~Louis~
Wszedłem do domu na prawdę zmęczony. Katherina spała w szpitalu pilnowana przez Troya i Sama. Była bezpieczna.Nie miałem siły fizycznie, ale i psychicznie. Jakbym tylko wiedział jak nazywa się ten... ten skurwysyn. W więzieniu by go wykończyli.
Do salonu weszła moja dziewczyna. Musiała nie usłyszeć jak przyszedłem.
- Jezu - wystraszyła się widząc moją sylwetkę. - Czemu tak późno? - oplotła rękami mój pas.
- Jest w ciąży, byłem z nią w szpitalu, miała krwotok, ale już w porządku. Jest bezpieczna, słowo.
Odchyliła się i spojrzała na mnie zaskoczona. Od razu opuściła ręce.
- Myślę... - zawahałem się i przetarłem twarz dłonią -... myślę, że powinna z nami zamieszkać.
- Tak... Tak będzie lepiej. Masz rację - zgodziła się ze mną.
- Ona jest na prawdę w złym stanie - pocałowałem jej czoło.
- Szkoda mi jej - no i szklane oczy, a warga drżała.
- Nie becz mi tu. Już mi się to znudziło. Musisz być silna żeby jej pomóc.
I tak się rozpłakała. Westchnąłem głośno. Kath nie zasługiwała na to wszystko, ale wierzyłem, że maluch da jej radość.
- Idziemy spać - wziąłem małą na ręce i ruszyłem do sypialni.
- Dlaczego ty jesteś w stanie być idealnym mężczyzną, gotowym wskoczyć w ogień, a inni to takie skurwysyny? - jęknęła w moją szyję. - Kocham cię.
- Wiem, ja ciebie też. - położyłem ją i przykryłem. - Muszę wziąć prysznic. Pewnie kurwa tak długi, że zbankrutuje na rachunku za wodę. Śpij dobrze?
- Funt - mruknęła w poduszkę i zamknęła oczy.
- Możesz pomarzyć. - cmoknąłem ją w usta i poszedłem pod prysznic.
Stałem pod ciepłym strumieniem wody, odchylając głowę do tylu. Dwie ciężarne, jeden facet.
Położyłem się późno i od razu zasnąłem. Obudziłem się, gdy ktoś się mocno wtulał we mnie plecami. Moja dłoń automatycznie powędrowała na brzuch. Uśmiechnąłem się sennie. Moje maleństwo. Wiedziałem, że są najważniejsi na świecie. Są wszystkim.
Nigdy nie zamierzałem pozwolić, aby coś im się stało. To była moja rodzina.
Pocałowałem dziewczynę w szyję i mruczałem jej do ucha. Nie wiedziałem, czy robi to celowo, czy nie, ale dosłownie napierała na moje krocze.
- Kochanie... - to stawało się powoli problemem.
Odwróciła się do mnie. Poczułem usta na szyi.
- No cześć - owinąłem ręce wokół jej talii.
Usiadła mi na torsie. Przystąpiła do całowania. Uśmiechnąłem się oddając pocałunki. Zjechała niżej...Zsunęła moje bokserki całując brzuch.
Poprawiłem poduszkę pod głową i zamknąłem oczy. Zdecydowanie było mi bardzo dobrze.
Była zajebista we wszystkim co robiła. Nigdy nie narzekałem. Alicja była świetna w łóżku i liczyłem, że odczuwa taką rozkosz jak ja.
Powoli sprawiała mi przyjemność, chcąc żeby było mi lepiej. Gdy czułem, że jestem coraz bliżej, pociągnąłem ją go góry i pocałowałem wchodząc w nią.
Jęknęła głośno, wbijając palce w moje ramiona.
- Powiedz, że mnie kochasz - składałem pocałunki na całej jej szyi.
- Kocham cię... Bardzo Cię kocham.
- Pamiętaj, że też cię kocham.
Złożyłem na jej ustach pocałunek. Doszliśmy razem i położyłem się obok.
Oddychałem niespokojnie. Lubiłem takie poranki.
- Może zawiozę cie do Katheriny? Muszę wyjść, a jej pewnie przyda się rozmowa. Zwłaszcza z tobą. - zaproponowałem. Miałem naprawdę dosyć ważne sprawy.
Nie chciałem, aby siedziała sama. Ani jedna ani druga.
- Tak, tak. Ale miałam zamiar się przejść - podniosła się i poszła do łazienki.
- Zawiozę cie.
- Przejdę się!
- Nie!
- Ja i mój syn potrzebujemy świeżego powietrza!
- Ty i mój syn pójdziecie wieczorem na spacer.
Już mi nie odpowiedziała. Leniwie wstałem i założyłem ubrania. Musiałem dzisiaj zebrać chłopaków i wyjaśnić sprawę tego faceta.
Odwiozłem małą do szpitala i wróciłem do domu bo zapomniałem telefonu. Wychodząc zderzyłem się z... policjantem. Bardzo miła wpadka. Chyba zbladłem.
- Pan Tomlinson? - spojrzał na mnie. - Szukamy Katheriny Liverblood. Wczoraj nie było jej w domu, ojciec prosił o interwencje. Jest tutaj?
- Katherina jest w szpitalu - kurwa, co za ulga. - Miała krwotok.
Naprawdę serce biło w mojej klatce, tak szybko, jak nigdy. Gdyby się okazało, że przyszedł po mnie...Nie byłoby kolorowo, a argumentów na obronę bym nie miał. Każdy grzeszy...
