~Katherina~
Alicja z Louisem zabrali Miquela. Nie powinien tego widzieć. Nie powinien słyszeć tych krzyków. Harry wrócił na dobre. Ostatecznie. Ale ta awantura była dopiero początkiem. Był dosłownie wkurwiony, nie zdenerwowany, wkurwiony, gdy odjechali w stronę Liverpoolu z naszym dzieckiem.- Zajebię jak psa!-wykrzyknął-Właśnie przed tym cię ostrzegałem, złotko. Przed tym chorym skurwysynem i jego lachociągiem!
- Nie mów tak – odpowiedziałam cicho i sięgnęłam po nóż, który rzucił w kąt. – Nie dziw się. Mike będzie się teraz bał. Oni nie wiedzieli co się dzieje. Zabrałeś mi telefon.
- Nie nie nie, policją tu nic nie wskórasz. Tu trzeba permanentnej inwigilacji. Wiedzieć, gdzie ten skurwiel jest, co robi i co najważniejsze, gdzie ukrył Miquela. Już ja się tym zajmę.
- Ale ja wiem, gdzie oni mieszkają - szepnęłam. Wstałam. - Nie chodzi o policję tylko o to, że jako przyjaciele martwili się o mnie. Nie odpowiadałam na telefony, przez ciebie. Nie wpuściłam ojca do domu, przez ciebie. Mieli podejrzenia i stało się jak się stało.
-Nie usprawiedliwiaj ich-walnął pięścią w ścianę.- Tu nie chodzi o to. Pieprzony Tomlinson wyszedł na wolność i już mu się zachciało cudzej rodziny. Próbują ci namieszać w głowie, Kath. Chcą cię odseparować ode mnie, porywając Miquela. Nie możemy na to pozwolić, prawda? Ufasz mi?
Zacisnęłam rękę na nożu. Nie… Podszedł do mnie, patrząc mi głęboko w oczy. Obie ręce oparł po obu stronach mojej głowy. Nasze twarze dzieliły milimetry.
- Chcę do mojego syna – tylko tyle udało mi się z siebie wyrzucić.
Harry pocałował mnie w czubek nosa.
- Odbijemy go, tylko musisz mi przyrzec, że gdy będzie po wszystkim, już nigdy nie spotkasz się z Tomlinsonem i jego dziw... dziewczyną.
- Nie, Harry. Oni są dla mnie jak rodzina - pisnęłam, przytulając się do niego.
- Rodzina?-spytał sarkastycznie- Nie rozśmieszaj mnie, Kath. To nie jest twoja rodzina. Ja i Miquel nią jesteśmy.
- Dlaczego tak mówisz? - bawiłam się włosami na jego karku.
Zaplatałam je na palce i patrzyłam mu w oczy. Byłam ciekawa, czemu tak uważał.
- Bo to prawda- powiedział wyciągając telefon.- Omówimy to później. Teraz muszę odzyskać syna-wybrał szybko numer i zrelacjonował całą sytuację swemu rozmówcy. Swoją drogą, zastanawiało mnie to, z kim tak często rozmawiał. Jakiś czas temu obiecał, że pozna mnie ze swoim przyjacielem. Twierdził, że to zaufana osoba i można jej zaufać.
Chciałam wiedzieć skąd ma wszystkie informacje. Tak szybko się o wszystkim dowiadywał. Poszłam do sypialni. Szukałam swojego telefonu. Musiałam zadzwonić do Alicji. Jeśli odbierze Louis będzie gorzej - pomyślałam.
Z niecierpliwością czekałam aż odbierze. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci...
- Katherina? - usłyszałam damski głos. - Jesteśmy w drodze. Louis nie mógł po ciebie iść. Powiedz czy on ci nic nie zrobił - dziewczyna była przerażona.
-Oddajcie moje dziecko-powiedziałam drżącym głosem-Oddajcie mi go!
