środa, 11 lutego 2015

Rozdział 10

~Katherina~
Cicho odłożyłam książkę z bajkami na stolik obok łóżka i przykryłam śpiącego Miquela. Wtulał policzek w poduszkę, a loczki opadały na jego czoło. Wyglądał uroczo. Jak zawsze. Mój mały chłopiec.
Bez niego nie dałabym rady. To jedyna rzecz, której nie żałuję przez to wszystko co się stało. Tylko dla niego dłużej walczę.
Pocałowałam go i opuściłam niebieski pokój, zostawiając drzwi uchylone. Często przychodził do mnie w nocy. Lubiłam spać z nim. Puste łóżko wydawało mi się obce. Nie wiedziałam dlaczego.
Przeszłam do kuchni w celu zrobienia herbaty. Nareszcie wszystko się poukładało, chociaż dalej miałam w sobie cień strachu. Mógł wrócić, mogli go wypuścić…Ale może już o mnie zapomniał. To było trzy lata temu. Znajdzie inną ofiarę. Nie mogłam pozwolić, aby mojemu synowi zagrażało niebezpieczeństwo.
Cicho weszłam do kuchni. Herbata, którą wcześniej tu zostawiłam, już dawno wystygła. Ugryzłam jedno z ciastek, które pozostały po dzisiejszym pieczeniu z dziećmi. Później to ogarnę-pomyślałam, patrząc na zalegającą wszędzie mąkę. Wyjęłam telefon z kieszeni, by napisać SMS'a do mamy. Chciałam, by zajęła się jutro Miquelem. Wtem komórka zawibrowała. Spojrzałam na ekran. Numer prywatny. Wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo?-spytałam.
- Czas minął. -usłyszałam głos, który tak bardzo chciałam zapomnieć- Niedługo zabiorę stąd ciebie i mojego syna, złotko. Już niedługo...
Telefon wypadł mi z ręki. O matko. Nie. Tylko nie on. Wyszedł? Nie możliwe. Powinien on siedzieć dłużej. To pewnie przepustka.
Co robić?-pomyślałam-Cholera jasna, skąd on ma ten numer? - podniosłam telefon. Na szczęście mężczyzna już się rozłączył. Weszłam w listę kontaktów, zastanawiając się, kogo powiadomić. Było już dość późno.
Alicja nie mogła mi pomóc. Była sama. Louis jeszcze nie wyszedł. Poza tym,  chyba nie chciała go widzieć na oczy.
Zadzwoniłam do taty. W końcu to policjant. On nie pozwoli zbliżyć się do mnie temu...Stylesowi.
- Katherina?-usłyszałam głos ojca-Co się stało? Coś z moim wnukiem?
- Nie, tatku, z Miquelem wszystko w porządku. Tylko, że...
 -Czekaj, zbudzę matkę, będziemy u ciebie za godzinę.
Uśmiechnęłam się. Kochany tata, zawsze o mnie dbał.
Wiedział, kiedy go najbardziej potrzebowałam. Odłożyłam telefon i pobiegłam do synka. Chciałam być przy nim. Spał jak mały aniołek. Jeśli on go skrzywdzi...On nie miał sumienia. Mógł wszystko. Po prostu. Bez skrupułów.
Zadrżałam na samą myśl o tym psychopacie. Co nim kierowało? Bez namysłu dotknęłam jednej z wielu blizn na moich plecach. A jeśli będzie chciał naznaczyć również mojego małego synka? Nie mogę na to pozwolić. Będę go bronić do samego końca.
Złapałam rączkę Miquela i w ciszy czekałam na przyjazd rodziców. Tylko spokój. W nerwach nie byłam w stanie myśleć. Nie mogłam tu jutro zostać. Znalazłby nas. Dlaczego moje życie to ucieczka? Czemu ganiam się ze strachem?
Nawet nie zauważyłam, że pod dom podjechał samochód. Trzy krótkie dzwonki do drzwi upewniły mnie, że to ojciec. Jakiś czas temu ustaliliśmy nasz własny system dzwonienia, tak profilaktycznie. Lepiej było być pewnym, że to jest gość na którego czekasz, niż niespodzianka.
Zostawiłam malca i poszłam otworzyć mieszkanie. Wpuściłam ich do środka. Od razu wtuliłam się w bezpieczne ramiona mamy.
- On dzwonił - szepnęłam.
- Nie, to niemożliwe - szybko zaprzeczył ojciec - Przecież osobiście dopilnowałem, by ten skurwiel siedział tam dłużej.
- Skarbie-odezwała się mama- Jedziemy do nas, tam będziecie bezpieczni.
Kiwnęłam głową i wzięłam malca na ręce. Obudził się. Tata zamknął drzwi na klucz i zeszliśmy po schodach.
- Skarbie - niespodziewanie zatrzymała się mama - Kiedy ostatnio sprawdzałaś pocztę?
Powędrowałam wzrokiem za jej spojrzeniem. Oniemiałam, gdy zobaczyłam zapchaną listami skrzynkę.
- Matko, zapomniałam – przyznałam, kołysząc zaspanego Mike’a.
