłem. Później z ulgą
wypuściłem dym z ust. Ten dzień to najgorszy dzień jaki mógł się zdarzyć. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Możemy wyruszyć wcześniej?-spytałem. Nie mógłbym tu tak spokojnie siedzieć-
Szlag mnie trafi, jeśli czegoś nie zrobimy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Zostawisz ją tu samą? - kiwnął głową na szpital. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">W
sumie, ryzykowne. Mogła wezwać ojca.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Nie mam wyjścia. Jednak ktoś powinien się nią zająć przez ten czas.
Przypilnować... Masz jakiś pomysł?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Nie
odpowiedział mi. Zadzwonił po jednego z ludzi, którzy byli z nami. Został na
straży, a my wsiedliśmy do samochodu. Ta noc zapowiadała się długa. Czekaliśmy
w aucie przy ich domu. Niech ktoś zaśnie. Naładowałem broń i spojrzałem przed
siebie na zegarek.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Trzecia.
Czy ci ludzie nigdy nie śpią? Nie miałem czasu na te ceregiele.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
W którym pokoju jest Miquel?-spytałem Saiki, z którą rozmawialiśmy w trybie
głośnomówiącym<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Pierwszy pokój od głównych drzwi, na pierwszym piętrze. Zachowajcie ostrożność,
siedzi ich tam jeszcze trzech.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Kiwnąłem
głową i razem z Malikiem wysiadłem. Idę po to co moje. Strzeliłem w zamki i
pchnąłem drzwi. Już na wejściu przygotowałem się do tego, że będę musiał
uderzyć. Pierwszy dorwał mnie ten blondyn. Szarpnąłem nim i rzuciłem na ścianę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
No, Tomlinson. Masz coś mojego, a ja nie lubię jak ktoś mnie okrada –
powiedziałem pod nosem, rozglądając się. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Strzeliłem
w ramię bruneta, który próbował mnie zaatakować i wbiegłem po schodach. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Teraz
w lewo. Jednym, szybkim kopniakiem wyważyłem drzwi. Za mną pojawili się ludzie
Chang. Patrzyłem na tych skurwieli, którzy odważyli się pojmać mojego syna.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Nie zabierzesz go - Louis stanął przed obojgiem chłopców. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Prychnąłem.
Malik popchnął go na ścianę, zadając mocne ciosy pięściami, a ja wziąłem na
ręce syna. Resztą zajęli się pozostali.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Tata?-spytał malec, przecierając oczy-Co jest, tata?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Nic, synku, wszystko gra. Chodź, zaraz wszystko ci opowiem. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Nie
zważając na krzyki pozostałych, z którymi rozprawiali się moi sprzymierzeńcy, poszedłem
do auta. Zapiąłem malca w foteliku i ucałowałem go w czoło. Potem zamknąłem
drzwiczki. Był bezpieczny. Walczę o to co moje. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Sam
zająłem miejsce i ruszyłem spod domu Tomlinsona. Trzeba gdzieś przenocować. Do
szpitala nie mogłem teraz wrócić. Było zdecydowanie za późno. Zatem, gdzie
jechać? Nagle poczułem, że coś wibruje w
mojej kieszeni. No tak, telefon. Odebrałem wiadomość tekstową.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">"<i>Niedaleko stąd jest motel. Bezpieczny</i>"<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Nawet
nie musiałem sprawdzać kto był nadawcą SMS'a. Ona wszystko wiedziała, więc
czemu i tym razem miałem jej nie zaufać? Podjechałem pod wskazany budynek.
Wziąłem śpiącego Miquela na ręce, najpierw przykrywając go swoją kurtką. Był w
samej piżamie. Nawet nie miałem jego butów. To się kupi. Pojedziemy na te
wakacje, kupię dom, wrócimy. Nie wiem tylko, czy do Londynu, czy może do Nowego
Jorku.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Ale
to był problem, którym powinienem zająć się jutro. Teraz byłem po prostu zbyt
tym wszystkim zmęczony. Nawet nie musiałem nic mówić recepcjoniście. Bez słowa
podał mi klucz. Najwidoczniej został już uprzedzony. Wszedłem do pokoju z
numerem 3.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Położyłem
małego na łóżku i przykryłem. Dobra, śpi. Szybki prysznic i również położyłem
się obok niego. Zostawiłem problemy na jutro, odpływając.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Gdy
się rano obudziłem, Miquel jadł już śniadanie. Najwidoczniej ktoś je przyniósł,
gdy spałem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Synu, jedziemy do mamy?- spytałem, wgryzając się w otrzymanego tosta.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Tak, tatuś - uśmiechnął się, ukazując ząbki. Co jeden to przerwa. Dobrze, że mu
wyrosną nowe.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Przytuliłem
go. Naprawdę zniósł to wszystko dzielnie. Moja krew. Zjedliśmy w spokoju. Gdy
wychodziliśmy, recepcjonista nie chciał przyjąć moich pieniędzy. Wspomniał coś
o długu dla szefa i zniknął na zapleczu. Już ja jej dam nazywać się moim
szefem. Wsiedliśmy do auta. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
A gdzie jest mamusia? – zapytał, dalej będąc w tej piżamie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Włączyłem
radio, ale przyciszyłem. Musiałem znaleźć jakieś centrum handlowe i to na
szybko. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Bez
problemów zakupiliśmy wszystkie potrzebne rzeczy. Jednak przydała się ta
zaoszczędzona na motelu kasa. W toalecie przebrałem Miquela i ruszyliśmy w
dalszą podróż. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Podjechałem
pod szpital. Nie mogłem na razie skorzystać z karty kredytowej, bo policja by
mnie namierzyła, a na pewno szukała Kath. Nie wiem, czy już poszli składać
zeznania, ale u Louisa wszystko możliwe. Młody szedł za mną po szpitalnym
korytarzu. Zdjąłem okulary, uśmiechając się życzliwie do blondwłosej
pielęgniarki ubranej w zieloną spódniczkę i taką samą bluzkę; zresztą jak każda
tutaj. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Panna Liverblood jest na badaniu. Może pan poczekać - wskazała na krzesełka.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Usiadłem
na wskazanym miejscu i wziąłem syna na kolana. Miałem chwilę czasu, by
dowiedzieć się czegoś od Malika. Zatelefonowałem do niego. Odebrał po czwartym
sygnale.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Dostał nauczkę, wiec na razie chyba nie zachce mu się wam "pomagać" – powiedział na
starcie i zaśmiał się. – To była rozrywkowa noc, jesteśmy w drodze powrotnej do
Londynu. Nie jesteśmy ci potrzebni, prawda? Chyba, że ty i twoja dziewczyna znów
narozrabialiście – dodał rozbawiony. – A, słuchaj. Ty jej mówiłeś, że odbiłeś
Mike’a? Bo była zmotywowana nawet do tego, aby się poodpinać i wyjść ze
szpitala, tak mówił Johnattan. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Badania?
Dlaczego lekarz prowadzący nie jest z nią na badaniach, tylko stoi przy rejestracji
i rozmawia z pacjentem? Nie sądzę, aby chciała uciec…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Wróciła
ta sama pielęgniarka.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Może już pan pójść do pacjentki- uśmiechnęła się i odeszła. Cóż, dobrze, że
mnie poinformowała.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Miquel
zeskoczył z moich kolan i poszedł do sali obok. Otworzyłem mu drzwi. Razem
weszliśmy do środka. Katherina akurat piła wodę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Mama! - krzyknął i podbiegł do niej.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Zakrztusiła
się. Chyba nie wierzyła, że przyprowadzę jej dziecko. Maluch wdrapał się na
łózko i mocno ją uścisnął.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Czy nadal nie chcesz mnie widzieć, kochanie?-spytałem celowo przy Miquelu. W
jego obecności była łagodniejsza.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Spojrzała
jedynie na mnie i zajęła się chłopcem. Głaskała go po włosach, mocno tuląc.
Obiecała mu, że nigdy go więcej nie zostawi. W sumie... Naprawdę dobrze się
trzymał. Nawet nie pytał o postrzały.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Będziemy musieli wyjechać-zwróciłem na siebie jej uwagę- Małe wakacje nam nie
zaszkodzą<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Mogłam się domyślić - mruknęłam beznamiętnie. - Gdzie? - zapytała, przenosząc
na mnie wzrok.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Gdzie tylko sobie moja królowa -pocałowałem ją w dłoń-i mój książę-poczochrałem
syna po włosach-życzą.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Dziewczyna
od razu się rozpromieniła. Nie nasuwałem jej nic, więc miała wolną rękę i to ją
tak uszczęśliwiło. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
To co, mały, chcemy popływać? - spytała go. - Będzie ciepło.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Tak-pisnął uradowany.- I mama nie będzie zła na tatę?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Widać
było, że bardzo mu zależy na naszych dobrych relacjach.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Nie będę – pokiwała głową. Mocno go przytuliła i pocałowała w czoło. Ciekawe
jakie miejsce wybrała. Raczej ciepłe kraje. Może Hawaje? Karaiby? Nie wiem, na
wszystko było mnie stać. Bez różnicy. W zasadzie to chciałem dwóch rzeczy.
Spokoju i rozrywki. W końcu trzy lata bez seksu żyłem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Ale
na razie trzeba do tego dojść na spokojnie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Kiedy cię wypisują?-spytałem<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Mogą już dzisiaj, ale muszę zmieniać opatrunek - wyjaśniła, przeczesując
Mike'owi włosy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Zatem postanowione-rozpogodziłem się- Gdy tylko zmienią ci opatrunek, jedziemy
na lotnisko.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Super! – Miquel uśmiechnął się do mnie i przybił piątkę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Odszedłem
na bok i wykonałem wszystko co trzeba, aby zamówić bilety i zarezerwować całą
resztę. Nikt nam nie będzie przeszkadzał. Pysznie, wszystko idzie zgodnie z
planem. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">A
na wakacjach nauczymy się posłuszeństwa...<span style="font-size: 12pt;"><o:p></o:p></span></span></div>
Polecam Goodbookhttp://www.blogger.com/profile/04310776735145570384noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-7446613075884323556.post-28593088029184922482015-03-04T09:11:00.000-08:002015-03-10T09:13:17.766-07:00Rozdział 14<div style="text-align: center;">
~<b>Katherina</b>~</div>
Alicja z Louisem zabrali Miquela. Nie powinien tego widzieć. Nie powinien słyszeć tych krzyków. Harry wrócił na dobre. Ostatecznie. Ale ta awantura była dopiero początkiem. Był dosłownie wkurwiony, nie zdenerwowany, wkurwiony, gdy odjechali w stronę Liverpoolu z naszym dzieckiem.<br />
- Zajebię jak psa!-wykrzyknął-Właśnie przed tym cię ostrzegałem, złotko. Przed tym chorym skurwysynem i jego lachociągiem!<br />
- Nie mów tak – odpowiedziałam cicho i sięgnęłam po nóż, który rzucił w kąt. – Nie dziw się. Mike będzie się teraz bał. Oni nie wiedzieli co się dzieje. Zabrałeś mi telefon.<br />
- Nie nie nie, policją tu nic nie wskórasz. Tu trzeba permanentnej inwigilacji. Wiedzieć, gdzie ten skurwiel jest, co robi i co najważniejsze, gdzie ukrył Miquela. Już ja się tym zajmę.<br />
- Ale ja wiem, gdzie oni mieszkają - szepnęłam. Wstałam. - Nie chodzi o policję tylko o to, że jako przyjaciele martwili się o mnie. Nie odpowiadałam na telefony, przez ciebie. Nie wpuściłam ojca do domu, przez ciebie. Mieli podejrzenia i stało się jak się stało.<br />
-Nie usprawiedliwiaj ich-walnął pięścią w ścianę.- Tu nie chodzi o to. Pieprzony Tomlinson wyszedł na wolność i już mu się zachciało cudzej rodziny. Próbują ci namieszać w głowie, Kath. Chcą cię odseparować ode mnie, porywając Miquela. Nie możemy na to pozwolić, prawda? Ufasz mi?<br />
Zacisnęłam rękę na nożu. Nie… Podszedł do mnie, patrząc mi głęboko w oczy. Obie ręce oparł po obu stronach mojej głowy. Nasze twarze dzieliły milimetry.<br />
- Chcę do mojego syna – tylko tyle udało mi się z siebie wyrzucić.<br />
Harry pocałował mnie w czubek nosa.<br />
- Odbijemy go, tylko musisz mi przyrzec, że gdy będzie po wszystkim, już nigdy nie spotkasz się z Tomlinsonem i jego dziw... dziewczyną.<br />
- Nie, Harry. Oni są dla mnie jak rodzina - pisnęłam, przytulając się do niego.<br />
- Rodzina?-spytał sarkastycznie- Nie rozśmieszaj mnie, Kath. To nie jest twoja rodzina. Ja i Miquel nią jesteśmy.<br />
- Dlaczego tak mówisz? - bawiłam się włosami na jego karku.<br />
Zaplatałam je na palce i patrzyłam mu w oczy. Byłam ciekawa, czemu tak uważał.<br />
- Bo to prawda- powiedział wyciągając telefon.- Omówimy to później. Teraz muszę odzyskać syna-wybrał szybko numer i zrelacjonował całą sytuację swemu rozmówcy. Swoją drogą, zastanawiało mnie to, z kim tak często rozmawiał. Jakiś czas temu obiecał, że pozna mnie ze swoim przyjacielem. Twierdził, że to zaufana osoba i można jej zaufać.<br />
Chciałam wiedzieć skąd ma wszystkie informacje. Tak szybko się o wszystkim dowiadywał. Poszłam do sypialni. Szukałam swojego telefonu. Musiałam zadzwonić do Alicji. Jeśli odbierze Louis będzie gorzej - pomyślałam.<br />
Z niecierpliwością czekałam aż odbierze. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci...<br />
- Katherina? - usłyszałam damski głos. - Jesteśmy w drodze. Louis nie mógł po ciebie iść. Powiedz czy on ci nic nie zrobił - dziewczyna była przerażona.<br />
-Oddajcie moje dziecko-powiedziałam drżącym głosem-Oddajcie mi go!<br />
- Co? Mike jest bezpieczny. Przyjedziesz jak będziesz mogła.<br />
- Oh, bądź pewna, że przyjadę-warknęłam.<br />
- Kath - była zaskoczona moją reakcją. - Wezwaliśmy policję. Za chwilę będziesz bezpieczna.<br />
Nic nie powiedziałam. po prostu się rozłączyłam. Pobiegłam do Harry'ego, który właśnie zakończył swoją rozmowę.<br />
- Co jest?-spytał, widząc mą zapłakaną twarz.<br />
- Oni nie chcą oddać mi syna. Za chwilę przyjedzie tu policja. Zrób coś... Chcę Miquela - szlochałam.<br />
Czułam się okropnie. Jakby ktoś zabił część mnie.<br />
- Nie martw się, pojedziemy teraz do Chang. Ma ludzi, którzy odzyskają Miquela. Będziemy mogli również zatrzymać się w jej posiadłości.<br />
"Jej"-czyli ta cała Chang to dziewczyna. Dobra, w tym momencie nie była ważna jej płeć. Liczył się tylko Miquel.<br />
Ale zazdrosna chyba trochę byłam. Ja byłam bezradna, ona mogła nam pomóc. Kto miał więcej w jego oczach? Oczywiście, że ona.<br />
Wsieliśmy do samochodu, którym wraz z Mike'iem mieliśmy pojechać na wakacje. Znów zaczęłam płakać.<br />
- Hej, uspokój się-powiedział Harry łapiąc mą dłoń-Ta ruda wywłoka odzyska Miquela. Obiecuję.<br />
Pokiwałam jedynie głową. Do Liverpoolu był 3-4 godziny jazdy. Jeszcze tam nie dojechali. Nikt też nie zdążyłby ich dogonić. Mam nadzieję, że mały nie płakał. Że wszystko było w porządku. Może zasnął i nie myślał o tym co się stało? Myślałam, że to moi przyjaciele, a oni porwali mi syna!<br />
- Słuchaj, Kath. Masz teraz naprawdę ważne zadanie. Dam ci teraz telefon. Musisz zadzwonić do Chang, rozumiesz? Ona będzie cię instruować, którędy mamy jechać.<br />
- Harry… - spojrzałam na niego.<br />
Przechyliłam się delikatnie i dotknęłam policzka szatyna. Musiałam to zrobić. Teraz. Musiałam. Złączyłam nasze usta w krótkim pocałunku.<br />
- Nie czekaj, dzwoń-powiedział smutno. Drżącymi palcami wybrałam kontakt-"Ruda małpa" Może jednak ta cała Chang nie była zagrożeniem między mną i Harrym.<br />
O czym ja teraz myślę? – skarciłam się w głowie. Ważny był Miquel. Nie żaden romans. Zadzwoniłam do tej dziewczyny i czekałam na to, co mi powie. Policja. Słyszałam syreny pod moją kamienicą, spod której odjechaliśmy.<br />
- Halo, Styles?-usłyszałam- To ty? Wysłałam już kilku moich chłopców w pościg za tą nierozgarniętą parą.<br />
- Harry prowadzi - powiedziałam. - Kazał, abyś mówiła którędy ma jechać - dodałam spokojnie. Otarłam ostatnie łzy rękawem za dużego swetra.<br />
- Aaa, nasza mała myszka-kobieta wyraźnie się rozpogodziła-jasne, jedźcie tą ulicą jeszcze kilka minut i na najbliższym skrzyżowaniu w prawo.<br />
Skąd ona to wszystko wiedziała? Zamrugałam oczami i rozejrzałam się po aucie. Ono miało jakieś tajne gps? Kurwa. Kamerę? Nie wiem. Niezła jest.<br />
- Na skrzyżowaniu w prawo - rzuciłam do mężczyzny. Musieliśmy wyjechać bezpiecznie z Londynu.<br />
- Pani Chang?-spytałam niepewnie, gdy wyjechaliśmy z miasta-Gdzie teraz?<br />
- Mów mi po imieniu, myszko-kobieta zaśmiała się. -Jedźcie prosto.<br />
Włączyłam opcje głośnomówiącą i ustawiłam telefon w odpowiednim miejscu, tak aby nie spadł, a Harry mógł normalnie ją słyszeć. Zapięłam pas, gdy przyśpieszył. Chyba nie bał się wykroczenia. Zresztą, głupi ma zawsze szczęście.<br />
Przez resztę drogi milczałam, przysłuchując się rozmowie Harry'ego z tą całą Chang. Jasne było, że mają ze sobą przyjazne stosunki. Nic więcej, nic mniej. On miał przyjaciółkę, a ja właśnie obydwoje straciłam.<br />
Zamknęłam oczy. Nie wiedziałam jeszcze jak wytłumaczę Miquelowi, że więcej nie będzie bawił się z Thomasem, ich synem. Nie chciałam, żeby mieli z nim coś wspólnego.<br />
Nawet nie zauważyłam, kiedy podjechaliśmy pod ich dom. Naokoło niego stało już kilka podejrzanych samochodów. Więc ci "chłopcy" Chang już przybyli.<br />
- Harry, co teraz? - zapytałam.<br />
Pocierałam rękoma ramiona. Było mi zimno. Byłam zmęczona, a jedyne czego chciałam, to przytulić syna.<br />
- Któryś z przydupasów Saiki powinien zaraz do nas podejść-powiedział, rozglądając się po okolicy-O, już ktoś idzie.<br />
- Cześć Styles – o kurwa. To ten Mulat. TEN MULAT. Z KAWIARNI. Oni się znali? Byłam zaskoczona. – Ten dom ma dobre alarmy i zabezpieczenia. Louis nas tak łatwo nie wpuści, wezwał ten swój pożal się Boże, gang.<br />
- Żałosne-mruknął Harry, zarzucając na mnie swoją kurtkę. Wyjął z kabury pistolet, którego wcześniej nie zauważyłam. Kiedy on go wziął? -Ilu ich tam jest?- zwrócił się do mulata.<br />
- W sumie pięciu, dwójka dzieci i Alicja. I gosposia – wyjaśnił spokojnie.<br />
Spojrzał na mnie i puścił oczko. Odwróciłam głowę, zapinając okrycie mężczyzny. Nie przysłuchiwałam się dalszej rozmowie, ale wiem, że planowali jak się tam dostać.<br />
W końcu postanowili, że najpierw ja tam powinnam pójść. Poprosić. Jak to żałośnie brzmiało. Miałam prosić o własne dziecko. To chore. Ono powinno być przy mnie.<br />
Niepewnie weszłam po schodach i zapukałam do drzwi. Po krótkiej chwili otworzył mi jakiś nieznany mężczyzna. Niebieskooki blondyn.<br />
- Czego?-warknął, widocznie zdenerwowany całą sytuacją.<br />
- Wpuść mnie - powiedziałam twardo. - Tam jest mój syn, do którego wy nie macie żadnego prawa. Miquel! Mama z tatą przyjechali! Chodź do mnie synku! Zobacz, jestem przed domem! - krzyknęłam, licząc na to, że bawi się i słyszy.<br />
Za zagradzającym mi przejście mężczyzną, pojawiła się Alicja wraz z dziećmi i Louisem. Pięknie, czyli nie będzie tak łatwo.<br />
- Suka – warknęłam. – Oddaj mi syna, pieprzona dziwko.<br />
Brunetka otworzyła szerzej oczy. Była zszokowana moimi słowami. Nigdy się nie kłócimy, ale teraz sama do tego doprowadziła. To wszystko była jej wina.<br />
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-7ehx746tqiQ/VPLiV4ThUCI/AAAAAAAAF_w/7K7GQMpHbtA/s1600/199..jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-7ehx746tqiQ/VPLiV4ThUCI/AAAAAAAAF_w/7K7GQMpHbtA/s1600/199..jpg" height="200" width="181" /></a>- Katherina – odezwał się lodowatym głosem Louis. – Ostrzegam cię, dziewczyno. Grzeczniej, albo wcale go nie dostaniesz, a twojemu kochasiowi odstrzelę łeb. Co? Już nie pamiętasz jak cię gwałcił i rył na plecach napisy?<br />
- To nie twoja sprawa, Louisku- za moimi plecami stanął Harry.-Radziłbym ci, byście wraz z tą dziewczynką skapitulowali. W tej chwili.- brunet stanął przede mną, mężnie wypinając pierś.<br />
Dziwiło mnie, że nie słyszałam reakcji Miquela. Zmrużyłam oczy i dostrzegłam, że bezwładnie leży w ramionach Alicji i śpi.<br />
Obok pary pojawiło się jeszcze trzech mężczyzn. Trzech wysokich, dobrze zbudowanych brunetów.<br />
- Błagam, Styles – jęknął jeden z nich. – W więzieniu byłeś gość, teraz jesteś pizda. Nic. Jesteś, byłeś, będziesz śmieciem. Katherina, zastanów się co robisz. Niegdyś stałaś z nami, prosząc o pomoc. Kto ci pomógł stanąć na nogi? Przyjaciele.<br />