- Co? Mike jest bezpieczny. Przyjedziesz jak będziesz mogła.
- Oh, bądź pewna, że przyjadę-warknęłam.
- Kath - była zaskoczona moją reakcją. - Wezwaliśmy policję. Za chwilę będziesz bezpieczna.
Nic nie powiedziałam. po prostu się rozłączyłam. Pobiegłam do Harry'ego, który właśnie zakończył swoją rozmowę.
- Co jest?-spytał, widząc mą zapłakaną twarz.
- Oni nie chcą oddać mi syna. Za chwilę przyjedzie tu policja. Zrób coś... Chcę Miquela - szlochałam.
Czułam się okropnie. Jakby ktoś zabił część mnie.
- Nie martw się, pojedziemy teraz do Chang. Ma ludzi, którzy odzyskają Miquela. Będziemy mogli również zatrzymać się w jej posiadłości.
"Jej"-czyli ta cała Chang to dziewczyna. Dobra, w tym momencie nie była ważna jej płeć. Liczył się tylko Miquel.
Ale zazdrosna chyba trochę byłam. Ja byłam bezradna, ona mogła nam pomóc. Kto miał więcej w jego oczach? Oczywiście, że ona.
Wsieliśmy do samochodu, którym wraz z Mike'iem mieliśmy pojechać na wakacje. Znów zaczęłam płakać.
- Hej, uspokój się-powiedział Harry łapiąc mą dłoń-Ta ruda wywłoka odzyska Miquela. Obiecuję.
Pokiwałam jedynie głową. Do Liverpoolu był 3-4 godziny jazdy. Jeszcze tam nie dojechali. Nikt też nie zdążyłby ich dogonić. Mam nadzieję, że mały nie płakał. Że wszystko było w porządku. Może zasnął i nie myślał o tym co się stało? Myślałam, że to moi przyjaciele, a oni porwali mi syna!
- Słuchaj, Kath. Masz teraz naprawdę ważne zadanie. Dam ci teraz telefon. Musisz zadzwonić do Chang, rozumiesz? Ona będzie cię instruować, którędy mamy jechać.
- Harry… - spojrzałam na niego.
Przechyliłam się delikatnie i dotknęłam policzka szatyna. Musiałam to zrobić. Teraz. Musiałam. Złączyłam nasze usta w krótkim pocałunku.
- Nie czekaj, dzwoń-powiedział smutno. Drżącymi palcami wybrałam kontakt-"Ruda małpa" Może jednak ta cała Chang nie była zagrożeniem między mną i Harrym.
O czym ja teraz myślę? – skarciłam się w głowie. Ważny był Miquel. Nie żaden romans. Zadzwoniłam do tej dziewczyny i czekałam na to, co mi powie. Policja. Słyszałam syreny pod moją kamienicą, spod której odjechaliśmy.
- Halo, Styles?-usłyszałam- To ty? Wysłałam już kilku moich chłopców w pościg za tą nierozgarniętą parą.
- Harry prowadzi - powiedziałam. - Kazał, abyś mówiła którędy ma jechać - dodałam spokojnie. Otarłam ostatnie łzy rękawem za dużego swetra.
- Aaa, nasza mała myszka-kobieta wyraźnie się rozpogodziła-jasne, jedźcie tą ulicą jeszcze kilka minut i na najbliższym skrzyżowaniu w prawo.
Skąd ona to wszystko wiedziała? Zamrugałam oczami i rozejrzałam się po aucie. Ono miało jakieś tajne gps? Kurwa. Kamerę? Nie wiem. Niezła jest.
- Na skrzyżowaniu w prawo - rzuciłam do mężczyzny. Musieliśmy wyjechać bezpiecznie z Londynu.
- Pani Chang?-spytałam niepewnie, gdy wyjechaliśmy z miasta-Gdzie teraz?
- Mów mi po imieniu, myszko-kobieta zaśmiała się. -Jedźcie prosto.