Obudził się, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Zaraz znów musiałam go położyć spać. Byłam beznadziejną panią domu. Chodziłam do pracy, odprowadzałam syna do przedszkola. Ledwo nadążałam.
Ale mogłabym przysiąc, że jeszcze wczoraj sprawdzałam pocztę.
- Wezmę je, na miejscu przeczytasz.-mruknął tata, wyjmując pokaźny stosik kopert. Wsiedliśmy do auta.
Trzymałam syna, kołysząc go. Znów zasnął. Sama również byłam zmęczona, ale i przerażona. Nie chciałam, aby koszmar wrócił. Miałam nadzieję, że tam gdzie on teraz jest, nie dowie się o niczym…
~Harry~
Po wykonaniu telefonu, strażnicy odprowadzili mnie na stołówkę. Prywatna eskorta. Hm, świetnie. Tomlinson siedział przy moim stole. Zapewne znów chciał mnie wkurwić.
Uśmiechnął się wrednie znad jedzonego posiłku. Wysłałem mu nienawistne spojrzenie.
- Nawet nie myśl, że mnie sprowokujesz - usiadłem naprzeciw niego - Nie zamierzam ci dziś spuszczać wpierdolu, mam za dobry humor. W końcu zostało już mi tylko kilka tygodni - uśmiechnąłem się - Nie to co tobie, panie wielki mafioso.
- Przepustka? – warknął.
Nie cieszyła go ta wizja. On był tu, ja mogłem wyjść. One były samiusieńkie, bo cały jego gang siedział w więzieniu. Nie ciekawie.
- Nie muszę ci się tłumaczyć. Wiedz tylko, że dobrze się zajmę Katheriną pod twoją nieobecność. Dla tej twojej również znajdę czas. Mogę ją od ciebie pozdrowić, jeśli chcesz.
- Spróbuj tylko - syknął, mrożąc mnie wzrokiem.
Uśmiechnąłem się w odpowiedzi. Byłem na wygranej pozycji i wiedział to każdy.
- Skoro tak ładnie prosisz- irytowanie go sprawiało mi nie lada przyjemność- Może powinienem jej coś odciąć i przemycić tu dla ciebie?
Wstał i złapał mnie za kombinezon. Mocno rzucił mną na podłogę.
- Ja jestem grzeczny- powiedziałem do strażników, którzy złapali Louisa.
Jeden klawisz tylko prychnął. Och, jaką miałem ochotę mu wtedy przywalić. Jednakże powstrzymałem się, myśląc o mojej słodkiej zabaweczce. Teraz, kiedy już sobie o mnie przypomniała, mogłem się nią zająć. Byłem pewien, że po moim telefonie wróci do rodziców. Jakaż ona jest przewidywalna. Oczywiście, że do nich uciekła. Bo tatuś to policjant. Tyle, że on nawet broni bał się użyć. Nie chciałem jej od razu robić krzywdy. Chciałem się zabawić i ukarać. To pewne, ale nie aż tak bardzo. I nic przy tym małym. Chciałem, aby mój syn mi ufał. Mógłbym go wychować na silnego i bezkompromisowego mężczyznę. Człowieka takiego jak ja. Oczywiście nie dopuściłbym, by popełnił ten sam błąd, przez który teraz tu siedzę. Ach te baby, da się im chwilę swobody, a te od razu wzywają policję.
O nie. Teraz to zmieni. Stworzymy rodzinę na moich zasadach. Będzie zupełna kontrola. Odetnę ją od rodziców oraz przyjaciół. Mówię tu o tej dziewczynie i Tomlinsonie. Nie będzie ich. Tylko mi przeszkadzają. Niestety przepustkę mam na trzy dni. 
Za wiele nie mogę zrobić. – pomyślałem, wzdychając.
Odniosłem posiłek i z całą resztą wróciłem do celi.
- Jeszcze tylko dwa tygodnie, złotko- mruknąłem patrząc w sufit- Już nie mogę się doczekać.
~*~
Wyszedłem na świeże powietrze. Wreszcie. Dobra, będę tam musiał wrócić ale na niedługo. Szedłem w stronę centrum.
Miałem nadzieję, że przeczytała moje wszystkie listy. Ach, co za uczucie, wręcz czułem, gdzie mam iść. minęło już tyle czasu, a ja wciąż pamiętałem gdzie mieszkał ten stary zgred, który w przyszłości miał zostać moim teściem. Stanąłem po drugiej stronie ulicy, wpatrując się w okno na piętrze. Byłem pewien, że znów zajęła swój stary pokój . O, zauważyłem ją. Stała profilem, tuląc do siebie trzy letnie dziecko. Zmrużyłem oczy. Moje dziecko.
Nawet z takiej odległości nie dało się nie zauważyć, rażącego podobieństwa ojca do syna. Idealnie. Podszedłem pod drzwi. Byłem pewien, że jej rodziców nie było w domu. Przecież pracowali. Zadzwoniłem trzykrotnie dzwonkiem, ot stary nawyk, którego nie potrafiłem zmienić.    

