sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 11

~~Harry~~
Drugi dzień, który mogłem wykorzystać. Jutro musiałem wracać. Ale cieszyło mnie to, że parę spraw poukładałem. No może nie do końca. Katherina stawiała mi się jak mogła, dlatego już nie jeden raz dostała. Przyczyniła się nawet do tego, że musiałem wyjąć pasek ze spodni. Zachowywała się jak dziecko. Nie słuchała mnie. Nic nie robiłem na oczach Miquela. Dla niego miałem być idealny.
20.02Przebudziłem się około ósmej. Czas zaprowadzić syna do przedszkola. A wtedy ja i jego mama zostaniemy zupełnie sami. Jakże miła wizja. Zrobię wszystko, żeby dzień był dla nas obojga atrakcyjny.
Mike spał we mnie wtulony. To był plus. Wiedziałem, że dziewczynie nie ucieknie, bo nie mogłaby zabrać syna.
- Dzień dobry, szkrabie- mruknąłem do małego, gdy się obudził- Gotowy na pójście do przedszkola?
Dzieciak tylko pokręcił główką. Jak rozkosznie, widzi mnie drugi dzień i już nie jest w stanie mnie opuścić.
 -Nie martw się, gdy tylko ładnie zjesz obiad, tatuś z mamusią po ciebie przyjdą. Obiecuję.
- Tak? I pójdziemy na plac zabaw? – uśmiechnął się, ukazując dołeczki.
- Oczywiście, co tylko zechcesz. A teraz leć do mamy, by mogła cię ubrać- powiedziałem, gdy Katherina weszła do pokoju. Nie wyglądała na złą, raczej na... zrezygnowaną?
Wiedziała, że przegrała i nie miała wyjścia. W końcu i tak postawiłem na swoim.
- Cześć synku – pocałowała go w czoło i podniosła. – Idziemy się ubrać i zjeść.
- Yhm- przytaknął i uśmiechnął się do mnie.- Tata, chodź.
Kath wywróciła oczami sfutrowana. Nie lubiła, gdy tak do mnie mówił. Ale też nie umiała zwrócić mu uwagi. Uśmiechnąłem się i podniosłem z wygodnego łóżka. We trójkę wyszliśmy z sypialni.
Przeczesałem palcami włosy, idąc za dziewczyną. No tyłek to ma fajny.
Ale to później- zbeształem się. Weszliśmy do niewielkiej kuchni, gdzie czekało już aromatyczne śniadanie. No proszę. Nawet dla mnie przygotowała. Chyba zdała sobie sprawę z tego, co by ją czekało za tak wyraźny brak szacunku. Nauczkę dostała już nie jeden raz. Uśmiechnąłem się pod nosem. Wygrałem bitwę. Wygram wojnę.
- Ale jedz grzecznie – zwróciła się do chłopca, który nucił piosenkę z bajki.
Machał nogami na wysokim krześle, wcinając płatki z mlekiem.
- Mama, a tata powiedział, że idziemy na plac zabaw, jak ładnie zjem obiad. Prawda? Prawda, mama?- spytał między łykami mleka
- Tak, pójdziemy – mruknęła pod nosem i ubrała mu niebieską bluzkę.
Odwróciła się do blatu, pijąc na szybko kawę.
- Dobra, młody- zwróciłem się do syna- Zakładamy buciki i wychodzimy. Będziesz mógł wziąć jeden z tych twoich szybkich samochodów ze sobą.
- Naprawdę, tata? Mama  mówiła, że nie wolno, bo mi ukradną.
- Miquel, jesteś moim synem, więc nie ma takiej opcji, byś mógł stracić coś, co należy do ciebie.- Spojrzałem sugestywnie na Katherinę.
- Zaprowadź go. Traficie. Muszę iść do pracy – odpowiedziała, zakładając granatową marynarkę. Kucnęła przy chłopcu. – Bądź grzeczny, kocham cię bardzo mocno. Wiesz, prawda? To dawaj buziaka.
Tego nie przemyślałem. Jednak nie polegała tylko i wyłącznie na rodzicach, utrzymywała się sama. Gdy chciała mnie ominąć, złapałem ją w pasie i mocno pocałowałem.
- Miłego dnia, złotko- mruknąłem jej w ucho, zanim odeszła. Nic nie powiedziała, tylko mocniej zacisnęła dłoń na pasku trzymanej torby-Będziemy z Miguelem na ciebie czekać na placu zabaw.