Włączyłam opcje głośnomówiącą i ustawiłam telefon w odpowiednim miejscu, tak aby nie spadł, a Harry mógł normalnie ją słyszeć. Zapięłam pas, gdy przyśpieszył. Chyba nie bał się wykroczenia. Zresztą, głupi ma zawsze szczęście.
Przez resztę drogi milczałam, przysłuchując się rozmowie Harry'ego z tą całą Chang. Jasne było, że mają ze sobą przyjazne stosunki. Nic więcej, nic mniej. On miał przyjaciółkę, a ja właśnie obydwoje straciłam.
Zamknęłam oczy. Nie wiedziałam jeszcze jak wytłumaczę Miquelowi, że więcej nie będzie bawił się z Thomasem, ich synem. Nie chciałam, żeby mieli z nim coś wspólnego.
Nawet nie zauważyłam, kiedy podjechaliśmy pod ich dom. Naokoło niego stało już kilka podejrzanych samochodów. Więc ci "chłopcy" Chang już przybyli.
- Harry, co teraz? - zapytałam.
Pocierałam rękoma ramiona. Było mi zimno. Byłam zmęczona, a jedyne czego chciałam, to przytulić syna.
- Któryś z przydupasów Saiki powinien zaraz do nas podejść-powiedział, rozglądając się po okolicy-O, już ktoś idzie.
- Cześć Styles – o kurwa. To ten Mulat. TEN MULAT. Z KAWIARNI. Oni się znali? Byłam zaskoczona. – Ten dom ma dobre alarmy i zabezpieczenia. Louis nas tak łatwo nie wpuści, wezwał ten swój pożal się Boże, gang.
- Żałosne-mruknął Harry, zarzucając na mnie swoją kurtkę. Wyjął z kabury pistolet, którego wcześniej nie zauważyłam. Kiedy on go wziął? -Ilu ich tam jest?- zwrócił się do mulata.
- W sumie pięciu, dwójka dzieci i Alicja. I gosposia – wyjaśnił spokojnie.
Spojrzał na mnie i puścił oczko. Odwróciłam głowę, zapinając okrycie mężczyzny. Nie przysłuchiwałam się dalszej rozmowie, ale wiem, że planowali jak się tam dostać.
W końcu postanowili, że najpierw ja tam powinnam pójść. Poprosić. Jak to żałośnie brzmiało. Miałam prosić o własne dziecko. To chore. Ono powinno być przy mnie.
Niepewnie weszłam po schodach i zapukałam do drzwi. Po krótkiej chwili otworzył mi jakiś nieznany mężczyzna. Niebieskooki blondyn.
- Czego?-warknął, widocznie zdenerwowany całą sytuacją.
- Wpuść mnie - powiedziałam twardo. - Tam jest mój syn, do którego wy nie macie żadnego prawa. Miquel! Mama z tatą przyjechali! Chodź do mnie synku! Zobacz, jestem przed domem! - krzyknęłam, licząc na to, że bawi się i słyszy.
Za zagradzającym mi przejście mężczyzną, pojawiła się Alicja wraz z dziećmi i Louisem. Pięknie, czyli nie będzie tak łatwo.
- Suka – warknęłam. – Oddaj mi syna, pieprzona dziwko.
Brunetka otworzyła szerzej oczy. Była zszokowana moimi słowami. Nigdy się nie kłócimy, ale teraz sama do tego doprowadziła. To wszystko była jej wina.
- Katherina – odezwał się lodowatym głosem Louis. – Ostrzegam cię, dziewczyno. Grzeczniej, albo wcale go nie dostaniesz, a twojemu kochasiowi odstrzelę łeb. Co? Już nie pamiętasz jak cię gwałcił i rył na plecach napisy?
- To nie twoja sprawa, Louisku- za moimi plecami stanął Harry.-Radziłbym ci, byście wraz z tą dziewczynką skapitulowali. W tej chwili.- brunet stanął przede mną, mężnie wypinając pierś.
