czwartek, 9 kwietnia 2015

Rozdział 21


~Katherina~
Po wybuchu pojechaliśmy do motelu. Nie pytałam w jaki sposób udostępnili nam cały budynek, ale to nie było istotne. Mieliśmy gdzie spać, zjeść i wziąć prysznic. Mały musiał czuć bezpieczeństwo. Planem był wyjazd. Sam, Adam i Kate mieli już wieczorem jechać na lotnisko i lecieć do Nowego Jorku. Następnego dnia Saika i Jack. Potem nasza trójka.
Pożegnawszy się z wszystkimi, weszłam wraz z Harrym i śpiącym Miquelem do naszego pokoju. Mężczyzna położył naszego syna na łożu małżeńskim i odwrócił się w moją stronę. Pocałował mnie delikatnie w kącik ust i bez słowa wszedł do łazienki.
Uśmiechnęłam się, patrząc jak zamyka za sobą drzwi. W schronie Saika dała mi za dużą koszulę i nie musiałam chodzić półnaga. Teraz ją zdjęłam i zasunęłam zasłony. To był bardzo ciężki dzień. Nie myślałam, że tak się skończy.
Wszystko co tam mieliśmy spłonęło. Wychodząc ze schronu dało się czuć duszący dym, a byliśmy tak daleko od miejsca wybuchu. Całą rezydencję strawił pożar. Ciekawe ile ludzi w niej zginęło? Nikt mi nie chciał niczego powiedzieć.
Jak zawsze. Mogłabym się już przyzwyczaić. Katherina ignorowana. Uważali mnie za głupią? Westchnęłam i rozpięłam spodnie, zsuwając je z nóg. Ciekawe jak wytłumaczę małemu, czemu nie wracamy do domu. Kolejny raz. Przebrałam się w luźną bluzkę i spodnie, które dała mi Chang. Zrezygnowałam z kąpieli, wszak skorzystałam z prysznica jeszcze w schronie. Weszłam pod kołdrę. Nie mogłam usnąć. Postanowiłam poczekać na Harry'ego. Nie lubiłam spać bez niego. Gdy mnie obejmował, czułam spokój i bezpieczeństwo. Tak mi było najlepiej. Oparłam się na ręce, odgarniając Mike’owi włosy z czoła.
Po chwili usłyszałam jak brunet wchodzi do pokoju. Chwilę się po nim kręcił, po czym położył się za mną i lekko mnie objął.
Przytuliłam policzek do poduszki, a rękę ułożyłam na jego ciele. Teraz było dobrze.
- Mogę ci coś powiedzieć? - szepnęłam, patrząc w ścianę.
- Mhm - przytaknął sennie.
- Jak byłeś dzisiaj na górze i robiliście, to co robiliście, to bałam się, że nie wrócisz.
- Głupia - mruknął w moje włosy - Nie zapominaj kim jestem. Kiedyś ci powiedziałem, że zawsze do ciebie wrócę.
- Tak - pogłaskałam jego dłoń i zamknęłam oczy. - Ale ja nigdy nie mówiłam, że cię kocham.
- A nie kochasz? - spytał
- Kocham i właśnie to ci chciałam powiedzieć.
- Też cię kocham - na powrót stał się senny - Śpij-pocałował tył mojej głowy.
Usatysfakcjonowana uśmiechnęłam się do siebie i rzeczywiście po chwili odpłynęłam. Kopanie w łóżku obudziło mnie w środku nocy. Mruknęłam coś, przecierając oczy.
- Mama, sikuuu.
- Zajmę się tym - mruknął Harry i zaprowadził Miquela do łazienki. Po chwili obaj wrócili i rzucili się na łóżko obok mnie.Mike wylądował pomiędzy mną a Harrym i był wielce uradowany z tego powodu.
Uśmiechnął się i pocałował nas w policzki, a potem zamknął oczy.
- Kocham was - szepnął sennie i odpłynął.
Wymieniliśmy z brunetem zadowolone spojrzenia i chwilę później wszyscy troje spaliśmy.
