~Katherina~
Wyszłam z Saiką z domu. Mały był w przedszkolu. Harry coś tam po treningu w firmie robił.W okolicy było mnóstwo sklepów. Miałyśmy w czym wybierać. Po małym spacerku weszłyśmy do sklepu dla dzieci. Był ogromny. Kilka pięter zabawek, ubranek i akcesoriów dla maluchów robiło wrażenie.
- Chodźmy. Musimy się pospieszyć. Muszę jeszcze coś załatwić - wyjaśniłam.
- Coś nie tak? - spytała przyglądając się małej, różowej sukience.
- Tak. - stanęłam obok niej.
Była bardzo ładna. Taka maleńka. Wybieranie ubranek to było naprawdę fajne zajęcie.
- Gdzie się tak spieszysz? - Wsadziła kilka bluzeczek do koszyka i przeszła do następnej półki. Pokazała mi śliczne, malutkie buciki.
Uśmiechnęłam się, biorąc je do rąk. Są cudowne. Brak słów. Oczywiście, że zamierzała je kupić.
- Muszę sprawdzić coś - wróciłam do tematu. - U lekarza.
- Jesteś umówiona? - nawet na mnie nie spojrzała. Była zbyt zaabsorbowana otaczającymi ją rzeczami.
- Tak. Adam mi pomógł, bo ktoś mi zabrał znów telefon - westchnęłam i podałam jej małe śpioszki.
- Są urocze - pogłaskała materiał - Chodźmy do zabawek. Ile masz czasu?
- Mam czas do 14. Spotkamy się w przedszkolu. Nie mam ochoty na kłótnie. Zabawki... Miałam tego tyle. Ah. No nie ważne. Chodźmy.
- Czyli jesteś moja przez najbliższe 3 godziny. Świetnie - uśmiechnęła się i pociągnęła mnie za rękę - Chodź, na ostatnim piętrze zawsze są promocje.
Zaśmiałam się i poszłam za nią. Tam był istny raj zabawek. Miquela Harry musiałby wyciągać siłą, a potem uspokajać jego histerię. Więc nie byłoby ciekawie. Rozglądałyśmy się za zabawkami dla maluchów. Przy okazji kupiłam auto synowi.
Nawet nie wiem ile on już ich tam ma. Ruda naprawdę się obłowiła. W połowie zakupów zmusiła nawet kilku pracowników by nosili za nią koszyki.
Byłam rozbawiona i zszokowana. No ale kobiecie w ciąży się nie odmawia. Szukałyśmy jeszcze paru rzeczy, ale zakończyłyśmy zakupy na butach. Oczywiście zbierałam paragony. Przecież Harry na pewno będzie chciał wiedzieć ile wydałam i na co. Nie chciałam go denerwować. Poza tym pierwszy raz powiedział mi, że mnie kocha. Nie chcę psuć relacji między nami, skoro się układa. Chociaż teraz nie wiem, jak będzie…Muszę się upewnić, że nie jestem w ciąży. Inaczej mnie zabije. Byłam tego pewna.
Weszłyśmy z Saiką do lekarza. Nie dziwię się, że była zdziwiona. Nie ona miała wizytę, lecz ja. Spojrzałam na nią i wzruszyłam ramionami.
- Harruś będzie ojcem? – zapytała.
- Nie wiem – odparłam, pukając do drzwi lekarza. – Właśnie zamierzam to sprawdzić. Poczekasz?
Kiwnęła głową i zajęła miejsce na plastikowym krześle. Wzięłam głęboki oddech, gdy usłyszałam „proszę”. Weszłam do środka, czując zdenerwowanie. Mój żołądek ściskał się w niezły supeł. Oby nie, oby nie, oby nie – powtarzałam jak mantrę.
