poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Rozdział 22

~Harry~
- Harry! - krzyknęła histerycznie Katherina.
Słyszałem ją z pokoju Miquela. Zawróciłem tam i wbiegłem do środka.
- Nie ma go... - odwróciła się do mnie z przerażeniem w oczach. - Jego butów, misia i tego małego plecaka.
- Uspokój się - starałem się zachować spokój, choć w pierwszej chwili chciałem zacząć krzyczeć - Musimy go znaleźć.
- Miquel...O Boże...- zakołysała się i po chwili łapałem ją nieprzytomną. Położyłem ją na ziemi i rozejrzałem się po pokoju. Okno nie było otwarte, zresztą na zewnątrz są kamery. No właśnie...
Nikt go nie porwał. Wystarczyło sprawdzić monitoring. Ale to dziecko. Ma trzy lata. Prawie cztery. Wyszedł sam?
-Adam, idź do każdego wyjścia i sprawdź czy nie było włamania. Ja sprawdzę resztę
Odwrócił się i bez słowa wyszedł. Kath ocknęła się po chwili. Posadziłem ją na łóżku, patrząc w oczy.
- Nie ma go - powtarzała. - Znajdź go! Znajdź mojego syna!
-Przeszukaj nasze piętro, ja idę po Saikę. Jeśli ktoś stąd wyszedł, to ona będzie o tym wiedzieć.-pogłaskałem ją po głowie i wybiegłem z mieszkania.
Spotkałem się z Rudą w drzwiach. Musiałem mieć wszystko wymalowane na twarzy. Wziąłem ją za rękę i pociągnąłem do pokoju.
- Sprawdź czy Mike nie wyszedł stąd - powiedziałem.
- O co ci chodzi? Sam z nim wyszedł do parku, bo Adam nie miał czasu. Nie mówił ci?
- Nie! - usiadłem. Wody. Boże. Ciemno mi się przed oczami zrobiło.
Czyli Katherina nie zauważyła przechodzącego Sama, bo pomyliła go z Adamem. A kiedy on przyszedł ją ćwiczyć, nadal myśleli, że mały śpi. Spojrzałem na stojącą nade mną Saikatsu i chichoczącego za jej plecami Jack'a.
- Nie śmiej się. Będziesz miał córkę, to zobaczysz jak to jest. Jasne? - wstałem. - Tylko wtedy zbuduj jej zamek i kup smoka, bo będą się obok niej kręcić. Ja mam do pilnowania jednego ptaszka. Ty będziesz miał całe stado.
- Sądzę, że będę rozpoznawalny jako "ten straszny tatuś" a ty będziesz "tym strasznym wujkiem" - uśmiechnął się.
- Pójdę uspokoić Kath - zaproponowała Saika i poszła do windy.
- Ulżyło mi - przyznałem.
Po ostatnich przejściach to normalne, że bałem się o rodzinę. Wszystko się mogło stać.
- Gotowy? - spytał Jack. No tak, zapomniałem - trening.
- Jasne - kiwnąłem głową, choć serce wciąż biło mi niespokojnie.
- Czy jesteś pewien, że chcesz zwiedzić piętro -4?
- Chyba tak - bałem się, że tak mnie wykończony i nie wrócę. On lubił do bólu.
Zeszliśmy po schodach w milczeniu, choć widziałem, że Jack'a aż nosi z ekscytacji. Na piętrach od -2 i niżej jeszcze nigdy nie byłem. Było to terytorium blondyna, więc rozumiałem, że zaszczytem jest to, iż mnie na nie wpuszcza. Przesiadywał tam prawie bez przerwy, jeśli tylko był w domu i nie zajmował się Saiką. Oczywiście jako mafijny boss miał masę spotkań, lecz akceptował tylko te na terenie miasta i jego okolicach. Tereny w Anglii oddał w tak zwany depozyt swojemu dalekiemu kuzynowi, który po naszym wyjeździe rozpoczął powolną eksterminację grupy Tomlinsona. A przynajmniej tak słyszałem.
Jedno było wiadome. Nikt nie mógł go zabić. Jeśli już to ja. Moja satysfakcja.
Rozejrzałem się po miejscu, w którym byliśmy. Sala treningowa oraz po części gabinet. Ale bardziej to pierwsze. Mam wymienić co tu było? Lepiej powiedzieć, czego nie.
- Rozciągnij się - nakazał blondyn, rzucając notes na ziemię - Zacznij od pompek. Myślę, że 100 jak na razie wystarczy.
