~Alicja~
-
Gówno mnie to obchodzi! - usłyszałam krzyki. To był głos Louisa. Byłam tego
pewna. - Nareszcie - drzwi się otworzyły, ale to nie były drzwi od mojego
pokoju. Gdzie ja byłam?
Otwierałam
i zamykałam oczy. Byłam taka senna, taka zmęczona...Ale dlaczego? Coś się
stało? Nie pamiętałam. Byłam jeszcze otumaniona.
-
Cześć kochanie - dostrzegłam Louisa w nogach łóżka.
Zmarszczyłam
czoło i chciałam się podnieść. Dobra. Co się stało? Wyglądał na zmartwionego.
Miał zmierzwione włosy i naprawdę był niespokojny.
-
Wszystko będzie dobrze - chciał powiedzieć coś jeszcze, ale do sali wszedł
lekarz. - Panie doktorze? - zwrócił się do mężczyzny w średnim wieku.
-
Panna Moore jest przytomna czyli wszystko w porządku. Wie pani co się stało? -
lekarz spojrzał na mnie intensywnym wzrokiem.
Zamrugałam
oczami, próbując sobie coś przypomnieć. Był wieczór, wracałam od Katheriny, ale
jej nie było i...Tak chyba pamiętałam.
-
Jakiś dupek ją potrącił nie zdając sobie sprawy jak wielkie poniesie tego
konsekwencje - wyprzedził mnie Louis.
-
Panie Tomlinson - ewidentnie go upomniał.
Lou
wypuścił powietrze z ust, opierając ręce na ramie końca łóżka. Widziałam jak
zaciska na niej palce. Nie cierpię jak się wkurza. Zwłaszcza na mnie.
-
Wszystko jest okay? - spytał lekko się opanowując.
Mężczyzna
trochę posiwiały podszedł do mnie i zbadał puls. Drgnęłam czując ból ramienia.
Było obandażowane. Poza tym nie widziałam więcej obrażeń. Czułam obie nogi i
obie ręce. Chyba było ze mną dobrze.
-
Tak czy nie? - mój chłopak szybko się denerwował.
-
Jeszcze zostawimy panią na obserwacji. W domu ramię będzie trzeba obkładać
lodem. - zaznaczył.
-
Będziemy - Lou nie dopuszczał mnie do słowa.
-
Umiem mówić - wtrąciłam i zamknęłam oczy. Ja potrzebuje Ibupromu a nie rad.
Znowu
zostaliśmy sami. Louis usiadł na moim łóżku i pocałował moją dłoń. Chciałam,
żeby się uspokoił. Drobny wypadek. Nie było wiele szkód. Mam nadzieję, że temu
kierowcy też się nic nie stało. W końcu to była moja wina. To ja weszłam pod
samochód, przez swoją nierozwagę.
-
Chcę już do domu. - powiedziałam powoli siadając. - Co z Katheriną?
-
Nie wiem skarbie. Najważniejsze, że jesteś cała - widziałam, że miał do mnie żal
o wykradnięcie się.
Ale
musiałam. Nie mogłabym spać po nocach. Chociaż teraz też nie będę mogła.
-
Louis, ona nie odbiera telefonu. Nie było jej w domu.
-
Odpoczywaj - pogłaskał mój policzek. - Później się tym zajmiemy... razem.
-
Dobrze, przepraszam. To było konieczne - wtuliłam się w jego dłoń.
-
Jesteś dla mnie najważniejsza. Nie mogę cię stracić rozumiesz? Nie mogę i już.
-
Ale przecież nic się nie stało - spojrzałam na niego. Był...To był mój świat.
-
Przynieść ci coś?
- Nie. Idź do domu -
powiedziałam. Stan jego koszuli i to, że był nie ogolony, mówił o wszystkim.
- Przecież wiesz, że
tego nie zrobię.
- Proszę - westchnęłam
zmęczona. Lou był tak strasznie uparty. Zawsze stawiał na swoim. Na myśl
przyszła mi chwila, kiedy się poznaliśmy.
Byłam
na wymianie studenckiej i mieszkałam u jego mamy. Kiedyś przyjechał z
niezapowiedziana wizytą, a ja akurat brałam prysznic i tak jakby zapomniałam
zablokować drzwi.
To
od razu było bliskie spotkanie. Zaczęłam krzyczeć i piszczeć. Zrobiłam się cała
czerwona i ukryłam twarz w poduszce. O matko. Dalej mnie to krępowało. A on
miał wtedy taki bezczelny uśmiech. Był starszy i to znacznie, ale często w
ogóle się tak nie zachowywał.
No
i potem wszystko się jakoś potoczyło tak, że zrezygnowałam ze studiów i
wyjechaliśmy do Londynu razem.
Pamiętam
swój pierwszy, nasz pierwszy raz.
Zabrał
mnie do Francji. Tak po prostu. Wróciłam od Katheriny, a on mówi, że jedziemy na
lotnisko. Nie przebrana wsiadłam do auta i pojechaliśmy. Wszystko co
przygotował przerosło moje oczekiwania.
Czułam
się wtedy tak ważna. Wiedziałam, że mu zależy i że się starał. I była wieża
Eiffla i była kolacja. I tańczyliśmy nad Sekwaną. A później zabrał mnie do
swojego apartamentu. Kwiaty i szampan towarzyszyły nam tam na każdym kroku.
Był
bardzo delikatny i starał się, abym czuła najmniej bólu. Spojrzałam na
dwudziestosiedmiolatka i pocałowałam go.
- Do domu. Już -
szepnęłam.
- Nie. Jak jeszcze raz
to powiesz to stracę cierpliwość.
- Lou, jeśli mnie
kochasz to pójdziesz odpocząć, bo nie będziesz chciał żebym się denerwowała.
- Twoje szantaże nie
działają kochanie...
Nie
miałam do niego siły. Powoli ułożyłam się w wygodnej pozycji, uważając na
ramię.
-
Śpij. - w końcu rzeczywiście ponownie odpłynęłam.
Gdy
opuszczałam szpital bardzo padało. Poprawiłam marynarkę na ramieniu, które było
w usztywnieniu. Zeszłam powoli po schodkach, próbując wyciągnąć telefon.
Chciałam zadzwonić do Lou.
Oczywiście
musiał mi wypaść co przysporzyło kłopot. Jakiś młody chłopak podniósł go widząc
że sprawia mi to problem.
- Dziękuję -
powiedziałam, odgarniając mokrą grzywkę. Uśmiechnęłam się i wzięłam telefon.
- Nie ma za co. Coś
poważnego? - wskazał na moje ramię.
- Stłuczenie. Ja
idiotka nie patrzyłam na ulicę. Lepiej niech pan idzie do środka. Pada.
- Jestem Tom - chciał
podać mi dłoń wtedy obok mnie pojawił się Louis. - Będzie dobrze. - chłopak
mruknął i ulotnił się w jednej chwili.
Nie
zdążyłam nawet powiedzieć "cześć". Odwróciłam się do mężczyzny.
- Właśnie miałam
dzwonić...
- Ale zrezygnowałaś na
rzecz rozmowy z nim - prowadził mnie do auta.
Wsiadłam
szybko i pociągnęłam za pas bezpieczeństwa. Nie zmokłam tak bardzo. - Nie byłeś
dzisiaj w pracy?
- Nie. - powiedział
krótko.
- Ciekawie się zaczyna
-mruknęłam pod nosem, dzwoniąc do Katheriny. Jej ojciec był naczelnikiem
policji. Na pewno wiedziałby, gdyby się coś stało.
- Jej karta jest
nieaktywna od kilku dni. - usłyszałam.
- Zwolniła się z pracy
- odłożyłam telefon. Poczułam uścisk w żołądku. To sprawiało, że nerwy brały
górę. Wtedy wpadałam w histerię.
- Nie wyciągajmy
pochopnych wniosków.
- Louis, to nie jest
normalne. Nie otwierała, nie odbiera. Coś się musiało stać - postukałam palcami
o deskę rozdzielczą. - Mam nadzieję, że nie dostane żadnego wezwania o
spowodowanie wypadku. Nie mam do tego głowy.
- Zająłem się tym. Mała
proszę nie denerwuj się.
- Jak to? - spojrzałam
na niego zaskoczona.
- Spotkałem się z tym
gościem... dogadaliśmy się.
- Dogadaliście?
Złamałeś mu szczękę czy ręce? - zakpiłam i pocałowałam go w policzek. Stanął
pod domem.
- Dlaczego nie możesz
na chwilę zostawić tego całego gówna wokół? - popatrzył na mnie trzymając ręce
na kierownicy.
- Co nazywasz gównem? -
utrzymałam jego spojrzenie. - O co chodzi?
- O wszystko.
Załatwiłem. Mogłabyś podziękować i odpuścić.
- Aha. Bo wiem jak
załatwiasz swoje sprawy. Nie ważne. Dzięki - wysiadłam z rzeczami i poszłam do
domu.
Słyszałam, że idzie za mną. Świetnie. Kłótnia to to czego potrzebowałam
Nigdy
tego nie lubiłam. Co to za satysfakcja być zła na osobę, którą się kocha?
Weszliśmy
do domu bez słowa. Louis od razu poszedł do piwnicy. Pewnie będzie robił coś
przy swoim złomie.
Postanowiłam
zrobić obiad. Miałam dużo czasu, bo korzystając z jednej ręki będę to robiła
wolno.
To
zdecydowanie było spore utrudnienie. Ale teraz nic na to nie poradzę. Trzeba
poczekać. Następnym razem po prostu będę uważać. Mogłam się rozglądać, a byłam
zajęta myślami. Po upływie półtorej godziny prawie skończyłam. Sięgnęłam do
szafki, aby wyjąć dwa talerze. Jeden o mało mi nie spadł, ale uratowałam
sytuację. Postawiłam je na blacie i nałożyłam spaghetti. Nie bardzo lubiłam tę
potrawę. Po prostu łatwo się ją przygotowało. Louis nie pokazał się ani na
chwilę. Słyszałam tylko co chwila jakieś hałasy z dołu. I przekleństwa, kiedy
coś mu nie wychodziło. On był dosyć nerwowy. Łatwo się denerwował.
Dlatego
często pod jego nieuwagę, podawałam mu melisę, bo przecież rozniósłby
pracowników. Wszyscy musieli chodzić jak w zegarku. A gdy w pracy było
ciężko, to przenosił nerwy tutaj i nie było ciekawie. Oczywiście nigdy mnie nie
uderzył. O nie. Nawet o tym bym nie pomyślała. Był cudowny na swój sposób. Ale
lepszego chłopaka mieć nie mogłam.
Nie
chciało mi się schodzić na dół. Wystukałam mu wiadomość. Nie przyszedł jednak.
Nie zdziwiłabym się gdyby w ogóle nie odczytał wiadomości.
Naprawdę
nie chciałam tam wchodzić, bo jeszcze bym z tych schodów spadła. Moje szczęście
jest nie do opisania. Rozwaliłam szklankę robiąc huk. O, przyszedł. Super.
Podałam mu obiad.
-
Nie będę jadł - mruknął myjąc ręce ze smaru.
- Nie denerwuj mnie -
powiedziałam biorąc głęboki oddech.
Wzięłam
talerz i poszłam do salonu. Słyszałam, że idzie na górę i to było tyle. Ten
dzień będzie bardzo cichy - pomyślałam. Zjadłam i zła sprzątnęłam szkło oraz
naczynia. Poszłam na górę, ale Louisa nie było w naszej sypialni. Co tym razem
robił? Postanowiłam to sprawdzić po obłożeniu ramienia.
Siedział
na schodach na strych z nogami do góry.
- Co robisz? -
spytałam, dosyć ciekawa.
- Medytuję...
- Bardzo ambitne
zajęcie. Pomaga?
- Nie.
- Idę na komendę. Może
jej ojciec już coś wie - powiedziałam.
- Nie idź nigdzie.
Kucnęłam
przy nim. Czułam się jak w jakimś serialu kryminalnym.
-
Jak coś będą, wiedzieć to zadzwonią - otworzył jedno oko.
Odgarnęłam
grzywkę bruneta i postukałam go palcami w czoło.
- Wstawaj.
- Po co?
- Wstawaj, bo nie mam
się do kogo przytulić.
- A przytulisz się?
- Po to przyszłam.
Przerzucił
nogi siadając normalnie. Od razu byłam przy jego ramieniu. Tak mi najlepiej. Przy
nim. Pocałował mnie w czoło i przyciągnął jeszcze bliżej. Wdychałam zapach
drogich perfum. Zamknęłam oczy i czułam się bardzo dobrze, bo byłam w jego ramionach.
- Kocham cię mała -
wziął mnie na kolana, uważając na moje ramię.
- Ja ciebie też kocham
- cmoknęłam jego usta i uśmiechnęłam się.
- Puszczę ci wodę do
wanny.
- I oczywiście
wykąpiesz się ze mną - powiedziałam.
- Skoro chcesz... -
pociągnął mnie za rękę do łazienki.
:*
OdpowiedzUsuń❤❤❤
OdpowiedzUsuń@PrimEverdeen74
Nie w takim momencie :-(
OdpowiedzUsuńSuper :D
OdpowiedzUsuńAle chce tez troche Harrego xd
Super rozdział <3 ciekawa jestem co z katleen i z harrym
OdpowiedzUsuńPS.Zabawa sylwestrowa udana? <33
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny z punktu widzenia Kath!
Buziaki :*
A.
Super :* czekam na Harrego i Katherine *-* szybko next :) x
OdpowiedzUsuńsuper :))
OdpowiedzUsuńKiedy Harry?
OdpowiedzUsuńNapisz, plis
OdpowiedzUsuńGenialny !!
OdpowiedzUsuńCzekam na next !!
Chcę wiedzieć co u Katherine i Harrego ;)
Ten blog został nominowany do libster award przeze mnie http://sorry-i-had-to.blogspot.com/ szczegóły na moim blogu xx
OdpowiedzUsuń