~Katherina~
Cicho
odłożyłam książkę z bajkami na stolik obok łóżka i przykryłam śpiącego Miquela.
Wtulał policzek w poduszkę, a loczki opadały na jego czoło. Wyglądał uroczo.
Jak zawsze. Mój mały chłopiec.
Bez
niego nie dałabym rady. To jedyna rzecz, której nie żałuję przez to wszystko co
się stało. Tylko dla niego dłużej walczę.
Pocałowałam
go i opuściłam niebieski pokój, zostawiając drzwi uchylone. Często przychodził
do mnie w nocy. Lubiłam spać z nim. Puste łóżko wydawało mi się obce. Nie
wiedziałam dlaczego.
Przeszłam
do kuchni w celu zrobienia herbaty. Nareszcie wszystko się poukładało, chociaż
dalej miałam w sobie cień strachu. Mógł wrócić, mogli go wypuścić…Ale może już
o mnie zapomniał. To było trzy lata temu. Znajdzie inną ofiarę. Nie mogłam
pozwolić, aby mojemu synowi zagrażało niebezpieczeństwo.
Cicho
weszłam do kuchni. Herbata, którą wcześniej tu zostawiłam, już dawno wystygła.
Ugryzłam jedno z ciastek, które pozostały po dzisiejszym pieczeniu z dziećmi.
Później to ogarnę-pomyślałam, patrząc na zalegającą wszędzie mąkę. Wyjęłam
telefon z kieszeni, by napisać SMS'a do mamy. Chciałam, by zajęła się jutro
Miquelem. Wtem komórka zawibrowała. Spojrzałam na ekran. Numer prywatny.
Wcisnęłam zieloną słuchawkę.
-
Halo?-spytałam.
-
Czas minął. -usłyszałam głos, który tak bardzo chciałam zapomnieć- Niedługo
zabiorę stąd ciebie i mojego syna, złotko. Już niedługo...
Telefon
wypadł mi z ręki. O matko. Nie. Tylko nie on. Wyszedł? Nie możliwe. Powinien on
siedzieć dłużej. To pewnie przepustka.
Co
robić?-pomyślałam-Cholera jasna, skąd on ma ten numer? - podniosłam telefon. Na szczęście mężczyzna już się rozłączył. Weszłam w listę
kontaktów, zastanawiając się, kogo powiadomić. Było już dość późno.
Alicja
nie mogła mi pomóc. Była sama. Louis jeszcze nie wyszedł. Poza tym, chyba nie
chciała go widzieć na oczy.
Zadzwoniłam
do taty. W końcu to policjant. On nie pozwoli zbliżyć się do mnie
temu...Stylesowi.
-
Katherina?-usłyszałam głos ojca-Co się stało? Coś z moim wnukiem?
-
Nie, tatku, z Miquelem wszystko w porządku. Tylko, że...
-Czekaj, zbudzę matkę, będziemy u ciebie za
godzinę.
Uśmiechnęłam
się. Kochany tata, zawsze o mnie dbał.
Wiedział,
kiedy go najbardziej potrzebowałam. Odłożyłam telefon i pobiegłam do synka.
Chciałam być przy nim. Spał jak mały aniołek. Jeśli on go skrzywdzi...On nie
miał sumienia. Mógł wszystko. Po prostu. Bez skrupułów.
Zadrżałam
na samą myśl o tym psychopacie. Co nim kierowało? Bez namysłu dotknęłam jednej
z wielu blizn na moich plecach. A jeśli będzie chciał naznaczyć również mojego
małego synka? Nie mogę na to pozwolić. Będę go bronić do samego końca.
Złapałam
rączkę Miquela i w ciszy czekałam na przyjazd rodziców. Tylko spokój. W nerwach
nie byłam w stanie myśleć. Nie mogłam tu jutro zostać. Znalazłby nas. Dlaczego
moje życie to ucieczka? Czemu ganiam się ze strachem?
Nawet
nie zauważyłam, że pod dom podjechał samochód. Trzy krótkie dzwonki do drzwi
upewniły mnie, że to ojciec. Jakiś czas temu ustaliliśmy nasz własny system
dzwonienia, tak profilaktycznie. Lepiej było być pewnym, że to jest gość na
którego czekasz, niż niespodzianka.
Zostawiłam
malca i poszłam otworzyć mieszkanie. Wpuściłam ich do środka. Od razu wtuliłam
się w bezpieczne ramiona mamy.
-
On dzwonił - szepnęłam.