Dziwiło mnie, że nie słyszałam reakcji Miquela. Zmrużyłam oczy i dostrzegłam, że bezwładnie leży w ramionach Alicji i śpi.
Obok pary pojawiło się jeszcze trzech mężczyzn. Trzech wysokich, dobrze zbudowanych brunetów.
- Błagam, Styles – jęknął jeden z nich. – W więzieniu byłeś gość, teraz jesteś pizda. Nic. Jesteś, byłeś, będziesz śmieciem. Katherina, zastanów się co robisz. Niegdyś stałaś z nami, prosząc o pomoc. Kto ci pomógł stanąć na nogi? Przyjaciele.
- Tacy szlachetni - zaśmiał się Harry- Tacy prawi. Nie rozśmieszajcie mnie. Wasze nędzne próby manipulacji Katheriną dobiegły końca. W końcu przejrzała na oczy i wie, po której stronie ma stać. A teraz z łaski swojej, oddajcie mi mojego dziedzica. W innym razie zakończymy nasze pokojowe rozmowy.
- Właśnie to robimy - Louis odblokował broń. Thomas pobiegł na górę. Usłyszałam huk, dopiero potem poczułam ból. I nie strzelał Louis. Strzeliła Alicja. Broń upadła na podłogę, a ja otworzyłam usta przyciskając ręce do miednicy.
Ostatnim, co zapamiętałam, nim straciłam przytomność, był próbujący mnie ratować Harry...
Szczerze? Dobrze tak tej Katherinie.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział
Co jej odwaliło? o.O
OdpowiedzUsuńNasuwa mi się pytanie: Katherinie czy Alicji? ;)
UsuńJednak oby dwóm oddaliło. Zdecydowanie :D
Ale ta Kath jest głupia..Ja na miejscu Alicji wyrzuciła bym jej tego dzieciaka z balkonu i miałabym gdzieś co się będzie dalej z nią działo.
OdpowiedzUsuńUgh. Nienawidzę Alicji
OdpowiedzUsuńJestem za!. Super rozdział. Jak zawsze :***
UsuńJa też jestem za a rozdział genialny:) Czekam na next
UsuńCzemu?
UsuńAle suka czekam na nn napisz szybko PROSZE ♥.XX
OdpowiedzUsuńSwietne *0*
OdpowiedzUsuńCo to ma być? Po prostu ten rozdział mnie tak zdziwił ze już sama nie wiem co miałam napisać xd
OdpowiedzUsuńOne obie się dziwnie zachowują,jedna jest pod wpływem Harrego a druga Louisa, nie za dobrze to wygląda :/
Super rozdział
Życze weny i do następnego :*
Kocham <3
Skończyć w takim momencie!? xD Ale się dzieje ^^ Czekam z niecierpliwością na nexta xx
OdpowiedzUsuńWow normalnie jak w Ojcu Chrzestnym ^^
OdpowiedzUsuńZryło kompletnie psyche Kath ;o
Ale koniec zaskoczył mnie...
Nie sądziłam że Alicja odważy się do niej strzelić...
A Harry ją ratuje wow...
Ściskam
You Belong With Me
Alicja taka suka -.-
OdpowiedzUsuńLou taki dupek -.-
Szczerze to jestem po stronie Lou i Alicji, a Kath mnie wkurza. Super, czekam na nn ;)
OdpowiedzUsuńLubiłam Kath,ale teraz szczerze mówiąc wcale mi nie zależy na tym,żeby ją wyratowali :D.Głupia jest i tyle :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Awards! :)
OdpowiedzUsuńSzczegóły: http://innocence-harrystyles-fanfiction.blogspot.com/
Harry za bardzo manipuluje Kath, a to co zrobiła Alicija mnie strasznie zdziwiło, czekam na next'a :)
OdpowiedzUsuń~Paula~