~~*~~
Wylądowaliśmy spokojnie, bez problemów. W Nowym Jorku był środek dnia, kiedy stanęliśmy na lotnisku. Pamiętam, że Mike był bardzo podekscytowany tą podróżą. Cały czas wszystko oglądał, opowiadał, pokazywał. Był szczęśliwy. Po dwóch tygodniach oboje wpoiliśmy mu, że już tutaj będziemy mieszkać. Że teraz to jest jego dom.
Siedziałam właśnie na herbacie u Kate wraz z Saiką, której ciąża była już widoczna. Cieszyłam się, że mam tu kogoś, z kim mogę pogadać o błahych, kobiecych sprawach. Wcześniej, przed poznaniem tych ludzi, wyobrażałam sobie członków mafii jako wielkich, bezwzględnych morderców. Samych mężczyzn ma się rozumieć.
Dziewczyny zachowywały się normalnie. Rozmawiały ze mną o wszystkim.
- To ile jeszcze zostało? - zapytałam rudej.
Wpierw nie zrozumiała o co mi chodzi. Mrugnęła zdekoncentrowana, lecz po chwili rozpogodziła się.
- Mała ma pojawić się na świecie za około półtora miesiąca.
- To cudownie - uśmiechnęłam się szeroko. - Nie jestem najlepszą matką, ale jakieś doświadczenie mam, więc możesz na mnie liczyć - zapewniłam ją.
- A ty Kate? - spytała Saika brunetkę - Masz na oku jakąś ładną dziewczynę?
- Nie miałam czasu, aby się rozejrzeć - zaśmiała się i wzięła łyk kawy.
Czekaj,czekaj. Co one miały na myśli? Czyżby Kate była... Spojrzałam na kobietę lekko zdziwiona
Chyba lubiła dziewczyny. Z tego co zrozumiałam. No cóż... To dziwne, ale nie przeszkadza mi.
- Coś taka zdziwiona, Kath? - zaśmiała się ruda - Zresztą, ostatnio Jack przysłał mi to gołębiem.
Wyjęła kopertę ze swojej brązowej listonoszki i otworzyła ją.
- Co masz? - spytała ta druga, zanim ja się odezwałam.
- Ten głupek wykupił nam wszystkie dostępne atrakcje w tym wielkim, podmiejskim SPA.-podała każdej z nas bilet - A byście pękły ze śmiechu widząc jego próby wysłania mi tego gołębia. Siedział wtedy na łóżku, gdy ja pracowałam przy biurku po drugiej stronie pokoju. Wielokrotnie próbował przekonać to ptaszysko, by do mnie poleciało, ale jak na złość gołąb nie chciał się ruszyć. Miałam z niego nie lada ubaw, choć starałam się zachować pozory, że niczego nie widzę.
Obie wybuchnęłyśmy śmiechem. Jack był zawsze oryginalny. Ale i słodki w swój sposób. Ona miała z nim zabawnie na codziennie. Właśnie teraz podobno uczył mojego Mike'a pływać.
Dopiłyśmy w spokoju swoje napoje. Ustaliłyśmy, że chyba czas dać chłopcom znak o naszym istnieniu. Zresztą bardzo chciałam zobaczyć tę lekcję pływania, którą blondyn prowadził na basenie na dachu.
Wstałyśmy z wygodnej kanapy i pojechaliśmy windą na górę. Już po otwarciu drzwi słyszałam śmiech mojego syna. Dach był teraz zamknięty. Była zima, wiec było chłodno.
Podeszłyśmy na sam brzeg basenu. Do lekcji pływania dołączyli również bliźniacy, stale starając się przytopić Jack'a, który bezustannie im się opierał. Miquelem natomiast zajmował się nie kto inny jak Harry. Stawał się takim przykładnym ojcem. Chociaż nie wiem, czy wspólne chlapanie na resztę mężczyzn było dobrym, ojcowskim przykładem.
- Hej! - zawołałam. - Uczysz go rywalizacji? - podeszłam do brzegu i ukucnęłam.
- Raczej zespołowego natarcie na słabszą jednostkę - powiedziała Kate, kucając koło mnie - Przebierzemy się? Sądzę, że ładnie byś wyglądała w tym kostiumie ode mnie. Chang, idziesz?
- Ja i moje maleństwo będziemy patrzeć jak sobie radzicie - odparła siadając na leżaku.