-
Nie, to niemożliwe - szybko zaprzeczył ojciec - Przecież osobiście dopilnowałem,
by ten skurwiel siedział tam dłużej.
-
Skarbie-odezwała się mama- Jedziemy do nas, tam będziecie bezpieczni.
Kiwnęłam
głową i wzięłam malca na ręce. Obudził się. Tata zamknął drzwi na klucz i
zeszliśmy po schodach.
-
Skarbie - niespodziewanie zatrzymała się mama - Kiedy ostatnio sprawdzałaś pocztę?
Powędrowałam
wzrokiem za jej spojrzeniem. Oniemiałam, gdy zobaczyłam zapchaną listami
skrzynkę.
-
Matko, zapomniałam – przyznałam, kołysząc zaspanego Mike’a.
Obudził
się, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Zaraz znów musiałam go położyć spać. Byłam
beznadziejną panią domu. Chodziłam do pracy, odprowadzałam syna do przedszkola.
Ledwo nadążałam.
Ale
mogłabym przysiąc, że jeszcze wczoraj sprawdzałam pocztę.
- Wezmę je, na miejscu przeczytasz.-mruknął tata, wyjmując pokaźny stosik
kopert. Wsiedliśmy do auta.
Trzymałam
syna, kołysząc go. Znów zasnął. Sama również byłam zmęczona, ale i przerażona.
Nie chciałam, aby koszmar wrócił. Miałam nadzieję, że tam gdzie on teraz jest, nie dowie
się o niczym…
~Harry~
Po
wykonaniu telefonu, strażnicy odprowadzili mnie na stołówkę. Prywatna eskorta.
Hm, świetnie. Tomlinson siedział przy moim stole. Zapewne znów chciał mnie
wkurwić.
Uśmiechnął
się wrednie znad jedzonego posiłku. Wysłałem mu nienawistne spojrzenie.
-
Nawet nie myśl, że mnie sprowokujesz - usiadłem naprzeciw niego - Nie zamierzam ci dziś spuszczać wpierdolu,
mam za dobry humor. W końcu zostało już mi tylko kilka tygodni - uśmiechnąłem
się - Nie to co tobie, panie wielki mafioso.
-
Przepustka? – warknął.
Nie
cieszyła go ta wizja. On był tu, ja mogłem wyjść. One były samiusieńkie, bo
cały jego gang siedział w więzieniu. Nie ciekawie.
-
Nie muszę ci się tłumaczyć. Wiedz tylko, że dobrze się zajmę Katheriną pod
twoją nieobecność. Dla tej twojej również znajdę czas. Mogę ją od ciebie pozdrowić, jeśli chcesz.
-
Spróbuj tylko - syknął, mrożąc mnie wzrokiem.
Uśmiechnąłem
się w odpowiedzi. Byłem na wygranej pozycji i wiedział to każdy.
-
Skoro tak ładnie prosisz- irytowanie go sprawiało mi nie lada przyjemność- Może
powinienem jej coś odciąć i przemycić tu dla ciebie?
Wstał
i złapał mnie za kombinezon. Mocno rzucił mną na podłogę.
-
Ja jestem grzeczny- powiedziałem do strażników, którzy złapali Louisa.
Jeden
klawisz tylko prychnął. Och, jaką miałem ochotę mu wtedy przywalić. Jednakże
powstrzymałem się, myśląc o mojej słodkiej zabaweczce. Teraz, kiedy już sobie o
mnie przypomniała, mogłem się nią zająć. Byłem pewien, że po moim telefonie
wróci do rodziców. Jakaż ona jest przewidywalna. Oczywiście, że do nich
uciekła. Bo tatuś to policjant. Tyle, że on nawet broni bał się użyć. Nie
chciałem jej od razu robić krzywdy. Chciałem się zabawić i ukarać. To pewne,
ale nie aż tak bardzo. I nic przy tym małym. Chciałem, aby mój syn mi ufał. Mógłbym
go wychować na silnego i bezkompromisowego mężczyznę. Człowieka takiego jak ja.
Oczywiście nie dopuściłbym, by popełnił ten sam błąd, przez który teraz tu
siedzę. Ach te baby, da się im chwilę swobody, a te od razu wzywają policję.
O
nie. Teraz to zmieni. Stworzymy rodzinę na moich zasadach. Będzie zupełna
kontrola. Odetnę ją od rodziców oraz przyjaciół. Mówię tu o tej dziewczynie i
Tomlinsonie. Nie będzie ich. Tylko mi przeszkadzają. Niestety przepustkę mam na
trzy dni.