- Puść - szepnęła, patrząc na swoje buty. Odwagi nie miała, aby patrzeć mi w oczy? Cóż za nowość. Usłyszałem śmiech syna, który zakrywał oczka.
- Tata, tata, puść mamę Jest czerwona, jak moje autko. Mama, papa- pomachał jej, gdy pospiesznie wyszła z mieszkania.
- Ach ta Kath- zaśmiałem się.- No to wybrałeś już jakąś super brykę?- spytałem, kucając koło dzieciaka.
- Tak! - pokazał mi mini porsche. Ma chłopak gust. Po ojcu rzecz jasna.
Ubrał buty, które mu zawiązałem. Sam naciągnąłem koszulkę.
- Dobra, młody.- uśmiechnąłem się otwierając przed nim drzwi-Prowadź do swojego królestwa.
Śmiejąc się, wybiegł przede mną. Szliśmy Londynem. Miałem dobry humor. Deszcze nie padał. Słońce świeciło.
Jak w jakiejś ckliwej historyjce o szczęśliwej rodzinie. A co mi tam, przy małym mogłem na chwilę zrzucić z siebie maskę bezwzględnego mściciela. Ale tylko na chwilkę.
On nie musiał mnie znać od ciemniejszej strony. Zsunąłem z włosów okulary przeciwsłoneczne i poprawiłem je na nosie. Chwyciłem syna podrzucając go do góry. Doszliśmy do przedszkola. Ah, przemiła pani przedszkolanka, na pewno miała mokro bo patrzyła na mnie jakby faceta nie widziała.
A co mi tam, niech się jara, stara lampucera. Wysłałem jej nieszczery uśmiech.
- Maluch przyniósł dziś ze sobą samochodzik. Radziłbym, by pani dopilnowała, aby Miquel wrócił z nim do domu.
Zostawiłem ją oniemiałą i zwróciłem się do syna.
- No młody, pamiętaj o naszej umowie.
- Dobra tato – kiwnął główką.
Przybiłem z nim piątkę i wyszedłem. To gdzie teraz pracowała moja droga dziewczyna? O to powinienem zgłosić się do mojego informatora. Ta wszechwiedząca kupa nieszczęścia była moim zaufanym źródłem informacji. Dzięki niej będę mógł wyjść wcześniej na warunkowym. Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer.
- Tak, Harry? - usłyszałem piskliwy, damski głos.
- Powinnaś przestać śpiewać karaoke. Brzmisz po tym nieziemsko irytująco, Saika- burknąłem. Jakże ta dziewczyna mnie irytowała z tymi swoimi żałosnymi próbami zostania piosenkarką.
- Dzwonisz, by mnie obrażać, czy znów jesteś w kropce?- jej głos wrócił do normy.
- Gdzie pracuje Katherina? - rzuciłem prosto z mostu. Chciałem szybkie odpowiedzi.
- Zaraz, daj mi minutkę- mruknęła. Nie minęło nawet 10 sekund, a podała mi dokładną lokalizację, piętro, kod zabezpieczający budynek i jej dzisiejszą fryzurę. Nadal nie mam pojęcia, jak ona się tego wszystkiego dowiaduje. Już w liceum mogłem się wysłużyć jej umiejętnościami. Mogłem nawet nazwać naszą relację...przyjaźnią? Jednak za nic nie przyznałbym się jej do tego.
Ale ufałem jej. Poważnie jej ufałem. Jeszcze nigdy mnie nie zawiodła. Zawsze robiła o co prosiłem. Czasami się odwdzięczałem. Podziękowałem jej i schowałem telefon. Szedłem do kolejnej kawiarni, gdzie zabawiała się w kelnerkę. W zasadzie to moja kobieta nie będzie pracowała.
Uzgodnimy to jednak później. Przede mną stanęło dwóch policjantów.
- Harry Styles? - spytał jeden. - Szukamy Katheriny Liverblood oraz jej syna.
- Jakiś problem?-spytałem starając zachować spokój.
- Zniknęła wczoraj z domu rodziców. Tak. To jest problem, bo pan jest pierwszym podejrzanym i chyba nie chce mieć większego wyroku - rzucił drugi ostro.
- Z tego co widzę- wskazałem na okno kawiarni- To ta dziewczyna jest teraz w pracy.
- Gdzie pan się zatrzymał na okres pańskiej przepustki?- spytał funkcjonariusz, gdy jego partner wszedł do środka.