                                                 
Przejechałem palcami po dolnej wardze, a później oparłem dłonie o framugę drzwi. Cierpliwie czekałem.
- Już idę – usłyszałem śmiech.                                       
Sam się uśmiechnąłem. No witaj skarbie – pomyślałem, gdy stanęła w progu ubrana w niebieską sukienkę, trzymając malucha na rękach. Jej twarz zbladła.
Zablokowałem nogą drzwi, które starała się przede mną zatrzasnąć.
- To tak się teraz wita zbłąkanego wędrowca?- zaśmiałem się, wchodząc do środka-  Wszakże nie widziałem cię aż 1096 dni.
- Cześć – chłopiec na jej rękach pomachał do mnie, uśmiechając się wesoło.
- Proszę zostaw nas – pisnęła, patrząc na mnie z bólem w oczach.
- Hej, mały- zignorowałem ją- Jestem Harry, a ty?
- Miquel- chłopczyk nieśmiało się uśmiechnął
- Jak mogłaś, Katherina- zwróciłem się do wciąż drżącej dziewczyny- Tak naszemu dziecku na starcie spartaczyć życie? Doprawdy, kwestię imienia mogłaś ze mną omówić.
- To nie jest twoje dziecko - warknęła zła. - To jest mój syn, a ty nie masz do niego żadnych praw - odwróciła się i razem z dzieckiem pobiegła w prawą stronę korytarzem.
Ruszyłem za nią spokojnie. Nie ważne, w którym pokoju się schowała. Miałem klucze do każdego. Jednak opłaciło się to włamanie. Wszedłem do sypialni, w której się zabarykadowała.
- Nie ładnie tak kłamać i krzyczeć przy dziecku.- zaśmiałem się, napawając się jej przerażeniem.- Chodź do taty, synu - zwróciłem się do dzieciaka. Jeszcze sprawię, że będzie jadł mi z ręki.
Wtulał się w ramiona dziewczyny, który coś szeptała mu do ucha. W ręce miała komórkę. Aha, wracamy do punktu wyjścia. Telefon do tatusia, policja i tak dalej? Że jej się nie znudziło. Już raz się na tym przejechała. Wie, że nie odpuszczam.
- Zostaw nas – wyjąkała, mocniej przyciskając syna do klatki.
Stali w kącie beżowego pokoju.
 -Nie mam czasu na te pierdoły- w mgnieniu oka podszedłem do nich i wytrąciłem urządzenie z jej dłoni.- Czyżby tak długi okres czasu sprawił, że zapomniałaś jak masz się do mnie zwracać?
- Nie będę ci posłuszna – odpowiedziała wolno i wyraźnie.
Skąd ta jej odwaga? Wcześniej nie była taka bojowa. Szepnęła mu coś do ucha, a malec uciekł z pokoju.
- Cóż, to się zmieni. Mam mało czasu, który chciałbym spędzić z moją rodziną. Zacząć wszystko od nowa, zmienić się na lepsze i inne ckliwe duperele. Uwierz mi, zmieniłem się.
Na gorsze - dodałem w myślach.
Nie wiedziała, na co jeszcze mnie stać. Ale ja miałem zamiar zrobić wszystko, aby zaczęła mi ufać. To działa tak. Ona zdobywa zaufanie, ja ją nastawiam źle przeciwko światu i jestem górą. Będzie zaślepiona. Wszystko już przemyślałem. Miałem na to bardzo dużo czasu. Sama nie będzie wiedziała co tak naprawdę robi, bo będzie zależna ode mnie. Ze wszystkim. Już nawet nie mówię o tym, że jak będzie chciała gdzieś wyjść to musi zapytać. Do tego dojdziemy. Najpierw będę musiał ją postawić do pionu, bo się rozpuściła.
- Mały- odwróciłem się do dzieciaka, który chował się za drzwiami- Nie bój się mnie. Mamusia po prostu była zaskoczona, że przyjechałem. Przyszedłem was odwiedzić, zanim zamieszkamy razem. Muszę tylko jeszcze coś załatwić. No chodź do taty.
- Nie chcę, nie lubię cię – szepnął. – Mama mówiła, że nie mam taty – dodał, zaciskając rączki na framudze drzwi.
- Naprawdę mnie nie lubisz?- spytałem wyjmując z kieszeni bluzy słodycze.- A ja dla ciebie przyniosłem cukierki. Synku, mamusia była na mnie zła i powiedziała ci to, czego tak naprawdę nie myślała. Przecież nie zrobię ci krzywdy.
- Miquel nie - rzuciła chłodno za moimi plecami. - Nie zbliżaj się do niego, kretynie! - krzyknęła do mnie. Widziałem, ze chłopiec chciał już podejść.