- Tacy szlachetni - zaśmiał się Harry- Tacy prawi. Nie rozśmieszajcie mnie. Wasze nędzne próby manipulacji Katheriną dobiegły końca. W końcu przejrzała na oczy i wie, po której stronie ma stać. A teraz z łaski swojej, oddajcie mi mojego dziedzica. W innym razie zakończymy nasze pokojowe rozmowy.<br />
- Właśnie to robimy - Louis odblokował broń. Thomas pobiegł na górę. Usłyszałam huk, dopiero potem poczułam ból. I nie strzelał Louis. Strzeliła Alicja. Broń upadła na podłogę, a ja otworzyłam usta przyciskając ręce do miednicy.<br />
Ostatnim, co zapamiętałam, nim straciłam przytomność, był próbujący mnie ratować Harry...<br />
<div>
<br /></div>
Polecam Goodbookhttp://www.blogger.com/profile/04310776735145570384noreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-7446613075884323556.post-53092466132063385622015-03-01T08:45:00.002-08:002015-03-10T09:13:10.713-07:00Rozdział 13<div style="text-align: center;">
~Alicja~</div>
Odebrałam Toma z przedszkola. Szedł obok, opowiadając o koleżance, którą polubił. Miał bardzo dobry humor, ale ja zastanawiałam się czemu Luke nie wracał od dwóch dni.<br />
Trochę mnie to martwiło. Zostawiłam mu kilkadziesiąt wiadomości na poczcie ale nadal nic.<br />
- Mamo, mamo piesek - Thomas pociągnął mnie za rękę i pokazał palcem.<br />
- Nie dotykaj go, może cię ugryźć.<br />
- No dobra - ukucnął i wziął jakiś kamyk. Przeszliśmy przez przejście. Może dzisiaj wróci. Może świętował.<br />
W domu zrobiłam ciepłej herbaty i zaniosłam chłopczykowi do salonu gdzie oglądał bajki.<br />
- Niespodzianka - przy kanapie stał Louis.<br />
Kubek wypadł z ręki i rozbił się robiąc przy tym hałas.<br />
- Mami - syn od razu do mnie podbiegł.<br />
Kucnęłam i Owinęłam go jedną ręką podnosząc.<br />
- Musimy porozmawiać - powiedział spokojnie mężczyzna. Patrzył na syna.<br />
- Więc teraz wszystko robisz jak przestępca? Włamujesz się do cudzych domów?<br />
- Nie. Marie mnie wpuściła - wzruszył ramionami i pokazał gazetę. - Od razu mówię, że nie mam nic wspólnego z tym wypadkiem, bo pewnie teraz jestem dla ciebie największym kryminalistą.<br />
- Wiem, że to nie twoja wina - poprawiłam Thomasa na rękach.<br />
- Wiesz? Że twój narzeczony...- zerknął na papier - Luke zginął? Fajnie. A teraz usiądź i daj mi coś wyjaśnić. A potem porozmawiać z synem.<br />
- Co? O jakim wypadku ty...<br />
- Mama -mały się wiercił. Puściłam go i kazałam iść do swojego pokoju. Podał mi gazetę i usiadł, ciągnąc mnie na swoje kolana.<br />
Szybko z nich wstałam czytając chaotycznie artykuł. Zaczęłam płakać zamazując sobie obraz.<br />
Nie kochałam, ale to mój przyjaciel. Był. Teraz odszedł... Louis delikatnie mnie przytulił.<br />
Łzy leciały nie przestając ani na chwilę. Luke nie żył..<br />
- Cicho skarbie. Cicho. Wpadł w poślizg. Przykro mi, że kolejna osoba cię zostawiła. - szepnął kołysząc mną.<br />
- Wyjdź - odsunęłam się.<br />
- Nie. Musimy pogadać. Chcesz, czy nie, mamy syna. Alicja, wiem co zrobiłem. Nie jestem świetnym gościem, ale o swoją rodzinę dbałem. O ciebie, o syna. I zrobię wszystko, aby to odzyskać.<br />
- Przyjdź jutro. Proszę Louis, jutro...<br />
- Nie - patrzył na mnie uważnie i co chwila ocierał łzy. - Odpocznij. Zajmę się Tomem - położył mnie odsuwając gazetę. Maria zbierała kubek.<br />
- On nie żyje...<br />
Co chwila to powtarzałam. Przykrył mnie. Zamknęłam oczy. Nie wierzyłam. Nie zasłużył.<br />
Przepłakałam całą noc nie umiejąc się uspokoić.<br />
Gdy rano troszkę zasnęłam, obolała obudziłam się dwie godziny później. Thomas w koszulce siedział na dywanie i układał z Louisem klocki. Usiadłam lekko się rozciągając. Musiałam wziąć się w garść i zorganizować wszystko. Jego rodzina, pogrzeb i odwołanie ślubu.<br />
Dużo tego. Naprawdę... Będę o nim pamiętać i dobrze go wspominać. W pewien sposób pomógł mi stanąć na nogi.<br />
- Thomas... - wyciągnęłam rękę, pokazując żeby do mnie podszedł.<br />
- Cześć, mama - uśmiechnął się. Wziął misia i podszedł, a Louis na nas spojrzał.<br />
- Długo nie śpisz? - uśmiechnęłam się do niego delikatnie.<br />
- Troszkę - pocałował mój policzek. - Tata jest fajny. Mówił, że się źle czujesz. Już nie? - przekrzywił główkę.<br />
- Tata? - popatrzyłam na mężczyznę.<br />
- Zaprzeczysz? - odparł.<br />
- Jesteś niesprawiedliwy. Thomas - zwróciłam się do małego -... musimy porozmawiać.<br />
- Tak?<br />
- Wujek Luke... - głos mi się załamał -... musiał odejść wiesz? Miał wypadek i aniołki go uratowały.<br />
Spojrzał na mnie smutno i przetarł oczka.<br />
- Będziemy musieli się z nim pożegnać, zanim pójdzie tam do góry.<br />
- Dobrze mamusiu. Narysuję mu kwiatuszki - pokiwał główką.<br />
- Na pewno się ucieszy - przytuliłam go.<br />
- Przyjdę wieczorem - Louis podniósł się i wyszedł z domu.<br />
Wzięłam syna na kolana i długo opowiadałam mu różne rzeczy. Sama się przy tym uspokoiłam. On jako maluch nie dużo rozumiał.<br />
Po prostu potrzebowałam spokoju i bliskości syna.<br />
- Kocham cię, mama.<br />
- Ja ciebie też maluszku.<br />
- Będziesz się uśmiechać? - popatrzył na mnie tym wzrokiem.<br />
- Dla ciebie zawsze.<br />
- Am? - pokazał w stronę stołu.<br />
- Już coś robimy.<br />
- Już jest. Chodźmy...- podeszliśmy do stołu. Naleśniki.<br />
Cały dzień załatwiałam formalności związane ze śmiercią Luke'a. Musiałam sobie z tym poradzić.<br />
Bo nie wiem jak szybko się z tym pogodzę. W końcu to do mnie dotrze. Na pewno. Wieczorem wróciłam. Thomasem zajmowała się Marie za co byłam jej niezmiernie wdzięczna. Po pogrzebie planowałam się wyprowadzić.<br />
Nie mogłam tu mieszkać. To nie był nasz dom. I wszystko tu by mi go przypominało. Po kolacji, ktoś zadzwonił do drzwi. No tak. Louis.<br />
Nie było sensu go nie wpuszczać. Wszedłby oknem, albo jeszcze inną drogą.<br />
Wszedł do środka, podając mi różę. Potem podniósł moją lewą rękę. Nie czułam tego.<br />
- Powiedz mi co się stało.<br />
- Nie czytasz gazet? - prychnęłam.<br />
- Nie. Nie czytam gazet. - przyparł mnie do ściany. - Posłuchaj. Mam do Toma takie same prawa jak ty. Zamierzam zajmować się swoim synem. Zamierzam was chronić. Kocham Cię i to się nigdy nie zmieniło, mała. Rozumiesz? Jeżeli ty już nic do mnie nie czujesz, dobrze, ale on nie jest winny. Pozwól mi tu być. Nie będę nalegał. Może sama znajdziesz zaufanie.<br />
- To że mówi do ciebie tato nic nie znaczy. Jest mały, a ty jesteś dla niego obcą osobą.<br />
- Nie jestem - warknął. - A jeżeli masz z tym problem to go rozwiąż. Sama dziecka nie zrobiłaś. Co? Źle ci było? Skrzywdziłem was? To teraz nie unoś się honorem.<br />
- Zostawiłeś nas, a to najgorsze co mogłeś zrobić. - wyminęłam go i poszłam do salonu.<br />
Złapał mnie za rękę przyciągając.<br />
- Gdzie? Nie skończyłem. Nic nie wiesz. Nie wiesz jak się czułem. Nie wiesz, że każdego dnia myślałem czy wam włos z głowy nie spadł. Myślisz, że chciałem? Nie. Ale ktoś miał idealny plan, aby znów... kurwa. rozmawiałaś z Katheriną? Wczoraj, dzisiaj?<br />
- Mówiła, że wszystko w porządku. Mały był chwilę chory, ale już jest dobrze.<br />
Louis mnie puścił i lekko się cofnął. - On wyszedł.<br />
- Ale ona jest bezpieczna, prawda? - zmroziło mnie.<br />
- Nie wiem...<br />
- Louis! - Uderzyłam go pięścią w tors.<br />
Spojrzał na mnie przepraszająco. Podszedł do Toma i wziął go na ręce.<br />
- Patrz.- chłopczyk pokazał mu autko którym właśnie się bawił.<br />
- Świetny. Masz ich dużo? - łaskotał go.<br />
- Dużo - wiercił się u niego na rękach chcąc mu wszystkie pokazać.<br />
- To idziemy na górę? - zaproponował mu.<br />
- Przyniosę - pobiegł prawie zabijając się na schodach.<br />
- To co ci się stało w rękę? - Lou mnie przyciągnął.<br />
- Zachowujesz się jakby nic się nie stało...<br />
- Stało. Nie ukrywam. Ale to ty zachowujesz się, jakbyś kiedyś była przy mnie nieszczęśliwa. Wróciłem i zagwarantuję wam bezpieczeństwo. Powiedz co ci się stało i zadzwoń do Katheriny - powiedział spokojnie, patrząc głęboko w moje oczy.<br />
Odwróciłam się bez słowa i szukałam telefonu.<br />
Zwrócił mnie w swoją stronę. - No słucham, niemowo. Tylko nie odstawiaj mi przedstawienia obrażonej księżniczki.<br />
- Dzwonię do Katheriny, odczep się. - wybrałam numer który znałam na pamięć.<br />
Nie odebrała. Od razu mnie odrzuciło. Spróbowałam jeszcze raz.<br />
Kolejny raz to samo. Gdy znów spróbowałam, telefon był już wyłączony.<br />
- O Boże... - oparłam się o ścianę. Musiałam sprawdzić co się dzieje.<br />
Jedynie mogłam się domyślać. Wszystko mnie dzisiaj przybijało.<br />
Zadzwoniłam do ojca dziewczyny roztrzęsiona.<br />
- Tak, Ala? - odebrał po którymś sygnale. Louis przeczesał moje włosy palcami i zabrał mi telefon. Włączył głośnomówiący.<br />
- Rozmawiał pan z Katheriną? Nie mogę się do niej dodzwonić i trochę się martwię.<br />
- Byłem sprawdzić co u niej. Po prostu jest chora i nie ma ładowarki do telefonu - uspokoił mnie.<br />
- Mógłby pan do niej pojechać. Proszę...<br />
- Ale naprawdę dzisiaj byłem.<br />
- Dobrze. - Rozłączyłam się. Nie przekonał mnie.<br />
- Pewnie nie wpuściła go do środka - powiedział mężczyzna kucając aby złapać Toma.<br />
- Thomas, zostaniesz z ciocią? - zapytałam szukając w szafie kurtki.<br />
- Gdzie ty się wybierasz? - Louis na mnie spojrzał.<br />
- Nie twój zakichany interes. Synku..<br />
- Nie jedziesz sama - warknął i wstał. Tom został z Marie. Brunet wyprowadził mnie z domu.<br />
Zignorowałam go i po prostu wsiadłam do auta.<br />
On prowadził, bo ja nie miałam jak. Jechał szybko, chociaż było ciemno. Bardzo się denerwowałam i bałam. On nie mógł znów jej skrzywdzić. Wiedziałam, że był zdolny do dosłownie wszystkiego. Louis mi czegoś na ten temat nie powiedział, bo to było widać.<br />
Znowu miał tajemnice, wiedziałam, że nigdy nie będzie już tak jak kiedyś.<br />
Ale w jednym miał rację. Był ojcem Toma i bez względu na moje uczucia, to się nie zmieni.<br />
Całą drogę pokonaliśmy w ciszy. Na miejscu od razu ruszyłam do drzwi. Zaczęłam pukać i dzwonić.<br />
Dosłownie bolała mnie ręka. Byłam zmęczona fizycznie i psychicznie. Za dużo ode mnie wszyscy wymagali. W progu pojawiła się Kath. Spojrzała na mnie zaskoczona.<br />
- Cześć... Cześć Louis.<br />
Rzuciłam się na nią i mocno przytuliłam prawie się rozpłakując.<br />
Objęła mnie. Stałyśmy na klatce. Brunet nas ominął i wparował do mieszkania.<br />
- Martwiłam się...<br />
- Nic mi nie jest - odparła i szybko poszła za chłopakiem.<br />
Zamknęłam drzwi i również ruszyłam do środka mieszkania. Gdzie ten mój maluch?<br />
Louis szukał go w całym domu. Trzy pokoje to nie dużo.<br />
- Jego tu nie ma, jest u dziadków - szepnęła w końcu brunetka.<br />
- Twój ojciec mi nie powiedział. - zmarszczyłam brwi.<br />
- Musicie iść, jestem cho...- Lou przyparł ją do ściany i złapał za podbródek.<br />
- Gdzie jest Miquel? - syknął.<br />
- U dziadków, powiedziałam.<br />
- Nie kłam. Skoro nie wychodziłaś z domu, to nie mogłaś go zawieźć. Znowu chcesz przez to przechodzić? Chcemy ci pomóc - mówił ostro potrząsając ją za ramiona.<br />
- Katherina, proszę.. - powiedziałam.<br />
- Jest u dziadków. Muszę się położyć. Idźcie już - pokazała ręką na korytarz. - Nie rozumiem twojego wybuchu.<br />
- Możesz wyjść? - zwróciłam się do mężczyzny.<br />
- Ty też. Oboje wyjdźcie - powiedziała do mnie i zamknęła się w sypialni.<br />
- Katherina - nie wiedziałam o co jej chodzi. - Dzwonię do twojego ojca.<br />
- Spróbuj, a poderżnę jej gardło, a nasz syn będzie na to patrzył - usłyszałam za plecami lodowaty głos. - A może najpierw tobie? Louis, twoja broń jest zbędna. Doprawdy.<br />
Zamarłam, powoli odwróciłam się do mężczyzny. Katherina z małym byli w sypialni, bezpieczni.<br />
- Daj im spokój.<br />
- A kim ty jesteś, żeby mi mówić co mam robić? - syknął i przejechał płaską częścią noża po moim policzku.<br />
- Styles, zostaw ją. Szukaj rywali na swoim poziomie - Louis pociągnął mnie do tylu i schował za plecami.<br />
Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer policji dzwoniąc.<br />
- Na pewno? - mężczyzna zmroził mnie wzrokiem i popchnął drzwi od sypialni. - Kath, kochanie, twoja koleżanka chyba cię nie lubi.<br />
- Katherina...- dlaczego Louis nie strzelał?<br />
- Proszę Cię, nie rób nic - usłyszałam przyjaciółkę.<br />
- Daj mi go.. .- wyciągnęłam rękę po małego.<br />
- Wyjdź stad - Louis popchnął mnie i zamknął drzwi mieszkania.<br />
Wszystko było nie tak. Gorzej być nie mogło.<br />
Zaczęłam płakać w przypływie paniki. On nie cofnie się przed niczym. Robił to na oczach syna. Małego dziecka.<br />
Znów wybierałam numer na policję, gdy drzwi się otworzyły i wybiegł Louis z Miquelem na rękach.<br />
- Do auta - pociągnął mnie za rękę. - Szybko!<br />
- A ona? - nie mogłam jej zostawić. - Katherina!<br />
- Kurwa biegiem powiedziałem - przerzucił moje ciało przez ramię i wyniósł nas oboje.<br />
- Louis, nie idę bez niej! Błagam cię..<br />
Postawił przed przy samochodzie. Małego wpiął do fotelika Thomasa. Chłopiec płakał, nie wiedząc co się dzieje.<br />
Brunet złapał moją twarz w swoje dłonie.<br />
- Pomogę jej. Ale nie teraz. Ten mały jest teraz ważniejszy. Ona da radę. Wsiądź do auta. Dla mnie, dla Toma. Proszę kochanie.<br />
- On ją zabije... - mówiłam przez łzy.<br />
- Nie zabije. Przysięgam, że nie zabije - otworzył drzwi. - Proszę, wsiądź.<br />
Zrobiłam co chciał, jednak zajmując miejsce obok małego.<br />
Musiałam go teraz uspokoić. Boże, co się działo.<br />
- Chodź - wzięłam go na kolana i przytuliłam. - Thomas na ciebie czeka, wiesz?<br />
- Gdzie mama? - zaszlochał.<br />
- Mama też tam przyjedzie, tylko troszkę później.<br />
Przecierał oczka, przytulając się. Louis włączył radio. Leciały płyty Toma. Mały zasypiał w moich ramionach uspokajając się. Skarb kochany.<br />
Nie zasługiwali na to. Naprawdę tak nie powinno być.<br />
Dojechaliśmy do domu.<br />
- Thomas będzie się teraz bawił z małym więc... Zresztą, masz coś do załatwienia - mówiłam, biorąc kluczyki od Louisa.<br />
- Tak, porozmawiać z tobą - pociągnął mnie za ramię ku sobie, kiedy chłopcy się witali. - Po pierwsze masz odpocząć, nie spałaś całą noc i nie będziesz opiekować się dwójką dzieci. Po drugie nigdy w takich sytuacjach nie rób nic na własną rękę, rozumiesz? To było głupie. Mógł zrobić coś tobie, małemu albo Kath.<br />
- Trzy lata jakoś sobie radziłam.<br />
- Sama? Wątpię.<br />
- Jesteś ojcem, masz rację. Tyle.<br />
Oparł ręce po obu stronach mojego ciała i spojrzał mi w oczy.<br />
- Powiedz, że mnie nie kochasz. Powiedz, że mnie nienawidzisz. Powiedz, że nie myślałaś o mnie przez trzy lata. Patrz w oczy i kłam.<br />
- Nie potrafię tego robić tak dobrze jak ty. Puść mnie -powiedziałam twardo.<br />
- Nie kłamałem. Po prostu musiałem was chronić. - złapał mój podbródek. - I wciąż cię kocham.<br />
Zagryzłam wargę patrząc na niego.<br />
- Chcę iść do chłopców. Puść, proszę...<br />
- Spać, kobieto - wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka. - Wyśpisz się, wstaniesz, wtedy wyjdę.<br />
- Oni potrzebują teraz mnie, nie zrozumiesz tego.<br />
- Zrozumiem. Miłości matki, bla,bla bla, spać. - przykrył mnie kocem i wyszedł<br />
Mimo wszystko po chwili po prostu odpłynęłam.Polecam Goodbookhttp://www.blogger.com/profile/04310776735145570384noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-7446613075884323556.post-30098489181356947492015-02-24T10:06:00.001-08:002015-03-01T01:54:47.480-08:00Rozdział 12<div style="text-align: center;">
<b>~~Louis~~</b></div>
Siedziałem na metalowej ławce i patrzyłem jak więźniowie chodzą po spacerniaku. Ha, kumple z celi. Nie, to mnie nie bawiło. Byłem zmęczony tym obrazem, tą świadomością, tą rzeczywistością, która mnie otaczała.<br />
Szarość, tęsknota, zdołowanie. To najczęściej czułem. Za każdym razem wybierałem jedno wspomnienie o Alicji i wspominałem je tyle razy, aż było idealne. Tak co dnia. A potem wyobrażałem sobie jak jesteśmy razem, chodzimy po parku, a Thomas biega przed nami. Ile mógł mieć już? Trzy lata? Raczej tak. Nie widziałem go. Nie odpowiadała na prośby wysłane przez Rileya. Nawet tam nie mieszkała. Nie przyszła nigdy na widzenie. Zostawała mi jedynie nadzieja, że wszystko z nimi w porządku. Że niczego im nie brakuje. Przetarłem twarz dłonią. Jeszcze tylko parę miesięcy i wyjdę stąd. Nie wiem wtedy gdzie pójdę, ale chyba nie powinienem się poddawać.<br />
Powinienem walczyć o to, co mi zostało. Popełniłem błędy. Zrozumiałem je. Teraz trzeba było je naprawić. I chyba miałem na to odwagę.<br />
- Ta twoja aktoreczka ma narzeczonego - Styles rzucił mi pod nogi dzisiejszą gazetę, paląc papierosa. Usiadł obok. Wpierdoliłem mu nie raz, ale czasem były dni gdy nawet na to nie miałem chęci. Spojrzałem na okładkę.<br />
<i>Już nie długo</i> - pomyślałem prychając.<br />
- Muszę wyjść, inaczej już dawno bym cię ukatrupił - popatrzyłem na niego kątem oka.<br />
- Mnie? Ja jej nie pierdolę co noc - wypuścił dym z ust i spojrzał na mnie krzywo. - Ale powiem ci, że ja też niedługo wychodzę, przyjacielu. Jeszcze trochę - skierował swój wzrok w stronę moich kumpli.<br />
Nie gadałem z żadnym z nich odkąd tu jestem. Wiem, że to nie żaden z nich, ale jakoś nie mogłem. Czułem się winny. W końcu to ja dowodziłem. Byli w mojej grupie. Słuchali co mówiłem. Pieprzony błąd i wpakowałem nas wszystkich do tego miejsca. Ale dobrze wiem, że Styles się pofatygował aby mnie udupić.<br />
- A, i wiesz, co? - szturchnął mnie. - Mój plan się powiódł. Ja wychodzę wcześniej niż ty. Zostajesz tutaj, nie mogąc nikomu zagwarantować bezpieczeństwa. To będzie bardzo ciekawe - podniósł się, gniotąc gazetę butem.<br />
Dlaczego jemu nie stwierdzili psychicznego urazu? Jak ten idiota, komendant mógł dopuścić do wcześniejszego zwolnienia tego idioty?<br />
Chociaż to nie on miał tę sprawę, tylko prokurator. Kurwa mać. A zakaz zbliżania? Cokolwiek co by ją uchroniło. Wpadłem w szał. Wstałem i ruszyłem szybkim krokiem w jego stronę. Szedł plecami odwróconymi do mnie i na pewno nie słyszał. Pociągnąłem go do tyłu za ramię, a on się odwrócił. Wtedy uderzyłem.<br />
Nie raz. Uderzałem na oślep. Raz za razem coraz mocniej. Ale mój rywal też po coś chodził na siłownię. Zaczął mi oddawać.<br />
To było najważniejsze. O to chodziło. Bójka nie wpłynie pozytywnie na jego wyjście. Izolatka. Przedłużenie. Cokolwiek. On nie mógł dostać przepustki. Uśmiechnąłem się gdy nas rozdzielali. Liam i Niall kończyli już w tym tygodniu. Nie wiem czy w ogóle popatrzą w stronę dziewczyn, ale zawsze jest nadzieja.<br />
A jak ja wyjdę, to wezmę sprawy w swoje ręce. Tylko to dalej będzie później niż Styles.<br />
<div style="text-align: center;">
<b>~Alicja~</b></div>
<div style="text-align: left;">
Siedziałam przy stole w salonie i zapisywałam nazwiska na zaproszeniach. Nie bardzo mi się one podobały, ale zgadzałam się z Lucasem. Ważne było co on powiedział. Chciałam jedynie bezpieczeństwa dla siebie i Thomasa. Dzięki temu związkowi miał zagwarantowany dom i przyszłość. To nie była miłość. Przynajmniej nie z mojej strony. Ufałam Luke'owi. Był bardziej jak przyjaciel, chociaż mu tego nie powiedziałam. Było jak było. Ale codziennie w głowie miałam obraz Louisa. </div>
<div style="text-align: left;">
- Mama! - po schodach zbiegł trzylatek, niosąc kartkę. </div>
<div style="text-align: left;">
Na pewno znowu coś narysował. Zdolny chłopiec. Poprawiłam lewą, niewładną rękę na stole, a drugą wystawiłam w jego stronę. Wbiegł w moje ramiona, a potem wdrapał się na krzesło.</div>
<div style="text-align: left;">
<a href="http://data1.whicdn.com/images/150544586/large.png" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img alt="^^" border="0" src="http://data1.whicdn.com/images/150544586/large.png" height="320" width="232" /></a>- Kupisz mi pieska? - spytał, pokazując rysunek.</div>
- Pieska? Kochanie to obowiązek.<br />
- Ale ja chcę mieć pieska - blondynek stuknął rączkami o stół.<br />
Był uparty, ale przecież to maluch.<br />
- Nie, Thomas. - pokręciłam głową.<br />
Odwrócił się z miną " jestem obrażony". Zabrał rysunek i zeskoczył na podłogę.<br />
- Wujek Luke mi kupi - powiedział i podreptał do jego gabinetu.<br />
- Thomas nie pozwalam.<br />
Oczywiście. On mnie posłucha. No pewnie. Miałam nadzieję, że chłopak się na to nie zgodzi. Wróciłam do zaproszeń, a Marie postawiła przede mną kubek z ciepłą herbatą. Pracowała tutaj i bardzo mi pomagała. Jedną ręką mało bym zrobiła. Operacja musiała jeszcze poczekać. Poza tym była kosztowna, więc nie chciałam tak wykorzystywać Luke'a.<br />
Marie mnie wspierała chociaż była dużo starsza. Ale nie tylko ona to robiła. Wciąż miałam kontakt z moją przyjaciółką. Chociaż mieszkałyśmy w dwóch innych miastach, daleko położonych od siebie, to często się widywałyśmy. Zwłaszcza dlatego, że Miquel i Tom przyjaźnili się ze sobą.<br />