Pogłaskała swój brzuch, uśmiechając się.
Brunetka wzruszyła ramionami i pociągnęła mnie za nadgarstek w stronę przebieralni. W tym budynku było absolutnie wszystko.
Przebrałam się w kostium, który mi podarowała. Byłam pewna, że teraz każdy zobaczy moje blizny.
Spojrzałam na Kate, która wyszła ze swojej kabiny. Byłam w szoku. Cały jej tors był ciężko poparzony.
- Co ci się stało? - podeszłam do niej powoli. - Kto ci to zrobił?
- To - widocznie posmutniała - To była kara za nieudzielanie odpowiedzi na temat Jack'a. Powinnam się zakryć?
- Nikt nie jest idealny. - zaprzeczyłam. Byłam w szoku. Jack był jak Harry?
- Ci ludzie - zaczęła ponownie - Oni chcieli wiedzieć wszystko o synu ówczesnego szefa, a ja... Ja byłam młoda i niedoświadczona. Tak łatwo dałam się podejść.
Pokiwałam głową i pocałowałam jej policzek. To wszystko... Rozumiałam.
- I tak jesteś piękna.
- Dobra, koniec tego dobrego. Czas utopić Adama. Pożałuje, że wdarł się w nocy na moje piętro. - zaśmiała się i wyszłyśmy do reszty.
Usiadłam na brzegu basenu i zanurzyłam nogi w letniej wodzie. Powoli zsuwałam się, stopniowo przyzwyczajając.
Chłopcy jak na razie nie zwracali na nas uwagi, zajęci swoimi wodnymi ekscesami. Ruda natomiast usnęła na leżaku. Nie dziwiłam jej się. Połowę ciąży z Miquelem przespałam. Niespiesznie starałam się podkraść do rozbawionej zgrai.
Nie chciałam być od razu ochlapana. No i oczywiście, żeby nie zaczęli mnie od razu topić. Spojrzałam na Mike'a, który trzymamy przez Harry'ego, w rękawkach ruszał rączkami aby nacierać na Sama. Śmiał się, co było dla mnie cudownym dźwiękiem. Nie może być nic lepszego, niż twoje radosne dziecko.
siebie dziwny odgłos. Chyba się mnie nie spodziewał o tej porze.
- Hej skarbie - powiedziałam mu do ucha. - Więcej tatuaży nie mogłeś sobie zrobić, co?
Wzruszył ramionami i przysunął do mnie Miquela. Pogłaskałam go czule po głowie.
- Chyba już starczy na dzisiaj tego pluskania, co? - spytałam.
- Nie - będzie płacz. Skrzywił się, oplatując moją szyję. Zgadłam. Zaczął szlochać.
- Daj mu jeszcze trochę czasu - zagadnął Jack, chowając się za Harrym przed bliźniakami - Niech się dzieciak bawi.
- Zaraz będzie chory i tyle z tego. Nie płacz. Styles jesteś - spojrzałam na blondyna. Adam z Samem nie dawali za wygraną. Otoczyli Jack'a z dwóch stron i wciągnęli pod powierzchnię. Wzięłam syna na ręce i wyszliśmy z basenu. Trochę się uspokoił. Owinęłam go ręcznikiem i wytarłam. Uderzał tymi niewieloma zębami o siebie. Za sobą słyszałam krzyki oraz śmiechy. Jednak nie zbudziło to narzeczonej Jack'a. Spała spokojnie jak nigdy. Nawet Harry z Kate przyłączyli się do ich pojedynku. Może też powinnam się z nimi trochę zrelaksować. Ale to za chwilę. Trzeba ułożyć Mike’a do snu. Przyda mu się popołudniowa drzemka.
- Chodź, skarbie – wzięłam go na ręce i udałam się do windy.
Niedługo później byliśmy na naszym wielkim piętrze. Miquel miał swój duży kolorowy pokój, w którym znajdowało się multum zabawek. Był w raju. Ułożyłam go na łóżku w kształcie auta. Wystarczyło przeczytać kawałek bajki, a już spał. Poszłam jeszcze napić się soku i zamierzałam iść na górę, ale poczułam mokre ręce na tali.
- Zimne! – krzyknęłam, prawie opuszczając szklankę.
