środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział 24

~Katherina~
Postawiłam na stole sałatkę i pogłaskałam lekko wypukły brzuch. Minęły trzy miesiące. Wszystko jak na razie się ułożyło. Ale byłam przygotowana na rozczarowania. Los lubił robić mi na złość. I to bardzo często. Urodziny Harry’ego i Mike’a były naprawdę świetnym przyjęciem. Zdecydowanie się udały. Tydzień później cały budynek obudził krzyk Saiki. Tak, urodziła. Śliczną, zdrową dziewczynkę. Jack zwariował na jej punkcie, ale przez nieprzespane noce, wyżywa się na Harrym, gdy mają trening. A dzisiaj oficjalnie firma Hazzy podpisała pierwszy kontrakt. Byłam z niego dumna, choć wiedziałam, że ten cały interes jest tylko przykrywką. Wtem usłyszałam pukanie do drzwi. Świetnie, goście już przyszli.
- Mike! Chodź się przywitać – krzyknęłam, idąc otworzyć.
Zaskoczona spojrzałam na dwie kobiety w progu. Kto je tu wpuścił? Kim one są?
- Tak?
- Dobry wieczór - odezwała się dziewczyna. Wysoka brunetka. - Jestem Gemma Styles.
- Katherina  Liverblood - powiedziałam zaskoczona.
- Jest Harry? - spytała ta druga.
- Jeszcze nie wrócił- odparłam - Mają panie jakąś sprawę do niego?
- Tak, chciałam zobaczyć się z synem - powiedziała cicho i spokojnie. Jej wzrok powędrował najpierw na mój brzuch, a potem na Mike'a.
- Hej - przywitał się malec, machając rączką.
- Proszę, wejdźcie - wpuściłam kobiety. Wzięłam małego na ręce - Podać coś do picia?
Gemma spojrzała na mnie niepewnie. Czy ja wyglądam na osobę, która ma zrobić im krzywdę? Harry był z nimi w złych stosunkach, więc po co miałby je zapraszać? Nie rozumiałam. No ale skoro jakoś tu weszły...
- Nie, czy nie przeszkadzamy? - spytała jak mniemam siostra.
- Właściwie, to za chwilę powinni przyjść goście. Mamy swego rodzaju przyjęcie - powiedziałam niepewnie. Błagam, niech ktoś przyjdzie. Ktokolwiek! Ich obecność mnie przerażała.
- Rozumiemy. W takim razie może przyjdziemy kiedy indziej - zaproponowała mama mężczyzny. Pogłaskała delikatnie mojego syna po głowie. - Cały Harry.
Mike'owi chyba się to nie spodobało, bo zmrużył oczy i zrobił nadąsaną minkę.
- Miquel, pożegnaj się ładnie - nakazałam mu, lekko klepiąc go w plecy
- Do widzenia - powiedział markotnie i odwrócił się. Podreptał do zabawek.
Kobiety posłały mi jedynie uśmiechy i skierowały z powrotem do drzwi. Co za krępująca sytuacja.
Po zamknięciu za nimi drzwi, usiadłam na kanapie. Błagam, nie chcę kolejnych niezapowiedzianych gości dzisiaj. Spojrzałam na zegar. Zostało jeszcze trochę czasu do przybycia reszty. Praktycznie wszystko było gotowe. Kolacja czekała w piekarniku, aby podać ją na ciepło. Niech ten wieczór odbędzie się bez nerwów. Nie chcę sprzeczek. Wyciągnęłam rękę i sięgnęłam po notes leżący na stoliku. Sprawdziłam czy wpięłam ostatnie paragony i przejrzałam notatki. Niedługo wizyta u lekarza. Zabiorę Harry’ego. W końcu w ciąży z naszym synem nie miał okazji. Jako ojciec powinien ze mną iść.
Po jakimś czasie usłyszałam trzykrotny dzwonek do drzwi. Wstałam  entuzjastycznie; poprawiłam sukienkę i włosy.
Miałam na sobie czerwony materiał, do połowy ud, który opinał moje ciało. Prezent od Harry'ego. Ostatnio nawet zasłużyłam na podarunek w postaci naszyjnika. Zrobił się dziwnie rozrzutny...Wzruszyłam ramionami. Nie mogę narzekać. Uśmiechnęłam się do siebie i poszłam otworzyć.
- Zapraszam.
Do środka weszli wszyscy, którzy byli zaproszeni. Bliźniacy prawie że wnieśli Zayna, który warcząc na nich próbował się wyrwać. Za nimi, lekko powstrzymując śmiech pojawił się Jack, wraz z małą Effie na rękach. Mała była taka rozkoszna i z zaciekawieniem rozglądała się dookoła.
- Cześć, tatusiu - pocałowałam jego policzek, a małej rączkę. - Zostawiliście ostatnio smoczek i butelkę.
