sobota, 10 stycznia 2015

Rozdział 5

~Alicja~
Dźwięk telefonu wybudził mnie z miłego snu. Mruknęłam coś niewyraźnie, przekręcając się na prawą stronę. Komórka leżała na szafce Louisa, więc musiałam przeciągnąć się przez niego. Udało mi się go nie obudzić. Wróciłam na swoje miejsce i odebrałam.
- Halo?
Przecierałam ręką twarz i ziewnęłam.
- Dzień dobry Alicjo. Przepraszam, że cię budzę. Chciałaś wiedzieć jeśli będziemy coś wiedzieć. Katherina skontaktowała się z nami przez maila - tłumaczył mi jej ojciec. - Prosiła o pomoc. Prawdopodobnie została porwana. Gdy dotarliśmy na miejsce nikogo już nie było. Szukamy dalej.
Byłam w wielkim szoku. To była tragedia. Nie zasłużyła sobie na to. Nawet nie odpowiedziałam. Rozłączyłam się i siedziałam, patrząc tępo w ścianę. Ale...dlaczego? Kiedy? Jak?
Muszą ją znaleźć, pomóc jej.
Na pewno teraz cierpiała. Nie wiem jak bardzo, ale potrzebowała przyjaciół. Od czego ja mam zacząć? Starałam się nie rozpłakać, tylko trzeźwo myśleć. Podskoczyłam przestraszona gdy Louis dotknął moich pleców.
Odwróciłam się w jego stronę. Nie wiedziałam od czego zacząć. Musiał mi pomóc.
- Kto dzwonił?
- Tata Katheriny - mruknęłam.
- I co? - usiadł przecierając twarz.
- Porwali ją.
Widziałam po jego twarzy, że był bardzo zaskoczony. Nie wiedziałam co powiedzieć. Przytuliłam się do niego i zaczęłam płakać. Chaotycznie przekazałam Lou, to co mi jej tata.
- Spokojnie...- kołysał moim ciałem w swoich ramionach.
Nie umiałam być spokojna. Katherina od zawsze była dla mnie jak siostra. Byłyśmy w tym samym wieku, ale to ona była tą dojrzalszą. Poza tym dla mnie przeprowadziła się do Londynu. Chciałyśmy być blisko.
- Znajdą ją. Zobaczysz - zapewniał mnie.
Pokręciłam głową. Louis miał rację, ale musieliśmy sami jej pomóc.
- Zrobię śniadanie - pocałował mnie krótko i wstał.
Powoli wygrzebałam się z kołdry. Z moim ramieniem było znacznie lepiej. Nie mogłam narzekać. Wygoiło się. Nikt nie wniósł sprawy na policję, czyli Lou naprawdę się tym bardzo dobrze zajął.
Podeszłam do szafy i wyciągnęłam pierwszą lepszą sukienkę, w którą po chwili się ubrałam. Na dole jedzenie było już gotowe. Ślicznie pachniało. Do czasu, kiedy postawił przede mną kawę. Mój żołądek zaprotestował.
W jednym momencie znalazłam się w łazience wymiotując.
Zwróciłam kolację z obiadem. Zawsze musiałam się zmuszać, a tu proszę. Po paru minutach wyczerpana nie wiedziałam czy widzę podwójnie czy potrójnie. Louis pomógł mi wstać i przytrzymał gdy płukałam usta. Zerknęłam w lustro i zobaczyłam siebie, ale strasznie bladą. Byłam pewna, że to przez poranne nerwy. W końcu niemały szok przeżyłam.
Kouis. | via Tumblr- Może się z powrotem położysz? - usłyszałam Lou.
- Chyba tak zrobię - powoli szłam do sypialni, ale nogi się pode mną ugięły.
Na moment straciłam przytomność. To trwało kilka sekund.Gdy otworzyłam oczy byłam już w łóżku, a Louis siedział obok.
- Pojedziemy do lekarza.