- Nie drzyj się tak – mruknął Harry i pocałował mnie w szyję. – Wracamy? Potrzebuję ciebie jako towarzysza broni.
- Idę, idę. Tylko nigdy nie zachodź mnie od tylu – odepchnęłam go, a on uśmiechnął się w ten głupi sposób.
Wywróciłam oczami i złapałam go za rękę. Poszliśmy na basen, stanąć w „pojedynku”. Pierwszy dopłynął do nas Jack.
- Gotowi? – spytał, skacząc na jednej nodze, by pozbyć się wody z ucha.
A więc to on będzie w naszej drużynie. Z pewnością wygramy to starcie. Kiwnęliśmy głowami, przygotowani do ataku bliźniaków i Kate. Złapałam Harry’ego za ręke.
- Znasz zasady? – spytał, patrząc na mnie czule.
- Liczę, że szybko mnie z nimi zapoznasz Hazz – dałam mu lekkiego całusa, nie mogąc się powstrzymać.
Ależ się słodko zrobiło. Normalnie jak nie my.
- Gramy w piłkę wodną – wtrącił Jack, zanim Styles zdążył się odezwać.
Uśmiechnęłam się. Nic trudnego. Akurat w to umiem grać. Zaczęliśmy zabawę i świetnie się bawiliśmy, mimo rywalizacji. Adam z Samem i Kate prawie wygrali. Saika obudziła się i wiernie kibicowała naszej drużynie. Popołudnie spędziliśmy w miłej atmosferze. O nauce walki miałam zamiar jutro porozmawiać z jednym z bliźniaków.
Na razie robiłam kolację. Harry, pijąc wino przeglądał dokumenty. Pewnie moje rachunki. Mały wykąpany, oglądał bajkę. On już jadł.
- Wiesz – zaczęłam stawiając talerze na szklanym stole. – może pójdę na studia.
- Nie – brunet odpowiedział niemal od razu. Spojrzał na mnie krytycznie i wrócił do papierów.
- Ale ja chcę – upierałam się. – Mam prawo do rozwoju. Nudzę się, kiedy Mike jest w przedszkolu. Będziesz miał firmę i zajęcie, a ja będę chodzić na studia – położyłam sztućce obok talerzy.
- Nie będę z tobą o tym dyskutował – ścisnął palce na trzymanej kartce. – Po cholerę ci te studia? Co byś chciała robić? Zresztą z twoimi wynikami z matury nigdzie cię nie przejmą.
Oparłam ręce o stół.
- Matura poszła mi bardzo dobrze, wiesz? Chyba, że ktoś postarałby się o fałszywe wyniki. Chcę umieć więcej, a potem będę mogła pracować. Nie jako kelnerka, do diabła! – strąciłam dłonią kieliszek.
Szkło roztrzaskało się na jasnej podłodze.
- Coś ci upadło - powiedział Harry i zanotował coś w notesie.
- To posprzątaj. Masz ręce - warknęłam. - i zaręczam, że  pójdę na studia. Mam takie prawo.
- A masz na to wszystko pieniądze? - zmienił strategię - Zresztą, proszę cię bardzo, idź. Idź w cholerę. Tylko sama za wszystko zapłać, dobrze?
- Uważasz, że grasz fair? - dalej się nad nim pochylałam. - Wszystkie pieniądze, i te moje, masz ty. Poza tym jako mój partner nie powinieneś widzieć w tym problemu. Stać cię.
- Stać mnie na te wydatki, które mam ochotę opłacać - odparł spokojnie, lustrując mnie spod przymrużonych powiek.
- Chyba możesz spełnić moją prośbę. O co ci chodzi, Harry? Boisz się, że jak wyjdę do ludzi to zmienię zdanie? Zacznę uważać cię za wroga? - spytałam zirytowana i kucnęłam, zbierając szkło. Nie chciałam, aby Mike się skaleczył.
- Nie mam teraz czasu na bezsensowne rozmowy z tobą - wstał i wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami. Pięknie, po prostu pięknie. Czy on zawsze musi taki być?
Zawsze nie pozwala mi dojść do głosu. Nie było tak jak on chciał, więc to ignorował. Nienawidziłam tego uczucia. Czułam się odepchnięta.