- Naprawdę? - zdziwił się - Nie zauważyłam. Dzięki, że mówisz.
- Zabiegany jesteś. Mogę? - wystawiłam delikatnie ręce. Taka słodka była..Uwielbiałam mieć ją w ramionach.
Podał mi ją z lekkim oporem. Widać, że był do niej bardzo przywiązany. Nadal pamiętam jak się niecierpliwił, gdy Saika była w ciąży i przy każdej nadarzającej się okazji gadał do jej brzucha.
Kto by pomyślał... Taki groźny, a taki opiekuńczy. Dosyć kochane. Idealna rodzinka. Wszyscy przeszli do salonu. Wzięłam dla Effie smoczek. Włożyłam jej go do ust i usiadłam koło Harry'ego.
- Dobrze wyglądasz - powiedział, głaszcząc maleńką delikatnie po główce.
Pocałowałam go krótko w usta, uśmiechając się szeroko. On też dobrze się prezentował. Wyjątkowo w białej koszuli. Miałam dobry chyba humor, chociaż musiałam mu powiedzieć.
Ale to za chwilkę. Teraz musiałam odpowiednio wszystkich ugościć. Wstałam, wciąż trzymając na rękach Effie. Sugestywnie kaszlnęłam i wszyscy zwrócili się w moją stronę.
- Cieszę się, że przyszliście i razem możemy świętować sukces Harry'ego - posłałam mu uśmiech. - Zapraszam do stołu.
-Mogę?- podeszła do mnie Saika. Kiwnęłam głową i oddałam jej dziecko. Z ulgą je przyjęła. Wyglądała na o wiele szczęśliwszą. Chyba Jack nie chce za często dzielić się swoim oczkiem w głowie.
Zazdrosny facet. Już chodził wzrokiem za narzeczoną i córeczką. Podjechał wózkiem do stołu. Wszyscy usiedli, a ja poszłam do kuchni. Harry przyszedł mi pomóc.
- Weź to - podałam mu gorący talerz z pieczenią.
Syknął, ale nie upuścił naczynia. Zabawne jest to, jak bardzo stara się nie okazywać bólu. Spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek, ale nie skomentował mojego chichotu.
- Jak się poparzysz to ci pomogę. Idź - szturchnęłam go biodrem.
Poszedł do salonu. Ustawił wszystko na stole, kiedy wróciłam. Usiedlismy i od razu rozpoczęły się rozmowy. O kontrakcie. Ale bez szczegółów. Słuchałam, karmiąc syna, który za to co chwila zaczepiał wnerwionego Zayna. Przyjrzałam mu się. W jednej chwili otworzył szeroko usta a na jego twarzy pojawił się grymas drwiny.
- Nie wierzę... - mruknął. O co mu chodziło?
Odwróciłam głowę w stronę mojego mężczyzny. Właśnie wstał, trzymając kieliszek w dłoni. Harry i przemowa?
- Ani słowa, Malik - ostrzegł, piorunując go wzrokiem. - Korzystając z okazji, że jesteście tu wszyscy, będziecie mogli od razu pogratulować - uśmiechnął się krzywo i odsunął krzesło, aby uklęknąć. Żartuje, nie? Nie. Chyba nie żartuje. - Myślę, że to odpowiedni czas na to pytanie, droga Kath. Zgodzisz się zostać moją żoną, tym samym zaczynając pasować do tej rodziny nazwiskiem? - zapytał trzymając pudełeczko w ręce.
Zamrugałam parę razy. Mój Harry właśnie się oświadczył. W tej chwili. Byłam w tak ogromnym szoku, że dopiero ocknęłam się po kilku sekundach.
- Tak... To znaczy, tak, Harry. - wierciłam się na krześle szczęśliwa.
Otrzeźwił mnie grom wiwatów. Harry wstał, po czym nasunal na serdeczny palec mojej lewej dłoni piękny pierścionek.
Oplotłam jego szyję, wtulając się w zagłębienie między nią a ramieniem. Byłam ogromnie szczęśliwa.
- Kocham cię - szepnęłam.
Nie... Byłam zbyt wrażliwa i wzruszyłam się już po chwili.
- Czy wizja małżeństwa ze mną powoduje u ciebie płacz?- spytał, patrząc na mnie z tym swoim wrednym uśmieszkiem
Uderzyłam go ręką w ramię i zaśmiałam się. Och. Może być tragicznie. Ale z nim dobrze ryzykować. Lepiej z nim żyć niż bez niego.
Na tę myśl poczułam subtelne ruchy. Moje dziecko! Już zapomniałam jakie to miłe uczucie. Delikatnie złapałam rękę bruneta i położyłam na swoim brzuchu.
Spojrzał na mnie lekko zdziwiony, gdy poczuł kopnięcie. Chyba mój Harry nie był przyzwyczajony do takich delikatnych zachowań. Z lekkim oporem zaczął głaskać mnie naokoło pępka