Gdy wreszcie skończyłam ostanie zaproszenie, ładnie je poskładałam i Schowałam w bezpieczne miejsce.<br />
Zamknęłam szafkę, a potem poszłam na górę do swojej sypialni. Przynajmniej tego nie wymagał. Dzielenia łóżka. I tak najczęściej spałam z synem w pokoju. Lubił mi się gramolić pod kołdrę. Zresztą, ja też wolałam go czuć obok. Przywiązanie.<br />
- Mami - wszedł do środka niosąc Barneya. Białego, dużego misia.<br />
- Jednak wróciłeś? - uniosłam brew.<br />
Wszedł na łóżko i uklęknął, patrząc na mnie dużymi oczami. Potem schował się pod poduszkę.<br />
- Kochanie, muszę wyjść - do pokoju wszedł Luke i pocałował mnie w czoło.<br />
- Jasne - uśmiechnęłam się delikatnie i wróciłam wzrokiem do chłopczyka.<br />
Poczochrał go po włosach, a potem wyszedł. Nie był dużo starszy od Louisa. Może dwa lata. Poznaliśmy się na planie filmu. Luke z zawodu był producentem filmowym. Właśnie...Udało mi się spełnić marzenia i stanąć na deskach teatru. Zagrałam parę razy, a później był wypadek. Najważniejsze, że Tomowi nic się nie stało. Nie przeżyłabym tego. Teraz tylko on mi został.<br />
- Bu! - krzyknął, wychodząc z "ukrycia".<br />
Zaśmiałam się i zaczęłam go łaskotać. Opadł na plecy śmiejąc się.<br />
Później mocno mnie przytulił. Objęłam go ręką.<br />
- Moje słoneczko... - pocałowałam go w policzek, uśmiechając się.<br />
- Gdzie tata? - zapytał cicho.<br />
- Wyjechał. Musiał wyjechać wiesz?<br />
- Tak? Dobrze - mruknął. Zamknęłam oczy. Ciężkie pytanie.<br />
Było mi go szkoda. Był taki mały i niczym nie zasłużył sobie uczucie pustki czy tęsknoty.<br />
Może kiedyś się to zmieni. Przy Luke'u. Ale to nie był Louis.<br />
Już tak dużo czasu upłynęło, a ja nie potrafiłam się odciąć.<br />
Głaskałam małego po włosach. Chyba zasnął. Może powinnam iść na wizytę? Raz?<br />
Przykryłam go i zeszłam do kuchni.<br />
- Jesteś głodna? - zapytała Marie.<br />
- Zrobię sobie tylko herbaty.<br />
Odsunęła się, a ja podeszłam do szafki. Tak. Jutro tam pójdę. Tylko co ja mu powiem? Minęło tyle czasu, dużo się zmieniło.<br />
A może nic nie powiem? Zobaczę, dam zdjęcie i wyjdę. Słowa nie pomogą. Zaufania nie odzyskam. Dlaczego to wszystko musiało się tak skończyć?<br />
Było praktycznie idealnie. Nie skarżyłam się... Dopiero zaczęło się coś prawdziwego.<br />
Musiałam przestać o tym myśleć żeby się nie rozpłakać. Wzięłam kubek i usiadłam na fotelu. Oglądałam film. Dobry sposób na zajmowanie myśli.<br />
<br />Polecam Goodbookhttp://www.blogger.com/profile/04310776735145570384noreply@blogger.com20tag:blogger.com,1999:blog-7446613075884323556.post-70688050019555811192015-02-21T12:39:00.002-08:002015-03-01T01:54:39.829-08:00Rozdział 11<div style="text-align: center;">
<b>~~Harry~~</b></div>
Drugi dzień, który mogłem wykorzystać. Jutro musiałem wracać. Ale cieszyło mnie to, że parę spraw poukładałem. No może nie do końca. Katherina stawiała mi się jak mogła, dlatego już nie jeden raz dostała. Przyczyniła się nawet do tego, że musiałem wyjąć pasek ze spodni. Zachowywała się jak dziecko. Nie słuchała mnie. Nic nie robiłem na oczach Miquela. Dla niego miałem być idealny.<br />
<a href="http://data2.whicdn.com/images/164137147/large.png" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img alt="20.02" border="0" height="190" src="http://data2.whicdn.com/images/164137147/large.png" width="200" /></a>Przebudziłem się około ósmej. Czas zaprowadzić syna do przedszkola. A wtedy ja i jego mama zostaniemy zupełnie sami. Jakże miła wizja. Zrobię wszystko, żeby dzień był dla nas obojga atrakcyjny.<br />
Mike spał we mnie wtulony. To był plus. Wiedziałem, że dziewczynie nie ucieknie, bo nie mogłaby zabrać syna.<br />
- Dzień dobry, szkrabie- mruknąłem do małego, gdy się obudził- Gotowy na pójście do przedszkola?<br />
Dzieciak tylko pokręcił główką. Jak rozkosznie, widzi mnie drugi dzień i już nie jest w stanie mnie opuścić.<br />
-Nie martw się, gdy tylko ładnie zjesz obiad, tatuś z mamusią po ciebie przyjdą. Obiecuję.<br />
- Tak? I pójdziemy na plac zabaw? – uśmiechnął się, ukazując dołeczki.<br />
- Oczywiście, co tylko zechcesz. A teraz leć do mamy, by mogła cię ubrać- powiedziałem, gdy Katherina weszła do pokoju. Nie wyglądała na złą, raczej na... zrezygnowaną?<br />
Wiedziała, że przegrała i nie miała wyjścia. W końcu i tak postawiłem na swoim.<br />
- Cześć synku – pocałowała go w czoło i podniosła. – Idziemy się ubrać i zjeść.<br />
- Yhm- przytaknął i uśmiechnął się do mnie.- Tata, chodź.<br />
Kath wywróciła oczami sfutrowana. Nie lubiła, gdy tak do mnie mówił. Ale też nie umiała zwrócić mu uwagi. Uśmiechnąłem się i podniosłem z wygodnego łóżka. We trójkę wyszliśmy z sypialni.<br />
Przeczesałem palcami włosy, idąc za dziewczyną. No tyłek to ma fajny.<br />
<i>Ale to później</i>- zbeształem się. Weszliśmy do niewielkiej kuchni, gdzie czekało już aromatyczne śniadanie. No proszę. Nawet dla mnie przygotowała. Chyba zdała sobie sprawę z tego, co by ją czekało za tak wyraźny brak szacunku. Nauczkę dostała już nie jeden raz. Uśmiechnąłem się pod nosem. Wygrałem bitwę. Wygram wojnę.<br />
- Ale jedz grzecznie – zwróciła się do chłopca, który nucił piosenkę z bajki.<br />
Machał nogami na wysokim krześle, wcinając płatki z mlekiem.<br />
- Mama, a tata powiedział, że idziemy na plac zabaw, jak ładnie zjem obiad. Prawda? Prawda, mama?- spytał między łykami mleka<br />
- Tak, pójdziemy – mruknęła pod nosem i ubrała mu niebieską bluzkę.<br />
Odwróciła się do blatu, pijąc na szybko kawę.<br />
- Dobra, młody- zwróciłem się do syna- Zakładamy buciki i wychodzimy. Będziesz mógł wziąć jeden z tych twoich szybkich samochodów ze sobą.<br />
- Naprawdę, tata? Mama mówiła, że nie wolno, bo mi ukradną.<br />
- Miquel, jesteś moim synem, więc nie ma takiej opcji, byś mógł stracić coś, co należy do ciebie.- Spojrzałem sugestywnie na Katherinę.<br />
- Zaprowadź go. Traficie. Muszę iść do pracy – odpowiedziała, zakładając granatową marynarkę. Kucnęła przy chłopcu. – Bądź grzeczny, kocham cię bardzo mocno. Wiesz, prawda? To dawaj buziaka.<br />
Tego nie przemyślałem. Jednak nie polegała tylko i wyłącznie na rodzicach, utrzymywała się sama. Gdy chciała mnie ominąć, złapałem ją w pasie i mocno pocałowałem.<br />
- Miłego dnia, złotko- mruknąłem jej w ucho, zanim odeszła. Nic nie powiedziała, tylko mocniej zacisnęła dłoń na pasku trzymanej torby-Będziemy z Miguelem na ciebie czekać na placu zabaw.<br />
- Puść - szepnęła, patrząc na swoje buty. Odwagi nie miała, aby patrzeć mi w oczy? Cóż za nowość. Usłyszałem śmiech syna, który zakrywał oczka.<br />
- Tata, tata, puść mamę Jest czerwona, jak moje autko. Mama, papa- pomachał jej, gdy pospiesznie wyszła z mieszkania.<br />
- Ach ta Kath- zaśmiałem się.- No to wybrałeś już jakąś super brykę?- spytałem, kucając koło dzieciaka.<br />
- Tak! - pokazał mi mini porsche. Ma chłopak gust. Po ojcu rzecz jasna.<br />
Ubrał buty, które mu zawiązałem. Sam naciągnąłem koszulkę.<br />
- Dobra, młody.- uśmiechnąłem się otwierając przed nim drzwi-Prowadź do swojego królestwa.<br />
Śmiejąc się, wybiegł przede mną. Szliśmy Londynem. Miałem dobry humor. Deszcze nie padał. Słońce świeciło.<br />
Jak w jakiejś ckliwej historyjce o szczęśliwej rodzinie. A co mi tam, przy małym mogłem na chwilę zrzucić z siebie maskę bezwzględnego mściciela. Ale tylko na chwilkę.<br />
On nie musiał mnie znać od ciemniejszej strony. Zsunąłem z włosów okulary przeciwsłoneczne i poprawiłem je na nosie. Chwyciłem syna podrzucając go do góry. Doszliśmy do przedszkola. Ah, przemiła pani przedszkolanka, na pewno miała mokro bo patrzyła na mnie jakby faceta nie widziała.<br />
A co mi tam, niech się jara, stara lampucera. Wysłałem jej nieszczery uśmiech.<br />
- Maluch przyniósł dziś ze sobą samochodzik. Radziłbym, by pani dopilnowała, aby Miquel wrócił z nim do domu.<br />
Zostawiłem ją oniemiałą i zwróciłem się do syna.<br />
- No młody, pamiętaj o naszej umowie.<br />
- Dobra tato – kiwnął główką.<br />
Przybiłem z nim piątkę i wyszedłem. To gdzie teraz pracowała moja droga dziewczyna? O to powinienem zgłosić się do mojego informatora. Ta wszechwiedząca kupa nieszczęścia była moim zaufanym źródłem informacji. Dzięki niej będę mógł wyjść wcześniej na warunkowym. Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer.<br />
- Tak, Harry? - usłyszałem piskliwy, damski głos.<br />
- Powinnaś przestać śpiewać karaoke. Brzmisz po tym nieziemsko irytująco, Saika- burknąłem. Jakże ta dziewczyna mnie irytowała z tymi swoimi żałosnymi próbami zostania piosenkarką.<br />
- Dzwonisz, by mnie obrażać, czy znów jesteś w kropce?- jej głos wrócił do normy.<br />
- Gdzie pracuje Katherina? - rzuciłem prosto z mostu. Chciałem szybkie odpowiedzi.<br />
- Zaraz, daj mi minutkę- mruknęła. Nie minęło nawet 10 sekund, a podała mi dokładną lokalizację, piętro, kod zabezpieczający budynek i jej dzisiejszą fryzurę. Nadal nie mam pojęcia, jak ona się tego wszystkiego dowiaduje. Już w liceum mogłem się wysłużyć jej umiejętnościami. Mogłem nawet nazwać naszą relację...przyjaźnią? Jednak za nic nie przyznałbym się jej do tego.<br />
Ale ufałem jej. Poważnie jej ufałem. Jeszcze nigdy mnie nie zawiodła. Zawsze robiła o co prosiłem. Czasami się odwdzięczałem. Podziękowałem jej i schowałem telefon. Szedłem do kolejnej kawiarni, gdzie zabawiała się w kelnerkę. W zasadzie to moja kobieta nie będzie pracowała.<br />
Uzgodnimy to jednak później. Przede mną stanęło dwóch policjantów.<br />
- Harry Styles? - spytał jeden. - Szukamy Katheriny Liverblood oraz jej syna.<br />
- Jakiś problem?-spytałem starając zachować spokój.<br />
- Zniknęła wczoraj z domu rodziców. Tak. To jest problem, bo pan jest pierwszym podejrzanym i chyba nie chce mieć większego wyroku - rzucił drugi ostro.<br />
- Z tego co widzę- wskazałem na okno kawiarni- To ta dziewczyna jest teraz w pracy.<br />
- Gdzie pan się zatrzymał na okres pańskiej przepustki?- spytał funkcjonariusz, gdy jego partner wszedł do środka.<br />
- Byłem u Saiki Chang, która po moim aresztowaniu przepisała na siebie moją willę.-skłamałem. Kolejny plus zadawania się z tą rudowłosą wysłanniczką piekieł. Zawsze miała gotowe alibi. No, prawie zawsze.<br />
W tym przypadku się udało. Spojrzał na mnie nieufnie i spisał nazwisko.<br />
- Jutro o 14 musi pan się stawić w więzieniu - przypomniał mi. Jakbym nie wiedział.<br />
-Ma pan do odsiedzenia jeszcze 2 miesiące.- widać, że nie był zadowolony z mojego wcześniejszego wyjścia.<br />
- Jakżeby inaczej. Żegnam- ominąłem go i ruszyłem w stronę mojego starego domu. Nie mogłem teraz pójść do Katheriny, byłoby to nierozsądne z mojej strony. Cóż, mam jeszcze kilka godzin, mogę w międzyczasie pozwolić sobie na pogawędkę ze starą znajomą.<br />
I to była dobra myśl. Wziąłem taksówkę i tam pojechałem.<br />
<div style="text-align: center;">
<b>~Katherina~</b></div>
Zerknęłam na zegarek. Zaraz miałam skończyć pracę. Jeszcze godzina. Jednakże postanowiłam wyjść wcześniej. Odbiorę Miquela i pojadę do Liverpoolu. To trochę daleko, ale tam była Alicja...<br />
<a href="http://data1.whicdn.com/images/161889418/large.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img alt="Emily didonato " border="0" height="193" src="http://data1.whicdn.com/images/161889418/large.jpg" width="200" /></a>Wyszłam z zaplecza. jeszcze jeden klient i ucieknę z moim skarbem daleko, daleko stąd. Nie patrząc na obsługiwanego gościa, spytałam o zamówienie.<br />
- Zaraz przyniosę - powiedziałam grzecznie, zapisując wszystko na kartce.<br />
Myślami byłam daleko stąd.<br />
Wtem mężczyzna złapał mnie za rękę. Spojrzałam zdziwiona. Nie, to był on. Ale skąd wiedział o tym miejscu? Jestem pewna, że nic mu nie mówiłam. Nie wspominałam, gdzie pracuję.<br />
To nawet nie było teraz ważne. Znów się nie uda. Nie będę mogła uciec. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech.<br />
<i>Kath z nim nie wygrasz</i> - pomyślałam zrozpaczona. Nie tak miało być. Mieliśmy mieć już święty spokój, a wrócił on i udaje cudownego tatusia.<br />
- Chciałem ci tylko przypomnieć, że nasz drogi synek zapewne za nami tęskni. Obiecałem mu dziś rodzinny spacer, więc przyszedłem sprawdzić, czy niczego nieodpowiedniego przypadkiem nie kombinujesz. Nie chcemy przecież, by Miquel był zawiedziony.<br />
- Oczywiście, że nie. Wybacz, ale została mi jeszcze godzina pracy, wiec z łaski swojej - spojrzałam na niego i strzepnęłam dużą dłoń.<br />
- Och, nie kłam mi tutaj, złotko. Doskonale wiem, że zwolniłaś się dziś wcześniej, z powodu przedstawienia młodego. Szkoda, że nic mi o tym nie powiedziałaś. Ale o tym porozmawiamy za chwilkę, gdy łaskawie przyniesiesz mi moją kawę. Tylko nie wsypuj mi do niej czegoś trującego, chciałbym dożyć 4 urodzin naszego syna.<br />
- Zabiję go, przysięgam pewnego dnia go zabiję - odeszłam mrucząc pod nosem.<br />
Nie było bardziej denerwującego i przerażającego faceta na ziemi. Zaczęłam robić mu tę kawę. Oparł się wygodnie na krześle i patrzył wprost na mnie z nad okularów, przygryzając wargę.<br />
Cholera jasna, byleby tylko Miquel nie wyrósł na takiego parszywego skurczybyka. Nie, nie pozwolę na to. Postawiłam filiżankę na stole przed nim.<br />
- Pańskie zamówienie, sir-mruknął, sącząc napój- Tak powinna powiedzieć każda kulturalna kelnerka.<br />
- Do każdego klienta... prócz ciebie. Nie zaliczasz się - odparłam chłodno.<br />
Podeszłam do pustego stolika, który opuściła para. Posprzątałam naczynia i starłam blat. Później poszłam obsłużyć klienta. Młody, przystojny mulat. Uśmiechał się do mnie zawadiacko.<br />
- Czym mogę służyć? - spytałam.<br />
Zamyślił się i chwycił moją dłoń.<br />
- A co piękna pani poleca?<br />
- Eee...- zdziwiło mnie jego zachowanie. Czyżby flirt? Czasem mnie podrywali, ale naprawdę czasem. - Cappuccino? Latte?<br />
-Ekhem-poczułam rękę Styles'a na ramieniu-Poleciłbym ci kulturalnie wypierdalać. Idziemy, byłem dziś twoim ostatnim klientem.<br />
- Możesz się zamknąć? - zwróciłam się do niego. - Nie chcę stracić pracy. Margaret! - zawołałam koleżankę. Niech mnie zastąpi.<br />
- Widzę, że pani nie ma ochoty z panem iść - mężczyzna obok wstał w mojej obronie.<br />
- Cicho! - wrzasnęłam. - Nie komplikuj tego, dobrze? To ja dostanę, a nie ty! Jak ci tam.<br />
- Rób co chcesz.- mruknął Harry, wzruszając ramionami- Idę po małego, z tobą lub bez ciebie, twój wybór.<br />
On był niemożliwy. Zrzuciłam fartuch i ruszyłam za nim. Nie mogłam pozwolić, by zabrał Miquela.<br />
Dostałam rano okresu. Hormony we mnie buzowały. Było ciężko. Wszystko mnie irytowało i denerwowało.<br />
Wpadłam do przedszkola popychając go w drzwiach.<br />
- Dzień dobry, ja po Miquela - powiedziałam do młodej przedszkolanki.<br />
Ta tylko spojrzała z ukosa na towarzyszącego mi bruneta. Błagam, nie mówcie mi, że ten skretyniały sadysta odwalił dziś rano scenę w przedszkolu.<br />
- Nie znam go. - pokręciłam głową. - Przepraszam za wszystko co powiedział lub zrobił.<br />
- Gdzie mój dziedzic?- spytał Harry obejmując mnie w pasie. Co on miał z tymi praktycznie nieużywanymi słowami. Skąd on się urwał?<br />
- Tata, mama-do szatni wbiegł Miquel. Spojrzał na nas uradowany i rzucił się Stylesowi w ramiona. Kiedy oni zdążyli się tak zaprzyjaźnić? I od kiedy to ja jestem na drugim miejscu w serduszku Mike'a?<br />
Mój podbródek zadrżał. Czułam ukłucie zazdrości i zrobiło mi się przykro. Zawsze byłam tylko ja. To ja go wychowałam. Nauczyłam wszystkiego. A przyszedł on i jest cudowny.<br />
Musiałam przyznać, sprawiał wrażenie ojca idealnego. Szkoda, że tylko wrażenie.<br />
- Synu, gdzie twój samochód?-spytał Harry<br />
- Tu- pisnął uradowany Mike, wyjmując replikę auta z kieszeni spodenek- Tony chciał mi go zabrać, ale go walnąłem. Tak jak tata mówił.<br />
- Zuch chłopak- zaśmiał się brunet. Spojrzał krzywo na chcącą skarcić Miquela przedszkolankę i wyszedł z naszym synem.<br />
- Przepraszam - jęknęłam na odchodne opiekunce i popędziłam za nimi.<br />
Odebrałam chłopca z jego ramion.<br />
- Nie możesz tak robi, rozumiesz? Nie wolno się bić. Możesz mu powiedzieć, żeby nie ruszał ale nie bij. Nie wolno - pocałowałam go w skroń i poprawiłam mu koszulkę.<br />
- Ale Tony jest głupi- naburmuszył się maluch<br />
- Jak ktoś z uporem maniaka się nie słucha, to zasługuje na karę-dodał Styles uważnie mi się przyglądając. To chyba była zapowiedź dzisiejszej kary.<br />
Zaklęłam pod nosem. Niech on już wraca tam gdzie jest jego miejsce. Ile miałam jeszcze wycierpieć? Ile łez miałam tracić przez niego?<br />
Przytuliłam mocniej syna do klatki. Szliśmy w stronę placu zabaw. Harry udając kochanego tatusia i głowę rodziny, objął mnie w tali. Dlaczego nie byłam na tyle silna, aby zacząć krzyczeć pomocy?<br />
- Synu, sądzę, że powinniśmy zacząć naszą zabawę od kupienia lodów. Zgadzasz się?- spytał mężczyzna, gdy postawiłam malucha na ziemię.<br />
-Tak- uśmiechnął się Miquel.<br />
- No to chodźmy- Styles złapał mnie za rękę-Niech mamusia się nie zamyśla, tylko zainteresuje się rodziną. Zapraszam.<br />
- Tak kochanie - wymusiłam uśmiech.<br />
Poszłam za nimi do kawiarni niedaleko. Kupiliśmy lody, chociaż wcale nie miałam na nie ochoty. Bolał mnie brzuch. Nienawidzę tego.<br />
Usiedliśmy na ławce w parku. Widać było, że Mike przywiązał się do tego psychopaty. Jeśli uda nam się od niego uwolnić, jak ja mu wytłumaczę, że jego "idealny tatuś" jest prawdziwym potworem? Od rozmyślań oderwał mnie dzwonek telefonu Styles'a.<br />
Mężczyzna podniósł się i odszedł kawałek, odbierając. Przez chwilę na niego patrzyłam, a potem skupiłam wzrok na Miquelu.<br />
Cały się umazał tymi lodami. Wytarłam mu usta chusteczką, za co zostałam nagrodzona jego promiennym uśmiechem. Spojrzałam ponownie na bruneta. Rozmawiając z kimś, żwawo gestykulował. Po chwili przytaknął i podszedł do nas, wciąż nie odkrywając telefonu od ucha.<br />
- Wracamy do domu.-wydał krótki rozkaz. Wolną ręką podniósł Miquela i osadził go sobie na ramieniu.<br />
- Chcę na plac zabaw - przypomniał chłopiec.<br />
Położyłam palec na ustach, pokazując mu żeby był cicho. Tak wolałam. Żeby tylko go nie zdenerwował. Nie wiedziałam, czy jest też w stanie wyżyć się na dziecku.<br />
- Pobawimy się w domu-powiedział zaskakująco łagodnie-Teraz musimy wracać.<br />
Nie zważając na dalsze protesty chłopca, Styles wrócił do swojej rozmowy<br />
- Więc które ulice są bezpieczne?...Kurwa, możesz zrobić coś, by ten patrol pojechał dziś inną drogą?...Dobra, już idziemy.<br />
Już wszystko jasne. Policja mnie obserwowała, a on nie chciał, aby dowiedzieli się, że jesteśmy z nim. Był sprytny i na wszystko miał plan. Jak? Pytam jak? Szliśmy dłuższą drogą, ale bezpieczniejszą według Stylesa. W końcu cała nasza trójka znalazła się w mieszkaniu. Rozebrałam chłopca i poszłam z nim do kuchni. On już jadł obiad, a ja odczuwałam okropny głód.<br />
- Dobra, odciągaj ich od tego mieszkania jeszcze jeden dzień...Nie kłam, ty nigdy nie śpisz... Tak, tak, mam u ciebie dług. Jutro jeszcze wpadnę.-dało się słyszeć z przedpokoju, zanim Styles wszedł do kuchni. Widać było, że był bardzo zadowolony.<br />
Naprawdę musiałam się powstrzymać, aby nie dać mu w twarz. Ale przecież nie mogłam. Za bardzo mnie ograniczał. Jeden mój ruch, mały pożałuje. Wolałam nie ryzykować.<br />
Posadziłam Mike'a na krześle, który zachwycony opowiadał ojcu, jak było w przedszkolu. Każdy szczegół. A ten go o dziwo słuchał. Starałam się wyłączyć podczas gotowania.<br />
- Mama, a tata tu zostanie, prawda? Prawda, mama?- spytał Miquel. Przeraziłam się. Trzymana przeze mnie drewniana łyżka upadła na ziemię.<br />
Spojrzałam na syna. Tego pytania się nie spodziewałam. Ufał mu jakby zawsze był przy nim. Jak to możliwe?<br />
- Nie wiem – odparłam sucho i wróciłam do gotowania.<br />
- Tatuś będzie musiał na jakiś czas wyjechać, synu.-odparł smutno Harry. -Ale na pewno wrócę. Wiesz czemu?<br />
Chłopczyk tylko pokręcił główką.<br />
- Bo jesteście dla mnie najważniejsi na świecie. I nic nie sprawi, że z was zrezygnuję.<br />
Zaczęłam się histerycznie śmiać, a potem śmiech przeszedł w płacz. Dusiłam się łzami. Po prostu go przekonał. Miałam utrudnione zadanie. Jak ucieknę? Gdzie? On wszędzie mnie znajdzie. Oparłam dłonie o blat i pochyliłam się, dalej zanosząc płaczem. Harry objął mnie od tyłu i przyciągnął do swojego torsu. Ah...no tak. Troskliwy mężczyzna na oczach syna<br />
- Spokojnie, kochanie. Chcę dla was jak najlepiej. Pamiętasz? Zmieniłem się? I to dla was.<br />
Miquel podszedł do nas od tyłu i przytulił moją nogę.<br />
- Mama, nie płacz. Tata kocha mamę.<br />