Pani doktor była młodą kobieta. Odetchnęłam z ulga. To mnie pocieszyło. Kazała mi zająć miejsce naprzeciwko siebie i wypytała o wszystko. Najpierw dane, potem już wiedziała wszystko. Elektronika to naprawdę dobre posunięcie w rozwoju. Kazała mi podwinąć bluzkę i pokazać brzuch. Po chwili cały miałam wysmarowany tym dziwnym żelem. Zacisnęłam nerwowo palce, gdy lekarka przykładała mi końcówkę urządzenia do pępka. Denerwowałam się, jak nigdy. Chyba nawet bardziej niż wtedy z Miquelem. To było co innego. Teraz po prostu będę martwa, jeśli przypuszczenia okażą się prawdą.
- Gratuluję - spojrzałam na ekran - Będzie miała pani dziecko.
Spojrzałam na siedzącą koło mnie kobietę. Byłam przerażona. Nie! Nie. O Boże – krzyczałam w duchu. Zaczęłam oddychać szybciej, a moje serce biło nierytmicznie. To był atak paniki. Właśnie to we mnie uderzyło. Nie umiałam się powstrzymać i rozpłakałam. Nie wiem jak Saika to usłyszała, ale po chwili wpadła do gabinetu.
- A jednak? - to było jedyne co powiedziała. Szybko mnie przygarnęła i przytuliła - No i po co ryczysz?- machnęła na lekarkę, by nie interweniowała i wyszłyśmy z gabinetu - Nie płacz, dziecko jest przecież takim małym cudem.
- Cudem, cudem, jasne. - prychnęłam próbując się uspokoić. - On mnie zabije. Nie znasz go? Wybuchł na wieść o studiach, a o tym nie chce słyszeć.
- Przecież on pragnie dziecka - ciągnęła - Jestem pewna, że będzie szczęśliwy.
- Oczywiście - mruknęłam. - Chyba muszę już iść. Odbieramy z Harrym Miquela.
- Podwieźć cię? Chcesz, bym była przy tobie, gdy mu powiesz? - spytała z troską.
- Nie możesz się denerwować - pokręciłam głową, próbując wytrzeć rozmazany makijaż. Inaczej od razu się domyśli, że płakałam. - Jakoś go uspokoję i mu powiem. Jakbyś słyszała krzyki, to będę ja.
- Pamiętaj, że jakby co, to zawsze możesz ze mną porozmawiać. - uśmiechnęła się i zaczęła grzebać w torebce - Zatem widzimy się w domu.
Kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę Wall Street. Troszkę znałam okolicę, ale wciąż Nowy Jork był mi obcy. Czułam się tu samotna. Nie było rodziców, Alicji, Toma... Nie, nie ważne. Odepchnęłam od siebie te myśli i już po chwili byłam pod przedszkolem. Harry akurat parkował auto. Zerknęłam na ekran telefonu. Chyba nic po mnie nie widać.
Podeszłam do niego i klepnęłam go w ramię. Odwrócił się do mnie lekko zdziwiony, lecz po chwili wróciła ta jego spokojna mina.
- Hej, skarbie - pocałował mnie lekko w usta - Jak ci minął dzień?
- Zakupowo - uśmiechnęłam się lekko i wskazałam na dwie torby w ręku. - Jak w firmie? - zmieniłam temat. Zamknął auto, podrzucając kluczyki w ręce. Obróciliśmy się i poszliśmy w stronę wejścia.
- Spokojnie, żadnych trupów. - złapał moją dłoń - A szkoda - mruknął
Przełknęłam ślinę, czując jak żołądek zaciska mi się w supeł. Trafił idealnie po prostu. Kurczę... Wyszłam tak szybko i nie dowiedziałam się nawet, który tydzień. Jak powiem Harry'emu, to wrócę tam, przeproszę i spytam dokładnie o wszystko. No dobra. Jak będę w stanie pójść o własnych nogach. Weszliśmy do sali naszego syna, który... związywał nauczycielkę skakanką. Włosy miała w każdą stronę świata. Wyglądała co najmniej na przerażoną. A to czteroletnie dziecko.
Ujrzał nas i uradowany podbiegł do Harry'ego. Ten wziął go na ręce i kilkakrotnie podrzucił.
- Widzę, że z wujkiem Samem nauczyłeś się kilku sztuczek, co?
Wysłałam kobiecie przepraszające spojrzenie i rozwiązałam ją.