- Byłem u Saiki Chang, która po moim aresztowaniu przepisała na siebie moją willę.-skłamałem. Kolejny plus zadawania się z tą rudowłosą wysłanniczką piekieł. Zawsze miała gotowe alibi. No, prawie zawsze.
W tym przypadku się udało. Spojrzał na mnie nieufnie i spisał nazwisko.
- Jutro o 14 musi pan się stawić w więzieniu - przypomniał mi. Jakbym nie wiedział.
-Ma pan do odsiedzenia jeszcze 2 miesiące.- widać, że nie był zadowolony z mojego wcześniejszego wyjścia.
- Jakżeby inaczej. Żegnam- ominąłem go i ruszyłem w stronę mojego starego domu. Nie mogłem teraz pójść do Katheriny, byłoby to nierozsądne z mojej strony. Cóż, mam jeszcze kilka godzin, mogę w międzyczasie pozwolić sobie na pogawędkę ze starą znajomą.
I to była dobra myśl. Wziąłem taksówkę i tam pojechałem.
~Katherina~
Zerknęłam na zegarek. Zaraz miałam skończyć pracę. Jeszcze godzina. Jednakże postanowiłam wyjść wcześniej. Odbiorę Miquela i pojadę do Liverpoolu. To trochę daleko, ale tam była Alicja...
Emily didonato Wyszłam z zaplecza. jeszcze jeden klient i ucieknę z moim skarbem daleko, daleko stąd. Nie patrząc na obsługiwanego gościa, spytałam o zamówienie.
- Zaraz przyniosę - powiedziałam grzecznie, zapisując wszystko na kartce.
Myślami byłam daleko stąd.
Wtem mężczyzna złapał mnie za rękę. Spojrzałam zdziwiona. Nie, to był on. Ale skąd wiedział o tym miejscu? Jestem pewna, że nic mu nie mówiłam. Nie wspominałam, gdzie pracuję.
To nawet nie było teraz ważne. Znów się nie uda. Nie będę mogła uciec. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech.
Kath z nim nie wygrasz - pomyślałam zrozpaczona. Nie tak miało być. Mieliśmy mieć już święty spokój, a wrócił on i udaje cudownego tatusia.
- Chciałem ci tylko przypomnieć, że nasz drogi synek zapewne za nami tęskni. Obiecałem mu dziś rodzinny spacer, więc przyszedłem sprawdzić, czy niczego nieodpowiedniego przypadkiem nie kombinujesz. Nie chcemy przecież, by Miquel był zawiedziony.
- Oczywiście, że nie. Wybacz, ale została mi jeszcze godzina pracy, wiec z łaski swojej - spojrzałam na niego i strzepnęłam dużą dłoń.
- Och, nie kłam mi tutaj, złotko. Doskonale wiem, że zwolniłaś się dziś wcześniej, z powodu przedstawienia młodego. Szkoda, że nic mi o tym nie powiedziałaś. Ale o tym porozmawiamy za chwilkę, gdy łaskawie przyniesiesz mi moją kawę. Tylko nie wsypuj mi do niej czegoś trującego, chciałbym dożyć 4 urodzin naszego syna.
- Zabiję go, przysięgam pewnego dnia go zabiję - odeszłam mrucząc pod nosem.
Nie było bardziej denerwującego i przerażającego faceta na ziemi. Zaczęłam robić mu tę kawę. Oparł się wygodnie na krześle i patrzył wprost na mnie z nad okularów, przygryzając wargę.
Cholera jasna, byleby tylko Miquel nie wyrósł na takiego parszywego skurczybyka. Nie, nie pozwolę na to. Postawiłam filiżankę na stole przed nim.
- Pańskie zamówienie, sir-mruknął, sącząc napój- Tak powinna powiedzieć każda kulturalna kelnerka.
- Do każdego klienta... prócz ciebie. Nie zaliczasz się - odparłam chłodno.
Podeszłam do pustego stolika, który opuściła para. Posprzątałam naczynia i starłam blat. Później poszłam obsłużyć klienta. Młody, przystojny mulat. Uśmiechał się do mnie zawadiacko.
- Czym mogę służyć? - spytałam.
Zamyślił się i chwycił moją dłoń.
- A co piękna pani poleca?
- Eee...- zdziwiło mnie jego zachowanie. Czyżby flirt? Czasem mnie podrywali, ale naprawdę czasem. - Cappuccino? Latte?
-Ekhem-poczułam rękę Styles'a na ramieniu-Poleciłbym ci kulturalnie wypierdalać. Idziemy, byłem dziś twoim ostatnim klientem.