- Nie - powiedziałam. - Po prostu musisz pomóc Kath.
- Kochanie...
Wzięłam go za rękę i spojrzałam na niego prosząco. Tylko on mógł coś zdziałać. Ja niewiele. Nie wiedziałabym nawet gdzie szukać. Louis miał wiele kontaktów. Mógł się dowiedzieć chociaż czegoś.
- Proszę...Na pewno poczuję się lepiej, kiedy będę wiedzieć cokolwiek - wytłumaczyłam.
- Postaram się... - powiedział zrezygnowany po dłuższej chwili.
- Ona ma tylko nas teraz - położyłam obie dłonie na jego policzkach i patrzyłam mu w oczy. - I tylko na nas może liczyć. Nie wiadomo co jej tam robią albo robi. Boję się. To zawsze mogłam być ja. Gdybym ją odprowadziła...Pozwoliłam jej wyjść.
- Przestań - powiedział surowo. - Natychmiast masz przestać, zrozumiano?
Pokiwałam jedynie głową, a moja grzywka wpadła do oczu. Louis oddychał spokojnie, próbując się rozluźnić. Nie chciałam go denerwować. Nie taki był mój cel.
Przeczesał włosy palcami i poprawił mi poduszkę. Zrozumiałam, że mam odpocząć i po prostu iść spać. Pocałował jeszcze mój policzek i wyszedł, a ja odpłynęłam chwilę później.
Przebudził mnie ból brzucha. Nie był mocny, ale nie dawał dalej spać. Potarłam ręką czoło i rozejrzałam się po pokoju. Zegar wskazywał piętnastą dwadzieścia. Na dworze padało i wiało. Nieprzyjemna pogoda. Wzdrygnęłam się, podnosząc spod ciepłej kołdry. Od razu zaczęłam szukać czegoś na zastępstwo.
Louis wpadł do pokoju zdyszany.
- Co jest?
- Nic, ja tylko nie mogę już spać - odpowiedziałam spokojna, ale trochę zdziwiona jego szybką reakcją.
- Na pewno wszystko w porządku? Wolałbym żebyś leżała.
Kiwnęłam głową i podeszłam do niego, zakładając na ramiona swój sweter. Nosem sięgałam mu do barku. Może Lou nie był bardzo wysoki, ale ja byłam jeszcze niższa. Ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej i stałam tak z rękoma opuszczonym wzdłuż ciała, ściskając w palcach materiał rękawów. Od razu objął mnie i pocałowałam w czubek głowy. Był taki troskliwy. Wręcz kochany. Uśmiechnęłam się pod nosem, a potem przypomniałam sobie o Kath. Nie chciałabym, aby był zły za to, że się tak przejmuję.
- Lepiej ci?
- Boli mnie brzuch, ale to z nerwów.
- Proszę cię, nie denerwuj się tak bardzo. Wiem, to dla ciebie ważne, ale szkodzisz sobie.
- Tak, masz rację, ale ja po prostu wiem, że ona tez by mnie szukała.
- Obiecuje ci, że do ciebie wróci - patrzył mi w oczy.
- Och Louis. Nie zostawiaj mnie nigdzie - wtuliłam się w jego szyję, stając na palcach.
- Nigdy mała - energicznie pocierał moje plecy chcąc mnie zapewne ogrzać.
Usłyszałam dzwoniący telefon. Biegiem ruszyłam do stolika przy łóżku i odebrałam. - Odwiozłem ją właśnie do domu, ale nie chce z nikim rozmawiać. Przykro mi - to był tata Katheriny.
Rozłączył się po tych słowach. Albo ja to zrobiłam, sama nie wiem. Znalazła się i to było najważniejsze.
- Louis! Udało się! - krzyknęłam, ale zakręciło mi się w głowie. Wzięłam głęboki oddech. - Jest już w domu...
- Kto? - zmarszczył brwi. - Och... świetnie - uśmiechnął się.