Za wiele nie mogę zrobić. – pomyślałem, wzdychając.
Za wiele nie mogę zrobić. – pomyślałem, wzdychając.
Odniosłem
posiłek i z całą resztą wróciłem do celi.
-
Jeszcze tylko dwa tygodnie, złotko- mruknąłem patrząc w sufit- Już nie mogę się
doczekać.
~*~
Wyszedłem
na świeże powietrze. Wreszcie. Dobra, będę tam musiał wrócić ale na niedługo.
Szedłem w stronę centrum.
Miałem
nadzieję, że przeczytała moje wszystkie listy. Ach, co za uczucie, wręcz
czułem, gdzie mam iść. minęło już tyle czasu, a ja wciąż pamiętałem gdzie
mieszkał ten stary zgred, który w przyszłości miał zostać moim teściem. Stanąłem
po drugiej stronie ulicy, wpatrując się w okno na piętrze. Byłem pewien, że
znów zajęła swój stary pokój . O, zauważyłem ją. Stała profilem, tuląc do
siebie trzy letnie dziecko. Zmrużyłem oczy. Moje dziecko.
Nawet
z takiej odległości nie dało się nie zauważyć, rażącego podobieństwa ojca do
syna. Idealnie. Podszedłem pod drzwi.
Byłem pewien, że jej rodziców nie było w domu. Przecież pracowali. Zadzwoniłem
trzykrotnie dzwonkiem, ot stary nawyk, którego nie potrafiłem zmienić.
Przejechałem
palcami po dolnej wardze, a później oparłem dłonie o framugę drzwi. Cierpliwie
czekałem.
- Już idę – usłyszałem śmiech.
Sam
się uśmiechnąłem. No witaj skarbie – pomyślałem, gdy stanęła w progu ubrana w
niebieską sukienkę, trzymając malucha na rękach. Jej twarz zbladła.
Zablokowałem
nogą drzwi, które starała się przede mną zatrzasnąć.
-
To tak się teraz wita zbłąkanego wędrowca?- zaśmiałem się, wchodząc do
środka- Wszakże nie widziałem cię aż
1096 dni.
-
Cześć – chłopiec na jej rękach pomachał do mnie, uśmiechając się wesoło.
-
Proszę zostaw nas – pisnęła, patrząc na mnie z bólem w oczach.
-
Hej, mały- zignorowałem ją- Jestem Harry, a ty?
-
Miquel- chłopczyk nieśmiało się uśmiechnął
-
Jak mogłaś, Katherina- zwróciłem się do wciąż drżącej dziewczyny- Tak naszemu
dziecku na starcie spartaczyć życie? Doprawdy, kwestię imienia mogłaś ze mną
omówić.
-
To nie jest twoje dziecko - warknęła zła. - To jest mój syn, a ty nie masz do
niego żadnych praw - odwróciła się i razem z dzieckiem pobiegła w prawą stronę
korytarzem.
Ruszyłem
za nią spokojnie. Nie ważne, w którym pokoju się schowała. Miałem klucze do
każdego. Jednak opłaciło się to włamanie. Wszedłem do sypialni, w której się
zabarykadowała.
-
Nie ładnie tak kłamać i krzyczeć przy dziecku.- zaśmiałem się, napawając się
jej przerażeniem.- Chodź do taty, synu - zwróciłem się do dzieciaka. Jeszcze
sprawię, że będzie jadł mi z ręki.
Wtulał
się w ramiona dziewczyny, który coś szeptała mu do ucha. W ręce miała komórkę.
Aha, wracamy do punktu wyjścia. Telefon do tatusia, policja i tak dalej? Że jej
się nie znudziło. Już raz się na tym przejechała. Wie, że nie odpuszczam.
-
Zostaw nas – wyjąkała, mocniej przyciskając syna do klatki.
Stali
w kącie beżowego pokoju.
-Nie mam czasu na te pierdoły- w mgnieniu oka
podszedłem do nich i wytrąciłem urządzenie z jej dłoni.- Czyżby tak długi okres
czasu sprawił, że zapomniałaś jak masz się do mnie zwracać?
-
Nie będę ci posłuszna – odpowiedziała wolno i wyraźnie.
Skąd
ta jej odwaga? Wcześniej nie była taka bojowa. Szepnęła mu coś do ucha, a malec
uciekł z pokoju.
-
Cóż, to się zmieni. Mam mało czasu, który chciałbym spędzić z moją rodziną.
Zacząć wszystko od nowa, zmienić się na lepsze i inne ckliwe duperele. Uwierz
mi, zmieniłem się.
Na gorsze - dodałem w myślach.
Na gorsze - dodałem w myślach.
Nie
wiedziała, na co jeszcze mnie stać. Ale ja miałem zamiar zrobić wszystko, aby
zaczęła mi ufać. To działa tak. Ona zdobywa zaufanie, ja ją nastawiam źle
przeciwko światu i jestem górą. Będzie zaślepiona. Wszystko już przemyślałem.
Miałem na to bardzo dużo czasu. Sama nie będzie wiedziała co tak naprawdę robi,
bo będzie zależna ode mnie. Ze wszystkim. Już nawet nie mówię o tym, że jak
będzie chciała gdzieś wyjść to musi zapytać. Do tego dojdziemy. Najpierw będę musiał
ją postawić do pionu, bo się rozpuściła.
-
Mały- odwróciłem się do dzieciaka, który chował się za drzwiami- Nie bój się
mnie. Mamusia po prostu była zaskoczona, że przyjechałem. Przyszedłem was odwiedzić,
zanim zamieszkamy razem. Muszę tylko jeszcze coś załatwić. No chodź do taty.
-
Nie chcę, nie lubię cię – szepnął. – Mama mówiła, że nie mam taty – dodał,
zaciskając rączki na framudze drzwi.
-
Naprawdę mnie nie lubisz?- spytałem wyjmując z kieszeni bluzy słodycze.- A ja
dla ciebie przyniosłem cukierki. Synku, mamusia była na mnie zła i powiedziała
ci to, czego tak naprawdę nie myślała. Przecież nie zrobię ci krzywdy.
-
Miquel nie - rzuciła chłodno za moimi plecami. - Nie zbliżaj się do niego,
kretynie! - krzyknęła do mnie. Widziałem, ze chłopiec chciał już podejść.
-
Nieładnie tak krzyczeć na dziecko- pokręciłem głową.- Tylko go straszysz. Nadal
się gniewasz za to, co stało się 3 lata temu? Było minęło. Powinnaś jednak
pamiętać, że beze mnie nie byłoby Miquela.- wyciągnąłem dłoń ze słodkościami w
stronę chłopca- Nie płacz mały, mamusia i tatuś niedługo się tobą zajmą. I
będziemy żyć długo i szczęśliwie.
Mike
zbliżył się i wziął cukierki. Objąłem malucha, podnosząc do góry. Poprawiłem go,
ocierając mu łzy. Idealna kopia mnie. Zielone oczy i loczki. Nawet gdybym
chciał, to nie mógł bym się go wyprzeć…
-
Czemu nie dasz nam spokoju? – zapytała drżącym głosem. – Jest tyle dziewczyn
na świecie. Zajmij się nimi. Odpuść. Niektóre chętnie zostaną twoimi zabawkami.
Ja nie chcę, błagam. On nie może patrzeć na to co robisz. Jesteś nienormalny,
chory…
- Zmieniłem się- rzuciłem beznamiętnie- To dla
mojego syna, jak również dla ciebie, skarbie. Nie musisz się obawiać, nie
zrobię ci krzywdy. A tym bardziej Miquelowi. Będę was chronił przed parszywymi
ludźmi. Myślisz, że jaki jest ten cały Tomlinson?
-
Od niego się odwal. Pomógł mi, gdy mnie zniszczyłeś. Doszczętnie. – rzuciła
przez zęby. Mike podbiegł do swoich zabawek i wziął auto.
Podszedł
do mnie i mi pokazał.
-
Śliczne, synku. W przyszłości kupie ci takie duże, chcesz?
-
Mhm- malec pokiwał główką i wrócił do zabawy. Jak łatwo do siebie można
przekonać dziecko.
-
Oj, kochanie- zwróciłem się do Katheriny- Może i użyłem dość brutalnych
środków, lecz to jedynie dla twojego dobra. Naszego dobra. Myślisz, że
Tomlinson pomógł ci bez żadnego powodu? Jak sądzisz, ile mógł mieć kobiet na
boku? Ile wykorzystał. Bądźmy szczerzy, gdyby ten sukinsyn nie trafił do
pierdla, już dawno by cię wykorzystał. Jednak nie mógł tknąć cudzej zdobyczy.
Nie, wróć, lepszym określeniem byłoby: dziewczyny. Nie mógł ci nic zrobić,
takie panują w tym niebezpiecznym świecie zasady.
-
Skończ temat. Nie wierzę ci. Wpakowałeś go tam i pozwoliłeś, aby zostawił
dziewczynę oraz syna. Zniszczyłeś im dom, rodzinę. Odebrałeś szczęście.
-
Sam się o to prosił- poczochrałem włosy chłopca.- Zadarł nie z tymi ludźmi co
trzeba. Jednakże wciąż nie chcesz uwierzyć, że nie był w stu procentach szczery
z twoją przyjaciółeczką. Chcesz dowodów? Znajdę ci je. O to niech cię jednak
głowa nie boli. Jednakże przyszedłem tu omówić kwestię naszego wspólnego życia.
Chyba nie sądzisz, że będę w nieskończoność czekał, aż wyprowadzisz się od rodziców?
Przecież jestem ojcem, chcę żyć z synem, nie odbierzesz mi tych praw. Na dobry
początek powinniśmy wrócić do twojego mieszkania. Ustatkujemy się i załatwię
nam o wiele większą posiadłość.
Pokręciła
głową, przecierając rękoma twarz. Wyglądała jakby właśnie oszalała. Dłonie
wciąż jej drżały. Do tego wszystkiego doprowadziłem ją ja.
-
Czemu tak bardzo chcesz mnie zniszczyć? – zsunęła się po ścianie zdesperowana i
objęła ramionami kolana.
Zaczęła
płakać. Mike podbiegł do niej i przytulił.
-
Mama nie płacz. Mama…
Po
chwili wahania, również do niej podszedłem.
-
Nie chcę cię zniszczyć, złotko. Chcę ci pomóc. Zależy mi na tobie, na was.-
Dotknąłem jej głowy. Zadrżała pod moim dotykiem, ale nie odsunęła się.- Chciałbym,
byś pewnego dnia mogła mi zaufać.
Pokiwała
jedynie głową. Nie wiedziałem, czy zgadza się z moimi słowami, czy nie. To bardziej
taki odruch. Spojrzałem na zegarek. Czas się zbierać. Nie chciałem tutaj
zostawać, aż do powrotu pana policjanta.
Rozejrzałem
się po pokoju w poszukiwaniu kartki papieru. Napisze do rodziców wiadomość i
zostawi w widocznym miejscu. Potem stąd pójdziemy.
Super! Harry naprawdę jest psychiczny.
OdpowiedzUsuńCzekam na nn :***
OdpowiedzUsuńMam głęboką nadzieję że Harry zapewniając samego siebie iż będzie czynił wszystko żeby mu zaufała zmieni się nie do końca z początku sobie to uświadamiając ale na lepsze... ^^
OdpowiedzUsuńŚciskam i życzę weny
You Belong With Me
Świetny rozdział czekam nn.
OdpowiedzUsuńSuper ^.^
OdpowiedzUsuńO ja pierdziele *0* swietny<3 czekam na nn :)) x
OdpowiedzUsuńSuper rozdział
OdpowiedzUsuńjestem ciekawa czy Katherina mu zaufa ,oby nie , nie chce aby on ja zniszczył :/
Mam nadzieje ze nic nie zrobi Alicji i dziecku :/
Louis jest głupi ze się wpakował w ta cala mafie :/
Życze weny i do następnego :**
Szkoda mi Louisa :(
OdpowiedzUsuńTakie WOW ♡ no genialne, że brak słów, nie mogę się doczekać jak cała akcja się potoczy, bo po tym rozdziale przeczuwam, że będzie ciekawie. Czekam na kolejny i mam nadzieję, że mimo wszystko Harry nie jest takim kretynem i nie skrzywdzić swojego dziecka. Mega smutno bo Lou siedzi w więzieniu :-(
OdpowiedzUsuń❤❤❤
OdpowiedzUsuńCudowny, cudowny i jescze raz cudowny *-*
OdpowiedzUsuńUwielbiam... czekam na next:)
OdpowiedzUsuńBoskie to jest ♥
OdpowiedzUsuńMam nadzieje,że nawet jak Harry dalej będzie takim psycholem,to ,że przynajmniej nie będzie jej znowu bił :/ / Może syn go zmiękczy ? :D
OdpowiedzUsuńczekam bardzo niecierpliwie na to co będzie dalej :)
OdpowiedzUsuńsuper :)
OdpowiedzUsuń