- Tak - pokiwałam głową.<br />
Oczywiście, że kocha mnie. Kocha mnie dręczyć i patrzeć jak cierpię. To cały Harry. Pogłaskałam syna po włosach.<br />
- Daj buzi tacie, ja ci daje jak cię kocham - uśmiechnął się.<br />
- Hej-powiedział Harry ukazując te swoje słodkie dołeczki.- Nie skrzywdzę was. Przemyślałem to sobie i chcę was chronić. Będę się hamował.<br />
Jakoś w to nie wierzyłam. Ale o dziwo to w jego ramionach zaczęłam się uspokajać.<br />
- Buzi - Miquel zaklaskał w rączki.<br />
- Mama się wstydzi-powiedział Styles, patrząc to na mnie, to na malucha.-Trzeba ją zachęcić.<br />
- To ty tata daj jej buziaka i mama się uśmiechnie – stwierdził zadowolony ze swojego pomysłu.<br />
Usiadł na tyłku i patrzył na nas.<br />
- Skoro tak ładnie prosisz-brunet uśmiechnął się i mocno mnie pocałował<br />
Ponieważ maluch tutaj siedział, oplotłam szyję Harry'ego i niezdarnie oddałam zachłanny pocałunek.<br />
- Musimy robić tak częściej-powiedział Styles, gdy oderwał się od moich ust. -Miquel jest wtedy szczęśliwy.<br />
- Skończę obiad - odwróciłam się.<br />
Mike pobiegł do swoich zabawek. Miałam nadzieję, że ten człowiek też za nim polezie. Dotknęłam palcami warg. Czułam jakby coś zapieczętował.<br />
W spokoju wróciłam myślami do gotującej się zupy, gdy usłyszałam ich błahą rozmowę o samochodach.<br />
- Jak będę duży to będę miał takie autko – mówił zadowolony Mike. – Takie czerwone. I będę się ścigał. A kupisz mi nowe tatusiu? Chcę niebieskie.<br />
- Co ty na to, bym przyjechał po ciebie i mamusię takim właśnie autem? Wybralibyśmy się na małe wakacje – odpowiedział mu mężczyzna.<br />
Podeszłam do futryny drzwi i przyglądałam im się oraz uważnie słuchałam.<br />
- A gdzie? – zaciekawił się i wszedł mu na kolana.<br />
Jeździł autem po dywanie, lekko się pochylając. Oboje siedzieli na podłodze.<br />
- Gdzie tylko będziesz chciał. Będziesz miał dwa miesiące na wybranie miejsca. -uśmiechnął się szatyn i pogłaskał chłopca po głowie. Muszę przyznać, że spodobał mi się taki widok.<br />
Uroczy obraz. Uśmiechnęłam się pod nosem. To była mimowolna reakcja na to wszystko. Weszłam z powrotem do kuchni. Po godzinie siedzieliśmy przy stole, jedząc obiad. Zaraz po posiłku, mały zasnął oglądając Toy Story.<br />
Zatem teraz miała się skończyć ta rodzinna sielanka? Spojrzałam na Harry'ego, zastanawiając się, czy oberwie mi się za dzisiejsze nieposłuszeństwo. Jednakże żadne tortury nie nadeszły. Brunet objął mnie w pasie.<br />
- Musimy porozmawiać-spojrzał na Mike'a. -Na spokojnie.<br />
On znał takie słowa? Byłam mile zaskoczona. Popatrzyłam na niego pytająco. Naprawdę byłam ciekawa, co chce mi powiedzieć, o czym porozmawiać.<br />
- Więc? – zapytałam.<br />
- Chciałbym stworzyć z wami szczęśliwą rodzinę. Byśmy żyli razem, z dala od tych wszystkich trosk i zmartwień.-spojrzał mi w oczy-Wiem, że to może być dla ciebie trudne, ale chcę, byś mi zaufała.<br />
Otworzyłam szeroko usta. Szok. Po prostu nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Sadysta, porywacz, gwałciciel, oczekiwał ode mnie zaufania. Naprawdę...Naprawdę to było wariactwo. Nie odpowiedziałam mu. Nie wiedziałam jakich słów mam dobrać. Jedynie stałam i patrzyłam, a czas jakoś płynął...<br />
<div>
<br /></div>
Polecam Goodbookhttp://www.blogger.com/profile/04310776735145570384noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-7446613075884323556.post-13475886390342721902015-02-11T11:06:00.001-08:002015-04-01T12:32:05.650-07:00Rozdział 10<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;"><b>~Katherina~</b></span></div>
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Cicho
odłożyłam książkę z bajkami na stolik obok łóżka i przykryłam śpiącego Miquela.
Wtulał policzek w poduszkę, a loczki opadały na jego czoło. Wyglądał uroczo.
Jak zawsze. Mój mały chłopiec.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Bez
niego nie dałabym rady. To jedyna rzecz, której nie żałuję przez to wszystko co
się stało. Tylko dla niego dłużej walczę. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Pocałowałam
go i opuściłam niebieski pokój, zostawiając drzwi uchylone. Często przychodził
do mnie w nocy. Lubiłam spać z nim. Puste łóżko wydawało mi się obce. Nie
wiedziałam dlaczego.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Przeszłam
do kuchni w celu zrobienia herbaty. Nareszcie wszystko się poukładało, chociaż
dalej miałam w sobie cień strachu. Mógł wrócić, mogli go wypuścić…Ale może już
o mnie zapomniał. To było trzy lata temu. Znajdzie inną ofiarę. Nie mogłam
pozwolić, aby mojemu synowi zagrażało niebezpieczeństwo. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Cicho
weszłam do kuchni. Herbata, którą wcześniej tu zostawiłam, już dawno wystygła.
Ugryzłam jedno z ciastek, które pozostały po dzisiejszym pieczeniu z dziećmi.
<i>Później to ogarnę</i>-pomyślałam, patrząc na zalegającą wszędzie mąkę. Wyjęłam
telefon z kieszeni, by napisać SMS'a do mamy. Chciałam, by zajęła się jutro
Miquelem. Wtem komórka zawibrowała. Spojrzałam na ekran. Numer prywatny.
Wcisnęłam zieloną słuchawkę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Halo?-spytałam.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Czas minął. -usłyszałam głos, który tak bardzo chciałam zapomnieć- Niedługo
zabiorę stąd ciebie i mojego syna, złotko. Już niedługo...<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Telefon
wypadł mi z ręki. O matko. Nie. Tylko nie on. Wyszedł? Nie możliwe. Powinien on
siedzieć dłużej. To pewnie przepustka.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;"><i>Co
robić?</i>-pomyślałam-<i>Cholera jasna, skąd on ma ten numer?</i> - podniosłam telefon. Na szczęście mężczyzna już się rozłączył. Weszłam w listę
kontaktów, zastanawiając się, kogo powiadomić. Było już dość późno.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Alicja
nie mogła mi pomóc. Była sama. Louis jeszcze nie wyszedł. Poza tym, chyba nie
chciała go widzieć na oczy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Zadzwoniłam
do taty. W końcu to policjant. On nie pozwoli zbliżyć się do mnie
temu...Stylesowi.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Katherina?-usłyszałam głos ojca-Co się stało? Coś z moim wnukiem?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Nie, tatku, z Miquelem wszystko w porządku. Tylko, że...<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;"> -Czekaj, zbudzę matkę, będziemy u ciebie za
godzinę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Uśmiechnęłam
się. Kochany tata, zawsze o mnie dbał.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Wiedział,
kiedy go najbardziej potrzebowałam. Odłożyłam telefon i pobiegłam do synka.
Chciałam być przy nim. Spał jak mały aniołek. Jeśli on go skrzywdzi...On nie
miał sumienia. Mógł wszystko. Po prostu. Bez skrupułów.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Zadrżałam
na samą myśl o tym psychopacie. Co nim kierowało? Bez namysłu dotknęłam jednej
z wielu blizn na moich plecach. A jeśli będzie chciał naznaczyć również mojego
małego synka? Nie mogę na to pozwolić. Będę go bronić do samego końca.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Złapałam
rączkę Miquela i w ciszy czekałam na przyjazd rodziców. Tylko spokój. W nerwach
nie byłam w stanie myśleć. Nie mogłam tu jutro zostać. Znalazłby nas. Dlaczego
moje życie to ucieczka? Czemu ganiam się ze strachem?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Nawet
nie zauważyłam, że pod dom podjechał samochód. Trzy krótkie dzwonki do drzwi
upewniły mnie, że to ojciec. Jakiś czas temu ustaliliśmy nasz własny system
dzwonienia, tak profilaktycznie. Lepiej było być pewnym, że to jest gość na
którego czekasz, niż niespodzianka.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Zostawiłam
malca i poszłam otworzyć mieszkanie. Wpuściłam ich do środka. Od razu wtuliłam
się w bezpieczne ramiona mamy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
On dzwonił - szepnęłam.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Nie, to niemożliwe - szybko zaprzeczył ojciec - Przecież osobiście dopilnowałem,
by ten skurwiel siedział tam dłużej.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Skarbie-odezwała się mama- Jedziemy do nas, tam będziecie bezpieczni.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Kiwnęłam
głową i wzięłam malca na ręce. Obudził się. Tata zamknął drzwi na klucz i
zeszliśmy po schodach.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Skarbie - niespodziewanie zatrzymała się mama - Kiedy ostatnio sprawdzałaś pocztę?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Powędrowałam
wzrokiem za jej spojrzeniem. Oniemiałam, gdy zobaczyłam zapchaną listami
skrzynkę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Matko, zapomniałam – przyznałam, kołysząc zaspanego Mike’a.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Obudził
się, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Zaraz znów musiałam go położyć spać. Byłam
beznadziejną panią domu. Chodziłam do pracy, odprowadzałam syna do przedszkola.
Ledwo nadążałam. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Ale
mogłabym przysiąc, że jeszcze wczoraj sprawdzałam pocztę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">- Wezmę je, na miejscu przeczytasz.-mruknął tata, wyjmując pokaźny stosik
kopert. Wsiedliśmy do auta.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Trzymałam
syna, kołysząc go. Znów zasnął. Sama również byłam zmęczona, ale i przerażona.
Nie chciałam, aby koszmar wrócił. Miałam nadzieję, że tam gdzie on teraz jest, nie dowie
się o niczym…<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<b><span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">~Harry~<o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Po
wykonaniu telefonu, strażnicy odprowadzili mnie na stołówkę. Prywatna eskorta.
Hm, świetnie. Tomlinson siedział przy moim stole. Zapewne znów chciał mnie
wkurwić.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Uśmiechnął
się wrednie znad jedzonego posiłku. Wysłałem mu nienawistne spojrzenie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Nawet nie myśl, że mnie sprowokujesz - usiadłem naprzeciw niego - Nie zamierzam ci dziś spuszczać wpierdolu,
mam za dobry humor. W końcu zostało już mi tylko kilka tygodni - uśmiechnąłem
się - Nie to co tobie, panie wielki mafioso.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Przepustka? – warknął. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Nie
cieszyła go ta wizja. On był tu, ja mogłem wyjść. One były samiusieńkie, bo
cały jego gang siedział w więzieniu. Nie ciekawie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Nie muszę ci się tłumaczyć. Wiedz tylko, że dobrze się zajmę Katheriną pod
twoją nieobecność. Dla tej twojej również znajdę czas. Mogę ją od ciebie pozdrowić, jeśli chcesz.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Spróbuj tylko - syknął, mrożąc mnie wzrokiem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Uśmiechnąłem
się w odpowiedzi. Byłem na wygranej pozycji i wiedział to każdy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Skoro tak ładnie prosisz- irytowanie go sprawiało mi nie lada przyjemność- Może
powinienem jej coś odciąć i przemycić tu dla ciebie?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Wstał
i złapał mnie za kombinezon. Mocno rzucił mną na podłogę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Ja jestem grzeczny- powiedziałem do strażników, którzy złapali Louisa.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Jeden
klawisz tylko prychnął. Och, jaką miałem ochotę mu wtedy przywalić. Jednakże
powstrzymałem się, myśląc o mojej słodkiej zabaweczce. Teraz, kiedy już sobie o
mnie przypomniała, mogłem się nią zająć. Byłem pewien, że po moim telefonie
wróci do rodziców. Jakaż ona jest przewidywalna. Oczywiście, że do nich
uciekła. Bo tatuś to policjant. Tyle, że on nawet broni bał się użyć. Nie
chciałem jej od razu robić krzywdy. Chciałem się zabawić i ukarać. To pewne,
ale nie aż tak bardzo. I nic przy tym małym. Chciałem, aby mój syn mi ufał. Mógłbym
go wychować na silnego i bezkompromisowego mężczyznę. Człowieka takiego jak ja.
Oczywiście nie dopuściłbym, by popełnił ten sam błąd, przez który teraz tu
siedzę. Ach te baby, da się im chwilę swobody, a te od razu wzywają policję.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">O
nie. Teraz to zmieni. Stworzymy rodzinę na moich zasadach. Będzie zupełna
kontrola. Odetnę ją od rodziców oraz przyjaciół. Mówię tu o tej dziewczynie i
Tomlinsonie. Nie będzie ich. Tylko mi przeszkadzają. Niestety przepustkę mam na
trzy dni. </span><br />
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;"><i>Za wiele nie mogę zrobić</i>. – pomyślałem, wzdychając.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Odniosłem
posiłek i z całą resztą wróciłem do celi. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Jeszcze tylko dwa tygodnie, złotko- mruknąłem patrząc w sufit- Już nie mogę się
doczekać.<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">~*~<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Wyszedłem
na świeże powietrze. Wreszcie. Dobra, będę tam musiał wrócić ale na niedługo.
Szedłem w stronę centrum.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Miałem
nadzieję, że przeczytała moje wszystkie listy. Ach, co za uczucie, wręcz
czułem, gdzie mam iść. minęło już tyle czasu, a ja wciąż pamiętałem gdzie
mieszkał ten stary zgred, który w przyszłości miał zostać moim teściem. Stanąłem
po drugiej stronie ulicy, wpatrując się w okno na piętrze. Byłem pewien, że
znów zajęła swój stary pokój . O, zauważyłem ją. Stała profilem, tuląc do
siebie trzy letnie dziecko. Zmrużyłem oczy. Moje dziecko.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Nawet
z takiej odległości nie dało się nie zauważyć, rażącego podobieństwa ojca do
syna. Idealnie. Podszedłem pod drzwi.
Byłem pewien, że jej rodziców nie było w domu. Przecież pracowali. Zadzwoniłem
trzykrotnie dzwonkiem, ot stary nawyk, którego nie potrafiłem zmienić. </span><br />
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;"></span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;"> <a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgHFLUoa015DTEQurySq46XtyR89HVifOSjOAYjmfH271zGXDmHcgA4mKlgJEt1T7jwnTmOTCMwhWvHX0q0J0UU3Hkohg6YCkwQg6yo2jigkRq1cspG358tnkuy6MC3f4Arxs8VrnwScE6w/s1600/LKq6xQNXtz.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgHFLUoa015DTEQurySq46XtyR89HVifOSjOAYjmfH271zGXDmHcgA4mKlgJEt1T7jwnTmOTCMwhWvHX0q0J0UU3Hkohg6YCkwQg6yo2jigkRq1cspG358tnkuy6MC3f4Arxs8VrnwScE6w/s1600/LKq6xQNXtz.png" height="320" width="218" /></a></span></div>
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;"><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Przejechałem
palcami po dolnej wardze, a później oparłem dłonie o framugę drzwi. Cierpliwie
czekałem. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; tab-stops: 297.0pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">- Już idę – usłyszałem śmiech. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Sam
się uśmiechnąłem. <i>No witaj skarbie</i> – pomyślałem, gdy stanęła w progu ubrana w
niebieską sukienkę, trzymając malucha na rękach. Jej twarz zbladła.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Zablokowałem
nogą drzwi, które starała się przede mną zatrzasnąć.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
To tak się teraz wita zbłąkanego wędrowca?- zaśmiałem się, wchodząc do
środka- Wszakże nie widziałem cię aż
1096 dni. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Cześć – chłopiec na jej rękach pomachał do mnie, uśmiechając się wesoło.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Proszę zostaw nas – pisnęła, patrząc na mnie z bólem w oczach.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Hej, mały- zignorowałem ją- Jestem Harry, a ty?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Miquel- chłopczyk nieśmiało się uśmiechnął<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Jak mogłaś, Katherina- zwróciłem się do wciąż drżącej dziewczyny- Tak naszemu
dziecku na starcie spartaczyć życie? Doprawdy, kwestię imienia mogłaś ze mną
omówić.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
To nie jest twoje dziecko - warknęła zła. - To jest mój syn, a ty nie masz do
niego żadnych praw - odwróciła się i razem z dzieckiem pobiegła w prawą stronę
korytarzem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Ruszyłem
za nią spokojnie. Nie ważne, w którym pokoju się schowała. Miałem klucze do
każdego. Jednak opłaciło się to włamanie. Wszedłem do sypialni, w której się
zabarykadowała. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Nie ładnie tak kłamać i krzyczeć przy dziecku.- zaśmiałem się, napawając się
jej przerażeniem.- Chodź do taty, synu - zwróciłem się do dzieciaka. Jeszcze
sprawię, że będzie jadł mi z ręki.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Wtulał
się w ramiona dziewczyny, który coś szeptała mu do ucha. W ręce miała komórkę.
Aha, wracamy do punktu wyjścia. Telefon do tatusia, policja i tak dalej? Że jej
się nie znudziło. Już raz się na tym przejechała. Wie, że nie odpuszczam.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Zostaw nas – wyjąkała, mocniej przyciskając syna do klatki.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Stali
w kącie beżowego pokoju.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;"> -Nie mam czasu na te pierdoły- w mgnieniu oka
podszedłem do nich i wytrąciłem urządzenie z jej dłoni.- Czyżby tak długi okres
czasu sprawił, że zapomniałaś jak masz się do mnie zwracać?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Nie będę ci posłuszna – odpowiedziała wolno i wyraźnie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Skąd
ta jej odwaga? Wcześniej nie była taka bojowa. Szepnęła mu coś do ucha, a malec
uciekł z pokoju.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Cóż, to się zmieni. Mam mało czasu, który chciałbym spędzić z moją rodziną.
Zacząć wszystko od nowa, zmienić się na lepsze i inne ckliwe duperele. Uwierz
mi, zmieniłem się.</span><br />
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;"><i>Na gorsze </i>- dodałem w myślach.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Nie
wiedziała, na co jeszcze mnie stać. Ale ja miałem zamiar zrobić wszystko, aby
zaczęła mi ufać. To działa tak. Ona zdobywa zaufanie, ja ją nastawiam źle
przeciwko światu i jestem górą. Będzie zaślepiona. Wszystko już przemyślałem.
Miałem na to bardzo dużo czasu. Sama nie będzie wiedziała co tak naprawdę robi,
bo będzie zależna ode mnie. Ze wszystkim. Już nawet nie mówię o tym, że jak
będzie chciała gdzieś wyjść to musi zapytać. Do tego dojdziemy. Najpierw będę musiał
ją postawić do pionu, bo się rozpuściła.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Mały- odwróciłem się do dzieciaka, który chował się za drzwiami- Nie bój się
mnie. Mamusia po prostu była zaskoczona, że przyjechałem. Przyszedłem was odwiedzić,
zanim zamieszkamy razem. Muszę tylko jeszcze coś załatwić. No chodź do taty.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Nie chcę, nie lubię cię – szepnął. – Mama mówiła, że nie mam taty – dodał,
zaciskając rączki na framudze drzwi.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Naprawdę mnie nie lubisz?- spytałem wyjmując z kieszeni bluzy słodycze.- A ja
dla ciebie przyniosłem cukierki. Synku, mamusia była na mnie zła i powiedziała
ci to, czego tak naprawdę nie myślała. Przecież nie zrobię ci krzywdy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Miquel nie - rzuciła chłodno za moimi plecami. - Nie zbliżaj się do niego,
kretynie! - krzyknęła do mnie. Widziałem, ze chłopiec chciał już podejść.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Nieładnie tak krzyczeć na dziecko- pokręciłem głową.- Tylko go straszysz. Nadal
się gniewasz za to, co stało się 3 lata temu? Było minęło. Powinnaś jednak
pamiętać, że beze mnie nie byłoby Miquela.- wyciągnąłem dłoń ze słodkościami w
stronę chłopca- Nie płacz mały, mamusia i tatuś niedługo się tobą zajmą. I
będziemy żyć długo i szczęśliwie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Mike
zbliżył się i wziął cukierki. Objąłem malucha, podnosząc do góry. Poprawiłem go,
ocierając mu łzy. Idealna kopia mnie. Zielone oczy i loczki. Nawet gdybym
chciał, to nie mógł bym się go wyprzeć… <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Czemu nie dasz nam spokoju? – zapytała drżącym głosem. – Jest tyle dziewczyn
na świecie. Zajmij się nimi. Odpuść. Niektóre chętnie zostaną twoimi zabawkami.