- To będzie świetny dzień - mruknąłem pod nosem. Zmienię się. Będę trenował i kurwa będę trzymał krótko Kath. Zdjąłem koszulkę i zacząłem ćwiczyć.
Po wykonanej serii, spojrzałem na Jack'a. Kiwnął głową na wiszący nieopodal drążek.
- Świetnie, więc zaczynamy od rąk? - spytałem, podchodząc do sprzętu.
- Nie - pokręcił głową - Zawiśniesz na nogach i zrobisz sto brzuszków. Proste jak na początek.
- Sto na nogach? - wypuściłem powietrze z ust.
On nie miał sumienia. Dupek. Jak mu odmówię to zacznie gadać.
Z wielkim trudem wykonałem polecenie. Shiro miał rację, strasznie mi spadła kondycja. Ciężko dysząc wylądowałem na ziemi.
- Gotowy? - spytał, podając mi butelkę z wodą. Wyłamał palce i czekał aż się napiję
Pustą butelkę rzuciłem przed siebie. Oparłem się o ścianę. Nie. Dam. Rady. Spojrzałem na niego i jedynie kiwnąłem głową. Zaczął mękę. Wpierw ćwiczylismy te ruchy, które już znałem. Jednak po tej "rozgrzewce" brakowało mi sił. Zwyczajnie nie nadążałem za nim. Po którymś razie, gdy niebezpiecznie wykrecil mi rękę, ogłosił koniec dzisiejszych ćwiczeń.
Bogu dzięki. Ledwo idąc poszedłem pod prysznic. Miły poranek. Najpierw dwójka na dywanie, potem syn mi zaginął, a teraz nie czułem żadnej kości.
Darowałem sobie długiego stania pod strumieniem wody. To nie była moja łazienka, a jestem pewien, że Jack stał pod drzwiami. Wytarłem się rzecznikiem i przebrałem w świeże ubranie. Dobrze, że pomyślałem wcześniej by je wziąć.
Przeczesałem jedynie mokre włosy i wyszedłem.
- Dzięki - poklepałem go po ramieniu.
- Harry - głos blondyna zatrzymał mnie przed wejściem po schodach - Musimy pogadać.
- Co jest? - odwrocilem się do niego. Naprawdę chciałem wrócić juz do rodziny.
- Chciałbym... - złapał się za tył głowy - Po prostu chcę cię prosić, byś chronił również Saikę i moją córeczkę.
Popatrzylem na niego zdziwiony.
-Po prostu wygraj z Tomlinsonem. On powinien umrzeć. Nie chcę też, by Saikatsu ponownie cierpiała przez nich.
- Rozumiem. Nie musisz się obawiać - zapewniłem go. - Obiecuję.
- Idź już do nich - machnął na mnie ręką - Widzimy się jutro o szóstej przed głównym wejściem. Nie spóźnij się.
- Jasne. - poszedłem do windy. Wystukalem kod i pojechałem na górę. Rzuciłem torbę pod ścianę. Mój syn siedział przy wyspie kuchennej rysując i śpiewając. Katherina w niebieskiej sukience gotowała tyłem do mnie. Na chwile zawiesiłem się patrząc bezczelnie na jej tyłek.
- Tata - chłopiec zauważył mnie i pomachał rączką - Gdzie byłeś?
- Na treningu - pocałowałem go w czoło. Zerknąłem na rysunek. Świetne auto. - Ale nas dzisiaj wystraszyłeś.
- Czemu? - mały spojrzał na mnie zdziwiony - Byłem z wujkiem Samem na placu zabaw. To źle?
- Dobrze, ale musisz nam mówić gdzie idziesz. Nie wolno tak. - upomniałem go.
- Hej, mięśniaku - dziewczyna mnie pocałowała kilkakrotnie.
Odwzajemniłem pocałunki. Uśmiechnęła się do mnie i wróciła do gotowania.
- Na kiedy umówiłaś się z Adamem? - spytałem siadając koło syna.
- Na wtorek. Jak Miquel będzie w przedszkolu. - odpowiedziała patrząc na mnie z za ramienia. Wyglądała jakby chciała coś jeszcze dodać, ale zrezygnowała. Bez słowa wróciła do obiadu.
- Czegoś mi nie mówisz - Przyjrzałem jej się krytycznie - Radziłbym ci niczego przede mną nie ukrywać, złotko. Chyba nie chcesz uczęszczać również do mnie na lekcje.
Odwróciła się i z talerzami podeszła do nas. Podała nam obiad. Sama usiadła naprzeciwko, podsuwając mi widelec dla Mike'a.
- Ja sam - powiedział chłopiec wyrywając mi sztuciec z dłoni - Umiem już kroić.