- Na pewno dziewczynka - pochyliłam się i pocałowałam go w nos.
Jego dotyk był bardzo przyjemny.
- Polemizowałbym- mruknął, zataczając ręką coraz większe koła - Jeszcze tego nie sprawdziłaś. Ale zważywszy na to, jak ten dzieciak kopie, sądzę, że jest to chłopiec.
Prychnęłam cicho.
- Mike praktycznie wcale nie kopał. A jest chłopcem. - uśmiechnęłam się i wzięłam łyk soku. Wszystkim chyba smakowała kolacja. Miquel tylko marudził. Ale to strasznie. Na Harry'ego patrzył jak na wroga, a gdy ten chciał do niego podejść, pobiegł do pokoju.
- Coś ty mu znowu o mnie nagadała?- spytał brunet, patrząc na mnie wilkiem.
- Nic. - powiedziałam zdziwiona. - przed chwilą nie mógł się doczekać, aż wrócisz. Pójdę z nim z nim pogadać - podniosłam się.
Znalazłam syna w jego pokoju. Siedział naburmuszony na swoim łóżeczku i raz po raz uderzał piętami o podłogę.
- Co się stało, Mike?- spytałam, siadając koło niego.
Założył rączki na klatkę. Coś musiało się dziać. To był synek tatusia.
- Tata woli bobasa w twoim brzuchu - burknął.
Cicho zachichotałam. Rozbawiło mnie to stwierdzenie. Chłopczyk spojrzał na mnie urażony, na co poczochrałam mu włosy.
- To nie prawda, kochanie. Tatuś kocha was oboje tak samo. Mamusia również.
- Będzie się bawił z moim bratem, a nie ze mną - położył główkę na moich kolanach.
Dzieci trudno jest przekonać. Za bardzo sobie coś wmawiają. A Harry zawsze będzie najbardziej wspierał pierworodnego.
-Będziesz musiał podzielić się czasem tatą. A jak mały podrośnie, to będziesz miał fajnego przyjaciela - uścisnęłam go. Mały niechętnie na to pozwolił, ale przynajmniej złagodziłam trochę sytuację.
Zazdrośnik. Pocałowałam go w czoło i jeszcze raz przytuliłam.
- Idź przeproś tatę. Jest mu przykro - poprosiłam.
Sztywno kiwnął głową i prędko opuścił pokoik.
Siedziałam na łóżku składając jego bluzę. Mam nadzieję, że nie będzie dzisiaj już marudził.
Wróciłam do salonu. Mike był w lepszym humorze. Bawił się z Samem.
Naprawdę nie wiem kiedy oni sprezentowali mu aż tyle tych małych samochodzików. W każdym pokoju był co najmniej jeden.
Zresztą, oni co chwila mu coś kupowali. Szaleństwo. Za bardzo go rozpieszczą. Już nie raz dawał scenę na zakupach.
Traktowali go trochę jak swoją małą maskotkę. Jeszcze chwila i nie będę miała nic do powiedzenia w sprawie jego wychowania.
Nie chcę, żeby ubzdurali sobie, że zrobią z niego członka gangu jak dorośnie. Nie ma mowy. Mój syn... po prostu nie.
Oczywiście będę musiała przeprowadzić na ten temat rozmowę z Harrym. Nie obejdzie się bez krzyków, tego byłam pewna. Ale to najwcześniej za rok. Dziecko w moim brzuchu nie powinno się wraz ze mną denerwować.
Na razie musiałam być oazą spokoju. Przy takim narzeczonym zacznę uprawiać jogę.
Podeszłam do stołu, uśmiechając się ciepło do Kate. Zebrałam naczynia.
- Pomóc ci? - spytała, patrząc na mnie uważnie.
- Nie trzeba. Wszystko dobrze? - po sprawie z jej bratem, było już o wiele lepiej. Potem ta szczerość z jej bliznami i...
- Jasne, ostatnio nie ma jakichś większych problemów. Jest tu kilka nieprzyjemnych grup, ale nie są zbyt wielkim dla nas wyzwaniem.
- No tak. Postrach w mieście - powiedziałam idąc do kuchni. Wszyscy mogą się chować.
Kate zgrabnie mnie ominęła i zabrała mi naczynia. Mrugnęła do mnie porozumiewawczo i już jej nie było
Wróciłam do salonu. Harry wziął mnie na kolana i objął. Rozmawiał z chłopakami.
Wpadłam akurat w momencie jak coś ustalali. Jack w swym żelaznym acz troskliwym uścisku trzymał swoją małą córeczkę. Uśmiechnelam się. Saika dziś długo sie nią nie nacieszy.
Jak zwykle. Opiekuńczy i zazdrosny tatuś. Ale przynajmniej świetnie się sprawował. Nic nie można mu zarzucić.