Ja nie chcę, błagam. On nie może patrzeć na to co robisz. Jesteś nienormalny,
chory…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;"> - Zmieniłem się- rzuciłem beznamiętnie- To dla
mojego syna, jak również dla ciebie, skarbie. Nie musisz się obawiać, nie
zrobię ci krzywdy. A tym bardziej Miquelowi. Będę was chronił przed parszywymi
ludźmi. Myślisz, że jaki jest ten cały Tomlinson?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Od niego się odwal. Pomógł mi, gdy mnie zniszczyłeś. Doszczętnie. – rzuciła
przez zęby. Mike podbiegł do swoich zabawek i wziął auto.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Podszedł
do mnie i mi pokazał.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Śliczne, synku. W przyszłości kupie ci takie duże, chcesz?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Mhm- malec pokiwał główką i wrócił do zabawy. Jak łatwo do siebie można
przekonać dziecko.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Oj, kochanie- zwróciłem się do Katheriny- Może i użyłem dość brutalnych
środków, lecz to jedynie dla twojego dobra. Naszego dobra. Myślisz, że
Tomlinson pomógł ci bez żadnego powodu? Jak sądzisz, ile mógł mieć kobiet na
boku? Ile wykorzystał. Bądźmy szczerzy, gdyby ten sukinsyn nie trafił do
pierdla, już dawno by cię wykorzystał. Jednak nie mógł tknąć cudzej zdobyczy.
Nie, wróć, lepszym określeniem byłoby: dziewczyny. Nie mógł ci nic zrobić,
takie panują w tym niebezpiecznym świecie zasady.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Skończ temat. Nie wierzę ci. Wpakowałeś go tam i pozwoliłeś, aby zostawił
dziewczynę oraz syna. Zniszczyłeś im dom, rodzinę. Odebrałeś szczęście. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Sam się o to prosił- poczochrałem włosy chłopca.- Zadarł nie z tymi ludźmi co
trzeba. Jednakże wciąż nie chcesz uwierzyć, że nie był w stu procentach szczery
z twoją przyjaciółeczką. Chcesz dowodów? Znajdę ci je. O to niech cię jednak
głowa nie boli. Jednakże przyszedłem tu omówić kwestię naszego wspólnego życia.
Chyba nie sądzisz, że będę w nieskończoność czekał, aż wyprowadzisz się od rodziców?
Przecież jestem ojcem, chcę żyć z synem, nie odbierzesz mi tych praw. Na dobry
początek powinniśmy wrócić do twojego mieszkania. Ustatkujemy się i załatwię
nam o wiele większą posiadłość.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Pokręciła
głową, przecierając rękoma twarz. Wyglądała jakby właśnie oszalała. Dłonie
wciąż jej drżały. Do tego wszystkiego doprowadziłem ją ja. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Czemu tak bardzo chcesz mnie zniszczyć? – zsunęła się po ścianie zdesperowana i
objęła ramionami kolana.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Zaczęła
płakać. Mike podbiegł do niej i przytulił.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Mama nie płacz. Mama…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Po
chwili wahania, również do niej podszedłem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">-
Nie chcę cię zniszczyć, złotko. Chcę ci pomóc. Zależy mi na tobie, na was.-
Dotknąłem jej głowy. Zadrżała pod moim dotykiem, ale nie odsunęła się.- Chciałbym,
byś pewnego dnia mogła mi zaufać.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif;"><span style="line-height: 115%;">Pokiwała
jedynie głową. Nie wiedziałem, czy zgadza się z moimi słowami, czy nie. To bardziej
taki odruch. Spojrzałem na zegarek. Czas się zbierać. Nie chciałem tutaj
zostawać, </span><span style="line-height: 18.3999996185303px;">aż</span><span style="line-height: 115%;"> do powrotu pana policjanta.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; line-height: 115%;">Rozejrzałem
się po pokoju w poszukiwaniu kartki papieru. Napisze do rodziców wiadomość i
zostawi w widocznym miejscu. Potem stąd pójdziemy.</span></div>
Polecam Goodbookhttp://www.blogger.com/profile/04310776735145570384noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-7446613075884323556.post-91943127847389287442015-02-08T02:24:00.004-08:002015-02-08T09:25:50.971-08:00Rozdział 9<div style="text-align: center;">
<b>~Louis~</b> </div>
Delikatnie przeniosłem moje maleństwo do nosidełka. Jezu, jak mu zrobię krzywdę, to skoczę z mostu. Musiałem na wszystko uważać. Główka, rączki. To było trudne. W niebieskim ubranku trzymał smoczka i niezainteresowany patrzył na łapkę. Bardzo wyrozumiały był dla mnie. Nie płakał, nie marudził. Dzisiaj pierwszy raz miał wyjść ze szpitala. Niech tylko mocniej zawieje albo zacznie padać w drodze do auta, a pofatyguję się do tego na górze.<br />
Alicja wyszła z łazienki ubrana w sukienkę, którą jej przyniosłem. Włosy szybko związała w kucyk. Na twarzy widać było cień zmęczenia. Mogłem się domyślać, że nie przespała tej nocy.<br />
- Idziemy? - zapytała, poprawiając mu kocyk. - Jesteś gotowy, Louis? Od teraz musisz być tatą. Wyglądasz jakbyś się zapowietrzył kochanie.<br />
- Patrz, ziewa - smoczek wypadł mu z buzi.<br />
<a href="http://data2.whicdn.com/images/149505490/large.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img alt="add a caption" border="0" src="http://data2.whicdn.com/images/149505490/large.jpg" height="320" width="239" /></a>Podniosłem go i dokładnie wypłukałem.<br />
- Jest kopią ciebie - stwierdziła uśmiechając się.<br />
- I już po ziewaniu. - podałem małej sweter i wziąłem nosidełko z synem. - Jedziemy do domu, mały.<br />
Coś zamiauczał, patrząc na mnie niebieskimi oczami. Zdecydowanie urocze dziecko. No, póki nie będzie dawać koncertu w nocy. Pojechaliśmy prosto do domu. Dobrze było mieć ich wreszcie blisko.<br />
Gdy nastał wieczór, Alicja pokazywała mi jak go kąpać. To była świetna rzecz. Pływał na wodzie, a raczej na mojej ręce. Uśmiechał się , a dziewczyna go myła.<br />
- Taki to pożyje - odezwałem się.<br />
- Jest taki mały...<br />
- Chodź chłopie - delikatnie go wyciągnąłem.<br />
Zanieśliśmy go do pokoju. Założyłem mu śpioszki. Ala go zaczęła karmić. Ja w tym czasie poszedłem do kuchni robić kolacje.<br />
Jakoś to było. Katherina sobie radziła. Pomagała mamie w biurze i przygotowywała się do porodu. A my teraz mieliśmy Thomasa.<br />
W nocy wstawaliśmy na zmianę.<br />
- Śpij. Idziesz do pracy. Ja wstanę - powiedziała dziewczyna za którymś razem.<br />
- Leż - mruknąłem wstając.<br />
- Przypominam ci, że go nie nakarmisz. A to ta pora - popchnęła mnie lekko i wyszła. Usiadłem biorąc elektroniczną nianię.Była świetną mamą. Delikatną, kochaną i oddaną. Teraz musiałem się starać, żeby coś nie popsuło tej sielanki. Położyłem się i znów odpłynąłem.<br />
Gdy otworzyłem oczy, na mojej klatce leżał Tom.<br />
- Cześć młody - uśmiechnąłem się przecierając twarz.<br />
Poprawiłem się tak, aby nie spadł. Ale on ma małą rączkę. Niedawno był tam w brzuszku.<br />
Dziewczyna leżała obok nas i chyba drzemała.<br />
Byłem wtedy w moich spodniach dresowych z mocno ściśniętym sznurkiem. Ziewnąłem cicho i wstałem razem z synem. Trzeba zrobić śniadanie. Zszedłem na dół, a on opierał głowę o moje ramię. Nie przeszkadzał mi w robieniu testów.<br />
- Hej chłopaki - ktoś się do mnie przytulił.<br />
- No cześć. - uśmiechnąłem się do niej.<br />
Stanęła na palcach i mnie pocałowała. Później zgarnęła tosty, ale ktoś zadzwonił do drzwi.<br />
- Otworzę - z talerzem poszła do holu.<br />
- I widzisz? Wszystko zabierają. - powiedziałem do syna.<br />
Spojrzał na mnie zaciekawiony. Chyba lubił jak do niego mówiłem.<br />
- Louis... - w progu stanęła brunetka. Zaraz za nią ojciec Kath i drugi policjant.<br />
- Słucham? - wyprostowywałem się poprawiając małego.<br />
- Pójdzie pan z nami - powiedzieć chłodno młodszy z nich.<br />
- Nie rozumiem.<br />
- Jest pan zatrzymany. Myślę, że stracę czas wymieniając zarzuty. Proszę się ubrać i jedziemy. - powtórzył. Ojciec Katheriny patrzył na mnie zawiedziony, ale to wzrok Alicji najbardziej przeszył mnie całego.<br />
Analizowałem wszystko w myślach. Ucieczka równałaby się ze stratą syna i dziewczyny. Podałem małej Thomasa i ubrałem kurtkę.<br />
- Co ty zrobiłeś? - zapytała, patrząc na mnie.<br />
- Wyjaśnię to. - zapewniłem ją. - Nie martw się.<br />
Czułem na sobie jej wzrok, gdy mnie wyprowadzili. Szedłem do radiowozu, w duchu zabijając tego, który wszystko ujawnił.Przecież nie mogłem ich zostawić. Wszystko się pieprzyło.<br />
Siedziałem na komisariacie i słuchałem. Chcieli mnie zostawić. Mieli dowody, a ja brak alibi.<br />
- To wszystko bzdury i pomówienia. - wyprostowywałem się na niewygodnym krześle.<br />
- To są dowody, Tomlinson - warknął policjant. - Lewe przelewy, kradzieże. Może jeszcze kogoś zabiłeś? Sprowadzanie aut i robienie im nowych dokumentów.<br />
- Ośmieszacie się..<br />
Rzucił na biurko zdjęcia i dokumenty. Jak oni to wszystko znaleźli?<br />
- To nie ja, a to jest zwykła rozmowa.<br />
- Tak, oczywiście. A ja mam krasnoludki w domu - skomentował ostro. Do pomieszczenia wszedł mój prawnik.<br />
- On ma krasnoludki w domu - odezwałem się z uśmiechem na ustach.<br />
Riley spojrzał na mnie wzrokiem "doigrałeś się" i podał rękę mężczyźnie. Usiadł obok.<br />
- O co chodzi? Mój klient powinien być teraz z rodziną.<br />
Podali mu moje zarzuty i wszystkie wszczęte postępowania.<br />
- Nakaz zatrzymania do rozprawy - policjant przybił pieczątkę po godzinie rozmowy.<br />
- Nie mogę zostać w areszcie! - wstałem gwałtownie.<br />
- Nie. Pan nie zostanie w areszcie. Tu nie ma miejsca. - spojrzał na mnie spokojnie. Riley złapał moje ramię.<br />
- To znaczy? - spytałem spokojnie, ale się wyszarpnąłem.<br />
- Pójdzie pan do więzienia.<br />
- Nie ma szans. - popatrzyłem na ojca Katheriny. Musiał mi pomóc.<br />
- Pan i pana koledzy, którzy również zeznawali. O dziwo, każdy co innego - dodał ciągle ten sam. Komendant milczał, kiwając jedynie głową.<br />
- Oni nie mogą zostać sami - powiedziałem, nie spuszczając wzroku z mężczyzny. - Nie są bezpieczni. Ona też nie.<br />
- Styles jest w więzieniu, a ja nie mam wpływu na twoje przewinięcia, Louis. - odwrócił się do okna.<br />
- Tak najłatwiej. - Teraz? Szczerze nie wiem kto zawiódł bardziej.<br />
- To prawda. Sprawa została wysłana do prokuratora. Osobiście się tym zająłem - powiedział dumnie ten drugi.<br />
- Gratuluję.<br />
- Jest czego- wezwał dwóch policjantów.<br />
Riley szedł obok mnie do radiowozu. - Zabiorą ci wszystkie rzeczy. Telefon, klucze, portfel. Jedyne co możesz zostawić to zdjęcie. Masz?<br />
Nie odpowiedziałem. Zawsze miałem je przy sobie. Otworzyłem drzwi od auta i wsiadłem. Sam.<br />
Schowałem do kieszeni fotografię, jeszcze ze szpitala. Byłem wściekły. Teraz byli zdani tylko na siebie.<br />
Nikt ich nie mógł chronić.<br />
Siedzieliśmy tu wszyscy. Trzy dni, a ja już ledwo wytrzymałem. Moje maleństwa. Szedłem na stołówkę, chociaż wcale nie chciałem jeść. Nie myślałem nawet o tym. Każdy, kto chociaż stał przy wydawaniu mnie, miał przesądzony los. Wszyscy byli martwi.<br />
- Ho ho ho, znów się widzimy. - usłyszałem za plecami.<br />
Zacisnąłem pięści powstrzymując się przed odwróceniem.<br />
- Dotrzymuję obietnic - rzucił przechodząc dalej.<br />
Wariowałem z niepokoju. Nie wybaczę sobie tego nigdy. Nie mogłem nic wiedzieć. Co się tam działo? Jeśli ktoś ich skrzywdził? Byłem przegrany. Zostało mi zdjęcie przy sercu jako pamiątka. Dobrze wiedziałem, że nic mnie nie wybroni. Ich dowody były dobre. Mocne. Usiadłem przy stole, spuszczając głowę. Bycie bezradnym to coś najgorszego. Siedzisz tutaj i patrzysz, jak każdy obok ciebie nie widzi już swojej przyszłości. A ja miałem ją. Tam, w domu. Przy synu. Przy niej. Bo ją też kochałem. Takie uczucie było we mnie. Pozostała jeszcze nadzieja.<br />
<div style="text-align: center;">
<b>~Alicja~</b></div>
- Zostaw mnie - powiedziałam do przyjaciółki, dokładnie pakując każdą rzecz.<br />
Miałam zamiar wyjechać. Nie chciałam nawet na to wszystko patrzeć. Wszędzie Louis. Spojrzę na jakąś rzecz - on. Spojrzę na syna - widzę jego. Ale Thomasa nie zostawiłam.<br />
- On ci to wyjaśni. Nie rób głupot.<br />
- Co mi wyjaśni?! - odwróciłam się do niej. - Wiesz co dzisiaj? Rozprawa. I wiesz co? Pójdę na nią. Chcę zobaczyć, czy umie spojrzeć mi w oczy. Jestem pewna, że nie. Okłamywał mnie, a do tego robił coś nielegalnego. To nie jest zaufanie. TO nie jest odpowiedzialność, Kath.<br />
- Nie możesz zapominać o wszystkim dobrym. Walcz o szczęście, proszę.<br />
Nie odpowiedziałam. Zasunęłam walizkę. Jeszcze nie wiedziałam, gdzie polecę. Ale na pewno tu nie zostanę. Kath miała tu rodziców. Była mniej więcej bezpieczna. Więcej niż mniej.<br />
Taksówką pojechałam pod sąd. Kierowca pomógł mi rozłożyć wózek. Nie mogłam wejść na rozprawę z Thomasem więc czekałam przed budynkiem.<br />
Spacerowałam od ławki do ławki. Co chwila zerkałam na chłopca. On też na mnie patrzył, intensywnie niebieskimi oczami. Miałam ochotę się rozpłakać. Mój synek, moje maleństwo.<br />
Tylko dlaczego do cholery miał się wychowywać bez ojca? Usłyszałam jakieś zamieszanie i zobaczyłam Louisa między policjantami. Odwróciłam się wózkiem i stałam, patrząc jak idą w stronę radiowozu. Złość? Minęła. Wściekłość? Przeszła. Został jeszcze zawód. Okropny zawód, bo ufałam mu bardziej niż sobie. Po prostu nie rozumiałam tego wszystkiego. On i takie rzeczy? Nie..<br />
Nie widział mnie. Dawał się popychać i poganiać patrząc na swoje buty. Wyglądał okropnie. Jakby...bez życia. Zgarbiony, nieogolony i bardzo chudy. Teraz czekała go ponura przyszłość. A ja nie mogłam stać w miejscu. I chociaż kochałam go bezgranicznie, byłam odpowiedzialna za Toma. Wtedy Louis widział, lub nie widział, nas ostatni raz.Polecam Goodbookhttp://www.blogger.com/profile/04310776735145570384noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-7446613075884323556.post-26032551757884966552015-02-01T11:34:00.002-08:002015-02-08T09:25:43.365-08:00Rozdział 8<br />
<div style="text-align: center;">
<b>~Louis~</b></div>
Weszliśmy do gabinetu ginekologicznego. We trójkę, a dokładnie w piątkę. Alicja uzgodniła z koleżanką, że ta pierwsza pójdzie na badanie, a my będziemy jej towarzyszyć. Dziewczyny lepiej nie było zostawiać samej, kiedy w grudniu próbowała zrobić coś, czego mogła żałować. Jednak sytuacja została opanowana, a wszystko wróciło do normy.<br />
<br />
Kath, z tego co kojarzę, była w piątym miesiącu ciąży. Alicja w siódmym. Obie to grubaski, które trzeba rozpieszczać. Pracowałem jak pracowałem, ale znajdowałem czas. Owszem, było ciężko, bo baby były uparte i często dawały w kość.<br />
Badanie u obydwu wyszło bardzo dobrze. Dzieciaki były zdrowe i ruchliwe.<br />
Mój syn będzie miał kolegę. Katherina również nosiła pod sercem chłopca. Wziąłem je na obiad do włoskiej restauracji.<br />
<br />
Zaczęły rozmawiać, kompletnie mnie ignorując. Świetnie. Jedna pizza to za mało.<br />
<i>Zaraz po powrocie do domu muszę się napić. Koniecznie</i> - pomyślałem<br />
- Kupiłam nową bieliznę - o, to usłyszałem.<br />
- Którą? - spytałem przytomniejąc.<br />
- Co którą? - Alicja na mnie spojrzała uśmiechając się niewinnie.<br />
- Nic - sam odpowiedziałem sobie na pytanie. - Cieszę się, kochanie.<br />
- Spodoba ci się - pocałowała mnie czule.<br />
<br />
<i>Miła odmiana</i> - przeszło mi przez myśl. Nie żebym czuł się zaniedbany, ale, że tak powiem, byłem zaniedbany. Miałem zapierdol jak nigdy wcześniej.<br />
Na jedną kobietę jeszcze, jeszcze... Ale dwie to naprawdę dużo. Musiałem być bardzo wyrozumiały i cierpliwy.<br />
<br />
Zapłaciłem i poszliśmy do auta. Odwiozłem dziewczyny.<br />
- Muszę coś jeszcze załatwić.<br />
- Jak zwykle - Alicja wywróciła oczami. - Muszę wyjść. Muszę pojechać tam i tam. Tylko nigdy nie wiem, co jest tym czymś.<br />
- Jadę do Horana, kochanie. Zapomniał telefonu - Zaśmiałem się. - Teraz lepiej?<br />
Pokazała na usta, tupiąc noga.<br />
Pocałowałem ją. Gdy weszły do domu, pojechałem. Kłamałem, ale tak było dla niej lepiej.<br />
Nie musiała wszystkiego wiedzieć. Jedynie by się zdenerwowała. Bo o rozstaniu nie mówię. Przekonałbym ją.<br />
<br />
Stanąłem pod aresztem. Naprawdę bardzo musiałem się pilnować. Wziąłem głęboki oddech i wysiadłem z auta. Z moim prawnikiem podszedłem do strażników.<br />
Sprawdzili mnie, zabrali telefon, klucze i wszystko metalowe. Teraz siedziałem przy stoliku czekając.<br />
Jeszcze nigdy go nie widziałem. Ale teraz będę miał okazję. Zastanawiałem się, dlaczego Katherina nie zeznała, że ją zgwałcił. Stukałem palcami o blat, myśląc o wszystkim co chciałem mu wygarnąć.<br />
<br />
- Louis, tylko bez nerwów - powiedział Riley.<br />
- Nie mam czasu, szybko gościu - jęknąłem.<br />
Pokręcił głową i poklepał mnie po plecach. Stalowe drzwi otworzyły się i dwóch strażników wprowadziło mężczyznę w moim wieku.<br />
Zacisnąłem szczękę ledwo będąc w stanie usiedzieć na miejscu. Moja nienawiść wzrosła. Spojrzał na mnie niechętnie.<br />
<br />
Zajął miejsce naprzeciwko mnie.<br />
- Masz zamiar uciec? - spytałem na tyle cicho, że znudzony gliniarz obok nie usłyszał.<br />
- Może - wzruszył ramionami kładąc ręce zakute w kajdanki na stół.<br />
- Nie radzę. - powiedziałem spokojnie. - Tu pożyjesz całe pięć lat, stary.<br />
Pochylił się w moją stronę.<br />
- Posłuchaj, szmaciarzu. Nie wiem kim jesteś i czego chcesz, ale ze mną nie igraj. W każdej chwili możemy się zamienić. - odparł wolno.<br />
- Wystawisz ryj zza kratek, zginiesz. Wybór należy do ciebie. Teraz, jutro, za tydzień, a może za pięć lat. Nie waż się chociażby do nich zbliżyć. Nie pozwolę na to.<br />
<br />
- Do nich? - uniósł brew zaciekawiony. - Powiem ci, że popełniłeś teraz faux pas. - roześmiał się.<br />
- Wiem co mówię. Nic przez przypadek. - zapewniłem.<br />
- To powiem ci, że zmotywowałeś mnie do działania. - przyjrzał mi się poważniejąc. - Przyjdzie twój dzień.<br />
- Stanę nad twoim grobem i splunę. Skrzywdziłeś ją, a to zdecydowanie nie było mądre. Co ona ci zrobiła?<br />
<br />
- Och, nic. Ja ją uszczęśliwiłem i będę to robić, gdy wyjdę. Wywieziesz ją na koniec świata? Znajdę. - syknął przez zęby.<br />
- Nie tkniesz jej - warknąłem.<br />
Pokiwał tylko głową. Jeszcze nigdy nie byłem tak zdenerwowany. Myślałem, że rzucę się na niego i rozszarpię.<br />
<br />
- Kojarzysz, prawda? - podsunąłem mu zdjęcie jego siostry.<br />
- Wiesz, przyjacielu, coś za coś. Ty skrzywdzisz ją, ja kogoś innego. Tak chcesz pogrywać? Katherina - westchnął mówiąc to imię - Moja piękna, należy do mnie. Z tego co powiedziałeś, jest w ciąży. Zawsze chciałem zostać ojcem.<br />
<br />
- Dziewięć. Tyle śladów miała Katherina i tyle będzie miała ona. Oberwie za wszystko. Wywieziesz na koniec świata? Znajdę. Dziecko? Jedno uderzenie je zabije. Nie pobawisz się zbyt długo.<br />
- Ale ty też masz coś dla siebie cennego, prawda? - przekrzywił głowę. - Dalej chcesz się licytować?<br />
<br />
- Zajebię cie. Choćby to miała być ostatnia rzecz jaką zrobię. - wstałem i zmierzyłem do wyjścia; w ostatniej chwili odwróciłem się i napadłem na niego z pięściami.<br />
Strażnicy raptownie weszli między nas i rozdzielili. Riley złapał moje ramiona, odwracając mnie do wyjścia. Wyszedłem, klnąc pod nosem.<br />
<br />
Otarłem krwawiącą wargę i nastawiłem palce krzywiąc się. Naprawdę nie wiele potrzebowałem, żeby ponownie wybuchnąć. Świeże powietrze mało pomogło. Bylem wściekły. Po co ja tam szedłem? Dla nerwów? Wróciłem do domu na nogach. Trzy godziny, ale doszedłem. Przynajmniej ochłonąłem. Było już dosyć późno. Kath pewnie spała, a w sypialni paliła się lampka.<br />
Modliłem się żeby mała już spała. Tylko tyle, kurwa, nic więcej.<br />
<br />