- Nieładnie tak krzyczeć na dziecko- pokręciłem głową.- Tylko go straszysz. Nadal się gniewasz za to, co stało się 3 lata temu? Było minęło. Powinnaś jednak pamiętać, że beze mnie nie byłoby Miquela.- wyciągnąłem dłoń ze słodkościami w stronę chłopca- Nie płacz mały, mamusia i tatuś niedługo się tobą zajmą. I będziemy żyć długo i szczęśliwie.
Mike zbliżył się i wziął cukierki. Objąłem malucha, podnosząc do góry. Poprawiłem go, ocierając mu łzy. Idealna kopia mnie. Zielone oczy i loczki. Nawet gdybym chciał, to nie mógł bym się go wyprzeć…
- Czemu nie dasz nam spokoju? – zapytała drżącym głosem. – Jest tyle dziewczyn na świecie. Zajmij się nimi. Odpuść. Niektóre chętnie zostaną twoimi zabawkami. Ja nie chcę, błagam. On nie może patrzeć na to co robisz. Jesteś nienormalny, chory…
 - Zmieniłem się- rzuciłem beznamiętnie- To dla mojego syna, jak również dla ciebie, skarbie. Nie musisz się obawiać, nie zrobię ci krzywdy. A tym bardziej Miquelowi. Będę was chronił przed parszywymi ludźmi. Myślisz, że jaki jest ten cały Tomlinson?
- Od niego się odwal. Pomógł mi, gdy mnie zniszczyłeś. Doszczętnie. – rzuciła przez zęby. Mike podbiegł do swoich zabawek i wziął auto.
Podszedł do mnie i mi pokazał.
- Śliczne, synku. W przyszłości kupie ci takie duże, chcesz?
- Mhm- malec pokiwał główką i wrócił do zabawy. Jak łatwo do siebie można przekonać dziecko.
- Oj, kochanie- zwróciłem się do Katheriny- Może i użyłem dość brutalnych środków, lecz to jedynie dla twojego dobra. Naszego dobra. Myślisz, że Tomlinson pomógł ci bez żadnego powodu? Jak sądzisz, ile mógł mieć kobiet na boku? Ile wykorzystał. Bądźmy szczerzy, gdyby ten sukinsyn nie trafił do pierdla, już dawno by cię wykorzystał. Jednak nie mógł tknąć cudzej zdobyczy. Nie, wróć, lepszym określeniem byłoby: dziewczyny. Nie mógł ci nic zrobić, takie panują w tym niebezpiecznym świecie zasady.
- Skończ temat. Nie wierzę ci. Wpakowałeś go tam i pozwoliłeś, aby zostawił dziewczynę oraz syna. Zniszczyłeś im dom, rodzinę. Odebrałeś szczęście.
- Sam się o to prosił- poczochrałem włosy chłopca.- Zadarł nie z tymi ludźmi co trzeba. Jednakże wciąż nie chcesz uwierzyć, że nie był w stu procentach szczery z twoją przyjaciółeczką. Chcesz dowodów? Znajdę ci je. O to niech cię jednak głowa nie boli. Jednakże przyszedłem tu omówić kwestię naszego wspólnego życia. Chyba nie sądzisz, że będę w nieskończoność czekał, aż wyprowadzisz się od rodziców? Przecież jestem ojcem, chcę żyć z synem, nie odbierzesz mi tych praw. Na dobry początek powinniśmy wrócić do twojego mieszkania. Ustatkujemy się i załatwię nam o wiele większą posiadłość.
Pokręciła głową, przecierając rękoma twarz. Wyglądała jakby właśnie oszalała. Dłonie wciąż jej drżały. Do tego wszystkiego doprowadziłem ją ja.
- Czemu tak bardzo chcesz mnie zniszczyć? – zsunęła się po ścianie zdesperowana i objęła ramionami kolana.
Zaczęła płakać. Mike podbiegł do niej i przytulił.
- Mama nie płacz. Mama…
Po chwili wahania, również do niej podszedłem.
- Nie chcę cię zniszczyć, złotko. Chcę ci pomóc. Zależy mi na tobie, na was.- Dotknąłem jej głowy. Zadrżała pod moim dotykiem, ale nie odsunęła się.- Chciałbym, byś pewnego dnia mogła mi zaufać.
Pokiwała jedynie głową. Nie wiedziałem, czy zgadza się z moimi słowami, czy nie. To bardziej taki odruch. Spojrzałem na zegarek. Czas się zbierać. Nie chciałem tutaj zostawać,  do powrotu pana policjanta.
Rozejrzałem się po pokoju w poszukiwaniu kartki papieru. Napisze do rodziców wiadomość i zostawi w widocznym miejscu. Potem stąd pójdziemy.

16 komentarzy:

  1. Super! Harry naprawdę jest psychiczny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam głęboką nadzieję że Harry zapewniając samego siebie iż będzie czynił wszystko żeby mu zaufała zmieni się nie do końca z początku sobie to uświadamiając ale na lepsze... ^^
    Ściskam i życzę weny
    You Belong With Me

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział czekam nn.

    OdpowiedzUsuń
  4. O ja pierdziele *0* swietny<3 czekam na nn :)) x

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział
    jestem ciekawa czy Katherina mu zaufa ,oby nie , nie chce aby on ja zniszczył :/
    Mam nadzieje ze nic nie zrobi Alicji i dziecku :/
    Louis jest głupi ze się wpakował w ta cala mafie :/
    Życze weny i do następnego :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda mi Louisa :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Takie WOW ♡ no genialne, że brak słów, nie mogę się doczekać jak cała akcja się potoczy, bo po tym rozdziale przeczuwam, że będzie ciekawie. Czekam na kolejny i mam nadzieję, że mimo wszystko Harry nie jest takim kretynem i nie skrzywdzić swojego dziecka. Mega smutno bo Lou siedzi w więzieniu :-(

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudowny, cudowny i jescze raz cudowny *-*

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam... czekam na next:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Boskie to jest ♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam nadzieje,że nawet jak Harry dalej będzie takim psycholem,to ,że przynajmniej nie będzie jej znowu bił :/ / Może syn go zmiękczy ? :D

    OdpowiedzUsuń
  12. czekam bardzo niecierpliwie na to co będzie dalej :)

    OdpowiedzUsuń