Wyrzuciłam stłuczone szkło do śmietnika umyłam ręce. Będę musiała z nim ponownie porozmawiać jak wróci. Muszę jeszcze tylko obmyślić plan jakby go tu podejść.
Seksem? Zmydlić mu oczy tym co uwielbia? Nie wiem czy potrafię. Stukałam palcami o stół, jedząc kolację.
Miałam już dość tego ciągłego leżenia w domu i przysłowiowego pachnienia. Po skończonym posiłku wstawiłam talerz do zlewu i poszłam do łazienki. Po szybkim prysznicu zajrzałam do Miquela. Zasnął, więc przeniosłam go do jego łóżeczka.
Mruknął coś, przytulając swojego misia. Pogłaskałam go po włosach i wróciłam do sypialni. Chodziłam po pokoju nerwowo zastanawiając się jakie mam warianty. Trudno mi z nim dyskutować.
Usiadłam na łóżku. Postanowiłam na niego zaczekać. Może rozmowa na spokojnie, gdy nie jest zajęty papierami coś da? Jednak jak na złość brunet wciąż nie wracał. Zrezygnowana stwierdziłam, że muszę przełożyć moje plany na następny dzień. Było już dość późno; chciałam już iść spać.
Weszłam pod kołdrę i zgasiłam lampkę stojącą na szafce. Miałam dosyć tego dnia. Naprawdę dosyć. Zamknęłam oczy i spróbowałam zasnąć.
~Harry~
Naprawdę, ledwie powstrzymałem się od przywalenia Katherinie. Gdyby nie to, że Miquel był w pobliżu, Kath już dawno wiła by się u moich stóp błagając o litość. Kurwa mać, czy ona musi zaczynać te swoje wywody zawsze gdy jestem zajęty? Wyszedłem z mieszkania, trzaskając drzwiami. Musiałem ochłonąć. Zdenerwowała mnie. Naprawdę. Myślałem, że już będzie słuchać, a ona wciąż próbowała się stawiać. Ale z jednym miała rację. Właśnie tego się bałem, nie chcąc posyłać ją na studia.
- Szluga? - spytał Jack, na którego natrafiłem wychodząc z budynku. Podał mi paczkę, sam zapalając papierosa .
- Dzięki - mruknąłem zaskoczony. zaciągnąłem się dymem i oparłem o drzwi wejściowe
- Coś taki spięty? Nie dała ci po tak udanym dniu? - w jego głosie słyszałem rozbawienie.
Patrzył na mnie, przekrzywiając głową i wypuszczając dym z ust.
- Nie wkurwiaj mnie, dobrze? - warknąłem - Studia jej się wymarzyły. Myśli, że jak czegoś zażąda błagalnym głosem, to ja się na wszystko zgodzę.
- Kobieta ciekawa świata - stwierdził, siadając na murku i spojrzał na mnie, uśmiechając się głupio. - Myślałem, że lepiej się dogadujecie.
- Po prostu ostatnio miała za dużo swobody - zrezygnowany usiadłem koło niego. Rzuciłem niedopałek na ziemię i sięgnąłem po kolejnego papierosa.
- Lepiej żyć z kobietą w zgodzie. Ale pocieszę cię. Ty masz w tym przypadku lepiej. Wystarczy parę zasad, a będzie chodzić jak w zegarku. U mnie tak nie można.
-No tak, ruda małpa- pogromczyni mafii - zaśmiałem się. Przypomniały mi się nasze początki kiedy mieliśmy 19 lat. Chang w końcu wróciły zmysły po tym porwaniu i była jedną, wielką kulą destrukcji.
Teraz była naprawdę mocna. Nie pozwalała sobą rządzić. W zasadzie to ceniłem. Nawet bardzo.
- Dobra, dobra, mam pieprzniętą narzeczoną - blondyn klepnął mnie w plecy - Wróćmy jednak do ciebie. Masz problem z Katheriną, jednak czy wiesz, jak go rozwiązać?
Zaprzeczyłem.
-To proste. Odpowiedzią jest ślub. Oczywiście nie mówię, że masz z nią teraz lecieć do kobierca. Skombinuj skądś pierścionek, ona będzie wniebowzięta i od razu odechce jej się studiów.