I pewnie tak było. Nie chciałem, żeby zobaczyła mnie w takim stanie. Musiałem zasnąć i jutro obudzić się w lepszym stanie. Alicja leżała na łóżku w poprzek w mojej bluzie i spała.<br />
Przynajmniej raz mi się poszczęściło. Wziąłem szybki prysznic i ubrałem dresy. Usiadłem na skraju łóżka i dotknąłem policzka dziewczyny. Włożyłem ręce pod jej talię i poprawiłem ją, kładąc normalnie.<br />
Nie obudziła się, tylko przytuliła do poduszki. Położyłem się obok. Zasnąłem, czując pod ręką ruchy syna.<br />
Rano tak strasznie nie chciałem wstawać, że budzik wylądował na ścianie.<br />
<br />
- Louis? - usłyszałem zdziwiony głos.<br />
Ktoś głaskał moje policzki.<br />
- Daj mi spać - odwróciłem się do niej plecami.<br />
- Ale miałeś jakieś spotkania mieć - przypomniała spokojnie.- I następnym razem nie kłam, kochanie. - dodała zostawiając mnie samego.<br />
<br />
- Kurwa... - walnąłem w poduszkę obok i wstałem. Nie chciałem się z nią kłócić.<br />
Humoru to ja z rana nie miałem dobrego. A jak tylko pomyślałem o sześciu literach składających się w nazwisko "Styles", trafiał mnie szlag. Wyszedłem z pokoju. Akurat Katherina wracała w ręczniku do sypialni. Na jej plecach właśnie było owe nazwisko.<br />
W jednym momencie przycisnąłem ją do ściany, patrząc w oczy.<br />
- Ty...<br />
<br />
Nagle zapomniałem co chciałem jej powiedzieć.<br />
- Tak, Louis? - spojrzała na mnie zaskoczona. - Czemu na mnie napadasz?<br />
- Będę cię chronił. Wiesz to, prawda?<br />
- Jestem ci wdzięczna, ale macie swoją rodzinę - pokiwała głową. - Tym się zajmij. Musisz być w końcu szczery i odpowiedzialny.Nie rób z siebie bohatera. Zabijesz jego, a wtedy ci nie daruję.<br />
- Chcę pomóc, ale do kurwy nie jestem cudotwórcą. Błagam pomóż... To wszystko - pocałowałem ją w czoło i zszedłem do kuchni.<br />
<br />
Od razu dostałem talerz w ręce. Potem kubek z kawą. Ładnie pachniało. Odstawiłem to wszystko na stół i pociągnąłem dziewczynę na kolana.<br />
- Jesteś zła?<br />
- Tak, jestem zła.<br />
- Przepraszam, że skłamałem, ale to było ważne.<br />
Wzruszyła ramionami, jeżdżąc palcami po stole.<br />
- Ty mnie masz za głupią, tak? Naiwna, głupiutka, siedzi w domu albo chodzi na zakupy. Mi się nic nie mówi.<br />
- Nie, to nie tak. Po prostu... Za dużo ostatnio na mnie spadło i nie do końca sobie radzę<br />
- No przecież chcę ci pomóc - popatrzyła na mnie.<br />
- Wiem. Zawaliłem.<br />
<br />
Oparła głowę o moje ramię. Westchnęła cicho. - Chciałabym, żebyśmy wszystko przetrwali.<br />
- Tak będzie. On wszystko naprawi - położyłem dłoń na jej brzuchu.<br />
Pocałowała mój policzek, a swoją dłoń położyła na mojej.<br />
- Kocham was.<br />
- To zjedz śniadanie. - uśmiechnęła się do mnie i wstała.<br />
Zjadłem, a potem zająłem się swoją zabawką w garażu.<br />
<div style="text-align: center;">
<b>~Katherina~ </b></div>
Wróciłam do swojego mieszkania, kiedy było coraz bliżej terminu. Nie mogłam tam mieszkać. Musieli mieć przestrzeń. Zwłaszcza, że Thomas niedługo przyjdzie na świat. Za jakieś dwa miesiące, ale niedługo.<br />
Troy mnie pilnował. Nie pozwalałam mu się zbliżać, ale miałam zaufanie.<br />
Trochę posprzątałam i ogarnęłam rzeczy. Naprawdę czułam się znacznie lepiej.<br />
Nie mogłam uchodzić za wariatkę. W końcu zostanę mamą, a to nauczy mnie odpowiedzialności.<br />
Louis kupił mi wszystko czego będę potrzebować.<br />
<br />
- Jak wniesiesz tu jeszcze jedno pudełko, to wyleci z tobą przez okno - prośbą nie działało, to groźba dobra. Staliśmy w holu we trójkę.<br />
- To tylko niezbędniki.<br />
- Mówisz tak po raz setny. Ala, powiedz mu coś.<br />
- Coś. Już - powiedział za nią.<br />
Pokręciłam głową i wypuściłam ich do salonu. Zacznę pracować to oddam. Wyszli dopiero późnym wieczorem. Trochę zmęczona poszłam wziąć kąpiel.<br />
<br />
Zanurzona w wodzie patrzyłam na brzuch. Coraz większy. Nie dam skrzywdzić swojego syna.<br />
- Co tam, mały? Dobrze ci tam? - mówiłam do malucha.<br />
Na pewno tak. Odpowiedział mi. Czułam kopnięcie. Uśmiechnęłam się pod nosem. Fajnie czuć swoje dziecko. Obiecałam sobie, że będę najlepszą mamą na ziemi. Przeszłość to przeszłość, ale mój syn był teraźniejszością. I tylko on pozwoli mi być kimś normalnym. Cieszyłam się, że mam tak oddanych przyjaciół. Zawsze, kiedy potrzeba, oni są. Nie chciałam, aby to działało w jedną stronę. Ja też w każdej sytuacji byłam dla nich. Zresztą, często wysłuchiwałam Lou, kiedy Ala dawała mu popalić. Zawsze mnie to bawiło. Ale tak naprawdę, to kochany facet. A ona była prawdziwą szczęściarą.Polecam Goodbookhttp://www.blogger.com/profile/04310776735145570384noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-7446613075884323556.post-15827042687494275422015-01-23T02:27:00.003-08:002015-02-08T09:25:35.570-08:00Rozdział 7<div style="text-align: center;">
<b>~Louis~</b></div>
Wszedłem do domu na prawdę zmęczony. Katherina spała w szpitalu pilnowana przez Troya i Sama. Była bezpieczna.<br />
Nie miałem siły fizycznie, ale i psychicznie. Jakbym tylko wiedział jak nazywa się ten... ten skurwysyn. W więzieniu by go wykończyli.<br />
Do salonu weszła moja dziewczyna. Musiała nie usłyszeć jak przyszedłem.<br />
- Jezu - wystraszyła się widząc moją sylwetkę. - Czemu tak późno? - oplotła rękami mój pas.<br />
- Jest w ciąży, byłem z nią w szpitalu, miała krwotok, ale już w porządku. Jest bezpieczna, słowo.<br />
Odchyliła się i spojrzała na mnie zaskoczona. Od razu opuściła ręce.<br />
- Myślę... - zawahałem się i przetarłem twarz dłonią -... myślę, że powinna z nami zamieszkać.<br />
- Tak... Tak będzie lepiej. Masz rację - zgodziła się ze mną.<br />
- Ona jest na prawdę w złym stanie - pocałowałem jej czoło.<br />
- Szkoda mi jej - no i szklane oczy, a warga drżała.<br />
- Nie becz mi tu. Już mi się to znudziło. Musisz być silna żeby jej pomóc.<br />
I tak się rozpłakała. Westchnąłem głośno. Kath nie zasługiwała na to wszystko, ale wierzyłem, że maluch da jej radość.<br />
- Idziemy spać - wziąłem małą na ręce i ruszyłem do sypialni.<br />
- Dlaczego ty jesteś w stanie być idealnym mężczyzną, gotowym wskoczyć w ogień, a inni to takie skurwysyny? - jęknęła w moją szyję. - Kocham cię.<br />
- Wiem, ja ciebie też. - położyłem ją i przykryłem. - Muszę wziąć prysznic. Pewnie kurwa tak długi, że zbankrutuje na rachunku za wodę. Śpij dobrze?<br />
- Funt - mruknęła w poduszkę i zamknęła oczy.<br />
- Możesz pomarzyć. - cmoknąłem ją w usta i poszedłem pod prysznic.<br />
Stałem pod ciepłym strumieniem wody, odchylając głowę do tylu. Dwie ciężarne, jeden facet.<br />
Położyłem się późno i od razu zasnąłem. Obudziłem się, gdy ktoś się mocno wtulał we mnie plecami. Moja dłoń automatycznie powędrowała na brzuch. Uśmiechnąłem się sennie. Moje maleństwo. Wiedziałem, że są najważniejsi na świecie. Są wszystkim.<br />
Nigdy nie zamierzałem pozwolić, aby coś im się stało. To była moja rodzina.<br />
Pocałowałem dziewczynę w szyję i mruczałem jej do ucha. Nie wiedziałem, czy robi to celowo, czy nie, ale dosłownie napierała na moje krocze.<br />
- Kochanie... - to stawało się powoli problemem.<br />
Odwróciła się do mnie. Poczułem usta na szyi.<br />
- No cześć - owinąłem ręce wokół jej talii.<br />
Usiadła mi na torsie. Przystąpiła do całowania. Uśmiechnąłem się oddając pocałunki. Zjechała niżej...Zsunęła moje bokserki całując brzuch.<br />
Poprawiłem poduszkę pod głową i zamknąłem oczy. Zdecydowanie było mi bardzo dobrze.<br />
Była zajebista we wszystkim co robiła. Nigdy nie narzekałem. Alicja była świetna w łóżku i liczyłem, że odczuwa taką rozkosz jak ja.<br />
Powoli sprawiała mi przyjemność, chcąc żeby było mi lepiej. Gdy czułem, że jestem coraz bliżej, pociągnąłem ją go góry i pocałowałem wchodząc w nią.<br />
Jęknęła głośno, wbijając palce w moje ramiona.<br />
- Powiedz, że mnie kochasz - składałem pocałunki na całej jej szyi.<br />
- Kocham cię... Bardzo Cię kocham.<br />
- Pamiętaj, że też cię kocham.<br />
Złożyłem na jej ustach pocałunek. Doszliśmy razem i położyłem się obok.<br />
Oddychałem niespokojnie. Lubiłem takie poranki.<br />
- Może zawiozę cie do Katheriny? Muszę wyjść, a jej pewnie przyda się rozmowa. Zwłaszcza z tobą. - zaproponowałem. Miałem naprawdę dosyć ważne sprawy.<br />
Nie chciałem, aby siedziała sama. Ani jedna ani druga.<br />
- Tak, tak. Ale miałam zamiar się przejść - podniosła się i poszła do łazienki.<br />
- Zawiozę cie.<br />
- Przejdę się!<br />
- Nie!<br />
- Ja i mój syn potrzebujemy świeżego powietrza!<br />
- Ty i mój syn pójdziecie wieczorem na spacer.<br />
Już mi nie odpowiedziała. Leniwie wstałem i założyłem ubrania. Musiałem dzisiaj zebrać chłopaków i wyjaśnić sprawę tego faceta.<br />
Odwiozłem małą do szpitala i wróciłem do domu bo zapomniałem telefonu. Wychodząc zderzyłem się z... policjantem. Bardzo miła wpadka. Chyba zbladłem.<br />
- Pan Tomlinson? - spojrzał na mnie. - Szukamy Katheriny Liverblood. Wczoraj nie było jej w domu, ojciec prosił o interwencje. Jest tutaj?<br />
- Katherina jest w szpitalu - kurwa, co za ulga. - Miała krwotok.<br />
Naprawdę serce biło w mojej klatce, tak szybko, jak nigdy. Gdyby się okazało, że przyszedł po mnie...Nie byłoby kolorowo, a argumentów na obronę bym nie miał. Każdy grzeszy...<br />
Policjant pokiwał głową i zadzwonił gdzieś. Zrozumiałem, że mogę już jechać.Zamknąłem dom i ruszyłem do samochodu. Cały czas coś cholera. Mogę mieć przez dwa dni spokój? Jak nie wypadek, to co innego. Rozumiem, każdy ma problemy, ale ja nie chcę się denerwować wszystkim na raz.<br />
Oparłem głowę o zagłówek, gdy zatrzymałem się na czerwonych światłach. Lou bez nerwów, bo ci żyłka pęknie.<br />
- Dzięki. Nieźle się bawisz tam na górze, nie? - jakiś facet we mnie wjechał.<br />
Uderzyłem rękoma w kierownicę. Jak nie pójdę dzisiaj na siłownię i się nie wyżyję, to popełnię morderstwo z okrucieństwem. W lusterku zobaczyłem Nialla.<br />
Na jego twarzy mieszkała się złość i rozbawienie.<br />
Zabiję go. Zjechaliśmy na pobocze. Pomachał mi jakimiś dokumentami.<br />
- Co to?<br />
Podszedł do mnie z tym swoim głupim uśmieszkiem. Miałem wbity zderzak. Czeka mnie wizyta u mechanika.<br />
Podał mi dokumenty skazujący Harry'ego Stylesa.<br />
- Przynajmniej tyle. - zacząłem to przeglądać.<br />
Wszystko się zgadzało. Za co siedział, na ile i kogo skrzywdził. Miał 5 lat wyroku. No nieźle.<br />
- No i pięknie.<br />
Blondyn wzruszył ramionami i przeczesał włosy.<br />
- Kupujesz mi za to auto - powiedział.<br />
- Nie zaczynaj, dobrze radzę.<br />
- Trochę się napracowałem - odkaszlnął i stuknął nogą w mój zderzak.<br />
Potem ruszył do auta, żeby odjechać. Rzuciłem teczkę na tył samochodu i ruszyłem. Jeszcze do załatwienia spotkanie z chłopakami oraz zakupy. Duże zakupy. Będę musiał poprosić ich o pomoc. Przygotujemy sypialnię Kath oraz pokój dla mojego syna. Dlaczego chcę to zrobić wcześniej? Mam proste wytłumaczenie. Nigdy nie wiem co będzie jutro. Wolę być przygotowanym. Może to dziecinne, ale chcę żebyśmy byli szczęśliwi i zrobię wszystko by tak było.<br />
Zawsze chciałem mieć rodzinę. Miałem prawie trzydzieści lat. Byłem dużo starszy od Alicji i zdawałem sobie sprawę, że nie będzie chciała ciągle siedzieć w domu. Jednak oboje cieszyliśmy się z tego dziecka i to nie była tragedia. A to, że Katherina urodzi trochę później to lepiej. Będą wychowywać się razem.<br />
Z <a href="http://pmcvariety.files.wordpress.com/2013/06/liam-hemsworth.jpg?w=670&h=377&crop=1" target="_blank">Troyem</a> podjechałem pod centrum i weszliśmy do środka. Od czego ja mam zacząć? Chyba najpierw farby, potem mebelki. Pokój musiał być gotowy na wieczór. Taka niespodzianka. Ala jutro miała urodziny.<br />
Weszliśmy w dział kolorowych kubełków i stanąłem jak głupi. Więcej kolorów to nie było? W końcu padło na liliowy. Dekoratorem wnętrz nie byłem, ale obraz białych mebli na tym kolorze jakoś przypadł mi do gustu.<br />
- Louis, jak ty to zaczniesz malować to może nie wyjść stary - przyznał Tom, gdy kupowałem meble. - Wiesz, będzie się budziło w nocy, widzi takie ściany i już nie zaśnie.<br />
- Zamknij się. Nie znasz się.<br />
Pokiwał tylko głową, niosąc ze mną pudła.<br />
- Jasne, pewnie, oczywiście.<br />
- Szybciej - ponagliłem go.<br />
Wywrócił oczami, a ja zakończyłem zakupy. To, to, to...Okay wszystko mam.<br />
Cały dzień spędziłem w tamtym pomieszczeniu. Odłączyłem się od świata.<br />
Byłem cały brudny. Nie przeszkadzało mi to. Słyszałem, że Ala już wróciła.<br />
- Chwila prawdy... - mruknąłem do siebie. Zszedłem na dół i bez słowa wziąłem ją na ręce nie słuchając sprzeciwów.<br />
Zaniosłem ją do <a href="http://img.zszywka.pl/0/0001/w_1357/piekny-pokoj-dla-malej-dziewczynki.jpg?1" target="_blank">pokoju</a> i postawiłem na dywanie. Jeszcze idealnie było, ale zmierzaliśmy ku końcowi.<br />
- Mów. - założyłem ręce na klatce czekając.<br />
Rozejrzała się i powoli do mnie odwróciła.<br />
- Obrzydliwy - patrzyła na mnie.<br />
Kucnąłem i schowałem głowę między kolana.<br />
- Zatrudnię dekoratorkę...<br />
Zaczęła się śmiać i usiadła przede mną, głaszcząc mało widoczny brzuch.<br />
- Cudowny kochanie. Jemu też się spodoba.<br />
- Małpa.<br />
Wyciągnęła do mnie obie ręce, uśmiechając się.<br />
Przygarnąłem ją siadając z nią na kolanach. Rozglądała się i uśmiechała. Mi się podobało i widać, że dziewczynie też. A mój syn nie będzie wybrzydzał.<br />
- Kocham cie słoneczko.<br />
- O tak, ja wiem. Inaczej byś się w ogóle nie starał - poklepała mój policzek i dała buziaka. - Będziesz śpiewał naszemu synkowi?<br />
- Zobaczymy.<br />
- Żadne zobaczymy - zagroziła. - Zrobię jeść, a ty... a ty idź się wykąp.<br />
- Ale ja wolę zostać z tobą.<br />
- Dobra - powiedziała zadowolona.Polecam Goodbookhttp://www.blogger.com/profile/04310776735145570384noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-7446613075884323556.post-90820913450855919472015-01-17T04:00:00.000-08:002015-02-08T09:25:07.617-08:00Rozdział 6<div style="text-align: center;">
<b>~Katherina~</b></div>
Poprawiłam płaszcz, stojąc przed wysokim ogrodzeniem. Denerwowałam się przed spotkaniem z przyjaciółmi. Naprawdę długo nie miałam odwagi przyjść <a href="http://data3.whicdn.com/images/151714412/large.jpg" target="_blank">tutaj</a>. Rzadko kiedy gdzieś wychodziłam. Tata nie nalegał, abym mu opowiadała co się stało. Przynosił mi zakupy. Ostatni raz, kiedy wyszłam, to na tę rozprawę. Zeznawałam. Skazali go. Jednak ja nie umiałam powiedzieć całej prawdy. Wtrąciłam tylko o porwaniu.<br />
A teraz przyszła chwila i musiałam wszystko wytłumaczyć Louisowi i Ali. Zadzwoniłam domofonem i zaraz zobaczyłam w drzwiach bruneta, który mi otwierał. Posłał mi krzepliwy uśmiech i wpuścił bez słowa. Wiedział, że to jest dla mnie lepsze, niż zwykłe cześć. Naprawdę byli wsparciem. W każdej sytuacji.<br />
Pomógł mi zdjąć okrycie i je odwiesił. Poprawiłam błękitny sweter i poszłam z Lou do <a href="http://data2.whicdn.com/images/151679536/large.jpg" target="_blank">salonu</a>. Ostatnio w ogóle nie przywiązałam wagi do urody. W przeciwieństwie do Ali. Ona zawsze wyglądała dobrze.<br />
Przyjaciółka wprost rzuciła się na mnie, gdy stanęłam w zasięgu jej wzroku.<br />
- Jak się czujesz? - spytała w moją szyję.<br />
Również ją objęłam. Miałam nadzieję, że nie dotknie pleców. Rany nie były już świeże, ale jednak bolały.<br />
- Jest w porządku. - mruknęłam.<br />
Nie wiedziałam co jeszcze powiedzieć. Zapewne będzie pytać. Poprowadziła mnie na kanapę. Louis zniknął w kuchni pewnie robiąc coś do picia.<br />
- Dobrze, że przyszłaś. Martwiłam się i tęskniłam - trzymała mnie za rękę.<br />
- Wiem. Przepraszam, ale wcześniej... nie byłam w stanie.<br />
Pokiwała głową.<br />
- Rozumiem. Pewnie nie chcesz o tym rozmawiać. Nie musimy - posłała mi ciepły uśmiech. Myślałam, że naprawdę więcej ich nie zobaczę.<br />
Znowu się przytuliłam. Okropnie mi jej brakowało.Chyba dzisiaj długo stąd nie wyjdę. Będziemy siedzieć i się przytulać - pomyślałam. Alicja wzięła moją dłoń i wsunęła do niej zdjęcie.<br />
Moje oczy dwukrotnie się powiększyły.<br />
- Gratuluję - powiedziałam. Założą szczęśliwą rodzinę. Wiedziałam to.<br />
Louis świata poza nią nie widział, a ona poza nim. Wiedziała co robi, kiedy pakowała się i jechała z nim do Londynu. Teraz to ona się do mnie przytuliła.<br />
- Będziesz mamą chrzestną.<br />
- Jasne, że tak. Najlepszą. Louis musi wariować.<br />
- Liczy, ze to będzie chłopiec - pokiwała głową.<br />
Mężczyzna przyniósł nam herbaty. Malinowa! Nie no, od razu mój humor był lepszy.<br />
- Zostawić was? - spytał.<br />
- Myślę, że rozmowa o ubrankach, butach, sukienkach nie będzie cię interesować kochanie - odpowiedziała brunetka i uśmiechnęła się do niego.<br />
Skupiłam swój wzrok na kominku, w którym tlił się ogień.<br />
- Chcecie po prostu mnie obgadywać.<br />
- Dokładnie - powiedziałyśmy równo.<br />
- Musi być chłopiec... - westchnął wychodząc.<br />
Piłam herbatę i rozmawiałam z przyjaciółką. Czas wrócić do rzeczywistości. Stało się i trudno. Idziemy dalej. Nawet nie zorientowałam się kiedy, a był już wieczór. Razem robiłyśmy placki na kolację. Wszystko było w mące. Louis też, gdy przeszedł przez drzwi. Prawie jak bałwan. Uroczo. Zaśmiałam się, a dziewczyna zawtórowała.<br />
- Muszę wyjść. Może zostaniesz na noc? - zapytał obejmując moją przyjaciółkę.<br />
Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się. Byłam pewna, że Alicja i tak mnie nie wypuści. Za długo się nie widziałyśmy.<br />
- Więc wrócę jutro. - chłopakowi wyraźnie ulżyło.<br />
Brunetka spojrzała na niego zaskoczona.<br />
- Jutro? Dlaczego jutro? - zapytała ostro.<br />
- Wrócę jutro, nie musisz się martwić.<br />
- Gdzie idziesz? - nie odpuściła mu.<br />
- Bawcie się dobrze - pocałował jej policzek i wyszedł z kuchni otrzepując się.<br />
- O i to tyle. Mogę mówić jak do ściany - mruknęła, wyciągając dla nas talerze.<br />
- Pewnie musi coś załatwić - pomogłam jej.<br />
Wywróciła tylko oczami. Też byłam ciekawa gdzie Louis pracuje. Znaczy wiadomo, że biznes ale jaki...Łatwo odchodził od tego tematu. Był mistrzem zmieniania wątków. Pytasz go o coś, on ci zaczyna tak odpowiadać, że zapominasz o co chodziło najpierw. Trochę dziwiłam się mojej przyjaciółce, że nie zmusi go do powiedzenia. Nie oskarżam o nic Louisa, ale to nie w porządku moim zdaniem. Ja bym chciała, aby mój chłopak był zupełnie szczery. On wie wszystko o mnie, a ja o nim.<br />
- Nowe auto - zobaczyłam przez okno jak wyjeżdża. - Ładne.<br />
- Przynajmniej czyste w środku - podała mi sztućce.<br />
Poszłyśmy do salonu. Miałam herbatę z winem, a koleżanka piła mięte. Jadłyśmy oglądając jeden z ulubionych filmów. Komedia to było coś, co pozwoliło zapomnieć o wszystkim. Ten wieczór był spokojny. Mogłam się odizolować od problemów. Nikt niczego ode mnie nie oczekiwał. Siedziałam, śmiałam się i piłam, komentując kolejne sceny. Po dwóch miesiącach wracałam do siebie. Będę nową Katheriną. Tak myślę. Może dam radę unieść głowę i iść przed siebie, nie patrząc pod nogi. Było minęło. Nie zmienię tego. Musiałam zapomnieć, odciąć się.<br />
Zaczęłam teraz myśleć o przyszłości. Będę musiała znaleźć pracę. Średnio pięć dni w tygodniu jestem u przyjaciół, ale wiem,że oni mają własne życie, więc staram się to ograniczać.<br />
Louis właśnie odwiózł mnie do domu. Nie pozwolił mi wrócić o tak późnej godzinie.<br />
- Dziękuję - uśmiechnęłam się, wysiadając z auta.<br />
Szłam w kierunku kamienicy, kiedy poczułam ukłucie brzucha. Zgięłam się w pół.<br />
- Chodź. Pojedziemy do lekarza. To może być coś poważnego.<br />
- Jeśli tak, to nie chcę wiedzieć - kucnęłam biorąc głęboki oddech.<br />