- Możesz się zamknąć? - zwróciłam się do niego. - Nie chcę stracić pracy. Margaret! - zawołałam koleżankę. Niech mnie zastąpi.
- Widzę, że pani nie ma ochoty z panem iść - mężczyzna obok wstał w mojej obronie.
- Cicho! - wrzasnęłam. - Nie komplikuj tego, dobrze? To ja dostanę, a nie ty! Jak ci tam.
- Rób co chcesz.- mruknął Harry, wzruszając ramionami- Idę po małego, z tobą lub bez ciebie, twój wybór.
On był niemożliwy. Zrzuciłam fartuch i ruszyłam za nim. Nie mogłam pozwolić, by zabrał Miquela.
Dostałam rano okresu. Hormony we mnie buzowały. Było ciężko. Wszystko mnie irytowało i denerwowało.
Wpadłam do przedszkola popychając go w drzwiach.
- Dzień dobry, ja po Miquela - powiedziałam do młodej przedszkolanki.
Ta tylko spojrzała z ukosa na towarzyszącego mi bruneta. Błagam, nie mówcie mi, że ten skretyniały sadysta odwalił dziś rano scenę w przedszkolu.
- Nie znam go. - pokręciłam głową. - Przepraszam za wszystko co powiedział lub zrobił.
- Gdzie mój dziedzic?- spytał Harry obejmując mnie w pasie. Co on miał z tymi praktycznie nieużywanymi słowami. Skąd on się urwał?
- Tata, mama-do szatni wbiegł Miquel. Spojrzał na nas uradowany i rzucił się Stylesowi w ramiona. Kiedy oni zdążyli się tak zaprzyjaźnić? I od kiedy to ja jestem na drugim miejscu w serduszku Mike'a?
Mój podbródek zadrżał. Czułam ukłucie zazdrości i zrobiło mi się przykro. Zawsze byłam tylko ja. To ja go wychowałam. Nauczyłam wszystkiego. A przyszedł on i jest cudowny.
Musiałam przyznać, sprawiał wrażenie ojca idealnego. Szkoda, że tylko wrażenie.
- Synu, gdzie twój samochód?-spytał Harry
- Tu- pisnął uradowany Mike, wyjmując replikę auta z kieszeni spodenek- Tony chciał mi go zabrać, ale go walnąłem. Tak jak tata mówił.
- Zuch chłopak- zaśmiał się brunet. Spojrzał krzywo na chcącą skarcić Miquela przedszkolankę i wyszedł z naszym synem.
- Przepraszam - jęknęłam na odchodne opiekunce i popędziłam za nimi.
Odebrałam chłopca z jego ramion.
- Nie możesz tak robi, rozumiesz? Nie wolno się bić. Możesz mu powiedzieć, żeby nie ruszał ale nie bij. Nie wolno - pocałowałam go w skroń i poprawiłam mu koszulkę.
- Ale Tony jest głupi- naburmuszył się maluch
- Jak ktoś z uporem maniaka się nie słucha, to zasługuje na karę-dodał Styles uważnie mi się przyglądając. To chyba była zapowiedź dzisiejszej kary.
Zaklęłam pod nosem. Niech on już wraca tam gdzie jest jego miejsce. Ile miałam jeszcze wycierpieć? Ile łez miałam tracić przez niego?
Przytuliłam mocniej syna do klatki. Szliśmy w stronę placu zabaw. Harry udając kochanego tatusia i głowę rodziny, objął mnie w tali. Dlaczego nie byłam na tyle silna, aby zacząć krzyczeć pomocy?
- Synu, sądzę, że powinniśmy zacząć naszą zabawę od kupienia lodów. Zgadzasz się?- spytał mężczyzna, gdy postawiłam malucha na ziemię.
-Tak- uśmiechnął się Miquel.
- No to chodźmy- Styles złapał mnie za rękę-Niech mamusia się nie zamyśla, tylko zainteresuje się rodziną. Zapraszam.
- Tak kochanie - wymusiłam uśmiech.
Poszłam za nimi do kawiarni niedaleko. Kupiliśmy lody, chociaż wcale nie miałam na nie ochoty. Bolał mnie brzuch. Nienawidzę tego.
Usiedliśmy na ławce w parku. Widać było, że Mike przywiązał się do tego psychopaty. Jeśli uda nam się od niego uwolnić, jak ja mu wytłumaczę, że jego "idealny tatuś" jest prawdziwym potworem? Od rozmyślań oderwał mnie dzwonek telefonu Styles'a.