Zakrztusiłem się powietrzem. Spojrzałem na niego zaskoczony. On mówił poważnie. Całkowicie. Zaręczyny? Zamknąłem oczy i potarłem czoło. Może…Wtedy będę ją miał przy sobie.
- I wypróbowany - mrugnął porozumiewawczo i wrócił do papierosa - Zresztą, z babami to tak jest, jak nie mają czegoś świecącego i drogiego, to im odbija.
- To prawda - zgodziłem się.
Dawno nic nie kupowałem Katherinie. Mogło coś w tym być. Musiałem się z nią pogodzić, dać coś, a ona o wszystkim zapomni. Ah i delikatnie przypomnieć kto tutaj rządzi.
- To gdzie będziesz dziś spał? Och, nie rób takiej zdziwionej miny, nie możesz teraz tam wrócić. Jestem pewien, że będzie się upierała przy swoim, dopóki, dla świętego, spokoju się z nią nie zgodzisz, Harruś.-wyrzucił kolejny niedopałek i zeskoczył z muru.
- Liczę na twą gościnność - uśmiechnąłem się złośliwie i spojrzałem na niego. - Sam zaproponowałeś. Albo pójdę na piwo z Malikiem. Też dobry pomysł - zamyśliłem się.
- Możesz i jedno i drugie - skoczyłem koło niego - Tylko wróć przed pierwszą. Chciałbym jeszcze z tobą porozmawiać o twoim treningu.
Kiwnąłem głową i ruszyłem do baru, gdzie zadzwoniłem po mulata. Tam przesiedziałem z nim trzy godziny. Więcej piliśmy niż rozmawialiśmy. Nie chciało mi się żalić. Nie ten typ faceta. Ale na czas u Jack'a byłem.
Gdyby to nie był on, zapewne zignorowałbym prośbę o przybycie na czas. Jenak bądź co bądź bossowi się nie odmawia. Kilkukrotnie zapukałem. Drzwi otworzyła mi Saika.
- Cześć, nie śpisz? - zdziwiłem się.
Wiedziałem, że lubi późne pory, ale przez ciążę chodziła spać wcześniej.
- Nie tykaj - syknął Jack i złapał rudą za ramiona. Delikatnie popchnął ją do sypialni. Po chwili wrócił i spojrzał na mnie przepraszająco.
-Wybacz, ostatnio zdarza jej się lunatykować. Chodź, rozgość się.
Wszedłem do środka trochę zdziwiony. Przeszliśmy do salonu. Wygląd wszystkich pięter był podobny, więc nie podziwiałem wnętrz. Oczywiście, każdy urządzał je jak chciał. Według swoich upodobań.
Ich wyglądał dość... dziecinnie. Usiadłem w fotelu naprzeciwko blondyna.
- Zacznijmy od kilku prostych pytań - wziął ze stolika notes w króliki i ołówek z głową kaczki. Doprawdy, czasem nie rozumiem na jakim etapie rozwoju zatrzymał się ten koleś.
- Ponętny, naprawdę. Gdzie kupiłeś? Też sobie załatwię - powiedziałem z udaną powagą i pokręciłem głową. - No dajesz, bo mi się spać chcę. Jakie?
-Kiedy ostatnio trenowałeś? Mam na myśli poważny trening, a nie dwukrotne walnięcie w worek - spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek, jakby analizował, czy to co powiem będzie prawdą.
- Dawno - przyznałem szczerze. - Nawet bardzo.
- To źle - zanotował coś - Jak wygląda twój plan tygodnia? W których dniach i godzinach jesteś wolny?
- W soboty i w niedziele. Teraz będę miał firmę - przypomniałem mu. Nie będzie łatwo wszystko pogodzić. Przecież musiałem podzielić ten czas na trzy rzeczy. Praca, rodzina, trening.
- Mhm - nie odrywał ołówka od kartki - Świetnie, świetnie. Chcesz wiedzieć wszystko, czy mam ci oszczędzić rzezi?
- Może połowę chcę wiedzieć - zaśmiałem się.