~Harry~
Wziąłem na ręce córeczkę. Maybelly wtuliła się w moją szyję. Miała już półtora roku. Miquel stał obok szarpiąc co chwila muszkę którą miał na szyi.
- Muszę? - spytał kolejny raz, ciągnąc za materiał przy szyi.
Spojrzałem na niego krytycznie i kiwnąłem głową.
- Do mamy - May zaczęła wiercić się w moich ramionach.
Co zabawne, narzeczona namówiła mnie, abym zaprosił Alicję. Bez Louisa nie była groźna. Dlaczego bez? No cóż. Przypadkiem... umarł.
Nie mówię, że to moja sprawka. Nogi poza Stany nie postawiłem. Ale to mało prawdopodobne, by przeżył wybuch tej jego "małej" fabryki. A mówiłem mu w pierdlu by dał sobie spokój z narkotykami.
Ale kto by mnie słuchał. Wyszło na moje. I bardzo dobrze. Mam go teraz z głowy. Wszyscy mamy.
- Tato, patrz! Mama...- chłopiec pociągnął mnie za rękę.
Pokazał ma granatowy mercedes za którego kierownicą siedział Adam.
Świetnie. Jak zawsze punktualny. Poglaskalem córkę po głowie. Jednak dobrze zrobiłem, że zrezygnowałem z tej aborcji. Była takim śmiesznym dzieckiem. A jakim cichym.
Moja była lepsza od Jack'a. Ja to wiem. Poza tym córka Jack'a wymuszała wszystko płaczem, co było zabawne. Dlaczego? Bo nie umiał jej odmawiać. Ale za to była urocza.
I Miquel strasznie się do niej przyczepił. Nie zdziwiłbym się, gdyby za kilka lat ją porwał. Ja bym tak zrobił...
Mój syn będzie znał się na rzeczy. Ja już go wyszkolę.
Wtem ktoś zapukał do drzwi.
-Wejść - mruknąłem. Do pokoju wszedł Sam. Było coś zabawnego w tym, że każde z państwa młodych miało zostać przywiezione przez innego bliźniaka. Szatyn uśmiechnął się do mnie i poprawił marynarkę Miquela.
- Świetnie wyglądasz, młody. - zapewnił go. - Harry, jesteś gotowy?
- Ja zawsze byłem gotowy - rzuciłem od niechcenia.
- Oczywiście - wywrócił oczami. - Cześć, księżniczko - chciał mi odebrać córkę, ale ta zaczęła płakać.
- Nie lubi cię. Woli Adama- zaśmiałem się, chociaż to, co mówiłem, było zgodne z prawdą.
- Nadal nie wiem, jak ona jest w stanie nas rozróżnić. Przecież to tylko dziecko.
- Jednak jest to Styles.
- Wredny i złośliwy - podsumował.
Wziął Mike'a, który lubił go nad wyraz i wyszliśmy z pokoju.
Kościół nie był daleko.
Większość gości już była, głównie moi znajomi, jednak pozwoliłem Katherinie zaprosić jej rodziców. Gdy tylko się pojawiłem, zostałem zgromiony nieprzychylnym spojrzeniem mojego przyszłego teścia.
- Wciąż nie wierzę, że moja córka jest tak głupia - skierował swoje słowa do żony.
- Kochanie, powtarzasz to od kilku lat - zbeształa go jego żona, która wyglądała na zmęczoną. Nawet makijaż nie dał rady zamaskować worów pod oczami.
Myślę, że miała dosyć tej sytuacji. Wolała zaakceptować sytuację i być przy córce, niż ciągle traktować mnie jak wroga. I bardzo dobrze. Katherina tez w końcu się do mnie przekonała.
Drogę do ślubnego kobierca zagrodził mi najbardziej irytujący gość. Alicja. Za nią oczywiście przytruchtał ten jej bachor. Jak mu tam było na imię? A zresztą, niezbyt interesuje mnie bękart Tomlinsona.
- Jesteś skurwysynem, Harry i mam nadzieję, że w końcu się doigrasz. Tom, idź do taty - powiedziała do chłopca. Chwila. Do kogo?
-Właśnie się doigrałem - uśmiechnąłem się krzywo - Żenię się z twoją przyjaciółką.
- Och. To jest ta twoja kara, tak? Trzeba było dać jej spokój.
-Radziłbym ci z łaski swojej przestać szczekać na wilka, jamniczku - machnąłem na nią ręką i wszedłem na podwyższenie.
Za mną stał świadek. Czyli Jack. Rozejrzałem się. Rodzina Tomlinsonów w pełni.
Usiedli w drugim rzędzie. Cała trójka. Alicja, bachor i ten pieprzony kryminalista, który powinien być martwy. Ile jeszcze, kurwa, będę musiał na niego składać zleceń?
Niemożliwe aby był nieśmiertelny. Zawsze mu się udaje, ale w końcu polegnie. Przyjdzie taki moment. Z rozmyśleń wyrwał mnie marsz. No i jest moja księżniczka.