Policjant pokiwał głową i zadzwonił gdzieś. Zrozumiałem, że mogę już jechać.Zamknąłem dom i ruszyłem do samochodu. Cały czas coś cholera. Mogę mieć przez dwa dni spokój? Jak nie wypadek, to co innego. Rozumiem, każdy ma problemy, ale ja nie chcę się denerwować wszystkim na raz.
Oparłem głowę o zagłówek, gdy zatrzymałem się na czerwonych światłach. Lou bez nerwów, bo ci żyłka pęknie.
- Dzięki. Nieźle się bawisz tam na górze, nie? - jakiś facet we mnie wjechał.
Uderzyłem rękoma w kierownicę. Jak nie pójdę dzisiaj na siłownię i się nie wyżyję, to popełnię morderstwo z okrucieństwem. W lusterku zobaczyłem Nialla.
Na jego twarzy mieszkała się złość i rozbawienie.
Zabiję go. Zjechaliśmy na pobocze. Pomachał mi jakimiś dokumentami.
- Co to?
Podszedł do mnie z tym swoim głupim uśmieszkiem. Miałem wbity zderzak. Czeka mnie wizyta u mechanika.
Podał mi dokumenty skazujący Harry'ego Stylesa.
- Przynajmniej tyle. - zacząłem to przeglądać.
Wszystko się zgadzało. Za co siedział, na ile i kogo skrzywdził. Miał 5 lat wyroku. No nieźle.
- No i pięknie.
Blondyn wzruszył ramionami i przeczesał włosy.
- Kupujesz mi za to auto - powiedział.
- Nie zaczynaj, dobrze radzę.
- Trochę się napracowałem - odkaszlnął i stuknął nogą w mój zderzak.
Potem ruszył do auta, żeby odjechać. Rzuciłem teczkę na tył samochodu i ruszyłem. Jeszcze do załatwienia spotkanie z chłopakami oraz zakupy. Duże zakupy. Będę musiał poprosić ich o pomoc. Przygotujemy sypialnię Kath oraz pokój dla mojego syna. Dlaczego chcę to zrobić wcześniej? Mam proste wytłumaczenie. Nigdy nie wiem co będzie jutro. Wolę być przygotowanym. Może to dziecinne, ale chcę żebyśmy byli szczęśliwi i zrobię wszystko by tak było.
Zawsze chciałem mieć rodzinę. Miałem prawie trzydzieści lat. Byłem dużo starszy od Alicji i zdawałem sobie sprawę, że nie będzie chciała ciągle siedzieć w domu. Jednak oboje cieszyliśmy się z tego dziecka i to nie była tragedia. A to, że Katherina urodzi trochę później to lepiej. Będą wychowywać się razem.
Z Troyem podjechałem pod centrum i weszliśmy do środka. Od czego ja mam zacząć? Chyba najpierw farby, potem mebelki. Pokój musiał być gotowy na wieczór. Taka niespodzianka. Ala jutro miała urodziny.
Weszliśmy w dział kolorowych kubełków i stanąłem jak głupi. Więcej kolorów to nie było? W końcu padło na liliowy. Dekoratorem wnętrz nie byłem, ale obraz białych mebli na tym kolorze jakoś przypadł mi do gustu.
- Louis, jak ty to zaczniesz malować to może nie wyjść stary - przyznał Tom, gdy kupowałem meble. - Wiesz, będzie się budziło w nocy, widzi takie ściany i już nie zaśnie.
- Zamknij się. Nie znasz się.
Pokiwał tylko głową, niosąc ze mną pudła.
- Jasne, pewnie, oczywiście.
- Szybciej - ponagliłem go.
Wywrócił oczami, a ja zakończyłem zakupy. To, to, to...Okay wszystko mam.
Cały dzień spędziłem w tamtym pomieszczeniu. Odłączyłem się od świata.
Byłem cały brudny. Nie przeszkadzało mi to. Słyszałem, że Ala już wróciła.
- Chwila prawdy... - mruknąłem do siebie. Zszedłem na dół i bez słowa wziąłem ją na ręce nie słuchając sprzeciwów.
Zaniosłem ją do pokoju i postawiłem na dywanie. Jeszcze idealnie było, ale zmierzaliśmy ku końcowi.
- Mów. - założyłem ręce na klatce czekając.
Rozejrzała się i powoli do mnie odwróciła.
- Obrzydliwy - patrzyła na mnie.
Kucnąłem i schowałem głowę między kolana.
- Zatrudnię dekoratorkę...
Zaczęła się śmiać i usiadła przede mną, głaszcząc mało widoczny brzuch.
- Cudowny kochanie. Jemu też się spodoba.
- Małpa.
Wyciągnęła do mnie obie ręce, uśmiechając się.
Przygarnąłem ją siadając z nią na kolanach. Rozglądała się i uśmiechała. Mi się podobało i widać, że dziewczynie też. A mój syn nie będzie wybrzydzał.
- Kocham cie słoneczko.
- O tak, ja wiem. Inaczej byś się w ogóle nie starał - poklepała mój policzek i dała buziaka. - Będziesz śpiewał naszemu synkowi?
- Zobaczymy.
- Żadne zobaczymy - zagroziła. - Zrobię jeść, a ty... a ty idź się wykąp.
- Ale ja wolę zostać z tobą.
- Dobra - powiedziała zadowolona.