- Przepraszam za niego. Ale to tylko dziecko. - wyjaśniłam. - Chce się bawić. Porozmawiamy z nim - westchnęłam i pomogłam blondynce wstać.
- Katherina, wychodzimy - zawołał Harry i nie czekając na mnie wyszedł z budynku. Pięknie, perspektywa powiedzenia mu o nowym dziecku, gdy jest w takim humorze, sprawiła, że się wzdrygnęłam.
W aucie nie odezwałam się słowem. Jeśli jego nastrój się nie polepszy... nie. Ciągle myślałam nad tym, jak mu to powiedzieć. Może napisać na kartce? Zostawić i wyjść z Mike'iem na spacer? A jak wrócimy to będzie spokojny? Tyle myśli, a jednak żadnego rozwiązania. Zauważyłam, że mężczyzna coś do mnie mówi, ale kompletnie nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Możesz powtórzyć? - spytałam, marszcząc brwi.
- Mogę - powiedział, po czym nastała cisza. Czy on mnie chce teraz zdenerwować?
Cudownie. Brakowało mi tego, aby się ze mną drażnił.
- A więc to zrób - warknęłam przez zęby.
- Nie zamierzam - powiedział spokojnie - Nauczy cię to na przyszłość pilnego słuchania.
- Nie mam głowy do tego teraz - wyjaśniłam, opanowując się. Nie mogłam go denerwować i się z nim kłócić. Jeśli ukarał by mnie, nie wiedząc o ciąży, mogłabym stracić dziecko.
- Mike, chcesz pójść na pizzę? - spytał brunet, patrząc w tylne lusterko na naszego syna
- Tak, tak! - mały, aż się wyrywał z fotelika.
- Świetnie - Harry zatrzymał samochód. Pochylił się nade mną i otworzył drzwi z mojej strony auta - Do zobaczenia w domu, Kath.
Czekaj, czekaj, czy on mnie właśnie wyrzucił z samochodu? Zdezorientowana stanęłam na chodniku i popatrzyłam na odjeżdżający pojazd.
O co mu chodziło? Dlaczego był zły? Przed wejściem do przedszkola nie miał najgorszego humoru. Miałam ochotę się ponownie rozpłakać, ale co to da? I tak muszę mu jakoś powiedzieć.
W domu wzięłam prysznic i zajęłam się sprzątaniem. Odkurzacz zagłuszał moje myśli.
Chwilę później, przez hałas wydobywający się z urządzenia, dobiegł mnie odgłos pukania. Wyłączyłam ssanie i podeszłam do drzwi.
Harry by nie pukał, więc to nie on. Może Ruda przyszła zobaczyć jak poszło? Zerknęłam przez judasza.
Moje przypuszczenia okazały się trafne. Na klatce stała Saika, trzymająca pod rękę uśmiechniętego od ucha do ucha Jack'a. Wpuściłam ich do środka.
- Wejdźcie do salonu - poinstruowałam.
Sprzątnęłam z drogi odkurzacz. Chociaż im humor dopisywał.
- Jak pięknie, jak pięknie - powtarzał Jack przechadzając się po mieszkaniu. Spojrzałam zdziwiona na Saikę.
- Nie przejmuj się nim. Był u dentysty i po znieczuleniu trochę mu odbija.
Kiwnęłam głową i poszłam do kuchni. Wręczyłam im po szklance soku. Rzeczywiście blondyn zachowywał się dosyć dziwnie.
- I jak poszła rozmowa ze starszym Stylesem? - spytała ruda przytrzymując blondyna przed odejściem - Powiedziałaś mu?
- Nie. Był dziwny. Najpierw miły, potem mnie ignorował. Chociaż może to nie dziwne, a normalne zachowanie. Co ty? Wyobrażasz to sobie? "Hej, Harry, jestem w ciąży! ".
- Sądzę, że byłby na tyle zszokowany i nie odpowiedział na to od razu. - uśmiechnęła się znad szklanki - Byłoby wystarczająco dużo czasu na ewakuację.
- Może masz rację - również się uśmiechnęłam. Poprawiła mi humor. Zawsze dodawała otuchy. Taka... przyjaciółka.