W białej sukni było jej do twarzy. Szła w towarzystwie swojej druhny - Kate.
Wyglądała naprawdę ładnie. Patrzyłem na nią, nie zwracając uwagi na nic.
Wreszcie, gdy stanęła naprzeciwko mnie, zwróciłem wzrok w stronę pastora.
Ten posłał nam uśmiech i rozpoczął ceremonię. Stać mnie na to, aby wszystko było idealne. Dopięte na ostatni guzik.
Po odpowiedzeniu na zasadnicze pytanie, pocałowaliśmy się. Wszyscy bili brawo. No, prawie wszyscy. Goście Katheriny byli nieźle wkurwieni, ale przynajmniej nie robili scen.
Inaczej moi koledzy musieliby ich wyprosić. A zgodnie z prośbą żony miało być idealnie.
- Tatuś - usłyszałem od razu, gdy przyjaciele podeszli. Mała już była zazdrosna, bo nie poświęcałem jej uwagi.
Pogłaskałem ją po głowie i poprawilem sukieneczkę. Trzymała się ręki Effie i mocniej zacisnęła piąstkę, gdy nie chciałem jej podnieść.
- Tata, be - skrzywiła się.
No, na najbliższą godzinę będzie foch. Nie myślałem nad, bo podeszli do nas... Oni. Louis pogratulował nam.
Jednak w jego tonie dało się wyczuć nutkę fałszu. Wściekle zmrużyłem oczy. Co on kombinował?
Nie ufałem mu. Nigdy mu nie ufałem. To się nie zmieni. Pochylił się i powiedział Kath coś na ucho, po czym pocałował jej policzek.
- Jeszcze nie minęła godzina od naszego ślubu, a ty mnie już zdradzasz, kochanie - mruknąłem z dozą sarkazmu w głosie. Jednak moja mina pozostała niewzruszona.
- Och, kto by pomyślał, że jesteś taki zazdrosny - odparła wywracając oczami.
- Znasz mnie doskonale, pani Styles - objąłem ją w pasie.
- A przypadkiem nie miałam pozostać przy swoim nazwisku? - zerknęła na mnie, po czym pocałowała. - Kocham cię. Dziękuję.
- Ekhem-odchrząknął Louis - Wasi goście się niecierpliwią.
Jeszcze tego brakowało, by mój nemezis mnie pouczał...
Wziąłem głęboki oddech. Nie stracę cierpliwości. Przysięgam. Nie stracę.
Reszta wieczoru była wyśmienita. Wszyscy świetnie się bawili. Oczywiście nie obyło się bez bójki, ale w naszym towarzystwie to chleb powszedni. Roześmiany wyszedłem na taras hotelu, w którym odbywała się impreza. Sączyłem wino z kieliszka, wpatrując się w panoramę miasta.
- Co tu tak sam stoisz, Styles?- po chwili usłyszałem. Louis.
- Czekam, aż przyjdziesz i wyjaśnisz mi jakim, kurwa cudem żyjesz - odpowiedziałem z uśmiechem. Zabiję go zaraz. Rozluźniłem uścisk na kieliszku.
- To dziecinnie proste. Zwyczajnie wyszedłem z budynku kilka minut przed eksplozją - powiedział, stanąwszy koło mnie.
- Czyli nie mam co próbować - stwierdziłem. A może tak... - Zgoda?
Spojrzał na mnie zszokowany i chwilę mi się przyglądał.
- Czyżbym się przesłyszał? Wielki Harry Styles pragnie pojednania ze mną.
- Chyba tak. Jestem zmęczony wymyślaniem setek sposobów na zabijanie ciebie. Nie mam siły. Mam teraz rodzinę. Żonę, dzieci i chcę trochę spokój. Żyj sobie, rób co chcesz. Nie wchodź mi w drogę.
- Z ostatnim warunkiem nie mogę się zgodzić. Zauważyłem, że Alicja chce odbudować przyjaźń z Kath. Będę tam gdzie moja kobieta, Harry.
Spojrzałem na niego krzywo. Potem zerknąłem za siebie. Rzeczywiście obie dziewczyny rozmawiały, pijąc szampana.
- W porządku. Ale wiesz, że będę wiedział o twoich planach szybciej, niż wszystko ustalisz - ostrzegłem.
- Po co te bezpodstawne podejrzenia - wyciągnął w moją stronę dłoń - Czy właśnie nie nawiązaliśmy tak zwanej "przyjaźni"?
- Być może - uścisnąłem jego dłoń. Nawet zrobiło mi się lżej.
Posłałem mu uśmiech i wróciłem do środka. Dzieciaki biegały po parkiecie. To znaczy mała już spala, ale pozostała trójka miała siłę.
Teraz należało się cieszyć nocą. Spojrzałem ostatni raz na Tomlinsona, a potem, nie myśląc o niczym innym, dałem porwać się zabawie.