Mężczyzna podniósł się i odszedł kawałek, odbierając. Przez chwilę na niego patrzyłam, a potem skupiłam wzrok na Miquelu.
Cały się umazał tymi lodami. Wytarłam mu usta chusteczką, za co zostałam nagrodzona jego promiennym uśmiechem. Spojrzałam ponownie na bruneta. Rozmawiając z kimś, żwawo gestykulował. Po chwili przytaknął i podszedł do nas, wciąż nie odkrywając telefonu od ucha.
- Wracamy do domu.-wydał krótki rozkaz. Wolną ręką podniósł Miquela i osadził go sobie na ramieniu.
- Chcę na plac zabaw - przypomniał chłopiec.
Położyłam palec na ustach, pokazując mu żeby był cicho. Tak wolałam. Żeby tylko go nie zdenerwował. Nie wiedziałam, czy jest też w stanie wyżyć się na dziecku.
- Pobawimy się w domu-powiedział zaskakująco łagodnie-Teraz musimy wracać.
Nie zważając na dalsze protesty chłopca, Styles wrócił do swojej rozmowy
- Więc które ulice są bezpieczne?...Kurwa, możesz zrobić coś, by ten patrol pojechał dziś inną drogą?...Dobra, już idziemy.
Już wszystko jasne. Policja mnie obserwowała, a on nie chciał, aby dowiedzieli się, że jesteśmy z nim. Był sprytny i na wszystko miał plan. Jak? Pytam jak? Szliśmy dłuższą drogą, ale bezpieczniejszą według Stylesa. W końcu cała nasza trójka znalazła się w mieszkaniu. Rozebrałam chłopca i poszłam z nim do kuchni. On już jadł obiad, a ja odczuwałam okropny głód.
- Dobra, odciągaj ich od tego mieszkania jeszcze jeden dzień...Nie kłam, ty nigdy nie śpisz... Tak, tak, mam u ciebie dług. Jutro jeszcze wpadnę.-dało się słyszeć z przedpokoju, zanim Styles wszedł do kuchni. Widać było, że był bardzo zadowolony.
Naprawdę musiałam się powstrzymać, aby nie dać mu w twarz. Ale przecież nie mogłam. Za bardzo mnie ograniczał. Jeden mój ruch, mały pożałuje. Wolałam nie ryzykować.
Posadziłam Mike'a na krześle, który zachwycony opowiadał ojcu, jak było w przedszkolu. Każdy szczegół. A ten go o dziwo słuchał. Starałam się wyłączyć podczas gotowania.
- Mama, a tata tu zostanie, prawda? Prawda, mama?- spytał Miquel. Przeraziłam się. Trzymana przeze mnie drewniana łyżka upadła na ziemię.
Spojrzałam na syna. Tego pytania się nie spodziewałam. Ufał mu jakby zawsze był przy nim. Jak to możliwe?
- Nie wiem – odparłam sucho i wróciłam do gotowania.
- Tatuś będzie musiał na jakiś czas wyjechać, synu.-odparł smutno Harry. -Ale na pewno wrócę. Wiesz czemu?
Chłopczyk tylko pokręcił główką.
- Bo jesteście dla mnie najważniejsi na świecie. I nic nie sprawi, że z was zrezygnuję.
Zaczęłam się histerycznie śmiać, a potem śmiech przeszedł w płacz. Dusiłam się łzami. Po prostu go przekonał. Miałam utrudnione zadanie. Jak ucieknę? Gdzie? On wszędzie mnie znajdzie. Oparłam dłonie o blat i pochyliłam się, dalej zanosząc płaczem. Harry objął mnie od tyłu i przyciągnął do swojego torsu. Ah...no tak. Troskliwy mężczyzna na oczach syna
- Spokojnie, kochanie. Chcę dla was jak najlepiej. Pamiętasz? Zmieniłem się? I to dla was.
Miquel podszedł do nas od tyłu i przytulił moją nogę.
- Mama, nie płacz. Tata kocha mamę.
- Tak - pokiwałam głową.
Oczywiście, że kocha mnie. Kocha mnie dręczyć i patrzeć jak cierpię. To cały Harry. Pogłaskałam syna po włosach.
- Daj buzi tacie, ja ci daje jak cię kocham - uśmiechnął się.
- Hej-powiedział Harry ukazując te swoje słodkie dołeczki.- Nie skrzywdzę was. Przemyślałem to sobie i chcę was chronić. Będę się hamował.
Jakoś w to nie wierzyłam. Ale o dziwo to w jego ramionach zaczęłam się uspokajać.