Dlaczego to tak bolało? Wypiłam trochę wina, ale jaki to ma wpływ?<br />
- No chodź - pomógł mi wstać i po chwili znalazłam się w jego ramionach.<br />
Niósł mnie w stronę auta. Zamknęłam oczy i tak siedziałam w fotelu przez całą drogę.<br />
- Cicho mała, jeszcze trochę. - jechał bardzo szybko.<br />
Pisnęłam głośno, kiedy poczułam jak moje spodnie przesiąkają. O mój Boże...To była krew. Patrzyłam, nie wierząc że...dlaczego krwawiłam? Wzrok Louisa również powędrował na siedzenie między moimi nogami. Praktycznie wbiegł ze mną do szpitala gdzie lekarza przywlókł do sali za fraki.<br />
- Co się dzieje? - podbiegł do mnie. - Wypadek? Nerwy? Zabieramy panią na USG. Teraz. - zawołał pielęgniarkę.<br />
Odszukałam wzrokiem Louisa.<br />
- Proszę, nie zostawiaj mnie.<br />
- Poczekam na korytarzu. - obiecał.<br />
Pokręciłam głową i złapałam go za rękę. Nie chciałam być sama. Strasznie się bałam. W efekcie Louis cały czas stał obok mnie. Po godzinie leżałam na szpitalnym łóżku, przyczepiona do kroplówki. Czułam się zmęczona oraz senna.<br />
- Państwa dziecko zostało uratowane -oznajmiła pielęgniarka.<br />
Louis od razu pokazał mi, że mam się nie odzywać, tylko leżeć spokojnie. Podziękował kobiecie i ta wyszła.<br />
- Ja zaraz zemdleję...- natłok informacji na dzisiaj był masakryczny. A ojcem tego dziecka był sam Harry Styles.<br />
- Będzie dobrze. Pomogę ci, wam. Nie zostaniesz sama, słyszysz? Będziesz mamą Katherina. - mówił<br />
- To dziecko z gwałtu. Rozumiesz? - wyszeptałam nieobecnym wzrokiem patrząc w ścianę.<br />
- Nie możesz go zabić. Obiecaj mi. W tej chwili masz mi to obiecać. To trudne i na pewno boli, ale ono nie jest niczemu winne.<br />
- Ale Louis - zaczęłam przecierać oczy. Czułam łzy, które chciały wypłynąć. - On będzie mi o tym przypominać. Poza tym...ten człowiek obiecał, że wróci. Nie jestem bezpieczna.<br />
- Nie. Zrobi. Ci. Więcej. Krzywdy. - powiedział przez zęby. - Sukinsyn nie tknie żadnego z was. Błagam cię, nie denerwuj się. - zawisł nade mną. - Rozumiemy się? Zrobię im taką piaskownice, że kurwa się tam zgubią i będzie spokój.<br />
Szlochając kiwnęłam głową. Oplotłam jego szyję i przytuliłam się.<br />
- Jesteś piękna, nie możesz płakać - otarł moje łzy i odgarnął włosy. - Nie lubię gdy to robisz, bobas na pewno też nie.<br />
- Jedź do nich...- szepnęłam. - Martwi się. Miałeś mnie tylko odwieźć. Dam radę.<br />
- Przywiozę ci rzeczy. Masz nie zasnąć do tego czasu. Pogadamy, przytulona do mnie zaśniesz i dopiero wtedy pójdę.<br />
Zgodziłam się na to. Po prostu bardzo mu ufałam. Gdy wyszedł, skuliłam się i rozpłakałam. Był już tam dwa miesiące. I mogłam je stracić. Nie wiem czego chciałam.<br />
<br />Polecam Goodbookhttp://www.blogger.com/profile/04310776735145570384noreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-7446613075884323556.post-80378174134638901572015-01-10T02:24:00.001-08:002015-02-08T09:24:59.611-08:00Rozdział 5<div style="text-align: center;">
<b>~Alicja~</b></div>
Dźwięk telefonu wybudził mnie z miłego snu. Mruknęłam coś niewyraźnie, przekręcając się na prawą stronę. Komórka leżała na szafce Louisa, więc musiałam przeciągnąć się przez niego. Udało mi się go nie obudzić. Wróciłam na swoje miejsce i odebrałam.<br />
- Halo?<br />
Przecierałam ręką twarz i ziewnęłam.<br />
- Dzień dobry Alicjo. Przepraszam, że cię budzę. Chciałaś wiedzieć jeśli będziemy coś wiedzieć. Katherina skontaktowała się z nami przez maila - tłumaczył mi jej ojciec. - Prosiła o pomoc. Prawdopodobnie została porwana. Gdy dotarliśmy na miejsce nikogo już nie było. Szukamy dalej.<br />
Byłam w wielkim szoku. To była tragedia. Nie zasłużyła sobie na to. Nawet nie odpowiedziałam. Rozłączyłam się i siedziałam, patrząc tępo w ścianę. Ale...dlaczego? Kiedy? Jak?<br />
Muszą ją znaleźć, pomóc jej.<br />
Na pewno teraz cierpiała. Nie wiem jak bardzo, ale potrzebowała przyjaciół. Od czego ja mam zacząć? Starałam się nie rozpłakać, tylko trzeźwo myśleć. Podskoczyłam przestraszona gdy Louis dotknął moich pleców.<br />
Odwróciłam się w jego stronę. Nie wiedziałam od czego zacząć. Musiał mi pomóc.<br />
- Kto dzwonił?<br />
- Tata Katheriny - mruknęłam.<br />
- I co? - usiadł przecierając twarz.<br />
- Porwali ją.<br />
Widziałam po jego twarzy, że był bardzo zaskoczony. Nie wiedziałam co powiedzieć. Przytuliłam się do niego i zaczęłam płakać. Chaotycznie przekazałam Lou, to co mi jej tata.<br />
- Spokojnie...- kołysał moim ciałem w swoich ramionach.<br />
Nie umiałam być spokojna. Katherina od zawsze była dla mnie jak siostra. Byłyśmy w tym samym wieku, ale to ona była tą dojrzalszą. Poza tym dla mnie przeprowadziła się do Londynu. Chciałyśmy być blisko.<br />
- Znajdą ją. Zobaczysz - zapewniał mnie.<br />
Pokręciłam głową. Louis miał rację, ale musieliśmy sami jej pomóc.<br />
- Zrobię śniadanie - pocałował mnie krótko i wstał.<br />
Powoli wygrzebałam się z kołdry. Z moim ramieniem było znacznie lepiej. Nie mogłam narzekać. Wygoiło się. Nikt nie wniósł sprawy na policję, czyli Lou naprawdę się tym bardzo dobrze zajął.<br />
Podeszłam do szafy i wyciągnęłam pierwszą lepszą sukienkę, w którą po chwili się ubrałam. Na dole jedzenie było już gotowe. Ślicznie pachniało. Do czasu, kiedy postawił przede mną kawę. Mój żołądek zaprotestował.<br />
W jednym momencie znalazłam się w łazience wymiotując.<br />
Zwróciłam kolację z obiadem. Zawsze musiałam się zmuszać, a tu proszę. Po paru minutach wyczerpana nie wiedziałam czy widzę podwójnie czy potrójnie. Louis pomógł mi wstać i przytrzymał gdy płukałam usta. Zerknęłam w lustro i zobaczyłam siebie, ale strasznie bladą. Byłam pewna, że to przez poranne nerwy. W końcu niemały szok przeżyłam.<br />
<a href="http://data2.whicdn.com/images/60708036/large.png" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img alt="Kouis. | via Tumblr" border="0" height="200" src="http://data2.whicdn.com/images/60708036/large.png" width="190" /></a>- Może się z powrotem położysz? - usłyszałam Lou.<br />
- Chyba tak zrobię - powoli szłam do sypialni, ale nogi się pode mną ugięły.<br />
Na moment straciłam przytomność. To trwało kilka sekund.Gdy otworzyłam oczy byłam już w łóżku, a Louis siedział obok.<br />
- Pojedziemy do lekarza.<br />
- Nie - powiedziałam. - Po prostu musisz pomóc Kath.<br />
- Kochanie...<br />
Wzięłam go za rękę i spojrzałam na niego prosząco. Tylko on mógł coś zdziałać. Ja niewiele. Nie wiedziałabym nawet gdzie szukać. Louis miał wiele kontaktów. Mógł się dowiedzieć chociaż czegoś.<br />
- Proszę...Na pewno poczuję się lepiej, kiedy będę wiedzieć cokolwiek - wytłumaczyłam.<br />
- Postaram się... - powiedział zrezygnowany po dłuższej chwili.<br />
- Ona ma tylko nas teraz - położyłam obie dłonie na jego policzkach i patrzyłam mu w oczy. - I tylko na nas może liczyć. Nie wiadomo co jej tam robią albo robi. Boję się. To zawsze mogłam być ja. Gdybym ją odprowadziła...Pozwoliłam jej wyjść.<br />
- Przestań - powiedział surowo. - Natychmiast masz przestać, zrozumiano?<br />
Pokiwałam jedynie głową, a moja grzywka wpadła do oczu. Louis oddychał spokojnie, próbując się rozluźnić. Nie chciałam go denerwować. Nie taki był mój cel.<br />
Przeczesał włosy palcami i poprawił mi poduszkę. Zrozumiałam, że mam odpocząć i po prostu iść spać. Pocałował jeszcze mój policzek i wyszedł, a ja odpłynęłam chwilę później.<br />
Przebudził mnie ból brzucha. Nie był mocny, ale nie dawał dalej spać. Potarłam ręką czoło i rozejrzałam się po pokoju. Zegar wskazywał piętnastą dwadzieścia. Na dworze padało i wiało. Nieprzyjemna pogoda. Wzdrygnęłam się, podnosząc spod ciepłej kołdry. Od razu zaczęłam szukać czegoś na zastępstwo.<br />
Louis wpadł do pokoju zdyszany.<br />
- Co jest?<br />
- Nic, ja tylko nie mogę już spać - odpowiedziałam spokojna, ale trochę zdziwiona jego szybką reakcją.<br />
- Na pewno wszystko w porządku? Wolałbym żebyś leżała.<br />
Kiwnęłam głową i podeszłam do niego, zakładając na ramiona swój sweter. Nosem sięgałam mu do barku. Może Lou nie był bardzo wysoki, ale ja byłam jeszcze niższa. Ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej i stałam tak z rękoma opuszczonym wzdłuż ciała, ściskając w palcach materiał rękawów. Od razu objął mnie i pocałowałam w czubek głowy. Był taki troskliwy. Wręcz kochany. Uśmiechnęłam się pod nosem, a potem przypomniałam sobie o Kath. Nie chciałabym, aby był zły za to, że się tak przejmuję.<br />
- Lepiej ci?<br />
- Boli mnie brzuch, ale to z nerwów.<br />
- Proszę cię, nie denerwuj się tak bardzo. Wiem, to dla ciebie ważne, ale szkodzisz sobie.<br />
- Tak, masz rację, ale ja po prostu wiem, że ona tez by mnie szukała.<br />
- Obiecuje ci, że do ciebie wróci - patrzył mi w oczy.<br />
- Och Louis. Nie zostawiaj mnie nigdzie - wtuliłam się w jego szyję, stając na palcach.<br />
- Nigdy mała - energicznie pocierał moje plecy chcąc mnie zapewne ogrzać.<br />
Usłyszałam dzwoniący telefon. Biegiem ruszyłam do stolika przy łóżku i odebrałam. - Odwiozłem ją właśnie do domu, ale nie chce z nikim rozmawiać. Przykro mi - to był tata Katheriny.<br />
Rozłączył się po tych słowach. Albo ja to zrobiłam, sama nie wiem. Znalazła się i to było najważniejsze.<br />
- Louis! Udało się! - krzyknęłam, ale zakręciło mi się w głowie. Wzięłam głęboki oddech. - Jest już w domu...<br />
- Kto? - zmarszczył brwi. - Och... świetnie - uśmiechnął się.<br />
- Nie chce na razie rozmawiać z nikim, ale to chyba normalne, prawda? - zerknęłam na niego.<br />
- Chyba tak - wzruszył ramionami.<br />
- Jestem głodna Lou. Zrobisz coś do jedzenia?<br />
- A na co masz ochotę?<br />
- Nie wiem, zjadłabym kurczaka - zamyśliłam się. - I pomidory. Dużo pomidorów...Albo nie...Coś takiego, co nie będę żałować modląc się do toalety.<br />
- Kurczak w sosie pomidorowym? - zaproponował.<br />
Uśmiechnęłam się wygładzając mu kołnierzyk koszuli. Potem pogłaskałam jego policzek i odwróciłam się idąc po rzeczy do prasowania. Louis nie gotował często, ale jak już to robił, to wychodziło naprawdę dobre. Dlatego korzystałam, że chciał to robić. Lubiłam jeść jego potrawy.<br />
Prasowałam właśnie swoją spódnicę kiedy usłyszałam donośne "kurwa" z dołu.<br />
- Co zrobiłeś, skarbie?!-krzyknęłam. Albo się sparzył albo mu coś spadło.<br />
- Jebana jego mać była. Pomidorów jej się zachciało... - ledwo powstrzymując śmiech kontynuowałam swoje zajęcie.<br />
Będę miała kolejną koszulę do prania. Pokręciłam głową biorąc następną rzecz. Jeśli zdjął tę koszulę, to tam w kuchni było gorąco.<br />
- Co ja z tym mogę zrobić? - pojawił się w progu z wielką plamą na kroczu. - Zacznij się śmiać, a przysięgam, że będziesz jadła na golasa - ostrzegł naprawdę wkurzony.<br />
Odstawiłam żelazko i usiadłam na podłodze. Zaczęłam się śmiać. Nie no, nie umiałam się powstrzymać. Co patrzyłam na niego i chciałam uspokoić, to znów salwa śmiechu.<br />
- Sama chciałaś - wskazał na mnie palcem i poszedł do łazienki.<br />
- Włóż to do miski. Namoczę - rzuciłam za nim.<br />
- O nie - zobaczyłam jego głowę - Teraz to ja zamoczę kochanie.<br />
Znowu zaczęłam się śmiać, przechylając do tylu. Z kim ja mieszkałam. Wyszedł w samych bokserkach szukając czegoś po pokoju.<br />
Zakryłam oczy. Dobrze wiedziałam jakie uczucie zaraz nastąpi, gdy będzie tak chodził przy mnie.<br />
- Gdzie są do chuja te dresy? Wiesz gdzie są te dresy? - popatrzył na mnie przez ramię.<br />
- Nie przeklinaj. Są w praniu-wytłumaczyłam.<br />
- Przecież nie były brudne.-jęknął.-Kurwa...<br />
- Louis!-spojrzałam na niego.<br />
- Nie marudź. Jestem duży, ty też. I nie mam moich dresów-znów przeszedł do łazienki.<br />
- Nie masz innych? A za każde przekleństwo funt. Będę mieć na sukienki.<br />
- Czy ja ci kiedyś odmówiłem czegoś?!<br />
- To za karę!-wróciłam do prasowania.<br />
Mój humor był o wiele lepszy.<br />
- Małpa-klepnął mnie w tyłek wychodząc z pokoju ubrany w końcu w inne dresy.<br />
- Idź gotuj człowieku. Tylko uważaj na pomidory. Czasem tryskają.<br />
- To ty zawsze piszczysz jak tryska!-pół godziny później zostałam zawołana na obiad. Pachniało obłędnie.<br />
Skonam. Jest lepszym kucharzem ode mnie. Usiadłam przy stole uśmiechając się.<br />
Oparł się o framugę patrząc na mnie.<br />
- Ty pierwsza.<br />
- Dobra, a co? Tak ładnie przygotowana trucizna?<br />
- Rozbieraj się - zignorował mnie.<br />
- Nie ma mowy. Potem znów będę chora.<br />
- Kurczak jest gorący. Znaj moją dobroć. Wystarczy do bielizny.<br />
Ściągnęłam sweter, ale pod spodem miałam tylko koszulkę nocną wiec można to była traktować jak bieliznę.<br />
- To nie przejdzie - usłyszałam.<br />
- Mówiłeś do bielizny to jest do bielizny.<br />
- Ściągaj. To za dużo.<br />
- Nie będę jeść nago.<br />
- Kurczak ci stygnie.<br />
- I właśnie nim się zajmę-zaczęłam jeść ignorując go.<br />
- Ostatnia szansa mała.<br />
- Nie będę jeść nago.-powtórzyłam.<br />
- To trzeba było ubrać się normalnie-zadowolony zmierzał w moim kierunku.<br />
- Jak? Spałam.<br />
- Nie mój problem. Miałaś czas żeby się ze mnie śmiać.<br />
- Bo jesteś głupi to się śmiałam-wzięłam talerz i uciekłam do salonu.<br />
Słyszałam szybkie kroki za sobą i już po chwili byłam uwięziona w jego ramionach.<br />
- Lou no..puś...-mówiłam niewyraźnie z widelcem w buzi.<br />
- Strasznie cie kocham, wiesz?-pocałował mnie w szyję i zabrał talerz, drugą ręką wciąż mnie trzymając.<br />
- Chyba kochasz mnie drażnić-dodałam naburmuszona.<br />
- Oj tam...-odwrócił mnie do siebie i uśmiechnął się.<br />
Ja nie wiem co było takiego zabawnego. Ale nigdy nie umiałam być długo zła. Pociągnęłam za sznurki od dresów.<br />
Sprawnym ruchem przeciągnął mi przez głowę materiał.<br />
No i już nic pod spodem nie miałam.<br />
- Moje słoneczko - pocałował mnie i nawet nie wiem kiedy znalazłam się pod nim na kanapie.<br />
Oddawałam zachłanne pocałunki, kiedy jego ubranie było już na podłodze.<br />
Został w samych bokserkach kiedy się odsunął.<br />
- Odgrzewane będzie niedobre.<br />
- Nie zjem.<br />
- Co? - zaśmiał się.<br />
- Nie jestem głodna.<br />
- Jesteś - zaniósł mnie do stołu i dał koc<br />
Zjadłam połowę. Było świetne naprawdę, ale jak zaczęło mi podchodzić do gardła to naprawdę zrezygnowałam.<br />
- Mało zjadłaś.<br />
- Chyba już nie mogę...<br />
- Wymioty nie przeszły?-martwił się.<br />
Pokiwałam głową i wypiłam kubek wody. Pomasowałam ręką brzuch. Ten dzień naprawdę był nerwowy.<br />
- Pójdziemy do lekarza. Jeśli to nerwy, to dobrze, przejdzie, ale jeśli nie to trze... Mała, a jak twój okres? - zapytał przerywając sam sobie.<br />
Kubek trzymany w rękach upadł na podłogę i roztrzaskał się na malutkie kawałeczki. Mój okres...Wzięłam głęboki oddech. Okres był dawno. Nawet bardzo. Nie zwróciłam na to uwagi. Louis podszedł do mnie ostrożnie i przeniósł na kanapę sam wracając do narobionego przeze mnie bałaganu. A gdybym była w ciąży, to chyba nie jest tragedia? Przecież się kochaliśmy. Chcieliśmy być razem już zawsze. Przynajmniej ja miałam takie plany.<br />
- Pij - podał mi szklankę i ponownie kucnął przy szkle.<br />
Zbierał to, a potem wyrzucił i wrócił do mnie. Chciałam wiedzieć co myśli.<br />
- Czemu nie powiedziałaś?<br />
- Bo się teraz zorientowałam.<br />
- Trzeba to sprawdzić - opatulił mnie bardziej kocem.<br />
Spojrzałam na niego.<br />
- A jeśli tak?<br />
- A moje?<br />
- Louis!<br />
- Ty pierwsza zaczęłaś serię głupich pytań.<br />
- Po prostu nigdy nie mówiłeś mi nic o dzieciach. Nie rozmawialiśmy o przyszłości. Nie wiem czego chcesz - odpowiedziałam.<br />
- Teraz chcę żeby to był chłopiec.<br />
- A ja chcę dziewczynkę.<br />
- No to masz pecha.<br />
~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~<br />
Trochę słodkości od Alicji i Louisa :)Polecam Goodbookhttp://www.blogger.com/profile/04310776735145570384noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-7446613075884323556.post-80989141563569981742015-01-06T03:08:00.000-08:002015-02-08T09:24:51.287-08:00Rozdział 4<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<div style="text-align: center;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;"><b>~Katherina~</b></span></span></div>
<a href="http://data1.whicdn.com/images/148589289/large.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img alt="add a caption" border="0" height="200" src="http://data1.whicdn.com/images/148589289/large.jpg" width="145" /></a><span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">Siedziałam
zgarbiona przy stole w kuchni i piłam herbatę. Piąty dzień. Piąty dzień
musiałam tu siedzieć. Przez ten czas nie byłam w stanie spojrzeć na swoje
plecy. Mężczyzna prowizorycznie je opatrzył, lecz wiadome było, iż do końca
życia pozostanę z tymi bliznami. Dopiłam resztkę gorącego napoju i odstawiłam
kubek do zlewu. Szatyna znów nie było w domu, rano wyszedł bez słowa, wpierw
upewniwszy się, że nie ucieknę. To jak więzienie. Stąd się nie dało uciec. </span></span><span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">Milion </span></span><span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">zabezpieczeń i alarmów. Zero szans...Mogłam oglądać, czytać. Po prostu raj.
Chciałam jedynie zadzwonić. Przygryzłam wargę i zastanowiłam się. Może poszukam
telefonu? Nadal zastanawiało mnie, czemu nikogo prócz niego tu nie było. Kiedy
przetrząsałam willę, znalazłam dużo śladów na obecność innych ludzi. Jedynym
pomieszczeniem, którego dotychczas nie sprawdziłam, był pokój, w którym od
kilku dni przesiadywał mój oprawca.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">Chciałam
tam wejść. Ciekawość była większa. Przecież by się nie dowiedział. Nie było go.
Weszłam do środka. To był strzał w dziesiątkę. W środku był komputer. Trzeba
było się pośpieszyć. Włączyłam urządzenie. Na monitorze ukazało się polecenie,
by podać hasło. Co nim mogło być? Po chwili namysłu, pomyślałam, że nie
zaszkodzi mi strzelić. Z zapartym tchem wpisałam: Katherina.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">Zaciskałam
palce prawej ręki, modląc się abym trafiła. Tak, tak, tak...Pisnęłam cicho, gdy
Windows zaczął się otwierać.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">Tylko
co miałam teraz zrobić. Wiedziałam, że na policję można było zadzwonić, lecz
jak się skontaktować z nimi przez komputer? Bramka SMS...Nie, to bezsensu.
Powinnam napisać do taty. On zadzwoni na policje. Albo do Louisa. Nie
wiedziałam ile mam jeszcze czasu. W każdej chwili mógł wrócić. Wiedziałam.
Musiałam napisać maila do ojca. Wiecznie miał włączoną pocztę, więc była
szansa, że niezwłocznie zareaguje. Wybrałam szybko adres strony.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">Co
chwila patrzyłam na drzwi. Serce w mojej klatce biło tak szybko jak nigdy.
Wiedziałem, że za nieposłuszeństwo czekała kara. Naprawdę liczyłam, że on o niczym
się nie dowie, a ja stad ucieknę. Zaczęłam pisać wiadomość.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;"><i><span style="line-height: 115%;">"Nie pytaj.
Wszystko ci wyjaśnię jak przyjdzie czas. POMÓŻ. Zadzwoń na policje. Obrzeża
Londynu. Wielka willa. Numer 7 na budynku. Więcej nie wiem. Katherina"</span></i><span style="line-height: 115%;">
wysłane. Wyłączyłam to wszystko i wymknęłam się z pokoju.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">W
chwili, gdy wróciłam do kuchni, by zmyć naczynia, drzwi wejściowe otworzyły
się.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">-
Tęskniłaś?-spytał szatyn.- Jak pięknie, sprzątasz. Wręcz perfekcyjna pani
domu.-uśmiechnął się po czym pocałował mnie w czoło. Co się właśnie stało?