- Nie chce na razie rozmawiać z nikim, ale to chyba normalne, prawda? - zerknęłam na niego.
- Chyba tak - wzruszył ramionami.
- Jestem głodna Lou. Zrobisz coś do jedzenia?
- A na co masz ochotę?
- Nie wiem, zjadłabym kurczaka - zamyśliłam się. - I pomidory. Dużo pomidorów...Albo nie...Coś takiego, co nie będę żałować modląc się do toalety.
- Kurczak w sosie pomidorowym? - zaproponował.
Uśmiechnęłam się wygładzając mu kołnierzyk koszuli.  Potem pogłaskałam jego policzek i odwróciłam się idąc po rzeczy do prasowania. Louis nie gotował często, ale jak już to robił, to wychodziło naprawdę dobre. Dlatego korzystałam, że chciał to robić. Lubiłam jeść jego potrawy.
Prasowałam właśnie swoją spódnicę kiedy usłyszałam donośne "kurwa" z dołu.
- Co zrobiłeś, skarbie?!-krzyknęłam. Albo się sparzył albo mu coś spadło.
- Jebana jego mać była. Pomidorów jej się zachciało... - ledwo powstrzymując śmiech kontynuowałam swoje zajęcie.
Będę miała kolejną koszulę do prania. Pokręciłam głową biorąc następną rzecz. Jeśli zdjął tę koszulę, to tam w kuchni było gorąco.
- Co ja z tym mogę zrobić? - pojawił się w progu z wielką plamą na kroczu. - Zacznij się śmiać, a przysięgam, że będziesz jadła na golasa - ostrzegł naprawdę wkurzony.
Odstawiłam żelazko i usiadłam na podłodze. Zaczęłam się śmiać. Nie no, nie umiałam się powstrzymać. Co patrzyłam na niego i chciałam uspokoić, to znów salwa śmiechu.
- Sama chciałaś - wskazał na mnie palcem i poszedł do łazienki.
- Włóż to do miski. Namoczę - rzuciłam za nim.
- O nie - zobaczyłam jego głowę - Teraz to ja zamoczę kochanie.
Znowu zaczęłam się śmiać, przechylając do tylu. Z kim ja mieszkałam. Wyszedł w samych bokserkach szukając czegoś po pokoju.
Zakryłam oczy. Dobrze wiedziałam jakie uczucie zaraz nastąpi, gdy będzie tak chodził przy mnie.
- Gdzie są do chuja te dresy? Wiesz gdzie są te dresy? - popatrzył na mnie przez ramię.
- Nie przeklinaj. Są w praniu-wytłumaczyłam.
- Przecież nie były brudne.-jęknął.-Kurwa...
- Louis!-spojrzałam na niego.
- Nie marudź. Jestem duży, ty też. I nie mam moich dresów-znów przeszedł do łazienki.
- Nie masz innych? A za każde przekleństwo funt. Będę mieć na sukienki.
- Czy ja ci kiedyś odmówiłem czegoś?!
- To za karę!-wróciłam do prasowania.
Mój humor był o wiele lepszy.
- Małpa-klepnął mnie w tyłek wychodząc z pokoju ubrany w końcu w inne dresy.
- Idź gotuj człowieku. Tylko uważaj na pomidory. Czasem tryskają.
- To ty zawsze piszczysz jak tryska!-pół godziny później zostałam zawołana na obiad. Pachniało obłędnie.
Skonam. Jest lepszym kucharzem ode mnie. Usiadłam przy stole uśmiechając się.
Oparł się o framugę patrząc na mnie.
- Ty pierwsza.
- Dobra, a co? Tak ładnie przygotowana trucizna?
- Rozbieraj się - zignorował mnie.
- Nie ma mowy. Potem znów będę chora.
- Kurczak jest gorący. Znaj moją dobroć. Wystarczy do bielizny.
Ściągnęłam sweter, ale pod spodem miałam tylko koszulkę nocną wiec można to była traktować jak bieliznę.