- Ty też jesteś piękna - nagle odezwał się Jack, który dotychczas zajęty był sączeniem napoju i cichym komplementowaniem jego koloru.
- Chyba powinieneś mówić jej to częściej - stwierdziłam śmiejąc się. Boże. Patrzyłam na niego i miałam lepszy humor. A to był największy gangster w tym mieście.
Spojrzał na mnie zezując, jakby zastanawiał się, kim jestem.
- Ach, Kathuś, to ty. - oparł się o dzielący nas blat i starając się zrobić nonszalancką minę, spytał: - Sama tu jesteś ze mną?
- Samiutka. Skazana na siebie - pokiwałam głową i lekko poklepałam go po policzku.
- To źle - pokręcił głową. Z trudem hamowałam chichot - Bardzo źle. Nie pięknie.
- Dobrze, że chociaż wy jesteście. Zjecie coś? - spytałam kobietę. Ona była przytomna.
Kiwnęła głową. Odwróciłam się do nich tyłem, by przygotować jedzenie.
Rozmawiali po cichu, nie przysłuchiwałam się. Gdy tylko zjedliśmy obiad, rudowłosa poszła do pokoju Mike'a. Zdziwiona patrzyłam na nią, jak szuka kredek i kartek. Gdy wróciła, kazała mi usiąść na dywanie. Spojrzałam na nią pytająco, na co się uśmiechnęła. Ona chyba chciała obrazkowo mu to przedstawić. W końcu to facet. Do niego trzeba najprościej. Rozrysowała cały plan, oznaczając wszystkie rysunki jakimiś dziwnymi znaczkami. Zapewne japońskimi. Blondyn kiwnął głową na znak, że zrozumiał.
- To teraz ja poproszę translację - powiedziałam, chowając odkurzacz z widoku.
- Ach, to proste - wskazała palcem na jakiś napis na kartce - To jesteś ty, Kath.
Spojrzałam na zamieszczony obok rysunek mojej osoby i się uśmiechnęłam.
- To jestem ja - powtórzyłam śmiejąc się. - I co ja mam robić?
- Żyć szczęśliwie - spojrzała na mnie poważnie.
-A to Harruś - zaczął wyjaśniać Jack - I Mikuś i - wskazał na ostatni rysunek.
- I baby... - mruknęłam ciszej.
Co jak co, ale Saika umiała rysować.
- Musisz mu powiedzieć - powiedziała cicho - Chciałabym być obok, gdy to zrobisz.
- Chciałabym, aby wrócił - oparłam głowę na jej ramieniu. Zamknęłam oczy. Nie chciałam, żeby był na mnie zły. To męczące.
- Wróci - spojrzała na wracającego do zmysłów Jack'a - Oni zawsze wracają.
Ciszę przerywał jedynie telewizor. Żadne z nas specjalnie się nie odzywało. Nie było sensu i powodu.
Czekaliśmy w ciszy na powrót Styles'a. Miałam tylko nadzieję, że wróci w lepszym humorze.
Wrócili dwie godziny później. Miquel byl padnięty.
- A co to? Interwencja? - spytał, zatrzymawszy się na chwilę w salonie, po czym poszedł do pokoju małego, by go tam położyć.
- Powiem - szepnęłam do rudej, która już patrzyła na mnie wyczekująco. Zaczęłam się ponownie denerwować.
Po chwili Harry wrócił do pokoju. Stanęłam przed nim, natomiast Jack i Saika siedzieli za mną na kanapie. Nabrałam powietrza w płuca. Trzeba było to zrobić.
Najpierw subtelnie podałam mu kartkę z rysunkiem. Założyłam ręce na klatkę, patrząc na niego niepewnie. Zmarszczył brwi, nie wiedząc o co mi chodzi.
- Będziesz ojcem - wydukałam.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Doprawdy? - spytał, wracając wzrokiem na kartkę.
- To naprawdę niechcący - tłumaczyłam się jak dziecko.
- Zatem dla swojego dobra powinnaś się postarać, by był to syn. Innego nie zaakceptuję.