- Buzi - Miquel zaklaskał w rączki.
- Mama się wstydzi-powiedział Styles, patrząc to na mnie, to na malucha.-Trzeba ją zachęcić.
- To ty tata daj jej buziaka i mama się uśmiechnie – stwierdził zadowolony ze swojego pomysłu.
Usiadł na tyłku i patrzył na nas.
- Skoro tak ładnie prosisz-brunet uśmiechnął się i mocno mnie pocałował
Ponieważ maluch tutaj siedział, oplotłam szyję Harry'ego i niezdarnie oddałam zachłanny pocałunek.
- Musimy robić tak częściej-powiedział Styles, gdy oderwał się od moich ust. -Miquel jest wtedy szczęśliwy.
- Skończę obiad - odwróciłam się.
Mike pobiegł do swoich zabawek. Miałam nadzieję, że ten człowiek też za nim polezie. Dotknęłam palcami warg. Czułam jakby coś zapieczętował.
W spokoju wróciłam myślami do gotującej się zupy, gdy usłyszałam ich błahą rozmowę o samochodach.
- Jak będę duży to będę miał takie autko – mówił zadowolony Mike. – Takie czerwone. I będę się ścigał. A kupisz mi nowe tatusiu? Chcę niebieskie.
- Co ty na to, bym przyjechał po ciebie i mamusię takim właśnie autem? Wybralibyśmy się na małe wakacje – odpowiedział mu mężczyzna.
Podeszłam do futryny drzwi i przyglądałam im się oraz uważnie słuchałam.
- A gdzie? – zaciekawił się i wszedł mu na kolana.
Jeździł autem po dywanie, lekko się pochylając. Oboje siedzieli na podłodze.
- Gdzie tylko będziesz chciał. Będziesz miał dwa miesiące na wybranie miejsca. -uśmiechnął się szatyn i pogłaskał chłopca po głowie. Muszę przyznać, że spodobał mi się taki widok.
Uroczy obraz. Uśmiechnęłam się pod nosem. To była mimowolna reakcja na to wszystko. Weszłam z powrotem do kuchni. Po godzinie siedzieliśmy przy stole, jedząc obiad. Zaraz po posiłku, mały zasnął oglądając Toy Story.
Zatem teraz miała się skończyć ta rodzinna sielanka? Spojrzałam na Harry'ego, zastanawiając się, czy oberwie mi się za dzisiejsze nieposłuszeństwo. Jednakże żadne tortury nie nadeszły. Brunet objął mnie w pasie.
- Musimy porozmawiać-spojrzał na Mike'a. -Na spokojnie.
On znał takie słowa? Byłam mile zaskoczona. Popatrzyłam na niego pytająco. Naprawdę byłam ciekawa, co chce mi powiedzieć, o czym porozmawiać.
- Więc? – zapytałam.
- Chciałbym stworzyć z wami szczęśliwą rodzinę. Byśmy żyli razem, z dala od tych wszystkich trosk i zmartwień.-spojrzał mi w oczy-Wiem, że to może być dla ciebie trudne, ale chcę, byś mi zaufała.
Otworzyłam szeroko usta. Szok. Po prostu nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Sadysta, porywacz, gwałciciel, oczekiwał ode mnie zaufania. Naprawdę...Naprawdę to było wariactwo. Nie odpowiedziałam mu. Nie wiedziałam jakich słów mam dobrać. Jedynie stałam i patrzyłam, a czas jakoś płynął...

12 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aww aww czy te pozory mnie mylą czy Harry naprawdę powoli się zmienia? ^^
    Byłoby tak pięknie <3
    Uwielbiam jak Miquel ciągle używa słów mama to tata tamto <3
    Ściskam i życzę weny
    You Belong With Me

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah xD
      Ja tak samo, to jest takie słodkie jak Mike ,tak na nich mówi, Kath powoli chyba się porzekonuje do Harrego, tylko żeby on na prawdę się zmienił ,mam nadzieje ze już teraz będzie wszystko dobrze :*
      Zycze weny i do następnego Skarbie <3

      Usuń
  3. Taki cudowny taki słodki *-* po prostu się zakochałam <33

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeju gvjhxgvfifjhghy *-* swietny <3 czekam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Normalnie się uzależniłam od tego opowiadania :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Awww *.* Czekam na nexta :* Buziaki i pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam to opowiadanie :D,dziewczyny dajcie szybko newsa :D

    OdpowiedzUsuń