- To nie przejdzie - usłyszałam.
- Mówiłeś do bielizny to jest do bielizny.
- Ściągaj. To za dużo.
- Nie będę jeść nago.
- Kurczak ci stygnie.
- I właśnie nim się zajmę-zaczęłam jeść ignorując go.
- Ostatnia szansa mała.
- Nie będę jeść nago.-powtórzyłam.
- To trzeba było ubrać się normalnie-zadowolony zmierzał w moim kierunku.
- Jak? Spałam.
- Nie mój problem. Miałaś czas żeby się ze mnie śmiać.
- Bo jesteś głupi to się śmiałam-wzięłam talerz i uciekłam do salonu.
Słyszałam szybkie kroki za sobą i już po chwili byłam uwięziona w jego ramionach.
- Lou no..puś...-mówiłam niewyraźnie z widelcem w buzi.
- Strasznie cie kocham, wiesz?-pocałował mnie w szyję i zabrał talerz, drugą ręką wciąż mnie trzymając.
- Chyba kochasz mnie drażnić-dodałam naburmuszona.
- Oj tam...-odwrócił mnie do siebie i uśmiechnął się.
Ja nie wiem co było takiego zabawnego. Ale nigdy nie umiałam być długo zła. Pociągnęłam za sznurki od dresów.
Sprawnym ruchem przeciągnął mi przez głowę materiał.
No i już nic pod spodem nie miałam.
- Moje słoneczko - pocałował mnie i nawet nie wiem kiedy znalazłam się pod nim na kanapie.
Oddawałam zachłanne pocałunki, kiedy jego ubranie było już na podłodze.
Został w samych bokserkach kiedy się odsunął.
- Odgrzewane będzie niedobre.
- Nie zjem.
- Co? - zaśmiał się.
- Nie jestem głodna.
- Jesteś - zaniósł mnie do stołu i dał koc
Zjadłam połowę. Było świetne naprawdę, ale jak zaczęło mi podchodzić do gardła to naprawdę zrezygnowałam.
- Mało zjadłaś.
- Chyba już nie mogę...
- Wymioty nie przeszły?-martwił się.
Pokiwałam głową i wypiłam kubek wody. Pomasowałam ręką brzuch. Ten dzień naprawdę był nerwowy.
- Pójdziemy do lekarza. Jeśli to nerwy, to dobrze, przejdzie, ale jeśli nie to trze... Mała, a jak twój okres? - zapytał przerywając sam sobie.
Kubek trzymany w rękach upadł na podłogę i roztrzaskał się na malutkie kawałeczki. Mój okres...Wzięłam głęboki oddech. Okres był dawno. Nawet bardzo. Nie zwróciłam na to uwagi. Louis podszedł do mnie ostrożnie i przeniósł na kanapę sam wracając do narobionego przeze mnie bałaganu. A gdybym była w ciąży, to chyba nie jest tragedia? Przecież się kochaliśmy. Chcieliśmy być razem już zawsze. Przynajmniej ja miałam takie plany.
- Pij - podał mi szklankę i ponownie kucnął przy szkle.
Zbierał to, a potem wyrzucił i wrócił do mnie. Chciałam wiedzieć co myśli.
- Czemu nie powiedziałaś?
- Bo się teraz zorientowałam.
- Trzeba to sprawdzić - opatulił mnie bardziej kocem.
Spojrzałam na niego.
- A jeśli tak?
- A moje?
- Louis!
- Ty pierwsza zaczęłaś serię głupich pytań.
- Po prostu nigdy nie mówiłeś mi nic o dzieciach. Nie rozmawialiśmy o przyszłości. Nie wiem czego chcesz - odpowiedziałam.
- Teraz chcę żeby to był chłopiec.
- A ja chcę dziewczynkę.
- No to masz pecha.
~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~
Trochę słodkości od Alicji i Louisa :)

14 komentarzy: