niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 9

~Louis~ 
Delikatnie przeniosłem moje maleństwo do nosidełka. Jezu, jak mu zrobię krzywdę, to skoczę z mostu. Musiałem na wszystko uważać. Główka, rączki. To było trudne. W niebieskim ubranku trzymał smoczka i niezainteresowany patrzył na łapkę. Bardzo wyrozumiały był dla mnie. Nie płakał, nie marudził. Dzisiaj pierwszy raz miał wyjść ze szpitala. Niech tylko mocniej zawieje albo zacznie padać w drodze do auta, a pofatyguję się do tego na górze.
Alicja wyszła z łazienki ubrana w sukienkę, którą jej przyniosłem. Włosy szybko związała w kucyk. Na twarzy widać było cień zmęczenia. Mogłem się domyślać, że nie przespała tej nocy.
- Idziemy? - zapytała, poprawiając mu kocyk. - Jesteś gotowy, Louis? Od teraz musisz być tatą. Wyglądasz jakbyś się zapowietrzył kochanie.
- Patrz, ziewa - smoczek wypadł mu z buzi.
add a captionPodniosłem go i dokładnie wypłukałem.
- Jest kopią ciebie - stwierdziła uśmiechając się.
- I już po ziewaniu. - podałem małej sweter i wziąłem nosidełko z synem. - Jedziemy do domu, mały.
Coś zamiauczał, patrząc na mnie niebieskimi oczami. Zdecydowanie urocze dziecko. No, póki nie będzie dawać koncertu w nocy. Pojechaliśmy prosto do domu. Dobrze było mieć ich wreszcie blisko.
Gdy nastał wieczór, Alicja pokazywała mi jak go kąpać. To była świetna rzecz. Pływał na wodzie, a raczej na mojej ręce. Uśmiechał się , a dziewczyna go myła.
- Taki to pożyje - odezwałem się.
- Jest taki mały...
- Chodź chłopie - delikatnie go wyciągnąłem.
Zanieśliśmy go do pokoju. Założyłem mu śpioszki. Ala go zaczęła karmić. Ja w tym czasie poszedłem do kuchni robić kolacje.
Jakoś to było. Katherina sobie radziła. Pomagała mamie w biurze i przygotowywała się do porodu. A my teraz mieliśmy Thomasa.
W nocy wstawaliśmy na zmianę.
- Śpij. Idziesz do pracy. Ja wstanę - powiedziała dziewczyna za którymś razem.
- Leż - mruknąłem wstając.
- Przypominam ci, że go nie nakarmisz. A to ta pora - popchnęła mnie lekko i wyszła. Usiadłem biorąc elektroniczną nianię.Była świetną mamą. Delikatną, kochaną i oddaną. Teraz musiałem się starać, żeby coś nie popsuło tej sielanki. Położyłem się i znów odpłynąłem.
Gdy otworzyłem oczy, na mojej klatce leżał Tom.
- Cześć młody - uśmiechnąłem się przecierając twarz.
Poprawiłem się tak, aby nie spadł. Ale on ma małą rączkę. Niedawno był tam w brzuszku.
Dziewczyna leżała obok nas i chyba drzemała.
Byłem wtedy w moich spodniach dresowych z mocno ściśniętym sznurkiem. Ziewnąłem cicho i wstałem razem z synem. Trzeba zrobić śniadanie. Zszedłem na dół, a on opierał głowę o moje ramię. Nie przeszkadzał mi w robieniu testów.
- Hej chłopaki - ktoś się do mnie przytulił.
- No cześć. - uśmiechnąłem się do niej.
Stanęła na palcach i mnie pocałowała. Później zgarnęła tosty, ale ktoś zadzwonił do drzwi.
- Otworzę - z talerzem poszła do holu.
- I widzisz? Wszystko zabierają. - powiedziałem do syna.
Spojrzał na mnie zaciekawiony. Chyba lubił jak do niego mówiłem.
 - Louis... - w progu stanęła brunetka. Zaraz za nią ojciec Kath i drugi policjant.
- Słucham? - wyprostowywałem się poprawiając małego.
- Pójdzie pan z nami - powiedzieć chłodno młodszy z nich.
- Nie rozumiem.
- Jest pan zatrzymany. Myślę, że stracę czas wymieniając zarzuty. Proszę się ubrać i jedziemy. - powtórzył. Ojciec Katheriny patrzył na mnie zawiedziony, ale to wzrok Alicji najbardziej przeszył mnie całego.
Analizowałem wszystko w myślach. Ucieczka równałaby się ze stratą syna i dziewczyny. Podałem małej Thomasa i ubrałem kurtkę.
- Co ty zrobiłeś? - zapytała, patrząc na mnie.
- Wyjaśnię to. - zapewniłem ją. - Nie martw się.
Czułem na sobie jej wzrok, gdy mnie wyprowadzili. Szedłem do radiowozu, w duchu zabijając tego, który wszystko ujawnił.Przecież nie mogłem ich zostawić. Wszystko się pieprzyło.
Siedziałem na komisariacie i słuchałem. Chcieli mnie zostawić. Mieli dowody, a ja brak alibi.
- To wszystko bzdury i pomówienia. - wyprostowywałem się na niewygodnym krześle.
- To są dowody, Tomlinson - warknął policjant. - Lewe przelewy, kradzieże. Może jeszcze kogoś zabiłeś? Sprowadzanie aut i robienie im nowych dokumentów.
- Ośmieszacie się..
Rzucił na biurko zdjęcia i dokumenty. Jak oni to wszystko znaleźli?
- To nie ja, a to jest zwykła rozmowa.
- Tak, oczywiście. A ja mam krasnoludki w domu - skomentował ostro. Do pomieszczenia wszedł mój prawnik.
- On ma krasnoludki w domu - odezwałem się z uśmiechem na ustach.
Riley spojrzał na mnie wzrokiem "doigrałeś się" i podał rękę mężczyźnie. Usiadł obok.
- O co chodzi? Mój klient powinien być teraz z rodziną.
Podali mu moje zarzuty i wszystkie wszczęte postępowania.
- Nakaz zatrzymania do rozprawy - policjant przybił pieczątkę po godzinie rozmowy.
- Nie mogę zostać w areszcie! - wstałem gwałtownie.
- Nie. Pan nie zostanie w areszcie. Tu nie ma miejsca. - spojrzał na mnie spokojnie. Riley złapał moje ramię.
- To znaczy? - spytałem spokojnie, ale się wyszarpnąłem.
- Pójdzie pan do więzienia.
- Nie ma szans. - popatrzyłem na ojca Katheriny. Musiał mi pomóc.
- Pan i pana koledzy, którzy również zeznawali. O dziwo, każdy co innego - dodał ciągle ten sam. Komendant milczał, kiwając jedynie głową.
- Oni nie mogą zostać sami - powiedziałem, nie spuszczając wzroku z mężczyzny. - Nie są bezpieczni. Ona też nie.
- Styles jest w więzieniu, a ja nie mam wpływu na twoje przewinięcia, Louis. - odwrócił się do okna.
- Tak najłatwiej. - Teraz? Szczerze nie wiem kto zawiódł bardziej.
- To prawda. Sprawa została wysłana do prokuratora. Osobiście się tym zająłem -  powiedział dumnie ten drugi.
- Gratuluję.
- Jest czego- wezwał dwóch policjantów.
Riley szedł obok mnie do radiowozu. - Zabiorą ci wszystkie rzeczy. Telefon, klucze, portfel. Jedyne co możesz zostawić to zdjęcie. Masz?
Nie odpowiedziałem. Zawsze miałem je przy sobie. Otworzyłem drzwi od auta i wsiadłem. Sam.
Schowałem do kieszeni fotografię, jeszcze ze szpitala. Byłem wściekły. Teraz byli zdani tylko na siebie.
Nikt ich nie mógł chronić.
Siedzieliśmy tu wszyscy. Trzy dni, a ja już ledwo wytrzymałem. Moje maleństwa. Szedłem na stołówkę, chociaż wcale nie chciałem jeść. Nie myślałem nawet o tym. Każdy, kto chociaż stał przy wydawaniu mnie, miał przesądzony los. Wszyscy byli martwi.
- Ho ho ho, znów się widzimy. - usłyszałem za plecami.
Zacisnąłem pięści powstrzymując się przed odwróceniem.
- Dotrzymuję obietnic - rzucił przechodząc dalej.
Wariowałem z niepokoju. Nie wybaczę sobie tego nigdy. Nie mogłem nic wiedzieć. Co się tam działo? Jeśli ktoś ich skrzywdził? Byłem przegrany. Zostało mi zdjęcie przy sercu jako pamiątka. Dobrze wiedziałem, że nic mnie nie wybroni. Ich dowody były dobre. Mocne. Usiadłem przy stole, spuszczając głowę. Bycie bezradnym to coś najgorszego. Siedzisz tutaj i patrzysz, jak każdy obok ciebie nie widzi już swojej przyszłości. A ja miałem ją. Tam, w domu. Przy synu. Przy niej. Bo ją też kochałem. Takie uczucie było we mnie. Pozostała jeszcze nadzieja.
~Alicja~
- Zostaw mnie - powiedziałam do przyjaciółki, dokładnie pakując każdą rzecz.
Miałam zamiar wyjechać. Nie chciałam nawet na to wszystko patrzeć. Wszędzie Louis. Spojrzę na jakąś rzecz - on. Spojrzę na syna - widzę jego. Ale Thomasa nie zostawiłam.
- On ci to wyjaśni. Nie rób głupot.
- Co mi wyjaśni?! - odwróciłam się do niej. - Wiesz co dzisiaj? Rozprawa. I wiesz co? Pójdę na nią. Chcę zobaczyć, czy umie spojrzeć mi w oczy. Jestem pewna, że nie. Okłamywał mnie, a do tego robił coś nielegalnego. To nie jest zaufanie. TO nie jest odpowiedzialność, Kath.
- Nie możesz zapominać o wszystkim dobrym. Walcz o szczęście, proszę.
Nie odpowiedziałam. Zasunęłam walizkę. Jeszcze nie wiedziałam, gdzie polecę. Ale na pewno tu nie zostanę. Kath miała tu rodziców. Była mniej więcej bezpieczna. Więcej niż mniej.
Taksówką pojechałam pod sąd. Kierowca pomógł mi rozłożyć wózek. Nie mogłam wejść na rozprawę z Thomasem więc czekałam przed budynkiem.
Spacerowałam od ławki do ławki. Co chwila zerkałam na chłopca. On też na mnie patrzył, intensywnie niebieskimi oczami. Miałam ochotę się rozpłakać. Mój synek, moje maleństwo.
Tylko dlaczego do cholery miał się wychowywać bez ojca? Usłyszałam jakieś zamieszanie i zobaczyłam Louisa między policjantami. Odwróciłam się wózkiem i stałam, patrząc jak idą w stronę radiowozu. Złość? Minęła. Wściekłość? Przeszła. Został jeszcze zawód. Okropny zawód, bo ufałam mu bardziej niż sobie. Po prostu nie rozumiałam tego wszystkiego. On i takie rzeczy? Nie..
Nie widział mnie. Dawał się popychać i poganiać patrząc na swoje buty. Wyglądał okropnie. Jakby...bez życia. Zgarbiony, nieogolony i bardzo chudy. Teraz czekała go ponura przyszłość. A ja nie mogłam stać w miejscu. I chociaż kochałam go bezgranicznie, byłam odpowiedzialna za Toma. Wtedy Louis widział, lub nie widział, nas ostatni raz.

10 komentarzy:

  1. O cię panie ;o
    Ale się porobiło ;o
    Mam nadzieję że to się jakoś wyjaśni...
    Harry ty gnido -.-
    Ściskam i życzę weny
    You Belong With Me

    OdpowiedzUsuń
  2. Się porobiło...mam nadzieję, że coś wymyśli i uda mu się wyjść z więzienia...czekam na next ☺ /HeheheherbataXD

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale jak to ? Jak on mógł zostać zamknięty w więzieniu ? Ugh ja juz chce następny ! ;) nie no poczekam tyle ile będzie trzeba ;** a rozdział jak zawsze cudowny *-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Płakać mi się chce... Ojeju ;( czekam na nn :***

    OdpowiedzUsuń
  5. ❤❤❤
    Płacze..
    @PrimEverdeen74

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekam az pojawi sie Harry . Xx

    OdpowiedzUsuń
  7. O jezu ;oo super ;* czekam.na nn :) x

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdzial, ale szkoda mi Alicji i Tom'a , nie moze się wychowywac bez ojca :/

    OdpowiedzUsuń
  9. Co? jak? dlaczego? aaaa jak to możliwe dawaj nexta!!

    OdpowiedzUsuń