Wziąłem pilota i włączyłem telewizor. Cicho, ale przynajmniej nie było ciszy przerywanej tykającym zegarem
- Połowę - powtórzył, nie odrywając wzroku od notatek - Punkty witalne... Nie. - mruczał już raczej bardziej do siebie niż do mnie - Tortury... To się wyćwiczy... Walka wręcz, myślenie, siła woli... Skończyłem, zaczynamy od jutra - nagle się ożywił - A może raczej powinienem powiedzieć, że od dzisiaj.
- Tak szefie. Jutro będę funkcjonował. Teraz jestem zalany i zmęczony. - położyłem się na jego kanapie. Zamknąłem oczy. Wiedziałem, że wystarczy kilka minut i zasnę. Tak też było. Rano musiałem się pojawić w domu.
Wyszedłem zanim gospodarze się obudzili. Stanąłem w holu ściągając buty. Z salonu usłyszałem głos Adama.
- Nie, ta pozycja jest zła.
Zajrzałem do pokoju. Dziewczyna siedziała na jego klatce piersiowej, a on leżał na dywanie.
- Co tu się, kurwa, wyprawia?-spytałem kulturalnie. Katherina spojrzała na mnie przerażona, jednak Adam nie wyglądał na wzruszonego.
Wstała szybko poprawiła koszulkę. Miała na sobie dresy, a długie włosy splotła w warkocz.
- Cześć, kochanie - podeszła do mnie speszona. - martwiłam się. Mogłeś zadzwonić, że nie wracasz.
Spojrzałem na nią z ukosa. Zadrżała i odsunęła ode mnie na krok.
- Adam, tłumacz się - szatyn leniwie podniósł się z ziemi i otrzepał spodnie - Chyba, że chcesz mieć podobną bliznę co twój brat.
- Pokazywałem małej podstawową pozycję do obrony. Nie rób dramatu - uniósł ręce. - Nic się nie stało.
- Doprawdy? - spojrzałem na Kath, na co pokiwała głową - Czemu mi nic nie powiedziałaś? Ile to już trwa?
- Nic nie trwa. Adam przyszedł pobawić się z Mikiem. Miał go zabrać do parku. Mały zaraz się obudzi. Więc w tym czasie pokazał mi jeden ruch.
- Och, czyżby? - wpadłem na pewien pomysł - Czyli mówisz, że chciałabyś się uczyć samoobrony z Adamem, tak? To może postawię ci pewne ultimatum?
- Jakie? - spojrzała na mnie niepewnie.
- Pozwolę ci na ten mały trening, lecz w zamian już nigdy chociażby nie pomyślisz o tym, o czym rozmawialiśmy wczoraj - uśmiechnąłem się z przekąsem. Złapie haczyk, czy nie?
- To trochę niesprawiedliwe - zarzuciła mi.
Założyła ręce na klatkę i bujała się na stopach. Adam patrzył na mnie, ale ja wbiłem w nią wzrok. Była niezdecydowana.
- Wybieraj - ponagliłem. Adamowi mogłem zaufać, nie próbowałby odbić mojej kobiety, ale małą scenę mogłem zrobić. Chciałem dopiąć swego.
- Dobrze - powiedziała po chwili i ruszyła w moją stronę. - Przepraszam Harry. Nie chciałam cię zdenerwować.
- Porozmawiamy później - musiałem dalej grać - Wychodzę.
Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z salonu. Doszedłem do drzwi. Po chwili usłyszałem krzyk, który zmroził krew w moich żyłach...
*
I oto kolejny rozdział. Stęskniliście się za nami? Spokojnie, w najbliższym czasie zamierzamy szybciej aktualizować rozdziały.

13 komentarzy:

  1. Mam wrażenie, że coś się stało Kath lub Mike'owi albo rudej. Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału <3
    ~Paula~

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieje,że to nic złego

    OdpowiedzUsuń
  3. Serio w takim momencie? Ty chcesz, żebym ja cały czas tutaj zerkała czy przypadkiem nie dodałaś, a potem rodzice znowu wyłączą internet? Proszę ��

    OdpowiedzUsuń
  4. Co to za krzyk ?
    Ciekawi mnie bardzo o co chodzi,mam nadzieje ze nie stało się nic złego xx
    Życze weny i do następnego Skarbie :* <3

    OdpowiedzUsuń