Czyżby to kolejna z jego dziwacznych osobowości?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">Zmarszczyłam
brwi. Skąd ta delikatność? To znaczy, wolałam to od brutalności. Jednak naprawdę
mnie zaskakiwał.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">-
Dzień dobry – wydukałam<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">-
Dzień dobry, kto?- spytał. -Nie zapominaj do kogo mówisz.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">-
Proszę pana – poprawiłam się.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;"> - Kath,Kath, Kath-pokręcił głową- Czyżbyś
poczuła się zbyt pewnie? To, że dałem ci kilka dni luzu nie oznacza, że będzie
tak zawsze. Jestem mężczyzną, mam swoje potrzeby. Wygórowane, acz możliwe do
spełnienia.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">-
Wiem, proszę pana - kiwnęłam głową.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">Dalej
nie wiedziałam jak ma na imię. To była zagadka. Byłam ciekawa, ale nie miałam
odwagi spytać.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">-
Tym razem ci odpuszczę. Muszę teraz coś załatwić, więc zajmij się sobą. Nie
wiem, popłacz w kąciku, czy co tam dziewczyny lubią robić.-powiedział wychodząc
z kuchni.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">Rzuciłam
ścierkę na blat, o który zaraz oparłam ręce. Brałam głębokie oddechy, aby się
uspokoić. Był tak nieobliczalny, że nie wiedziałam, kiedy może wybuchnąć.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">Poszłam
do łazienki, by ponownie się umyć. Po tym, co zdarzyło się kilka dni temu, czułam
się brudna. Rozebrałam się i weszłam pod
prysznic. Gdy woda zaczęła po mnie spływać, pomyślałam o ojcu. Na pewno się
denerwował, a teraz przynajmniej wie, że żyję. Z rozmyślań oderwał mnie krzyk
mojego porywacza:<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">- Kath!
Gdzie jesteś ty mała dziwko?!<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">O
nie. Zaczęło się. Szybko wyszłam spod ciepłego strumienia i owinęłam się
ręcznikiem. Jedyne co zdążyłam założyć to moja bielizna i jego koszula, wisząca
na kaloryferze. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">Wybiegłam
z pomieszczenia.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">To
był błąd. Gdy mężczyzna tylko mnie zauważył, zarobiłam pięścią w brzuch.
Upadłam na podłogę.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">-
Myślałaś, że nie dowiem się o tym? Bezkarnie korzystasz z mojego komputera, by pogadać z
tatusiem? Byłaś na tyle głupia i nie wpadłaś na to, że mam dostęp do wszystkich
twoich kont? Koniec tego dobrego, nie będzie taryfy ulgowej.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">-
Nie ja...Przepraszam - zaczęłam płakać. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">On
mnie osaczał. Był wszędzie. Musiał kontrolować wszystko.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">-
Błagam, nie rób mi krzywdy...Panie. przepraszam.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">-
Wstawaj, idiotko. Będzie trzeba zmienić lokum, tu nas zaraz znajdą. Cholerny
twój ojciec i jego posada naczelnika policji... No nie leż tak!<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">Pociągnął
mnie za włosy i zmusił do wstania. Moja warga drżała. Opanowałam się i
pobiegłam do pokoju. Kupił mi ubrania. Miałam w czym chodzić. Szybko się
przebrałam i wróciłam do przedpokoju. On już tam czekał, w dłoni trzymając
jedynie kluczyki od auta. Wyszliśmy na zewnątrz. Mężczyzna złapał mnie za
nadgarstek i pociągnął w stronę samochodu.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">Szłam
za nim posłusznie. Nie mogli się pospieszyć? Dlaczego? Dlawilam się łzami
wsiadając do pojazdu. Kolejna ucieczka. Ale koszmar się nie kończył.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">Brunet
raptownie zajął miejsce obok i wyjechał z garażu. Jechał szybko, chociaż deszcz
zalewał ulice.</span><span style="font-family: 'Times New Roman', serif; font-size: 12pt;"><o:p></o:p></span></span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">Nie zwracając uwagi na znaki, czy chociażby sygnalizację, gnał przed siebie. </span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Widzisz co narobiłaś?!-wykrzyknął, gdy zauważył podążający za nami radiowóz-Ale nie myśl, że to koniec. Kiedyś wypuszczą mnie z pierdla, a wtedy cię znajdę. Nie ważne gdzie się ukryjesz. Dopadnę cię i już nigdy mi nie uciekniesz.-zakończywszy swój monolog, zatrzymał pojazd. Chyba zdał sobie sprawę, że dalsza ucieczka będzie bezcelowa. </span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">Zaciskał palce na kierownicy jakby chciał ją złamać. Jednak nie miał, aż tyle siły. </span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">Radiowóz zatrzymał się przed nami. Kolejny za.</span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">Któryś z policjantów zapukał w szybę. Brunet niespiesznie otworzył drzwi.</span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Dokumenty i dowód rejestracyjny auta, proszę.-mruknął funkcjonariusz. Spojrzał na otrzymane papiery-Zatem panie Styles, wie pan czemuż pana zatrzymaliśmy?</span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Domyślam się-mężczyzna odparł niechętnie.</span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Panno Liverblood, proszę wysiąść z auta - rzekł jeden z policjantów. Zapewne kolega mojego ojca.</span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">Odpięłam pas, chcąc go posłuchać, ale brunet złapał mnie za rękę.</span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Do zobaczenia, panno Katherino Liverblood- pocałował wierzch mej dłoni-Już nie mogę się doczekać naszego następnego spotkania.</span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">Zszokowana wysiadłam z auta. Siedząc już w radiowozie, widziałam jak zamykają na jego rękach metalowe kajdanki. Nie wyglądał na zdołowanego. Może już siedział? Może miał jakiś plan? Co to za człowiek...</span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Przepraszam - postukałam w ramię sierżanta, siedzącego za kierownicą. - Jak on ma na imię?</span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Z tego co widzę, to właśnie złapaliśmy Harry'ego Styles'a.- policjant wysłał mi pokrzepiający uśmiech. - Proszę nam wybaczyć, że nie znaleźliśmy pani wcześniej. Pani ojciec już na panią czeka na komendzie. Możemy ruszać?</span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Tak - powiedziałam, oddychając z ulgą.</span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">Koniec koszmaru. Wracamy do rzeczywistości. Oparłam głowę o szybę i przymknęłam oczy. Nie wiedziałem, że można tak wiele przejść. Nie myślałam, że może mnie coś takiego spotkać. </span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">I nawet nie chciałam wracać do tego co robił. To było okropne. Wspomnienia zostaną.</span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">Ocknęłam się dopiero, gdy dojechaliśmy na miejsce.</span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Katherina!-wykrzyknął uradowany ojciec, gdy zobaczył, że wychodzę z radiowozu-Córeczko- jego oczy zaszkliły się. Podbiegł do mnie i mocno mnie przytulił. Syknęłam z bólu. Jego niedźwiedzi uścisk ponownie otworzył rany na moich plecach.</span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Zostaw - wyjąkałam. </span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">Z bólu nogi się pode mną ugięły. Tata spojrzał na mnie przerażony. Przytrzymał mnie.</span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Lekarza!-krzyknął, widząc przesiąkającą krew. Wziął mnie sobie na ręce i szybko ruszył do przejścia. No tak, szpital był po drugiej stronie ulicy.</span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">Bałam się tego jak zareagują. Bałam się, że ktoś mnie będzie chciał skrzywdzić. To lekarze, ale po tym co zrobił Harry, nie byłam już normalna. Lęk i strach będzie mi towarzyszył.</span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">~*~</span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">Minął tydzień, odkąd trafiłam do szpitala. Dziś był ten dzień, w którym zdjęli mi bandaże. Bardzo się bałam. Wiedziałam, że ten psychopata pozostawił po sobie znak. Niepewnie podeszłam do lustra, które do mojego szpitalnego pokoju przyniósł ojciec. Powoli zdjęłam koszulę nocną i odwróciłam głowę, by zobaczyć swoje plecy. Na nich, stworzony z wielu gojących się już ran, widniał wielki napis: "STYLES".</span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">Zamknęłam oczy. Nie miałam siły na to patrzeć. Po policzkach spłynęły łzy. To zawsze będzie mi o nim przypominać. Wiedziałam, że wróci. Był... Był zawzięty w czynach.</span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Kath-do pokoju wszedł tata- Nie patrz na to. Przebierz się, matka właśnie cię wypisuje.</span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">- Jasne - mruknęłam pod nosem.</span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">Wzięłam rzeczy i udałam się do łazienki. Ubrałam to co miałam przygotowane. Rodzice odwieźli mnie do mieszkania. Nie chciałam z nimi zostać.</span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">Miałam już dość ich zbytniego podekscytowania się moją osobą. Zamknęłam drzwi na wszystkie możliwe zamki i obeszłam kilkukrotnie całe mieszkanie, by się upewnić, że żadne okno nie jest chociażby uchylone. "Pięknie"-pomyślałam-"Zaczynam popadać w paranoję".</span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">Nie wiedziałam, czy wyjdę do sklepu. Sprawił, że bałam się cienia. Siedziałam na dywanie w salonie i patrzyłam tępo w ścianę. Nie odbierałam telefonów. Zastanawiałam się, co ze mną nie tak.</span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">Przypomniałam sobie, co powiedział Harry, zanim wyjechaliśmy z jego domu. Coś o tym, że on doskonale wiedział o wszystkich moich wiadomościach. Tylko skąd? Czyżby włamał mi się na konta? Kiedy? Ile czasu już mnie stalkował? Przygotował to wszystko. Prawie plan idealny. Niech teraz siedzi. Niech go nie wypuszczają. Błagam.</span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">Pokręciłam głową. Po co o tym myślę? Dołuje się bardziej. Może lepiej jak znajdę sobie zajęcie? Na przykład przemebluję salon.</span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">Tak, to była dobra myśl. Zadzwonię do Alicji i razem coś wymyślimy. Pewnie umiera z niepokoju o mnie. Jest taką dobrą przyjaciółką. Chwyciłam za torbę w poszukiwaniu telefonu, jednak, gdy ją rozpięłam, przypomniałam sobie o tamtym dniu. No tak, będę musiała kupić nową komórkę.</span><br />
<span style="line-height: 18.3999996185303px;">To nie teraz - pomyślałam. Jeszcze nie miałam odwagi wychodzić. Nie. Będę musiała poczekać z zakupami.</span><br />
<div>
<div style="text-align: center;">
~~*~~<br />
W dalszych rozdziałach Katherina i Harry będą pojawiać się częściej niż Alicja i Louis.<br />
Taka krótka informacja dla tych, którym bardziej do gustu przypadła ta niezwykle kontrowersyjna para :)</div>
</div>
</div>
Polecam Goodbookhttp://www.blogger.com/profile/04310776735145570384noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-7446613075884323556.post-62287768410083615332014-12-31T05:07:00.000-08:002015-02-08T09:24:43.139-08:00Rozdział 3<div style="text-align: center;">
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left;">
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;"><b>~Alicja~</b><o:p></o:p></span></div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">-
Gówno mnie to obchodzi! - usłyszałam krzyki. To był głos Louisa. Byłam tego
pewna. - Nareszcie - drzwi się otworzyły, ale to nie były drzwi od mojego
pokoju. Gdzie ja byłam?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Otwierałam
i zamykałam oczy. Byłam taka senna, taka zmęczona...Ale dlaczego? Coś się
stało? Nie pamiętałam. Byłam jeszcze otumaniona.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">-
Cześć kochanie - dostrzegłam Louisa w nogach łóżka.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Zmarszczyłam
czoło i chciałam się podnieść. Dobra. Co się stało? Wyglądał na zmartwionego.
Miał zmierzwione włosy i naprawdę był niespokojny.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">-
Wszystko będzie dobrze - chciał powiedzieć coś jeszcze, ale do sali wszedł
lekarz. - Panie doktorze? - zwrócił się do mężczyzny w średnim wieku.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">-
Panna Moore jest przytomna czyli wszystko w porządku. Wie pani co się stało? -
lekarz spojrzał na mnie intensywnym wzrokiem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Zamrugałam
oczami, próbując sobie coś przypomnieć. Był wieczór, wracałam od Katheriny, ale
jej nie było i...Tak chyba pamiętałam.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">-
Jakiś dupek ją potrącił nie zdając sobie sprawy jak wielkie poniesie tego
konsekwencje - wyprzedził mnie Louis.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">-
Panie Tomlinson - ewidentnie go upomniał.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Lou
wypuścił powietrze z ust, opierając ręce na ramie końca łóżka. Widziałam jak
zaciska na niej palce. Nie cierpię jak się wkurza. Zwłaszcza na mnie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">-
Wszystko jest okay? - spytał lekko się opanowując.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Mężczyzna
trochę posiwiały podszedł do mnie i zbadał puls. Drgnęłam czując ból ramienia.
Było obandażowane. Poza tym nie widziałam więcej obrażeń. Czułam obie nogi i
obie ręce. Chyba było ze mną dobrze.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">-
Tak czy nie? - mój chłopak szybko się denerwował.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">-
Jeszcze zostawimy panią na obserwacji. W domu ramię będzie trzeba obkładać
lodem. - zaznaczył.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">-
Będziemy - Lou nie dopuszczał mnie do słowa.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">-
Umiem mówić - wtrąciłam i zamknęłam oczy. Ja potrzebuje Ibupromu a nie rad.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Znowu
zostaliśmy sami. Louis usiadł na moim łóżku i pocałował moją dłoń. Chciałam,
żeby się uspokoił. Drobny wypadek. Nie było wiele szkód. Mam nadzieję, że temu
kierowcy też się nic nie stało. W końcu to była moja wina. To ja weszłam pod
samochód, przez swoją nierozwagę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">-
Chcę już do domu. - powiedziałam powoli siadając. - Co z Katheriną?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">-
Nie wiem skarbie. Najważniejsze, że jesteś cała - widziałam, że miał do mnie żal
o wykradnięcie się.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Ale
musiałam. Nie mogłabym spać po nocach. Chociaż teraz też nie będę mogła.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">-
Louis, ona nie odbiera telefonu. Nie było jej w domu.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">-
Odpoczywaj - pogłaskał mój policzek. - Później się tym zajmiemy... razem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">-
Dobrze, przepraszam. To było konieczne - wtuliłam się w jego dłoń.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">-
Jesteś dla mnie najważniejsza. Nie mogę cię stracić rozumiesz? Nie mogę i już.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">-
Ale przecież nic się nie stało - spojrzałam na niego. Był...To był mój świat.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">-
Przynieść ci coś?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Nie. Idź do domu -
powiedziałam. Stan jego koszuli i to, że był nie ogolony, mówił o wszystkim.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Przecież wiesz, że
tego nie zrobię.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Proszę - westchnęłam
zmęczona. Lou był tak strasznie uparty. Zawsze stawiał na swoim. Na myśl
przyszła mi chwila, kiedy się poznaliśmy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Byłam
na wymianie studenckiej i mieszkałam u jego mamy. Kiedyś przyjechał z
niezapowiedziana wizytą, a ja akurat brałam prysznic i tak jakby zapomniałam
zablokować drzwi.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">To
od razu było bliskie spotkanie. Zaczęłam krzyczeć i piszczeć. Zrobiłam się cała
czerwona i ukryłam twarz w poduszce. O matko. Dalej mnie to krępowało. A on
miał wtedy taki bezczelny uśmiech. Był starszy i to znacznie, ale często w
ogóle się tak nie zachowywał.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">No
i potem wszystko się jakoś potoczyło tak, że zrezygnowałam ze studiów i
wyjechaliśmy do Londynu razem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Pamiętam
swój pierwszy, nasz pierwszy raz.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Zabrał
mnie do Francji. Tak po prostu. Wróciłam od Katheriny, a on mówi, że jedziemy na
lotnisko. Nie przebrana wsiadłam do auta i pojechaliśmy. Wszystko co
przygotował przerosło moje oczekiwania.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Czułam
się wtedy tak ważna. Wiedziałam, że mu zależy i że się starał. I była wieża
Eiffla i była kolacja. I tańczyliśmy nad Sekwaną. A później zabrał mnie do
swojego apartamentu. Kwiaty i szampan towarzyszyły nam tam na każdym kroku.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Był
bardzo delikatny i starał się, abym czuła najmniej bólu. Spojrzałam na
dwudziestosiedmiolatka i pocałowałam go.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Do domu. Już -
szepnęłam.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Nie. Jak jeszcze raz
to powiesz to stracę cierpliwość.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Lou, jeśli mnie
kochasz to pójdziesz odpocząć, bo nie będziesz chciał żebym się denerwowała.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Twoje szantaże nie
działają kochanie...<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Nie
miałam do niego siły. Powoli ułożyłam się w wygodnej pozycji, uważając na
ramię.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">-
Śpij. - w końcu rzeczywiście ponownie odpłynęłam.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Gdy
opuszczałam szpital bardzo padało. Poprawiłam marynarkę na ramieniu, które było
w usztywnieniu. Zeszłam powoli po schodkach, próbując wyciągnąć telefon.
Chciałam zadzwonić do Lou.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Oczywiście
musiał mi wypaść co przysporzyło kłopot. Jakiś młody chłopak podniósł go widząc
że sprawia mi to problem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Dziękuję -
powiedziałam, odgarniając mokrą grzywkę. Uśmiechnęłam się i wzięłam telefon.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Nie ma za co. Coś
poważnego? - wskazał na moje ramię.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Stłuczenie. Ja
idiotka nie patrzyłam na ulicę. Lepiej niech pan idzie do środka. Pada.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Jestem Tom - chciał
podać mi dłoń wtedy obok mnie pojawił się Louis. - Będzie dobrze. - chłopak
mruknął i ulotnił się w jednej chwili.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Nie
zdążyłam nawet powiedzieć "cześć". Odwróciłam się do mężczyzny.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;"> - Właśnie miałam
dzwonić...<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Ale zrezygnowałaś na
rzecz rozmowy z nim - prowadził mnie do auta.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Wsiadłam
szybko i pociągnęłam za pas bezpieczeństwa. Nie zmokłam tak bardzo. - Nie byłeś
dzisiaj w pracy?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Nie. - powiedział
krótko.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Ciekawie się zaczyna
-mruknęłam pod nosem, dzwoniąc do Katheriny. Jej ojciec był naczelnikiem
policji. Na pewno wiedziałby, gdyby się coś stało.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Jej karta jest
nieaktywna od kilku dni. - usłyszałam.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Zwolniła się z pracy
- odłożyłam telefon. Poczułam uścisk w żołądku. To sprawiało, że nerwy brały
górę. Wtedy wpadałam w histerię.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Nie wyciągajmy
pochopnych wniosków.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Louis, to nie jest
normalne. Nie otwierała, nie odbiera. Coś się musiało stać - postukałam palcami
o deskę rozdzielczą. - Mam nadzieję, że nie dostane żadnego wezwania o
spowodowanie wypadku. Nie mam do tego głowy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Zająłem się tym. Mała
proszę nie denerwuj się.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Jak to? - spojrzałam
na niego zaskoczona.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Spotkałem się z tym
gościem... dogadaliśmy się.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Dogadaliście?
Złamałeś mu szczękę czy ręce? - zakpiłam i pocałowałam go w policzek. Stanął
pod domem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Dlaczego nie możesz
na chwilę zostawić tego całego gówna wokół? - popatrzył na mnie trzymając ręce
na kierownicy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Co nazywasz gównem? -
utrzymałam jego spojrzenie. - O co chodzi?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- O wszystko.
Załatwiłem. Mogłabyś podziękować i odpuścić.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Aha. Bo wiem jak
załatwiasz swoje sprawy. Nie ważne. Dzięki - wysiadłam z rzeczami i poszłam do
domu.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Słyszałam, że idzie za mną. Świetnie. Kłótnia to to czego potrzebowałam<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Nigdy
tego nie lubiłam. Co to za satysfakcja być zła na osobę, którą się kocha?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Weszliśmy
do domu bez słowa. Louis od razu poszedł do piwnicy. Pewnie będzie robił coś
przy swoim złomie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Postanowiłam
zrobić obiad. Miałam dużo czasu, bo korzystając z jednej ręki będę to robiła
wolno.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">To
zdecydowanie było spore utrudnienie. Ale teraz nic na to nie poradzę. Trzeba
poczekać. Następnym razem po prostu będę uważać. Mogłam się rozglądać, a byłam
zajęta myślami. Po upływie półtorej godziny prawie skończyłam. Sięgnęłam do
szafki, aby wyjąć dwa talerze. Jeden o mało mi nie spadł, ale uratowałam
sytuację. Postawiłam je na blacie i nałożyłam spaghetti. Nie bardzo lubiłam tę
potrawę. Po prostu łatwo się ją przygotowało. Louis nie pokazał się ani na
chwilę. Słyszałam tylko co chwila jakieś hałasy z dołu. I przekleństwa, kiedy
coś mu nie wychodziło. On był dosyć nerwowy. Łatwo się denerwował. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Dlatego
często pod jego nieuwagę, podawałam mu melisę, bo przecież rozniósłby
pracowników. Wszyscy musieli chodzić jak w zegarku. A gdy w pracy było
ciężko, to przenosił nerwy tutaj i nie było ciekawie. Oczywiście nigdy mnie nie
uderzył. O nie. Nawet o tym bym nie pomyślała. Był cudowny na swój sposób. Ale
lepszego chłopaka mieć nie mogłam.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Nie
chciało mi się schodzić na dół. Wystukałam mu wiadomość. Nie przyszedł jednak.
Nie zdziwiłabym się gdyby w ogóle nie odczytał wiadomości.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Naprawdę
nie chciałam tam wchodzić, bo jeszcze bym z tych schodów spadła. Moje szczęście
jest nie do opisania. Rozwaliłam szklankę robiąc huk. O, przyszedł. Super.
Podałam mu obiad.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">-
Nie będę jadł - mruknął myjąc ręce ze smaru. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Nie denerwuj mnie -
powiedziałam biorąc głęboki oddech.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Wzięłam
talerz i poszłam do salonu. Słyszałam, że idzie na górę i to było tyle. Ten
dzień będzie bardzo cichy - pomyślałam. Zjadłam i zła sprzątnęłam szkło oraz
naczynia. Poszłam na górę, ale Louisa nie było w naszej sypialni. Co tym razem
robił? Postanowiłam to sprawdzić po obłożeniu ramienia.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Siedział
na schodach na strych z nogami do góry.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Co robisz? -
spytałam, dosyć ciekawa.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Medytuję...<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Bardzo ambitne
zajęcie. Pomaga?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Nie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Idę na komendę. Może
jej ojciec już coś wie - powiedziałam.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Nie idź nigdzie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Kucnęłam
przy nim. Czułam się jak w jakimś serialu kryminalnym.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;"> -
Jak coś będą, wiedzieć to zadzwonią - otworzył jedno oko.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Odgarnęłam
grzywkę bruneta i postukałam go palcami w czoło.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Wstawaj.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Po co?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Wstawaj, bo nie mam
się do kogo przytulić.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- A przytulisz się?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Po to przyszłam.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Przerzucił
nogi siadając normalnie. Od razu byłam przy jego ramieniu. Tak mi najlepiej. Przy
nim. Pocałował mnie w czoło i przyciągnął jeszcze bliżej. Wdychałam zapach
drogich perfum. Zamknęłam oczy i czułam się bardzo dobrze, bo byłam w jego ramionach.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Kocham cię mała -
wziął mnie na kolana, uważając na moje ramię.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Ja ciebie też kocham
- cmoknęłam jego usta i uśmiechnęłam się.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- Puszczę ci wodę do
wanny.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">- I oczywiście
wykąpiesz się ze mną - powiedziałam.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt 35.4pt; text-align: left;">
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">- Skoro chcesz... -
pociągnął mnie za rękę do łazienki.</span><span style="font-family: 'Times New Roman', serif; font-size: 12pt;"><o:p></o:p></span></span></div>
</div>
Polecam Goodbookhttp://www.blogger.com/profile/04310776735145570384noreply@blogger.com12