- Więc? - spojrzałem na Kath - Coś chciałabyś jeszcze dodać?
- Chciałam jutro wyjść z Saiką na zakupy. Pomóc jej z ubrankami - kręciła się na krześle, patrząc na mnie niepewnie. - Mogę Hazz?
- To zależy - mruknąłem - Od tego jak się będziesz dziś wieczorem spisywać.
- To znaczy? - położyła swoją dłoń na mojej. Opuszkami palców głaskała moją skórę.
- Nie udawaj głupszej niż jesteś - zaśmiałem się w duchu widząc jej zdezorientowanie - Nie będę cię wiecznie traktować jak księżniczkę. Chcę rozrywki. Takiej, jaką mi zapewniłaś przy naszym pierwszym spotkaniu.
Zamknęła na chwilę oczy. Potem je otworzyła i posłała uśmiech.
- Zrobię wszystko, co będziesz chciał kochanie. Chcę, żebyś był zadowolony.
- Świetnie - byłem zadowolony. Była już taka uległa - Smakuje ci, Miquel?
Chłopiec pokiwał głową. Jadł ręką i widelcem. Jasne. Po co komu nóż. Właśnie zdałem sobie sprawę, że nawet nie wiedziałem, kiedy są jego urodziny.
- Kath - zwróciłem się do dziewczyny, gdy zabierała mój pusty talerz - Tak z innej beczki, kiedy on się urodził?
Spojrzała na mnie jakbym się spytał ją o jakąś głupotę.
- Pierwszego lutego, Harry. Powinieneś to wiedzieć. Nawet ze swoimi dojściami. - powiedziała będąc plecami do mnie i wstawiając naczynia do zmywarki.
Pierwszego lutego... Czyli, że jakoś niedługo. Cholera, jaki dziś był dzień? W tym miejscu traciłem poczucie czasu. Spojrzałem na wiszący na ścianie kalendarz. Chwila...Pierwszy luty? Przecież to moja data urodzin.
No. Wiedziałem. Wrodził się we mnie. Trzeba będzie go zabrać do jakiegoś disneylandu. Będzie się świetnie bawił.
- No i to też jest powód dla moich zakupów - dodała brunetka.
Nie odpowiedziałem. Niech nie myśli, że z tego powodu odpuszczę jej dzisiejszą rozrywkę. Wstałem i bez słowa wyszedłem z naszego mieszkania. Musiałem załatwić potrzebny sprzęt.
Zszedłem do garażu. Wzrokiem szukałem auta. Już nie mogłem się doczekać.
Wsiadłem do środka i ruszyłem. Brama automatycznie się przede mną otworzyła.
W tym mieście sex shopów było od groma. Po krótkiej przejażdżce zatrzymałem się przed niewielkim budynkiem. W oczy rzucał się wielki baner "Niebo Andy'ego". Wszedłem do środka. Panowała tam dość specyficzna atmosfera. Kilku klientów, głównie mężczyzn, zastanawiało się przed kupnem, krzątając się po całym sklepie. Stanąłem pewnie przed nieco zdenerwowanym sprzedawcą.
- Co podać? - spytał przerażony moją srogą miną.
- Wszystko do BDSM; liny, haki... - uśmiechnąłem się do niego krzywo. To nie była praca dla niego.
Wyszedł zza lady. Niepewnie zaczął wszystko zbierać. Kajdanki, kulki, pejcze klamerki.
Wszystko schludnie zapakował. Wcisnął kilka przycisków na kasie i drżącym głosem powiedział
- Trzysta pięćdziesiąt osiem dolarów, siedemdziesiąt dwa centy.
Podałem mu banknoty i nie czekając na resztę wyszedłem na zewnątrz.
To będzie świetna noc. Wróciłem do domu, aby wszystko przygotować. Mały będzie spał. Nie będzie nic słyszał.
Zamknąłem się w sypialni. Chciałem by Katherina miała niespodziankę. Przywierciłem kilka haków do sufitu, zamocowałem do nich liny. Resztę przyborów ułożyłem na stoliku koło łóżka.
I ja i ona będziemy się świetnie bawić. A ja się nieco wyżyję. Będę w swoim żywiole.
Usiadłem zadowolony na łóżku. Teraz miałem tylko chwilę poczekać.
Musiałem.
Zeszło mi nieco z przygotowaniem tego. Zapewne Kath kąpała teraz syna.
Dziewczyna weszła do pokoju, oznajmiając,że mały śpi. Rozejrzała się po nieco nowym wyglądzie sypialni.