17 komentarzy:

  1. mam jedno "ale", ruchy dziecka są wyczuwalne w 4-5 miesiąc, i do około 3-4 mies. brzuch jeszcze nie jest widoczny. Więc, poprawcie błędy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 3, tak jest napisane

      Usuń
    2. W 3 miesiącu da się wyczuć minimalne ruchy dziecka

      Usuń
    3. nie da, do trzeciego miesiąca nawet się chudnie, dopiero w czawrtym

      Usuń
    4. Drogi Anonimie, Katherina na początku tego rozdziału wspomina, że minęły trzy miesiące. Jednak nie od współżycia z Harrym, a od sytuacji, w której dowiedziała się, że jest w ciąży. Śmiało mogę nasunąć zatem myśl, że jest w jakimś 4-5 miesiącu ciąży. Proszę, nie naskakuj na nas. W miarę wiemy, o czym piszemy :)

      Usuń
    5. zastanówcie się co mówicie, ponieważ Skayfall powiedziała co innego, a ty co innego... -.-

      Usuń
  2. Super rozdział :)
    I w końcu sa małżeństwem i urodziła im się córeczka, to jest na prawdę super :)
    A i Harry i Louis się pogodzili xx
    Czy to jest możliwe? Nie myślałam nigdy o tym na poważnie xd
    Ale cieszę się z takiego rozwoju spraw ;)
    Życze weny i do następnego :* <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jako przyszła ginekolog potwierdzam iż da się wyczuć ruchy dziecka już od około 15 tyg ciąży i brzuch także zaczyna być większy ❤
    Boże tak bardzo się cieszę że wszystko się układa ❤❤
    Ściskam i życzę weny
    You Belong With Me

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 15 tydzień, to początek czwartego miesiąca ;)

      Usuń
    2. 15 tydzień czy czwarty miesiąc to raczej żadna różnica
      Przy pierwszej ciąży ruchy zaczynają być wyczuwalne dopiero około 20 tyg a w dalszych ciążach od 14-18 a nawet wcześniej ;)

      Usuń
    3. Skyfallgirl jeśli już. Nudni jesteście.
      Rusza się to rusza. Niech będzie i w piątym miesiącu ciąży. Nie wiecie tego. Ona tu nie mówi w którym jest. Czy to ważne? mamy przedostatni rozdział.

      Usuń
    4. A ja mam to gdzieś czy się rusza czy nie xdd najważniejsze jest to że to dziecko jest i tyle oraz że jest zajebisty rozdział. Dziękuję wszystkim za uwagę. Amen.

      Usuń