- Masz już syna. Czas na córkę - powiedziałam uparcie. - Poza tym do tego trzeba dwojga.
- Oh nie, albo syn, albo aborcja. Koniec dyskusji. - warknął - Saika, nie wtrącaj się.
Spojrzałam na kobietę, która najwidoczniej chciała coś powiedzieć.
Jego chyba Bóg opuścił. Albo zrobił już to dawno. Nie zamierzałam zabić własnego dziecka. Bez względu na płeć. Popatrzyłam na niego z dystansem i niedowierzaniem. Co za człowiek. Nie chciałam na niego już dziś patrzeć. Poszłam do Mike'a.
Pogłaskałam śpiącego malucha. Czy Harry by go zabił, jeśli urodził się jako dziewczynka? Nie mogłam o tym myśleć. Z salonu dało się słyszeć podniesione głosy. To był Jack. Pierwszy raz słyszałam jego krzyk. Na ogół był przecież bardzo spokojny i taki trochę nieszkodliwy.
Zaskoczyła mnie jego reakcja. Z tego co słyszałam wyraźnie, właśnie był zły na Harry'ego.
- Każ jej usunąć, a ja wyciągnę konsekwencje - ostrzegł go. Stuprocentowo znieczulenie przestało działać. - Nie igraj ze mną, Styles. Różnica między moim poziomem, a twoim jest znacząca. Będziesz miał kolejne dziecko, czy tego chcesz, czy nie. Jak coś ci nie pasuje, to trzeba było się zabezpieczać.
- Nie mieszaj się do mojego życia, dobrze? Jesteś moim szefem, a nie teściem - warknął Harry.
- Zrozum to, parszywy ignorancie!- wrzask Jacka'a był nieco zagłuszony. Coś się właśnie rozbiło - Jeśli w końcu nie zmienisz swojego postępowania, to ją stracisz. Na zawsze.
Słowa Jacka były słowami, które chciałam powiedzieć, a których się bałam. Ale on mógł. Miał odwagę i był jego szefem. Miał prawo. Chciałam, aby Harry zrozumiał, że robi źle.
- Mamo - usłyszałam cichy, przestraszony głos. Mike otworzył oczy, nie wiedząc co się stało.
Pogłaskałam go pocieszająco po głowie. Nie chciałam, by ten cały stres się na nim odbił. Przyłożyłam palec do ust, nakazując mu milczenie. Chciałam wiedzieć jak się potoczy cała ta kłótnia. Malec wtulił się we mnie i ponownie zasnął.
- Ona jest ode mnie zależna, nic nie może zrobić beze mnie. Jak sobie wyobrażasz to, że odejdzie? – Harry już nie krzyczał. Starał się być spokojny, bo wiedział, że Jack ma racje.
- Ona stąd nie odejdzie - powiedział blondyn, również się nieco uspokajając - Jeśli nie przestaniesz być wobec niej takim skurwielem, to będę zmuszony wywalić cię na zbity pysk. I wtedy musiałbyś uciekać. Jak sądzisz, jak to jest być zabitym przez starego przyjaciela?
- Kurwa, kocham ją, ale są pewne rzeczy, których trzeba przestrzegać. A ty wiesz o tym najlepiej. Może w pewnych kwestiach przesadzam - dodał Styles. Wyrzuty sumienia? Nietypowe.
- Więc idź i ją przeproś. Za dziesięć minut widzę cię na dole. - powiedział Jack - Chodź, Saikuniu. Kate z pewnością już wróciła.
- Zrób co ci mówi, z ciężarnymi nie warto zadzierać - pogroziła mu jeszcze i wtedy wyszli. Opadłam na poduszki, nie słysząc już żadnego słowa. Przetarłam rękoma twarz. Co za chora sytuacja.
- Słyszałaś? - w drzwiach stanął brunet. Nie patrzyłam na niego. Niech sam zacznie gadać.
Dalej byłam zła. To zabolało. Usuń dziecko. To dziecko jest nasze. Nie ważne jakiej płci. NASZE. Z miłości. To znaczy… ja go kocham, ale czy on tak naprawdę czuje to samo?