- Rozbierz się - powiedziałem, sam ściągając koszulę. Odwiesiłem ją na krzesło. Cierpliwie czekałem, aż stanęła przy mnie naga.
Przyciągnąłem ją do siebie. Powoli przesunąłem rękoma po jej ciele. Plecy, biodra, pośladki. Na figurę nie mogła narzekać. Pocałowałem jej podbródek, a potem usta. Miałem ochotę, aby później zrobiła mi dobrze. Pociągnąłem za włosy brunetki a ta westchnęła. Podeszliśmy do ściany. Tam też znajdowały się haki. Rozstawiłem jej nogi i przykułem do dwóch bolców przy jej kostkach. Potem przymocowałem ręce.
W oczach ukochanej widziałem strach, ale też podniecenie. Uśmiechnąłem się, sięgając po pejcz.
- Wiesz za co teraz dostaniesz, kochanie? - głaskałem przedmiotem jej uda. - Za wczorajszą kłótnię. Za twój ton. Za to, że kiedy do mnie mówisz, jesteś odwrócona plecami. - uderzyłem najpierw w jej brzuch. Pisnęła. Potem niżej. Jęknęła. Podszedłem do szafki po klamerki. Obie założyłem na jej piersi. Zagryzła wargę. To bolało, ale potęgowało przyjemność.
- Harry...- szepnęła prosząco.
Uderzyłem ja po dekolcie. Miała delikatne szramy. Znikną.
Wziąłem wibrator z szafki. Ona go ostatnio bardzo polubiła.
- Przecież jest ci dobrze, mała, prawda? - wsadziłem w nią zabawkę. Wiła się na ścianie, a ruchy miała ograniczone.
Na nadgarstkach i kostkach powstały mocne, czerwone ślady. Metal wbijał się w jej skórę. Zaczęła jęczeć głośniej a ja złośliwie ciągnąłem za klamerki
Bolało, a doszła. Jaka zdolna. Odpiąłem ją. Opadła na podłogę przy moich nogach, opierając się na rękach. Pociągnąłem za jej włosy, aby na mnie spojrzała.
- Czego pragniesz, Harry...?- spytała cicho.
Uśmiechnąłem się wskazując na pasek. Jeszcze nigdy tego nie robiła. No to zobaczymy jak sobie poradzi. Dziewczyna rozpięła mi spodnie i je ściągnęła. Bokserki były już bardzo ciasne.
Na początku nie wiedziała jak. Później jakoś jej poszło. Powoli, ale dała mi ulgę.
Później dobrze ją przeleciałem. Bez szczegółów. Wystarczyło, że krzyczała tak, że słyszał ją Nowy Jork. Dwie godziny później obejmowałem Kath i całowałem po włosach. Dzielna dziewczynka.
- Możesz iść na te zakupy - pogłaskałem jej dłoń - Dobrze się spisałaś.
- Kocham cię  - pocałowała mój tors.
- Ja ciebie też, mała - pogłaskałem ją po plecach. Oboje byliśmy wyczerpani. Kath chwilę później usnęła. Wsłuchany w jej równomierny oddech zamknąłem oczy.
Mi też było dobrze. Mimo zasad słuchała się. Nie uciekła. Była grzeczna. I dobrze. Będziemy się dogadywać.
~*~
Jak obiecałyśmy, tak wstawiamy rozdział. Pamiętajcie o komentarzach ;) To one motywują do aktualizowania rozdziałów //Oru

15 komentarzy:

  1. Genialny!!! Kocham ta historie *-*
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko, tak bardzo chcę żeby ją zlał. Nie wiem czemu, ale to jak ją bije mnie jara xD
    ~Paula~

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże, kocham to opowiadanie <3 Cudowne! Czekam z niecierpliwością na nexta xx

    OdpowiedzUsuń
  4. O nje!
    Harry debil idiota!
    Jak on mnie irytuje.!!
    Z każdym nowym rozdziałem zamiast przekonywać się do niego, coraz bardziej mnie on odpycha!!
    Tylko to ff tak na mnie działa! o.O
    Oby kolejny był szybko <3 <3
    Ola.

    OdpowiedzUsuń
  5. Super *-* czekam na ko,ejny <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Harry w końcu dostał to czego chciał,ale Kath za to może wyjśc na zakupy
    Czy to jest az takie dobre wyjście ? Nie wiem
    Super rozdział ,życze weny i do następnego :** <3

    OdpowiedzUsuń