- Słuchaj - poczułam, że usiadł koło mnie - Nie jestem w tym najlepszy. Znaczy, nie okazuję skruchy i... Kurwa no, przepraszam. Po prostu nie chcę mieć córki, bo... to za duży stres. Nie chcę myśleć, że w przyszłości ktoś mógłby ją skrzywdzić
- Jak ty mnie? - powiedziałam, nie za bardzo nad tym myśląc. Dopiero po chwili się zorientowałam. Otworzyłam oczy i na niego spojrzałam.
- Tak, jak ja ciebie. To ja jestem ten zły i podstępny. - uśmiechnął się krzywo - Czy możemy zapomnieć o tej awanturze? Dziecko nie powinno się niepotrzebnie denerwować.
- Harry - usiadłam powoli. - Chcę chociaż po części żyć normalnie. W porządku, masz swoje mroczne zajęcie. Ale proszę, bądź dla nas dobry. Bo tego potrzebujemy. Ja, Miquel i baby. Jak będzie dziewczynka to pomyśl, że będzie najpiękniejsza na świecie, będziesz mógł ją rozpieszczać. No i przytul mnie. Nie gryzę.
Mężczyzna objął mnie ramieniem i pocałował w skroń, zgodnie z prośbą.
- Muszę już iść – powiedział po chwili. – Shiro chce mnie pobić w odwecie za ciebie.
- Mogłabym iść i mu kibicować – rzuciłam, uśmiechając się krzywo.
Wstałam, aby poprawić kołdrę Miquelowi.
- Nie – zamyślił się. – Jack nie lubi publiczności. Wezwij Zayna. Zostanie z małym, a ty odwiedzisz Kate. Tylko jej brakuje do klubu ciężarnych.
Złapałam go za rękę. Już wiedziałam, że będzie potrzebna apteczka.
- Uważaj, proszę – spojrzałam mu w oczy.
- Dobrze – wstał i podszedł do drzwi. Ostatni raz na mnie spojrzał, po czym wyszedł.
Zrobiło mi się przykro i smutno. Mimo wszystko cholernie się o niego bałam. Był uparty, groźny oraz często doprowadzał mnie do białej gorączki i zawodził. Owszem, miał swoje urojenia. Może nie był do końca normalny, ale to Harry. Kochałam go i mu ufałam. Nie zrobi krzywdy maleństwu. Nie ważne czy będzie dziewczynką. Pokocha je. Wiem to.
Super ^.^
OdpowiedzUsuńAle się porobiło *.* Musi być dziewczynka <3 Awww :3 Wspaniały rozdział, najlepszy! :D Kocham was :*
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i do zobaczenia xx
Zapraszam też do mnie - http://you-will-always-be-my-property-harry.blogspot.com/ ;>
Mam nadzieje ze ta reakcja Harrego to było tylko przez te niespodziewane wiadomości,mam wielka nadzieje ze będzie dobrym ojcem, dla chłopczyka jak i dziewczynki :)
OdpowiedzUsuńPrzecież nikt jej nie skrzywdzi,on ja za bardzo będzie pilnował xd
Cieszę się ze Jack stanął po stronie Kath ,tylko żeby nie dał az tak strasznego wycisku Hazzie xd
Życze weny i do następnego :* <3
Szczerze mówiąc nieźle się na początku wkurzyłam na reakcje Hazzy..Ale jak później tłumaczył Kath czemu nie chciał córki,to jakoś tak lód z serducha stopniał :D
OdpowiedzUsuńO matko! Tego to ja bym w życie nie przypuszczała! Ale mam szczerą nadzieję, że to będzie córka
OdpowiedzUsuń~Paula~
Harry to dupek. Rozdział super. Czekam na nn
OdpowiedzUsuń❤❤❤
OdpowiedzUsuń@PrimEverdeen74
Świetny <33!
OdpowiedzUsuńo jejciuuuu, nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Kocham tego FF
OdpowiedzUsuńSuper. Harry czasami zachowuje sie jak psychiczny. Xx
OdpowiedzUsuń